Zełenski przeciw Polsce?
20-09-2023
Podczas wystąpienia w na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział:
„Zatrważające, że niektórzy z naszych przyjaciół w Europie grają solidarnością w teatrze politycznym robiąc dreszczowiec ze sprawy zboża. Może się wydawać, że grają własne role, a tak naprawdę szykują scenę dla aktora z Moskwy.”
Fragment zacytowany też został na oficjalnym profilu prezydenta, przy czym warto zauważyć, że wypadło z niego słowo „przyjaciele”.
Wystąpienie potraktowane zostało w Polsce jako bardzo dosłowne oskarżenie o świadome sprzyjanie Moskwie. Odebrano je jako rażącą niewdzięczność wobec bezinteresownej pomocy Polski i Polaków niesionej od samego początku nowej fazy wojny między Rosją a Ukrainą.
Tylko czy takie zdanie faktycznie padło?
Lakoniczność sformułowań i rozbudowana metafora utrudniła interpretację. Wiadomo, że chodzi o eksport zboża, w domyśle o embargo ustanowione jednostronnie przez Polskę, Słowację i Węgry po tym jak Komisja Europejska zniosła obowiązujący od maja 2023 roku zakaz. Polska i Węgry rozszerzyły listę zakazanych produktów, Słowacja zostawiła sprawy bez zmian.
Dla przypomnienia, „wojenny” import ukraińskiego zboża wymknął się spod kontroli na wiosnę 2023 roku tworząc chaos na rynkach wewnętrznych członków UE sąsiadujących z Ukrainą. Złe przygotowanie procedur, brak nadzoru, wreszcie biznesy kręcone przez kilka osób w Polsce oraz nadchodzące wybory sprowokowały rząd do gwałtownej reakcji. O ile mi wiadomo – bez konsultacji, czy nawet uprzedzenia władz w Kijowie.
Po wprowadzeniu zakazu importu przez pięć państw (Polskę, Słowację, Węgry, Bułgarię i Rumunię) KE została zmuszona do uregulowania sytuacji i udrożnienia tzw. korytarzy solidarności, którymi szedł tranzyt zboża. Obecnie Komisja uznała, że wszystkie procedury zostały już poprawione, a sytuacja unormowana wobec czego nie widzi sensu w przedłużeniu zakazu, choć zasygnalizowała, że gotowa byłaby go przywrócić gdyby ponownie doszło do komplikacji na rynku wewnętrznym. Argumentem jest tutaj niezmiennie trudna sytuacja toczącej wojnę Ukrainy.
Tymczasem pięć państw było innego zdania, ale tylko dwa (Rumunia i Bułgaria) poddały się decyzji Komisji. Warszawa spodziewała się innej i jeśli wierzyć komentarzom udzielanym mediom, została zaskoczona. Doszło do tego w apogeum kampanii wyborczej, gdy głosy rolników mają znaczenie, a zboże to oręż, któremu nieodzownie towarzyszą oskarżenia o uległość wobec Ukrainy. Trudno się dziwić, że politycy PIS postanowili przedłużyć zakaz.
Co ciekawe, w podobnej sytuacji znajduje się Słowacja, tam także nadchodzą wybory parlamentarne (nawet wcześniej niż u nas bo 30 września), a liderem sondaży jest prorosyjski i antyukraiński Robert Fico wraz z partią Smer. Naturalnie, aktualny rząd nie chciał dawać mu pożywki w kampanii toteż z premedytacją przedłużył zakaz.
Ostatnim państwem są Węgry. W tym przypadku niewiele jest do tłumaczenia. Premier Wiktor Orban dał się poznać jako sojusznik Moskwy, który nie przepuści żadnej okazji do grania do tej samej co ona bramki. Nic dziwnego, że mając za tarczę Polskę i Słowację, jeszcze podbił stawkę zwiększając listę o 20+ produktów, których import jest zakazany.
Inaczej postąpiła Rumunia, która zawarła z Ukrainą bilateralne porozumienie mające uregulować zasady importu zboża. Na czas ustalania szczegółów umowy (30 dni) Kijów zgodził się zawiesić eksport, choć strony zostawiły sobie możliwość jego przywrócenia po złożeniu wniosku, gdyby sytuacja na ukraińskim rynku uległa nieoczekiwanemu pogorszeniu. Bukareszt wyjątkowo sprytnie uniknął konsekwencji niesionych przez decyzję Komisji, przy jednoczesnym zachowaniu dobrych relacji z Kijowem. Iście salomonowe wyjście.
Oczywistym jest, że sprawa importu zboża wymaga uregulowania oraz nadzoru, za co odpowiedzialna jest też sama Ukraina. Niemniej, poprzedni kryzys został zażegnany w drodze wielostronnych ustaleń i przekonany jestem, że gdyby nie bliskie wybory parlamentarne, władze w Warszawie szukałyby kompromisu.
