Zaćmienie umysłu
Masowe protesty, a w ich tle płonące samochody, rabowane sklepy i pomniki zrzucane z postumentów. To co zaczęło się w USA, prędko rozlało się także na niektóre inne kraje Zachodu. Tak oto ruchy społeczne nawołujące do równości i sprawiedliwości stały się częścią eksplozji anarchii, dewastacji i łamania porządku prawnego. A to wszystko w czasie nadal trwającej epidemii. Czy Ameryka oszalała?
Podsumowanie artykułu:
- Fala protestów w USA niesiona jest siłą pandemicznej frustracji, ale jej prawdziwe źródła są bardziej złożone niż konflikt rasowy, to m.in. niewydolność strukturalna państwa, ideologiczna wojna kulturowa, bieda, zadłużenie.
- Wydarzenia te zwiastują głęboki kryzys amerykańskiej państwowości, który trwać będzie w swojej ostrej fazie co najmniej do listopadowych wyborów prezydenckich (a pewnie dłużej).
- Ameryka w końcu się zreformuje i powstanie wzmocniona, ale nim to nastąpi czeka nas okres jej osłabienia i agresywnej ekspansji pozostałych mocarstw: Chin i Rosji.
- Podobne trendy dotykają Europę, stąd szczególną uwagę zwrócić należy na naszą krótkookresową politykę bezpieczeństwa, która w większym stopniu powinna zwrócić się ku naszym geograficznym sąsiadom (Szwecja i Niemcy).
Spis treści:
I. Historia przemocy.
II. Skomplikowana sytuacja.
III. Zabawa z ogniem.
IV. Podsumowanie.
Rozprzestrzenianie się buntu społecznego w różnych rejonach świata, przybierającego formę masowych, często bardzo gwałtownych protestów zaczęło się jeszcze w ubiegłym, 2019 roku. Wiadomo było, że z wielu przyczyn (głównie ekonomiczno-społecznych) trend ten będzie kontynuowany i rozszerzy się na kolejne państwa (2020: Nowa Era). Fala ulicznych zamieszek dotarła do USA na krótko po zniesieniu kwarantanny związanej z pandemią COVID-19, a jej gwałtowność zaskoczyła władze stanowe, które nie potrafiły opanować sytuacji. Pozornie chodzi w niej wyłącznie o dyskryminację czarnoskórych obywateli. Problem jest jednak znacznie głębszy i ogólnospołeczny. Powszechna frustracja będąca bezpośrednim skutkiem długotrwałego „lock-downu” (choć jej źródeł należy upatrywać jeszcze w Wielkiej Recesji 2007-2009), została wykorzystana do destabilizacji sytuacji wewnętrznej kraju, nałożyła się też na tzw. „wojnę kulturową” (ścieranie się światopoglądu konserwatywnego z liberalnym), prezydencką kampanię wyborczą i skomplikowaną sytuację społeczną Amerykanów.
I. Historia przemocy
Kwestia amerykańskiego rasizmu to temat rzeka. Z jednej strony USA to kraj o niemalże nieograniczonej wolności obywatelskiej, z drugiej pozostaje spętany historią i federalną strukturą władzy. To państwo, które w imię haseł nawołujących do abolicji niewolnictwa pogrążyło się w krwawej wojnie domowej, choć przez następnych sto lat nie zdobyło się na to, by doprowadzić do równouprawnienia politycznego obywateli o innym kolorze skóry niż biały. Na ironię zakrawa fakt, że do aktów dyskryminacji rasowej dochodzi tam nadal, mimo że od dawna nie istnieją żadne obostrzenia prawne mogące skutecznie powstrzymać m.in. czarnoskórych obywateli przed awansem społecznym (czego najlepszym dowodem był 44 prezydent USA).
Dzisiaj problem z pozycją amerykańskich Murzynów nie jest bowiem natury czysto rasowej, a raczej mentalno-społecznej. W dodatku silnie zróżnicowany zależnie od stanu. Przede wszystkim zaś, chodzi o zapętlenie: dziedziczenie biedy oraz zgubne skutki powszechnego dostępu do broni. Liczne badania udowadniają, że bieda prowadzi do przestępczości, natomiast łatwy dostęp do broni oznacza możliwość jej użycia przez byle kieszonkowca. To z kolei wymaga od służb porządkowych kompletnie innego sposobu działania niż ma to miejsce w Europie. Takiego gdzie użycie broni palnej staje się codziennością, co z kolei radykalnie zwiększa ryzyko wystąpienia ofiar śmiertelnych. W 2017 roku w wyniku postrzału straciło życie niemal 40 000 Amerykanów (12.21/100 000 obywateli), dla porównania w Polsce w tym samym roku było to ok. 36 osób (~0.10/100 000 obywateli wg danych KGP).
