Wyzwolenie Chersonia
W dniu 9 listopada minister obrony Federacji Rosyjskiej Sergiej Szojgu ogłosił, że podjął decyzję o całkowitym wycofaniu sił rosyjskich z prawobrzeżnej Chersońszczyzny.
10-11-2022
Deklarację poprzedziły długie tygodnie przygotowań. Dowodzący siłami rosyjskimi gen. Surowikin krótko po objęciu funkcji (8.10.2022) uprzedzał, że Rosjan czekają „trudne decyzje”. Samo powolne opuszczanie wskazanego terytorium rozpoczęto ponad miesiąc wcześniej, zaraz po skutecznym natarciu sił ukraińskich wzdłuż Dniepru w pierwszych dniach października. Z początku polegało ono na opuszczeniu najbardziej narażonych na odcięcie przyczółków, a następnie ewakuacji służb tyłowych, okupacyjnej administracji i redukowaniu niektórych elementów (np. zaplecza medycznego, baterii artyleryjskich) poprzez przerzucenie ich na drugi brzeg, oraz zastępowanie doświadczonych i przez to cennych oddziałów, zmobilizowanymi niedawno poborowymi. Jesienne słoty pomogły w spowolnieniu ukraińskich działań, a pola pełne błota powstrzymywały ich przed stosowaniem szerokiego manewru oskrzydlającego, jaki stosowali w cieplejszych miesiącach. Mimo nadziei, Ukraińcom nie udało się kontynuować ataku i front został ustabilizowany. Wydawało się, że Rosjanie trwać będą na pozycjach przynajmniej do pierwszych mrozów, kiedy to wszechobecne pola znów staną się przejezdne.
Ostatecznie jednak początek listopada okazał się suchy i relatywnie pogodny, a razem z przejaśnieniami siły ukraińskie podjęły nowe starania. Pojawiła się nawała artyleryjska i kolejne ataki. W ich wyniku, 8 listopada odbito część miejscowości Snihuriwka (1) w centralnej części frontu chersońskiego, miejsca kluczowego dla utrzymania rosyjskich linii. Równolegle Ukraińcom udało się przedrzeć dużymi siłami wzdłuż linii Dniepru ku miejscowości Berysław i tamie w Nowej Kachowce (2), czemu towarzyszył ruch towarzyszący od przyczółku Dawidowego Brodu (3). Następnego dnia rano Rosjanie wysadzili wszystkie mosty i przeprawy przez rzeki i różne przeszkody wodne, na kontrolowanych przez nich terenach.
Odwrót kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy, razem z wyposażeniem, zapleczem i całą logistyką nie jest rzeczą prostą. Okazuje się, że dla podtrzymania iluzji dalszego trwania na pozycjach, jednocześnie zarządzono ewakuację cywilnych mieszkańców miasta. Dzięki temu, skala ruchu wojsk mogła być maskowana nie tyle przed wrogiem, co głównie rosyjską opinią publiczną. Na krótko przed ogłoszeniem decyzji o odwrocie, okupacyjne władze miasta poinformowały o zakończeniu ewakuacji. Wysadzono też obecne w porcie barki rzeczne i zatopiono wszelkie jednostki pływające, w tym nawet małe łodzie rybackie, najpewniej po to by uniemożliwić Ukraińcom możliwość desantu na drugi brzeg. Zniszczono maszty telekomunikacyjne by utrudnić wymianę informacji. Na ulicach miasta nie widać było służb porządkowych, z budynków użyteczności publicznej zniknęły rosyjskie flagi. Na tym etapie miasto i tak było już całkowicie ogołocone. Kilka tygodni wcześniej wywieziono zasoby muzealne i biblioteczne, pomniki i inne artefakty cenne dla rosyjskiej propagandy. Odnotowano rabunki sklepów przez maruderów.
