Zełenski w Warszawie
Prezydent Ukrainy odwiedził Polskę na chwilę przed zapowiadaną od dawna kontrofensywą mającą przynieść rozstrzygnięcie w toczonej od ponad roku wojnie z Rosją. Jednakże komunikat jaki z niej wypłynął wykracza daleko poza perspektywę obecnego konfliktu.
06-04-2023
To jego pierwsza, oficjalna wizyta w naszym kraju od czasu pełnowymiarowej agresji Kremla w lutym 2022 roku. Podczas dwóch podróży zagranicznych do Niemiec i USA (pierwsza), oraz Wielkiej Brytanii, Francji i Belgii (druga), każdorazowo korzystał z podrzeszowskiego lotniska w Jasionce, na którym nieoficjalnie rozmawiał z prezydentem Andrzejem Dudą. Przy kawie, roboczo, bez oprawy medialnej.
Do grudnia 2022 roku ukraiński przywódca nie chciał opuścić ojczyzny. Powody są oczywiste. Działania wojenne i ostrzał zaplecza, trudna sytuacja wymagająca zachowania ciągłości komunikacyjnej ośrodków decyzyjnych, zagrożenie życia powodowane podróżą, która daje okazję do ataku lub zamachu itp. Stąd, jego peregrynacje do ostatniej chwili utrzymywane były w tajemnicy. Pierwszą podróż wymusiły okoliczności, potrzeba umocnienia amerykańskiego wsparcia. Druga, stanowiła powtórzenie schematu w stolicach zachodniej Europy w chwili, gdy początek zimy spowolnił dynamikę działań na froncie.
Podobna dyskrecja cechowała postępowanie Warszawy. Informacje na temat współpracy z Ukrainą przekazywane polskiej opinii publicznej przez nasz rząd były mocno ograniczone. Od samego początku wojny utrzymywano prawdziwy wymiar polskiego wsparcia w tajemnicy. Chodziło o bezpieczeństwo, wpisanie się w zachodnią doktrynę ograniczania potencjału eskalacyjnego konfliktu. Nawet NATO nie było pewne, czy przypadkiem nie dojdzie do ataku rakietowego na będące fundamentem logistycznym lotnisko w Jasionce. Jeśli czegoś się dowiadywaliśmy, to na podstawie kontrolowanych przecieków, lub enigmatycznych potwierdzeń. Z czasem, konsolidacja Zachodu i powodzenie wojenne oddaliły to zagrożenie, ale zmiana okoliczności tylko trochę poprawiła komunikację.
Tym razem było nieco inaczej.
Wołodymyr Zełenski przybył do Warszawy (05.04.2023) wraz z małżonką Oleną oraz liczną delegacją rządową. Wizytę zapowiedziano z wyprzedzeniem choć bez szczegółów harmonogramu. Oficjalna część rozpoczęła się od przyjazdu do Pałacu Prezydenckiego gdzie prezydenci odbyli rozmowę w cztery oczy, by następnie przejść w szerszy format obrad plenarnych delegacji. Po ich zakończeniu zorganizowano krótką konferencję prasową.
Zełenski dziękował Polsce za to, że nie pozwoliła na załamanie Ukrainy. W jego ocenie to przede wszystkim działania Warszawy przyczyniły się do uzyskania przez jego kraj statusu państwa kandydackiego UE. Dziękował za wsparcie wojskowe, medyczne, energetyczne i humanitarne. Zadeklarował, że polskie firmy odbudują szkołę, szpital i uniwersytet w Charkowie.
Prezydenci poruszyli temat wspólnej przyszłości, w tym zwłaszcza polsko-ukraińskiej granicy jako bariery, która w sensie ułatwień formalno-administracyjnych przestanie stanowić przeszkodę we wzajemnych kontaktach. W tym kontekście nadmieniono, że prace nad nowym traktatem międzypaństwowym trwają i są zaawansowane. Ma to być akt polityczny, który otworzy nowy etap relacji polsko-ukraińskich.
Panowie odwiedzili jeszcze wspólne forum biznesowe w Arkadach Kubickiego (podobno cieszące się ogromnym zainteresowaniem przedsiębiorców) oraz wolontariuszy i organizacje udzielające pomocy humanitarnej. W tym czasie prezydenckie małżonki realizowały swój własny program, spotykając się z lekarzami odpowiedzialnymi za leczenie ukraińskich żołnierzy i szkolenie medyków, odwiedzając oddział Caritasu i Muzeum Powstania Warszawskiego.