Potomkowie biednych niewolników, pozostają biedni, źle wykształceni i bez mentalnych narzędzi umożliwiających zmianę tego stanu rzeczy (oczywiście nie wszyscy, jednakże nadal zbyt wielu). Zgodnie z prawidłami socjologicznymi niezależnymi od koloru skóry, ludzie ci żyją wśród sobie podobnych, w zamkniętych społecznościach, parając się nisko płatnymi pracami, dla których atrakcyjną alternatywą jest działalność przestępcza. To jest właśnie trudna do rozerwania pętla. Pomóc w tym mogą działania rządów stanowych lub federalnego, jednakże nie w sytuacji gdy adresat pomocy jest nastawiony do niej wrogo, lub gdy budżet nie przewiduje środków ani nie ma planu np.: aktywizacji zawodowej. Naturalnie, pandemiczna depresja ekonomiczna i masowe zwolnienia pracowników niewykwalifikowanych tylko pogorszyła ten stan rzeczy. Gdzie dochodzimy wreszcie do wymiaru praktycznego problemu, który objawił się ostatnio w mieście Minneapolis.
Bezpośrednim przyczynkiem do wzniecenia protestów było domniemane uduszenie czarnoskórego Georga Floyda przez białego policjanta Dereka Chauvina w dniu 25 maja 2020 roku, które to zdarzenie uwiecznione zostało na telefonach komórkowych przechodniów. Filmiki dokumentujące tę fatalną policyjną interwencję natychmiast rozprzestrzenione zostały w Internecie doprowadzając do powszechnego wzburzenia. Nic dziwnego, zachowanie funkcjonariusza nosiło wszelkie znamiona intencjonalnego mordu. Co szczególnie wstrząsające, dokonanego na oczach gapiów, którzy na ile mogli próbowali interweniować, zostali jednakże powstrzymani przez pozostałych, obecnych na miejscu policjantów. Grozy sytuacji dodały także słowa samej ofiary, aż do chwili śmierci błagającej o życie i możliwość zaczerpnięcia tchu. Nagrania pokazują, jak mimo ewidentnego ustania funkcji życiowych zatrzymanego, Chauvin nadal przyduszał go kolanem do ziemi. Niewiele zmienia tu fakt, że jak ujawnił koroner – Floyd był pod wpływem środków odurzających fentanylu i metaamfetaminy. Wiadomo też, że w przeszłości został skazany za napad rabunkowy z bronią w ręku odbywając karę czterech lat więzienia, a obaj panowie prawdopodobnie znali się wcześniej z klubu, w którym dorabiali w roli wykidajłów. Fakty te, stanowią znakomitą ilustrację stopnia skomplikowania omawianego problemu społecznego – nie wszystko jest takie jakim się zdaje.