W chwili gdy piszę te słowa, siły ukraińskie wyzwalają kolejne miejscowości i podchodzą pod miasta Chersoń i Berysław. Zobaczymy jak zrealizowane zostaną rosyjskie zapowiedzi odwrotu z terenu o powierzchni około 4500 km2. Przypuszczam, że wykonany zostanie etapami, z działaniami towarzyszącymi mającymi opóźnić Ukraińców. Teren jest zaminowany, być może rosyjskie oddziały specjalne prowadzić będą działania opóźniające. Pomniejsze siły mogą nadal bronić się w w/w miastach korzystając ze wsparcia artylerii bezpiecznie skrytej za rzeką. Tak przynajmniej byłoby rozsądnie, bo to dobry teren aby wykrwawić przeciwnika, ale kto wie. Być może zapadła decyzja o porzuceniu choćby najmniejszego przyczółka, a może zorganizowany odwrót zamieni się w chaotyczną ucieczkę.
Niezależnie, co wydarzy się dalej na obszarze stolicy obwodu, czy dojdzie do walk, czy nie – nie ma to już znaczenia.
Poddanie kontrolowanego obszaru prawobrzeża (zachodu), a zwłaszcza linii obronnych jest tutaj istotniejsze dla rzeczywistej sytuacji wojskowej, niż bardzo ważne propagandowo, ale niespecjalnie militarnie odbicie samego miasta. Nawet ostrzelanie wycofujących się sił nie musi być szczególnie istotne. Owszem, jakieś straty spowoduje, ale nie zrobi wielkiej różnicy w sytuacji. Co innego gdyby zamknięto w kotle większość sił rosyjskich, ale to w tej chwili wydaje się mało prawdopodobne. Wygląda na to, że większość najbardziej wartościowych jednostek została już wycofana.
W chwili gdy Ukraińcy staną ~15 km od Dniepru, będziemy mogli stwierdzić, że rozpoczęta w lipcu kontrofensywa zakończona została pełnym sukcesem. Pisałem o niej w lipcowym „Trzeci etap: Kontrofensywa” oraz nieco późniejszym „Bitwa o Chersoń”. Co prawda, bezpośrednie działania dobiegły końca razem z nastaniem jesiennych deszczy, ale skumulowany efekt trwającej kilkanaście tygodni operacji doprowadził niedługo później do jedynego możliwego rezultatu, wycofania się Rosjan. Żałuję, że najwyraźniej następuje ono w sposób zorganizowany, ale i tak siły rosyjskie będą musiały porzucić większość ciężkiego sprzętu, ponieważ nie istnieją drogi do jego ewakuacji inne niż promy przez rzekę, a te mają niewielką przepustowość. Decyzja była dla Rosjan bardzo trudna politycznie i wizerunkowo, w widoczny sposób spowodowała ogromne poruszenie w rosyjskiej infosferze. W komentarzach dominuje szok, niedowierzanie i złość. Jednakże z wojskowego punktu widzenia jest w pełni uzasadniona i rozsądna, jakkolwiek mocno spóźniona. To spektakularna porażka Kremla i ciężko wywalczony sukces Ukraińców, których morale bardzo silnie wzrośnie. Zwłaszcza wśród cierpiącej pod ostrzałem cywilne populacji.
Niezależnie od tego, co dokładnie stanie się teraz w Chersoniu (mieście i obwodzie) w trakcie odwrotu i w jakim terminie (oczyszczenie terenu z min i pozostałości techniki wojskowej to praca na długie tygodnie, a nawet miesiące), uważam że nadeszła pora na postawienie pytania – co dalej?