Ważnym etapem w napiętym terminarzu prezydenta Zełenskiego było spotkanie z premierem Mateuszem Morawieckim. To w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów podpisano kilka umów i memorandów, m. in. co do odbudowy ukraińskiej infrastruktury, rozwiązania problemu ukraińskiego zboża na polskim rynku, o współpracy PGZ z ukraińskim „Zavod Artem” w zakresie produkcji pocisków kal. 125 mm (stosowany w czołgach T-64/T-72/T-80), oraz dotyczących przekazania sprzętu wojskowego. Według wypowiedzi polskich oficjeli, Ukraina zakupi ze środków własnych, Unii Europejskiej oraz USA 150 transporterów Rosomak, 24 samobieżne moździerze Rak wraz z 12 wozami dowodzenia (3 KMO) oraz 100 wyrzutni Piorun.
Na konferencji pod budynkiem KPRM, na tle trzech Rosomaków z wieżami Hitfist, ukraiński prezydent nazwał pakiet „pokaźnym” wyrażając nadzieję, że pomoże ukraińskim żołnierzom w walce z Rosją. Oficjalnie, nie usłyszeliśmy niczego o dacie dostawy i warunkach zamówienia, choć rzecznik rządu Piotr Müller w późniejszej wypowiedzi dla Polsat News powiedział, że te kwestie będą jeszcze ustalane, a produkcja sprzętu „chwilę zajmie”. Dodał jednocześnie, że w międzyczasie „przekazywane jest uzbrojenie będące w naszych zapasach”. Poznaliśmy dokładną liczbę egzemplarzy, jednakże oszczędzono nam konkretów czasowych.
Nieco bardziej wylewny był prezydent Duda, który ujawnił kilka dodatkowych szczegółów dotyczących polskiej pomocy wojskowej. Dowiedzieliśmy się, że cztery myśliwce MiG-29 zostały przekazane Ukrainie już kilka miesięcy temu, kolejne cztery teraz, a sześć kolejnych jest przygotowywanych do przekazania. Pozostałe egzemplarze, biorą udział w misji Air Policing wobec czego muszą poczekać na zastępstwo (nowe maszyny), a później uzyskać formalną zgodę sojuszników (głównie USA) z uwagi na zamontowane w nich natowskie komponenty. W innej wypowiedzi prezydent potwierdził przekazanie „ponad 300” czołgów.
Kulminacyjnym momentem wizyty była wieczorna przemowa na dziedzińcu Zamku Królewskiego.
Na kilka godzin przed przemówieniem, Plac Zamkowy zaczął wypełniać się ludźmi. Na dziedziniec wpuszczono tylko limitowaną grupę Polaków i Ukraińców, a pozostali mogli oglądać wystąpienia na telebimach. Zaczął prezydent Andrzej Duda, transkrypcję zamieszczam poniżej.
Przemówienie skierowane było do Ukraińców. Padło w nim wiele słów uznania dla żołnierzy, społeczeństwa ale i dzielnych ukraińskich kobiet, w tym Ołeny Zełenskiej. Pochwały usłyszał też sam prezydent Zełenski (wcześniej otrzymał Order Orła Białego), nazwany „bohaterem” i „przyjacielem Polaków”.
„Ukraina pokazała całemu światu, że jest w stanie stawić czoło sąsiedniemu mocarstwu, państwu dużo większemu, teoretycznie dużo potężniejszemu niż ona. Putin nie osiągnął żadnego ze swoich strategicznych celów. Rosja poniosła i ponosi olbrzymie straty. To wielki sukces ukraińskiego państwa, ukraińskiego społeczeństwa i ukraińskich sił zbrojnych. „ – mówił Andrzej Duda.
Odniosłem wrażenie, że słowa te mają być też drogowskazem na przyszłość. Zestawione zostały z opisem polskiego wsparcia, braku wahania od początku wojny, żywej i powszechnej reakcji polskiego społeczeństwa. Padło wiele zapewnień o solidarności i ponadpartyjnym konsensusie wśród Polaków w stosunku do Ukrainy. O tym, że Warszawa gotowa jest do bycia liderem w przekazywaniu pomocy i łamaniu oporu innych sojuszników. Jednakże cała ta opowieść, przywołanie słów Lecha Kaczyńskiego, Jana Pawła II czy Tarasa Szewczenki, była w istocie deklaracją stanowiska politycznego, które czytam tak jak opiszę to poniżej.