Nie było to pierwsze tego typu zdarzenie. Zabójstwa czarnoskórych obywateli przez funkcjonariuszy policji nie są w USA niczym nowym. Do podobnych, mniej lub bardziej kontrowersyjnych sytuacji (chodzi o przypadki gdy zatrzymany nie był uzbrojony) dochodziło kilkukrotnie w ciągu ostatnich lat. Po jednym z nich utworzono ruch Black Lives Matter (dosłowne tłum. „życie czarnych ma znaczenie”), który w zaledwie kilka lat (powstał w 2012) z luźnej, opartej o media społecznościowe doraźnej inicjatywy obywatelskiej, przekształcił się w skonkretyzowany i medialnie wpływowy ruch polityczny zrzeszający kilkadziesiąt różnych organizacji. Jego głównym motywem jest sprzeciw wobec tzw. policyjnej brutalności, wymierzonej w czarnoskórych Amerykanów (wg deklaracji zawartych na stronie ruchu). Z czasem do postulatów BLM dołączyły hasła o równości rasowej i klasowej, inkluzywności, zadośćuczynieniu za niewolnictwo, tezy feminizmu tzw. trzeciej fali i wolnościowe LGBT. Należy także zauważyć, że luźna struktura organizacyjna BLM oparta jest w swojej formie o newage`owy miks idei komunistycznych i komunitarnych, odwołujących się zarówno do lokalnych wspólnot (w rozumieniu samorządów) jak i wyrażających sprzeciw wobec struktur państwowych i stanowych. To oznacza brak jednolitego przywództwa i działanie w oparciu o konsensus poszczególnych „komun” (na ofic. stronie BLM użyto określenia „towarzysze” – „comrades”), gromadzących się głównie w ważnych sprawach. Wtedy, gdy do osiągnięcia są cele zbieżne dla wszystkich grup. Z tego powodu BLM działa nieco w oderwaniu i w kontrze do dominujących sił politycznych (Demokratów i Republikanów), odcina się także od starych ruchów emancypacyjnych, zbyt dla nich „konserwatywnych”. Nie ma też poparcia wszystkich Afroamerykanów.
BLM jest twarzą amerykańskich protestów odbywanych aktualnie pod hasłem m.in. „I can’t breathe” („Nie mogę oddychać”) – ostatnich słów umierającego Georga Floyda. Mimo idealistycznych pobudek, charakter i silnie lewicowa ideologia BLM w połączeniu z antysystemowością stanowi także doskonały punkt zaczepienia dla wszystkich organizacji mających dużo mniej pokojowe zamiary, jak choćby anarchistyczna Antifa. Luźna struktura oznacza brak kontroli i możliwości wpływania na poszczególnych członków ruchu, których przynależność do BLM pokrywa się z udziałem np. w radykalnych bojówkach. Logicznym jest, że nawet jeśli środki realizacji różnią się – ich cel pozostaje zbieżny. Niemniej, trudno rozstrzygnąć stopień udziału Antify lub innych grup w poszczególnych protestach, jako że bardzo szybko do zamieszek dołączyli też zwykli chuligani, złodzieje, gangi oraz radykalne organizacje quasi-prawicowe (tzw. boogaloo).
Gdzie dochodzimy do kolejnej kwestii.
II. Skomplikowana sytuacja społeczna
Pokolenie młodych, 20-30 letnich Amerykanów stanowiących zdecydowaną większość manifestantów, dorastało i żyje w innym świecie niż ich rówieśnicy o dwie dekady wcześniej. Stany Zjednoczone przeszły długą drogę od początku lat 90`tych XX wieku, w ramach kolejnego historycznego cyklu odchodząc od konserwatyzmu w stronę liberalizmu, a dalej wyraźnie lewicujących poszukiwań bezpieczeństwa socjalnego na wzór europejski. Post zimnowojenny zeitgeist sprzyjał rozluźnieniu i pokojowej koegzystencji w nowym globalnym ładzie, a to bardzo szybko stworzyło doskonałe warunki do rozwoju wszelkich idei wolnościowego postępu. Gdy „imperium zła” zostało pokonane, nie istniał żaden mogący równać się mocy USA wróg zewnętrzny, pozostał już tylko jeden cel zapisany nawet w ustawie zasadniczej – szczęśliwe życie, praca, samorealizacja, budowa statusu etc. Dwie kadencje Billa Clintona nadały kierunek zmianom socjalnym (np.: reformy służby zdrowia, wprowadzenie urlopu zdrowotnego i macierzyńskiego) i światopoglądowym (m.in. poluźnienie prawa aborcyjnego, dopuszczenie osób orientacji homoseksualnej do służby wojskowej), którego nie przerwały (a wręcz z uwagi na liczne kontrowersje i problemy ekonomiczne – wzmocniły) kolejne dwie George’a W. Busha. Kropkę nad „i” postawił Barack Obama, pierwszy czarnoskóry prezydent, a jednocześnie (w skali amerykańskiej) postępowy socjalista i liberał. Jego reforma systemu ubezpieczeń zdrowotnych tzw. Obamacare, czy radykalne zwiększenie praw społeczności LGBT miały fundamentalne znaczenie dla krajowego dyskursu.