Na załączonych mapkach zaznaczyłem aktualną długość frontu (ok. 160 km) oraz w docelowym stanie w bliskiej przyszłości, gdy Rosjanie zwiną się jedynie do przyczółków na Dnieprze – ok. 25 km w Chersoniu i 15-25 km w okolicach Berysławia. To oznacza skrócenie linii frontu przynajmniej trzykrotnie. Według różnych spekulacji, Ukraińcy zgromadzili na omawianym obszarze minimum 14 brygad, a niektórzy piszą nawet o ponad 20. Łatwo więc policzyć, że zredukowanie długości frontu pozwoli na pozostawienie ich o wiele mniej, np. cztery, zaś pozostałe mogą być przekierowane na dowolny inny odcinek. Dodatkowo, będzie też można rozrzedzić siły gromadzone na zapleczu, np. w Mikołajowie i Krzywym Rogu. Wszystkie oddziały tyłowe, logistyków i obronę przeciwlotniczą, a także tak cenione wyrzutnie HIMARS (przynajmniej ich część).
Naturalnie, jest pewne teoretyczne niebezpieczeństwo, że np. rosyjskie oddziały dywersyjne spróbują wylądować pod Odessą lub pod Mikołajowem (o czym pisał w spekulacjach kanał Volya), więc wszystkiego zwinąć nie można, ale już sam fakt odsunięcia linii frontu wiele ułatwi w codziennym życiu obwodu, w tym ułatwi jego zabezpieczenie.
No dobrze, ale to rodzi pytanie czy uwolnienie tych sił nie jest niwelowane przez fakt wycofania wojsk rosyjskich na drugi brzeg? Otóż nie do końca. Po pierwsze, wycofane oddziały nie mają pełnych składów bo zostały przetrzebione walkami stoczonymi w poprzednich miesiącach. Po drugie, porzucą przynajmniej część sprzętu, co pozbawi je potencjału. Po trzecie – to Ukraińcy nadal zachowują inicjatywę, więc Rosjanie zmuszeni będą obsadzić brzeg Dniepru, po to by uniemożliwić jego przekroczenie. Realnie, tych domniemanych uwolnionych odwodów będzie niewiele i domyślam się, że po odtworzeniu będą raczej przemieszczane ku Melitopolowi, żeby osłonić flankę od Zaporoża. Warto zauważyć, że Rosjanie już rozpoczęli budowę umocnień w rejonie Przesmyku Perekopskiego łączącego Krym z kontynentem. To rozsądne, jeśli spodziewają się ukraińskiej kontrofensywy, a ta na pewno nadejdzie.
Nikt nie ma bowiem wątpliwości, że następna wielka ukraińska operacja dotyczyć będzie obwodu zaporoskiego, ewentualnie części obwodu donieckiego, która doń przylega. Pod Mariupolem budowane są umocnienia polowe. Tym też tłumaczę desperackie, rosyjskie próby uderzeń na Hulajpole, Wielką Nowosilkę i Wuhłedar, które miały miejsce w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Według mnie, to próba polepszenia pozycji i utrudnienia Ukraińcom prowadzenia natarcia, którego celem byłoby przecięcie korytarza lądowego na Krym. Gdyby Rosjanie wdarli się głębiej, nawet w nieszczęsny Bachmut, Ukraińcy musieliby część potencjału oddelegować do ich powstrzymania, co osłabiłoby natarcie w obwodzie zaporoskim. Przynajmniej takie wydają się być oczekiwania.
Rosjanom chodzi przecież o jedno, spowolnienie przeciwnika, wytrwanie na pozycjach i utrzymanie korytarza oraz terytorium republik. Oby do zimy, kiedy to spodziewane jest wprowadzenie do boju wszystkich odtwarzanych i tworzonych od nowa jednostek bojowych pochodzących z poboru i mobilizacji. Przy czym mówiąc „zima”, mam na myśli koniec stycznia i początek lutego. Musi być naprawdę zimno, żeby nie doszło do powtórki sytuacji z początku wojny, gdy roztopy powstrzymały Rosjan przed stosowaniem manewru zmuszając do korzystania z dróg, na których kolumny stawały się łatwym celem. Istotnym parametrem jest też odpowiednie przygotowanie rekrutów. Wcześniej nie uda się powołanych żołnierzy porządnie wyszkolić i dozbroić.