Mając powyższe na uwadze, uważam że przedłużenie zakazu miało charakter polityczny.
Być może KE wiedziała, co spowoduje jej decyzja, może nie. Faktem jest, że świadomie lub nie, znosząc zakaz przy okazji wysadziła polsko-ukraińskie relacje w powietrze.
I tak dochodzimy do przemowy.
Znając całe tło wydarzeń łatwo dostrzec, że „europejscy przyjaciele” grający w „gry polityczne” to nie Polacy, ale też np. Węgrzy, ale przede wszystkim *nie* obywatele czy kraje, ale konkretni politycy, bo też kto lepiej pasuje do tego opisu niż premierzy Orban czy Morawiecki?
Tymczasem w naszym komentariacie zapanowała histeria. Na wyrywki krzyczano o tym jak to Ukraińcy plują nam w twarz!
A przecież nic podobnego nie padło. Dotknięci mogli się poczuć wspomniani wyżej panowie, albo prezydent Duda, bo to do nich – aktorów „politycznych” – skierowane były te słowa!
Do podgrzania atmosfery wykorzystano też kolejne dość swobodne interpretacje, np. tę o ostentacyjnym wyjściu Zełenskiego z sali obrad przed przemową prezydenta Dudy.
Starałem się sprawdzić temat i doszedłem do wniosku, że ukraiński prezydent wyszedł zaraz po przemówieniu Joe Bidena, po którym występowali jeszcze prezydent Kolumbii a następnie król Jordanii. Jako czwarty przemawiał prezydent Polski. Prezydent Zełenski miał wrócić na salę dopiero przed swoim wystąpieniem – czternastym w kolejce (jeśli tak nie było, to proszę o nagranie).
Łatwo się domyślić, że na forum ONZ trwają liczne spotkania za kulisowe. Czasu mało, okazji takich jak ta niewiele. W dodatku samo wystąpienie także wymagało przygotowania. Kto kiedyś występował publicznie ten wie o co chodzi.
Jeśli już szukamy symboli i gestów, to było nim odwołanie zapowiadanego wcześniej spotkania w kuluarach Duda-Zełenski. To jednak co innego niż pokazowe opuszczenie sali obrad, co zdarza się dość rzadko.
Oczywiście nie można ignorować faktu, że zgrzyty w relacjach trwały już wcześniej. Symboliczne znaczenie ma wprowadzenie przez Kijów zakazu importu polskich warzyw i owoców. Bardziej konkretne, złożenie skargi do WTO, co jednak nie jest w tej sytuacji czymś niespotykanym, od tego taki arbitraż jest, a oba ruchy stanowiły jedynie odpowiedź.
Polsko-ukraiński spór handlowy stanowi znakomitą pożywkę dla wszystkich, którym zależy na łamaniu tej współpracy i relacji, także (a może głównie) społecznych. Przede wszystkim samej Rosji i to jest fakt, który łatwo sprawdzić.
Ubolewam, że dajemy się rozgrywać takim graniem na emocjach, czy to w polityce krajowej, gdzie różne resentymenty są walutą wyborczą, czy w międzynarodowej, w której dojrzałość i rozsądek powinny stanowić podstawę działania. Decydują bowiem o jego skuteczności.
Nie mogę też przejść do porządku nad lekkością z jaką kształtuje się narrację medialną, w dobrej lub złej wierze, podburzając tłum do palenia czarownic. Można i trzeba mówić o sprawach ważnych otwarcie, ale nie uciekać w sensację. No chyba, że nie potrafi się panować nad emocjami.
Temat jest wielowymiarowy, a nie czarno-biały. Polityka Kijowa względem Polski jest moim zdaniem błędna, a sama komunikacja pozostawia bardzo wiele do życzenia, ale to nie znaczy, że Polska nie popełnia błędów w tej relacji. Nie chodzi tu o symetryzm, tylko o rozsądek. Tak, także ten który nakazuje wymagać wzajemności od Ukrainy.
Mam wrażenie, że zarówno polscy jak i ukraińscy politycy nie dorośli do zadania jakie przed nimi stoi. Oba kraje mają swoje interesy. Dojście do porozumienia jest trudne, bo często są one wzajemnie sprzeczne.
To jednak nie powód do histerii i rwania szat.
Mam nadzieję, że tym wpisem nieco ostudzę emocje, które dobre są w miłości, ale rzadko w polityce.
Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/
1 komentarz
Michał Sykutera · 2023-10-04 o 17:10
Zgadzam się w pełni. Wydaje mi się, że bardzo istotny, ale często pomijany, jest aspekt psychologiczny – otóż wydaje mi się, że elity Ukraińskie są sfrustrowane konfliktem z Rosją – nie idzie on po ich myśli i wygląda na to, że przedłuży się na kolejne kilka lat. I to się niestety udziela politykom ukraińskim.