Debatowano więc nad równouprawnieniem i bezpieczeństwem socjalnym, rozmyślano o przyszłości nie tylko na łamach prasy, w Internecie i w programach telewizyjnych, ale też na amerykańskich uczelniach, które z wolna popadały w kaftan politycznej poprawności w miarę jak profesorowie i studenci o lewicujących zapatrywaniach politycznych zaczęli stanowić o ich profilu, zwłaszcza na kierunkach humanistycznych i związanych ze sztuką (źródło). W ten sposób stworzono podwaliny pod wychowanie nowego pokolenia, którego światopogląd kreowano w oparciu o dogmatyczny spór między prawą a lewą stroną. Prowadzenie debaty akademickiej stało się albo bardzo trudne, albo wręcz niemożliwe. Terroryzowanie i rugowanie profesorów nie tylko o prawicowych czy libertariańskich zapatrywaniach, ale także tych, których wnioski płynące z badań nie pasowały do obowiązujących tez, stało się coraz częstsze co prowadziło do skutecznego ich zastraszenia (przykłady: Charles Murray w 2017, profesor z Berkeley w kontekście BLM), a podobne odczucia mieli też sami studenci.
By nie być gołosłownym przytoczę jeden tylko neutralny raport z 2017 roku, którego autorzy podają iż średnio ponad 1/3 studentów dokonuje autocenzury i boi się dzielić opiniami na forum klasowym, przy czym znacznie większy procent obaw zanotowano wśród osób o poglądach konserwatywnych niż liberalnych (ponad 20 punktów różnicy). Polaryzacja poglądów doprowadziła też do powstania radykalnych grup, z jednej strony anarchistów, a z drugiej np.: libertariańskiej milicji (wspomniani „boogaloo”). Zresztą, podobny konflikt między tradycyjnym konserwatyzmem a liberalizmem światopoglądowym trwa w Europie, co niesie porównywalne skutki dla sporu w podzielonym społeczeństwie (o czym pisała swego czasu Chantal Delsol na łamach „Wszystko Co Najważniejsze”). W Stanach, miał on jednak jeszcze jeden wymiar – ekonomiczny.
Od wielkiego kryzysu finansowego lat 2007-2009 wiadomo było, że amerykański system społeczno-polityczny oparty o – w dużym skrócie – nieskrępowaną niczym możliwość spełnienia „american dream”, przeżywa poważny kryzys. Klasa średnia wyraźnie straciła część swoich dochodów, a te niższe miały coraz większe trudności w przełamywaniu barier społecznych i coraz bardziej krętą ścieżkę prowadząca do społecznego awansu. Białe kołnierzyki (pracownicy umysłowi) tracili wskutek kryzysów finansowych oraz redukcji związanych m.in. z outsourcingiem (ich pracę wykonywał ktoś inny za granicą w sposób zdalny). Niebieskie kołnierzyki (pracownicy fabryk), poprzez offshoring – przenoszenie produkcji do Azji. Jednocześnie, w sposób zupełnie wyraźny rosły zyski korporacji oraz najbogatszych. Kształtowanie wzrostu gospodarczego w oparciu o nienasyconą konsumpcję przy jednoczesnej liberalizacji polityki kredytowej co prawda dźwignęły gospodarkę z kryzysu, ale toksyczne kredyty hipoteczne zastąpiły pożyczki konsumenckie i studenckie. Tymczasem przeciętny Amerykanin zarabiał gorzej niż kilka lat wcześniej, nawet jeśli wziął 20-letnią pożyczkę na opłacenie studiów. Dyplom nie tylko nie gwarantował mu lepiej płatnej pracy, ale przyczyniał się do pogorszenia sytuacji majątkowej. Papier ten nie przedstawiał sobą wartości, skoro po jego otrzymaniu absolwent zarabiał tyle samo, co pracując „na zmywaku” w trakcie studiów. Pauperyzacja społeczeństwa nałożyła się też na problemy finansowe państwa. Psującą się, nie reperowaną infrastrukturę dróg i mostów, likwidację połączeń komunikacji publicznej, co pośrednio przyczyniało się do likwidacji miejsc pracy, oraz rosnącego wykluczenia społecznego osób nie posiadających własnego środka transportu, wyludniania