Spróbujmy określić jakie to mogą być siły. Mobilizacja miała w swojej początkowej fazie dostarczyć 300 tys. powołanych (przynajmniej 80 tys. poszło od razu na front), jesienny pobór to ok. 120 tys. ludzi, choć akurat oni mają nie brać udziału w działaniach wojennych (w co nie należy wierzyć). Do tego dochodzą siły już zaangażowane (150-200 tys.). Należy uwzględnić rosnące straty od początku tej fazy wojny, w zabitych i rannych szacowane na poziomie ok. 200 tys. (ok. 80 tys. zabitych, z rannych ~40% wraca do służby). Takie pobieżne szacunki dają nam liczbę 300-400 tys. wojskowych mogących zasilić zimową ofensywę. Pokaźne siły, prawda? To moim zdaniem mylne wrażenie.
Przyjmijmy, że szacunki te są prawdziwe. Nikt nie uciekł, nie zbuntował się, oficjalne rosyjskie dane nie kłamią, nie zostawiamy z tej liczby zbyt wielu ludzi do zadań tyłowych itd. Należy wziąć pod uwagę, że 3/4 z przeszkolonych to żołnierze bez doświadczenia bojowego, którzy walczyć będą musieli w trudnych, zimowych warunkach z doświadczoną armią będącą na tym etapie już od roku w walce (albo 9 lat, zależy jak liczyć). Dodajmy, że liczącą sobie łącznie ok. 700-800 tys. ludzi (więcej jeśli wliczymy służby policyjne lub ewentualny nowy pobór). Kolejnym problemem Rosjan jest wyczerpanie materiałowe dotychczasowymi stratami, które doprowadziło do degradacji jakości techniki wojskowej jaką dysponują. To znaczy, że otrzymają stary sprzęt wyciągnięty z magazynów, być może w części wyremontowany i unowocześniony, ale jednak „wyskrobany” skąd się da. Gros techniki będącej w dobrym stanie już ściągnięto i posłano albo na front, albo do oddziałów odtwarzających zdolności. Potrzeby materiałowe armii rosyjskiej zaspokajają zaś Białorusini, Korea Północna i posowieckie magazyny z zawartością restaurowaną przez niewydolne fabryki. Na front pójdą też pewnie klejnoty w koronie, czyli te z „Terminatorów” albo nowoczesnych wariantów czołgów T-90, które zachowano, ale jest to skala, która nie może stanowić o realnej zmianie na froncie (mowa o wielkości rzędu dziesiątek sztuk).
Wreszcie najważniejsze, Rosjanie czekają na styczeń, a Ukraińcy na pierwsze mrozy. Może na 16 listopada, kiedy według prognoz zacznie być zimniej? Wielu analityków i komentatorów, uważa że siły ukraińskie od dawna przygotowują się do operacji w Zaporożu i czekają tylko na odpowiednie warunki do jej rozpoczęcia. Nie ma więc pewności, czy odtwarzane i trenowane dzisiaj rosyjskie oddziały w ogóle będą mogły rozpocząć styczniową ofensywę. Być może zostaną rzucone na front, a może pod wpływem wydarzeń, przejdą do ataku zupełnie nieprzygotowane? To realny scenariusz. Kreml nie może liczyć na żadną taryfę ulgową.