Warszawa zakomunikowała wolę wejścia w alians z Kijowem. Głęboki polityczno-gospodarczo-wojskowy sojusz, który stanie się gwarantem nowego, powojennego ładu w regionie i kołem zamachowym jego rozwoju. Przeciwwagą dla zakusów neoimperialnej Federacji Rosyjskiej. Wspomniał o tym premier Morawiecki, a deklaracja na Zamku Królewskim dodała charakterystycznego dla głowy państwa patosu.
Co prawda, od pewnego czasu trwała na ten temat dyskusja ekspercka, szczególnie że pojawiały się przecieki ws. powstającego traktatu o wzajemnych relacjach, ale mimo wszystko jestem nieco zaskoczony bezpośredniością tego przekazu.
Prezydent Duda powiedział zupełnie otwarcie, że Polska nigdy nie zgodzi się na zmuszenie Ukrainy do podpisania niekorzystnego dla niej pokoju. Podkreślał, że tylko Kijów ma prawo decydować o sobie, a Polska zamierza udzielić w tym zakresie gwarancji. To ta ostatnia część wypowiedzi stanowiła nowy, istotny element naszej komunikacji strategicznej.
„Otóż ja Wam mówię: nie może być tak, jak dawniej! I nie będzie! Ukraina będzie sama decydowała o sobie! Teraz i zawsze! I my będziemy stali na straży tego, jako jej sąsiad.”
Równie mocno podkreślał, że zbudowane dzisiaj polsko-ukraińskie relacje, mimo ciągnącego się przez wieki ciężaru „kosztownych błędów” nie zostaną ponownie wykorzystane przez Rosję tak jak kiedyś przez zaborców. Zwracając się bezpośrednio do Moskwy zadeklarował, że nigdy już nie uda się jej skłócić Polaków z Ukraińcami. Odniósł się tym samym do intensywnej działalności dezinformacyjnej Rosji, a pośrednio także do sympatyzujących z nią grup w rodzaju środowiska „antywojennego” zgromadzonego wokół postaci Grzegorza Brauna czy objętego społeczną infamią dr Leszka Sykulskiego.
Aktywność tego typu agentów wpływu informacyjnego wzrosła w trakcie wizyty, ogniskując się na tradycyjnie głównym argumencie mającym podsycać wrogość między Polakami a Ukraińcami, czyli rzezi wołyńskiej.
Co prawda, ani Zełenski ani Duda nie wymienili w trakcie trwania wizyty nazwy „Wołyń” ale kilkukrotnie odnosili się do problemu „kwestii historycznych” deklarując pełną wolę współpracy i budowy relacji w oparciu o prawdę, choćby i trudną. Polski prezydent wspominał o żmudnej pracy w tym zakresie wykonanej choćby przez wspólne z Zełenskim odwiedzenie lwowskich cmentarzy Orląt i Strzelców Siczowych. Dosłownie o kwestii ekshumacji ofiar rzezi wspomniał za to premier Mateusz Morawiecki. Prezydent Zełenski miał zadeklarować (wg rzecznika rządu) niezwłoczne regulacje, które pozwolą na ich prowadzenie. Z podobną atencją potraktowano też kwestię ukraińskiego zboża, którego napływ na polski rynek stanowi dużo poważniejszy problem niż sprawy historyczne.
Obu stronom zależało bowiem na rozładowaniu wszelkich punktów zapalnych mogących kłaść się cieniem na wzajemnych relacjach. W jakimś zakresie to się udało, choć ukraiński prezydent jak ognia unikał retoryki, w której brałby odpowiedzialność, choćby tylko historyczną, za błędy przeszłości. Nie zaskoczyła mnie ta postawa, ponieważ taka jest oficjalna polityka informacyjna Kijowa czasów wojny, konsolidująca ukraińskie społeczeństwo obrazem „rycerzy bez skazy”. Od tej postawy nie ma wyjątków, choć być może nasze oczekiwania były większe.
W warunkach wojennych, w którym rosyjska propaganda z całą mocą próbuje wpływać na polską opinię publiczną, po to by powstrzymać absolutnie kluczowe dla Ukrainy wsparcie, zadanie to jest trudne. Pamiętajmy, że tak jak Polaków epatuje się uproszczoną wizją „banderyzmu”, tak samo rosyjscy propagandyści straszą Ukraińców utratą Lwowa i podległością „polskiemu panu”. Nieustannie powtarzane są też bałamutne oskarżenia o nazizm, zbrodnie na ludności cywilnej itp. cechy specyficzne dla samych Rosjan, mające utwierdzić ich w poczuciu wyższości i dogmacie wojny z „ukrofaszyzmem”.