się całych dzielnic i miast (np.: Detroit). Jednocześnie słabnięcie wiary w „amerykańskie marzenie” nie wytrzymywało konfrontacji z bezpieczeństwem socjalnym Europy (które w ramach postępującej globalizacji stawało się dla Amerykanów coraz bardziej oczywiste). Tym bardziej, że marzenia o opiekuńczej roli państwa rozbudził jeszcze prezydent Obama, a Donald Trump oficjalnie potwierdził jak słabe są obecnie USA i jak bardzo potrzebują wewnętrznej odbudowy („Make America Great Again”). W ten sposób poczucie potrzeby zmiany wśród obywateli amerykańskich stało się powszechne i silne. Dość obszernie i proroczo (książka ukazała się w styczniu 2020 roku) pisze o tym George Friedman w książce „The Storm Before the Calm: America’s Discord, the Coming Crisis of the 2020s”. Autor nie tylko tłumaczy opisane wyżej zagadnienie, ale też zwraca uwagę na fakt, że Stany Zjednoczone jako sztuczny, wymyślony twór państwowy podlega cyklicznemu procesowi, w którym raz po raz wzrasta, by chwilę później implodować. Friedman tłumaczy to tym, że Amerykanie są wiecznymi poszukiwaczami odpowiedniej formy istnienia. Gdy jakaś formuła państwowa działa, eksploatują ją tak długo aż okaże się nieefektywna. Wtedy następuje kryzys i fundamentalna zmiana, po której proces wzrostu rozpoczyna się na nowo.
Tak zróżnicowany wewnętrznie kraj jak USA od dawien dawna opierał swoją siłę na równości szans i jasnych regułach gry społecznej. Wola i ciężka praca jednostki w zasadzie gwarantowały możliwość godnego życia i awansu, jeśli nie rodzicom, to z całą pewnością ich dzieciom. Brak możliwości realizacji tych zapisanych przecież w Konstytucji praw, uznane zostało za złamanie kontraktu społecznego łączącego władzę z suwerenem. Stąd antyestablishmentowy bunt stał się poważnym zagrożeniem dla spójności państwa i stabilności władzy politycznej. A sytuacja jest tym groźniejsza, im bardziej poszczególni politycy dolewają oliwy do ognia, grając na obywatelskich emocjach w celu realizacji swoich doraźnych partyjnych celów. To wymarzone warunki do przemyślanej polityki dezinformacyjnej, której celem jest pogłębienie podziałów i destabilizacji państwa.
III. Zabawa z ogniem
To co dzieje się w USA, to nie są przelewki. Polaryzacja polityczna i ideologiczna uniemożliwia dialog, a rewolucyjny zapał ruchów obywatelskich działa w tym przypadku niczym ogień na wiechciu słomy problemów społecznych. Tego nie da się w prosty sposób powstrzymać. Sytuację pogarszają też przeszkody administracyjno-polityczne i gra mocarstw.
Po pierwsze, jedną z przyczyn jest złe wyszkolenie policji. Aby zostać policjantem w USA należy średnio zaliczyć nieco ponad 600 godzin szkoleń, podczas gdy w Polsce jest to 1123 godzin lekcyjnych. Funkcjonariusze często używają broni nawet w sytuacji, która nie wymaga takich środków. Gdy strzelają, celują tak by zabić. Ich odpowiedzialność jest często minimalizowana, a same procedury niewiele mają wspólnego z humanitaryzmem (np.: obowiązkowe skuwanie zatrzymanego, nawet gdy został postrzelony lub w ewidentny sposób nie wykazuje już funkcji życiowych – bez udzielania pomocy medycznej). Ewidentnie też, stosowanie procedur potrafi być zróżnicowane w stosunku do pochodzenia i koloru skóry zatrzymanego. Z tych powodów poszczególne grupy obywateli mają ograniczone zaufanie do policji. W omawianym kontekście, doprowadziło to do powstania postulatów likwidacji tej formacji – rzecz dla Europejczyków niewyobrażalna. Co więcej, na taki ruch zgodziły się już władze samorządowe Minneapolis, a w podobnych duchu działa też np.: burmistrz Sacramento Darrell Steinberg i wielu innych działaczy w różnych stanach USA.