Odbicie prawobrzeżnego Chersonia (obwodu) to ogromny ukraiński sukces, który stanowi kolejną już (po Kijowie, Wyspie Węży, Izjumie i Kupiańsku) spektakularną porażkę Rosjan w tej wojnie. Jej rozmiar jest większy od poprzednich, ponieważ ledwie miesiąc wcześniej Władimir Putin triumfalnie włączył ten obszar w skład Federacji Rosyjskiej zapowiadając, że Rosjanie nigdy z niego nie odejdą ani go nie porzucą. Już wtedy wiadomo było, że są to słowa na wyrost, choć najwyraźniej nie dla rosyjskiej opinii publicznej, która dopiero teraz przeżywa ogromny szok poznawczy. Każde tego typu wydarzenie podkopuje system polityczny Federacji i pozycję Władimira Putina, morale żołnierzy i społeczeństwa. Wszystko to doprowadzi, moim zdaniem, do ostatecznej przegranej, a następnie upadku samej Federacji Rosyjskiej, o czym szczegółowo pisałem we wrześniu w artykule „Kolaps Rosji”. Scenariusz ten jak na razie jest wypełniany, punkt po punkcie.
Wróćmy jednak do krótszej perspektywy czasowej. Co z tymi kilkudziesięcioma tysiącami żołnierzy ukraińskich, zwolnionych z obowiązków w Chersoniu? Czy wszyscy udadzą się na Zaporoże? To nie jest takie pewne. Być może sztab generalny zdecyduje się na większe zaangażowanie w obwodzie ługańskim, żeby zrolować front od Swatowego po Kremienną, a następnie rozpocznie dalszy marsz na Starobielsk i Ługańsk. Według wszelkich danych Rosjanie nadal mają tam relatywnie słabe siły (inaczej niż na pozostałych odcinkach).
Nie zdziwię się też, jeśli zaczną poważniej kontratakować pod Bachmutem. Czemu?
Otóż, Rosjanie skrwawiają się w atakach na umocnienia licząc na osłabienie ukraińskiego potencjału i skomplikowanie planów dalszej ofensywy, ale de facto ponoszą niewspółmierne do osiągniętych korzyści straty, których nie mogą właściwie uzupełniać, bo otrzymywany materiał ludzki jest siłą rzeczy gorszego sortu wojskowego niż wcześniej (kłania się problem braku szkoleń). Dlatego takie wytracanie na osiach natarcia w Donbasie, stwarza Ukraińcom okazję na mocny kontratak świeżymi siłami, choćby tymi ściągniętymi z Chersonia. A ten rejon nadal znajduje się relatywnie blisko granicy separatystycznych republik jeszcze sprzed 24 lutego, więc udany atak daje spore możliwości propagandowe mogące bardzo mocno osłabić rosyjskie morale.
Niezależnie od wszystkiego, moim zdaniem południowy odcinek frontu pozostaje najważniejszy i skupi główny wysiłek Ukraińców. Korytarz lądowy to obecnie jedyna droga na Krym, ponieważ most przez Cieśninę Kerczeńską nadal pozostaje w naprawie i nie jest dostępny dla ciężkich transportów. To podzielenie frontu na dwa odrębne odcinki i możliwość wypędzenia Rosjan dalej ku Przesmykowi Perekopskiemu, odzyskanie wybrzeża Morza Azowskiego, wejście na flankę Doniecka, zabezpieczenie lewobrzeżnej Ukrainy, odzyskanie dostępu do złóż i zasobów naturalnych itp. Jednym słowem, strategicznie ważny dla Ukraińców obszar. Dlatego uważam, że zabiorą się do jego odzyskania jeszcze w tym roku.
Rosjanie liczą na negocjacje, ale Zełenskiemu w widoczny sposób na nich nie zależy. Ma inicjatywę i musi przeć dalej, w czym zresztą posiada nieustanne wsparcie Zachodu. Tym większe im bliższa jest perspektywa szybkiego zwycięstwa, zamiast przedłużającej się na lata krwawej wojny. Wszelkie doniesienia o Amerykanach lub innych sojusznikach zmuszających Kijów do negocjacji należy włożyć między bajki. Negocjacje odbędą się jedynie na temat kompletnego wycofania Rosjan z Ukrainy, przynajmniej do linii sprzed 24 lutego, o niczym innym nie może być mowy, co powtarzają w zasadzie wszyscy liczący się sojusznicy Ukrainy.
Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra
0 komentarzy