To dobrze, że Warszawa sygnalizuje swoje potrzeby w sprawach historycznych, a Kijów się w nie wsłuchuje. Jednak odczarowanie najtrudniejszych kart historii będzie musiało poczekać na zakończenie konfliktu.
Niemniej, stopień zbliżenia między oboma państwami, sprzeciw wobec rosyjskiej agresji, instynktownie pojmowana racja stanu i wzajemna otwartość obu społeczeństw w sposób bezprecedensowy zakopały tradycyjne linie podziałów. Z oczywistych względów alians polsko-ukraiński stanowi ogromny ból głowy dla włodarzy Kremla.
To na tym elemencie, tej wojennej wspólnocie ducha przeciw imperialnej Rosji, zbudowana została narracja prezydenta Dudy.
– Wierzymy w was, w wasze zwycięstwo! – mówił
Zarysował tym samym perspektywę wspólnej, świetlanej przyszłości. Odbudowy zniszczonego kraju po zwycięskiej wojnie, powstałego z gruzów tak jak Warszawa. Lepszego, piękniejszego, należącego do Unii Europejskiej i NATO. Polskę kreował w tym zakresie na niezłomnego rzecznika Ukrainy na Zachodzie, partnera na którym można polegać i przyjaciela, który w tej odbudowie pomoże. Jeszcze podczas porannego spotkania w Pałacu Prezydenckim zapowiedział, że Warszawa będzie dążyć do pozyskania gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy na szczycie w Wilnie (lipiec 2023).
Przemawiający w następnej kolejności Wołodymyr Zełenski całkowicie wpisał się w narrację poprzednika. Serdecznie i wielokrotnie dziękował Polakom za wsparcie. Wyrazy wdzięczności skierował też bezpośrednio do Andrzeja Dudy i jego małżonki, premiera Morawieckiego, marszałków Sejmu i Senatu.
Przywoływał słowa Jana Pawła II o odnowie oblicza ziemi, oraz Jerzego Giedroycia o niemożności istnienia niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy. Zapewniał, że nie będzie żadnych podziałów między naszymi narodami, a wszelkie trudne kwestie, łącznie z bolesną historią zostaną rozwiązane. Wiele razy zrównywał rolę Polski i Ukrainy w starciu z Rosją, czyniąc z naszych współpracujących państw siłę, która na zawsze pokona jej imperialne zapędy i przywróci wolność Europie. W tym kontekście wspomniał Mołdawię, Gruzję i Białoruś, do których wolność ma powrócić po zwycięstwie w wojnie. Oficjalnie obiecując to o czym od dawna się mówi, że rosyjska porażka na Ukrainie doprowadzi do osłabienia wpływów Kremla w rosyjskim pograniczu, a to pociągnie za sobą cały szereg prodemokratycznych i prozachodnich zmian w regionie.
Mówił – To nasza wojna, którą razem wygramy i to będzie nasze zwycięstwo!
Słowa „braterstwo” i „ramię w ramię” padały wielokrotnie, choć prezydent wyraźnie zaznaczył, że nie chodzi o bezpośrednie zaangażowanie Polski w walkę tylko wsparcie kierowane dla Ukrainy. Wyraził nadzieję, że tak jak Warszawa doprowadziła do uruchomienia tzw. 'koalicji czołgowej’, tak samo uda jej się przekonać sojuszników do przekazania zachodnich samolotów bojowych. Każde wyzwolone miasto, w którym zawieszona zostanie ukraińska flaga, wzmacnia też polski sztandar. Cztery barwy, żółto-niebieska i biało-czerwona, pozostaną silniejsze od trójkolorowej flagi wroga – stwierdził.
To odmieniane przez wszystkie przypadki poczucie „braterstwa” nie mogło dziwić. Polskie zaangażowanie jest ukraińską „linią życia”. Bez niego kontynuowanie wojny stałoby się na dłuższą metę niemożliwe. Szczęśliwie dla Kijowa, Federacja Rosyjska sama zadeklarowała się jako zajadły wróg Zachodu zamierzający zupełnie dosłownie zniszczyć niezależność i podporządkować państwa naszego regionu, w tym Polskę. Stąd Ukraina stała się naszą tarczą chroniącą przed bezpośrednią rosyjską agresją, a jej wsparcie leży w żywotnym interesie narodowym.