Po drugie, sytuację zaognia fatalny poziom klasy rządzącej. Walka obozów politycznych już dawno przybrała charakter bezmyślnej barowej bójki. Jeśli państwo przyrównamy do takiego lokalu, to jest on właśnie dewastowany przez bijące się strony. Łamią się krzesła i stoły, tłuczone są naczynia i lustra. Wiele w tym osobistej zasługi Donalda Trumpa, którego komunikacja jest niespójna, chaotyczna, a często zupełnie nie trzyma się faktów, ale w pogłębianiu chaosu dzielnie wtórują mu Demokraci. Spór ogniskuje się na styku kompetencji władz federalnych i stanowych. Jeśli Waszyngton chce końca kwarantanny, to mogą nie chcieć go demokratyczne władze stanowe. Jeśli wspomniane stany chcą dialogu z protestującymi, nie chce ich Biały Dom. Pomijając szczegóły, efekt tego sporu jest taki, że jeszcze w czasie kwarantanny pojawiały się protesty wolnościowców nawołujących do jej zniesienia, a gdy tylko poluźniono obostrzenia frustracja społeczna znalazła swoje ujście w sprawie Georga Floyda. Część protestów przerodziła się w zamieszki, wobec czego na ulice kilkudziesięciu miast wprowadzono Gwardię Narodową i przystąpiono do ich pacyfikacji, niezależnie od tego czy manifestacja miała charakter pokojowy czy nie. To z kolei zrodziło frustrację wśród wielu funkcjonariuszy i żołnierzy, prowadząc do bezprecedensowego protestu amerykańskiej generalicji przeciw polityce władz federalnych.
Po trzecie, kryzys zaufania do państwa (w rozumieniu tak kraju jak i stanu) objawia się zaś niebezpieczną anarchizacją. Do takiej sytuacji doszło np. w dniu 8 czerwca 2020 roku w położonym na zachodnim wybrzeżu USA mieście Seattle (stan Washington), gdzie utworzona została tzw. strefa CHAZ. (Capitol Hill Autonomous Zone). Jest to teren o powierzchni nieco większej od kwartału, w centralnej dzielnicy miasta (znanej ze swoich lewicowych sympatii), w którym od końca maja trwały brutalne starcia z policją i Gwardią Narodową. W ich wyniku położony w dzielnicy komisariat policji został opuszczony przez funkcjonariuszy, a następnie zajęty przez protestujących. W krótkim czasie w obrębie kilku hektarów utworzono barykady i ogłoszono powstanie „autonomicznego terytorium”, na którym policja oraz wszelcy przedstawiciele władz są niemile widziani. Funkcje porządkowe przejęły grupy uzbrojonych „milicjantów”, ochotników zgłaszających się spośród manifestantów. CHAZ stał się utopijną komuną, w której rozpoczęto uprawę warzyw, debatując przy okazji w ramach powszechnych zgromadzeń (rad). Systemu podobnego do tego w jakim działa ruch BLM. Nic dziwnego, to jego przedstawiciele brali udział w powstaniu strefy, łącząc siły z lokalnymi organizacjami (m.in. komunizującą Seattle Peoples Party). Przedstawiono też postulaty: żądano redukcji czynszów najmu do akceptowalnego poziomu, likwidację (stanowej) policji, utworzenie systemu powszechnej opieki zdrowotnej, wypuszczenie aresztantów skazanych za posiadanie marihuany lub opór w czasie zatrzymania itp. Władze stanowe postanowiły przystąpić do dialogu aby uniknąć dalszej eskalacji przemocy. To z jednej strony dobrze, bo konflikt ten może być rozwiązany tylko poprzez konsensus, ale z drugiej strony skuteczne tworzenie tego typu „strefy” stanowi zachętę dla innych, czasem bardziej radykalnych grup (także prawicowych) do powielania schematu wyłamywania się spod kontroli władz.
Po czwarte, konflikt jest celowo podsycany przez różnorakich graczy politycznych, w tym inne mocarstwa, którym zależy na osłabieniu USA. Sterowanie buntem społecznym opiera się na metodycznym rozbudzaniu emocji. Tego typu reakcje tworzy się poprzez użycie skomplikowanej sieci powiązań kapitałowo-osobowych (różnego typu media), agenturalnych i umiejętnie prowadzoną dywersję cybernetyczną (botnet, farmy trolli). Nie ważne czy powielana informacja jest prawdziwa czy nie (w 90% jest po prostu przeinaczona, najlepsze są takie które kotwiczą w rzeczywistości), ważne, że ma ona wzbudzać silny niepokój lub złość. Czytając lub oglądając ją narażamy się na wzburzenie, które z kolei ma nam odebrać zdolność do logicznego i krytycznego postrzegania rzeczywistości. Jednostka operująca na zastrzyku adrenaliny traci panowanie nad sobą, popada w zaćmienie umysłu. Co więcej, przekazując te treści dalej nadaje im pozory autentyczności, stając się mimowolnym agentem wpływu. Tak to wygląda niezależnie od tego czy sterowanie buntem społecznym prowadzone jest przez państwa, czy organizacje i jakie są ich cele polityczne. W efekcie otrzymujemy chaos, który nazywam „proliferacją bezmyślności”. Hasła o rozwiązaniu sił porządkowych zamiast ich reformowaniu, niszczenie historycznych pomników nawet bez rozumienia kogo przedstawiają (np. Tadeusza Kościuszko), podpalanie sklepów i barów, nawet jeśli ich niewinni właściciele okazywali się czarnoskórzy, formowanie się masowych protestów mimo nadal trwającej epidemii itd. Rozprzestrzenianie się tej fali na inne kraje dowodzi tylko jak wielkie pokłady frustracji nagromadzone zostały pandemiczną kwarantanną i jak mocno wyzwoliła ona wszystkie tkwiące pod powierzchnią problemy społeczne.
IV. Podsumowanie
Wszystkie powyższe fakty prowadzą do jednego wniosku.
Stany Zjednoczone Ameryki weszły w fazę pogłębionego chaosu wewnętrznego, który zapewne trwać będzie jeszcze przez kilka miesięcy. Przynajmniej do listopadowych wyborów prezydenckich, ale prawdopodobnie też po nich, do 2021 roku. Nie chodzi tylko o kryzys wiary w amerykańskie marzenie, problemy są wielopłaszczyznowe (strukturalne, społeczne, ekonomiczne) i stale pogłębiane epidemicznym dokręcaniem recesyjnej śruby. Pandemia wszak nie wygasła i wiele wskazuje na to, że czekają nas okresy, w których będzie powracać z większą siłą ze wszystkimi tego konsekwencjami. Wydaje się, że wiele racji ma wspomniany George Friedman twierdząc, że Stany muszą się rozpaść, by następnie stworzyć podwaliny pod nową potęgę. Wszystko więc zależeć będzie od zdolności do osiągnięcia ponadpartyjnego konsensusu i skuteczności wprowadzanych reform, co raczej nie nastąpi szybko. Trwa też rywalizacja mocarstw, które będą chciały wykorzystać osłabienie USA do poszerzenia strefy wpływów, także poprzez narzędzia wojskowe choć nie tylko. Mowa tu oczywiście o Chinach i Rosji.
To dla nas wielkie ostrzeżenie, które powinniśmy wkalkulować w rachuby polityczne. Pisałem o tym w kwietniu tego roku w artykule „Zderzenie” , dzisiaj wszystkie zawarte tam tezy zdają się potwierdzać.
Z jednej strony musimy myśleć o większej niezależności wojskowej. Skokowo rośnie prawdopodobieństwo, że w chwili próby Amerykanie będą nam mogli pomóc wyłącznie takimi siłami, jakie już stacjonują w naszym kraju lub regionie i to przy zachowaniu stopnia bliskości relacji po ewentualnej zmianie lokatora Białego Domu (mniej lub bardziej gwałtownej). Destabilizacja wewnętrzna to tylko kolejny argument na rzecz tezy o czasowo ograniczonych zdolnościach Waszyngtonu. Pozostały to priorytetyzacja przez nich konfliktu na Pacyfik. Do tego dochodzi niedawna deklaracja o zredukowania sił stacjonujących w Europie. To nie oznacza, że USA zupełnie z niej zniknie, ale odtąd ogólna sytuacja może uniemożliwiać im prowadzenie aktywnej polityki, ograniczając ją co najwyżej do wymiaru reaktywnego wobec działań innych.