Jednakże w konfrontacji z mocarstwem, bierna i reaktywna postawa to dużo za mało. Konieczna jest konsolidacja regionu, aktywność przekraczająca nasze granice, która pozwoli wyrugować rosyjskie wpływy odpychając je od Europy, o czym wspominali obaj prezydenci wraz z premierem. Rosyjska agresja stała się katalizatorem emancypacji tzw. „Międzymorza”. Przesunięcia się siły sprawczej Europy dalej na wschód, co już od pewnego czasu zauważają zachodni eksperci i komentatorzy. Czego nie widzą, bo też trudno to pojąć ludziom z zewnątrz, narody regionu instynktownie dążą do oparcia się o wspólne źródła historyczne, w tym mentalne, wspólne dziedzictwo Rzeczypospolitej.
Uśmiecham się do tej konstatacji, bo w komunikatach Warszawy wiele było elementów, które poruszyłem w tekście „Husaria Międzymorza” napisanego pod koniec 2019 roku dla Instytutu Nowej Europy. Kto by pomyślał, że ten ogólnie rozumiany koncept zyska nowe życie dzięki brutalnej rzeczywistości, która odarła mieszkańców naszego skrawka Europy ze złudzeń? W tym ujęciu, postrzeganie świata przez Warszawę nie uległo przez tych kilka lat aż tak dużemu przeobrażeniu, jak to co dokonało się w Kijowie. Uważam, że słowa prezydenta Wołodymyra Zełenskiego wykraczają daleko poza polityczną poprawność. Poza puste gesty kierowane wobec kluczowego partnera. A to oznacza zmianę w wymiarze strategicznym i długofalowym.
Historia bowiem nie skończy się po bitwach pancernych rozegranych na zaporoskich stepach.
Wojna nieuchronnie zbliża się do końca (patrz „Gra o wszystko” 10.02.2023) i pojawia się w związku z tym konieczność ustabilizowania regionu. Nowa architektura bezpieczeństwa musi być na tyle stabilna, aby wyeliminować ryzyko kolejnego starcia w przyszłości. Jednocześnie decyzyjność w tej sprawie musi pozostać przy nas. Jak uczy historia, pozostawienie Ukrainy samej wobec agresji 2014 roku, okazało się ogromnym błędem, który doprowadził do jej zwiększonego wymiaru w lutym 2022 roku. Błędem Zachodu, nie naszym.
Federacja Rosyjska w sposób otwarty zadeklarowała swoje wrogie zamiary mające charakter doktrynalny, a skoro tak, to jej powstrzymanie musi być permanentne. W tym kontekście sojusz polsko-ukraiński z silnym zachodnim (amerykańskim, choć nie tylko) wsparciem stanowić będzie przeciwwagę dla rosyjskiego imperializmu. Jego brak pozwoli Rosji na odbudowę i ponowną agresję, już o dużo większej skali.
Cieszę się, że wykonujemy ten krok, choć wymaga on nie tylko odwagi, ale też rozwagi. W nadchodzących miesiącach musimy realizować strategię, która wzmocni naszą pozycję w kolejnych dekadach. Wbrew malkontenctwu, taka postawa jest dla nas jedyną drogą postępowania. Federacja Rosyjska jest obecnie słaba, tkwiąca na skraju załamania. Państwa Zachodu straciły zaś moralne prawo do reprezentowania naszego regionu. Ukraina chce z nami w tym dziele aktywnie współdziałać. Budować wspólną przyszłość w oparciu o połączony potencjał naszych „wielkich narodów”. Trudno o lepsze warunki do budowy podmiotowości. Za taką wizję trzymać będę kciuki, licząc na jej powodzenie i mam nadzieję, że polska i ukraińska klasa polityczna sprostają temu niełatwemu zadaniu.
W tym kontekście, dziejowej zmiany, podpisanie przez polski przemysł zbrojeniowy rekordowych kontraktów czy uzyskanie pierwszeństwa w odbudowie Ukrainy stanowi jedynie miłe początki i dobry prognostyk na przyszłość.
Materiały:
Transkrypcja przemówienia wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy
Transkrypcja przemówienia wystąpienia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego (ang.)
Husaria Międzymorza – artykuł dla Instytutu Nowej Europy
Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra
0 komentarzy