Z drugiej strony, musimy natychmiast zacząć pogłębiać współpracę w zakresie bezpieczeństwa z krajami dużo bliższymi nam geograficznie (np.: Szwecją i RFN), bo to od lokalnych sojuszy zależeć będzie ostateczny układ sił na pomoście bałtycko-czarnomorskim. Czeka nas też wielkie wyzwanie administracyjno-polityczne. Bez wątpienia podobne w skali protesty obejmą Europę (to już się dzieje, ale mam wrażenie, że jeszcze wiele przed nami). Lawirowanie między oczekiwaniami obywateli, a zmiennymi relacjami politycznymi wewnątrz Unii Europejskiej będzie zadaniem bardzo trudnym. Zwłaszcza, że poszczególne rządy mogą nie wytrzymać skali społecznego buntu w warunkach recesyjnej gospodarki, wojny informacyjnej i rosyjsko-chińsko-amerykańskiej presji zewnętrznej. To ryzyko dotyczy też Polski. Stąd Unia Europejska przeżywać będzie podobny w skali kryzys wewnętrzny, z takimi samymi rewoltami i aktami anarchii (co obserwujemy właśnie we Francji i Wielkiej Brytanii).
Jako bezwolni obserwatorzy dziejącej się na naszych oczach historii niewiele możemy zrobić. Z wyjątkiem jednej rzeczy. Nie dajmy sobą sterować, myślmy krytycznie i zachowajmy wolny od nadmiarowych emocji spokój. Stosujmy jedną zasadę – unikajmy informacji sensacyjnych w tonie, które nie niosą w sobie podstawowych odpowiedzi na pytania: skąd pochodzi informacji, kto ją propaguje i jakim celom to służy. Wszystkie obserwowane zdarzenia mają swój logiczny związek przyczynowo-skutkowy, tak jak opisany przeze mnie powyżej „problem rasowy” w USA, który jak widać po dokładniejszym spojrzeniu, okazuje się być zupełnie czym innym.
Data: 18-06-2020
Materiały:
https://www.gunpolicy.org/firearms/region/united-states
https://statystyka.policja.pl/st/wybrane-statystyki/bron/bron-przestepstwa/186393,Przestepstwa-przy-uzyciu-broni.html
https://blackdemographics.com/households/poverty/
https://www.forbes.com/sites/quora/2019/09/19/are-liberal-viewpoints-over-represented-on-college-campuses/#4a87ccae3ed5
https://twitter.com/tracybeanz/status/1271219776606687233
https://www.thefire.org/research/publications/student-surveys/student-attitudes-free-speech-survey/
https://wszystkoconajwazniejsze.pl/chantal-delsol-rewolucja-konserwatywna-przechodzi-przez-europe/
https://www.cnbc.com/2019/05/23/cengage-how-long-it-takes-college-grads-to-pay-off-student-debt.html
https://geopoliticalfutures.com/george-friedman-on-the-storm-before-the-calm-americas-discord-the-coming-crisis-and-the-triumph-beyond/
https://www.hennepin.us/-/media/hennepinus/residents/public-safety/documents/Autopsy_2020-3700_Floyd.pdf?fbclid=IwAR199IAQsMWHrRyl3K9xykkeQf2k1TKH2CDb8ZCtdAYRNMJXdrkA5FbVVWw
https://www.npr.org/2020/05/29/865261916/a-decade-of-watching-black-people-die?t=1592646346867
Jeśli powyższy artykuł ci się podobał, proszę rozważ czy nie warto mnie wesprzeć.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ.
2 komentarze
Pawel · 2020-06-25 o 13:35
zasadniczo po zdaniu „zgubne skutki powszechnego dostępu do broni” chyba można by odpuścić artykuł, bo skoro stawiasz błędną tezę, to i wnioski nie mogą być zbyt trafne.
Zalecam zapoznać się z:
https://www.hoplofobia.info/
Blog dość merytorycznie rozprawia się z „licznymi badaniami które udowadniają…”
Rafał · 2020-06-19 o 23:29
Celowo nie czytałem nic na temat zamieszek, zabójstwa Floyda ani tego, kto triggeruje te wydarzenia. W mediach zbyt dużo płytkich analiz i informacji. Z przekazu przesączonego emocjami trudno wyłuskać sens.
Wolę trochę poczekać na takie analizy jak Twoje, pokazywanie szerszego kontekstu, w dłuższej perspektywie czasowej. Zawsze chętnie czytam i podsyłam linki znajomym (pomimo, że oni wolą płytki, emocjonalny przekaz hehe 😛 ).