Widmo porażki

Przypadający na 9 maja Dzień Zwycięstwa to dla Rosjan najważniejsze święto narodowe. Okazja do wychwalania bohaterstwa sowieckiego żołnierza, podbudowania samopoczucia imperialną przeszłością oraz umocnienia wiary w rosyjską potęgę.
10-05-2023
Naturalnie, czerwonoarmista nie tylko wyzwalał terytoria spod władzy nazistów, ale także je rabował, a mieszkańców mordował i niewolił. Taka konstatacja nie będzie dla nas niczym nowym, choć nie istnieje w świadomości przeciętnego Rosjanina. Nowością, którą boleśnie uwidoczniła wojna z Ukrainą jest inny wniosek.
Z imperium pozostało głównie wspomnienie, a tak eksponowana przez propagandę rosyjską potęga okazała się niczym więcej niźli mitem. Na ironię zakrawa fakt, że widmo porażki w wojnie i zbliżającej się katastrofy zajrzało w oczy Rosjan właśnie na początku maja.
Tegoroczna parada na Placu Czerwonym została zredukowana do minimum. Oficjalnie, z powodu zagrożenia bezpieczeństwa. Ledwie tydzień wcześniej dwa niezidentyfikowane drony wyposażone w niewielkie ładunki wybuchowe eksplodowały nad kopułą budynku kremlowskiego Senatu. Dodajmy, że obronę przeciwlotniczą stolicy wzmocniono przecież na początku roku, m.in. poprzez ustawienie systemów Pancyr-S1 na dachach urzędów publicznych, a mimo to do zdarzenia doszło. Skalę porażki wzmacnia fakt, iż pod koniec kwietnia (uważane za) ukraińskie źródła opublikowały nagranie z drona krążącego swobodnie nad dziedzińcem Kremla. Jeśli podjęto działania zaradcze, nie odniosły one oczekiwanego rezultatu.
Kijów odciął się od odpowiedzialności, choć nie brak zwolenników teorii, że było to działanie dezinformacyjne samych Rosjan (tzw. fałszywa flaga). Niezależnie kim byli sprawcy, nie ulega wątpliwości, że atak miał charakter pokazowy. Nagranie z chwili uderzenia drugiego drona pozwala na wysnucie tezy, że nie chodziło o uszkodzenie budynku, a jedynie pokazanie przemawiających do wyobraźni możliwości. Znacznie większe szkody niż sama konstrukcja Kremla, poniósł wizerunek ogólnie pojętego ośrodka władzy. Sytuacja ta posłużyła jako pretekst do odwołania uroczystych parad w bardzo wielu miastach Federacji. Szczególnie, że od pewnego czasu ukraińskie drony coraz częściej zapuszczają się głęboko nad terytorium Rosji atakując różnorakie cele wojskowe i strategiczne.
W Moskwie jednak parada odbyć się musiała, choć może dla Putina byłoby lepiej gdyby się jednak nie odbyła.
Plac Czerwony, a w zasadzie część ścisłego centrum miasta, zamknięto na dobrych kilka dni przed uroczystościami. Odwołano część lotniczą, a podczas głównych obchodów przed trybunami przejechała kolumna pojazdów prowadzonych przez bardzo młodych kierowców. Podczas transmisji pokazano kilkanaście kołowych transporterów, oraz kilka wyrzutni S-400 i balistycznych Topol-M. Jedynym czołgiem był historyczny, wyciągnięty z muzeum T-34-85. Zaś wśród czterech tysięcy paradujących żołnierzy, znaczną część stanowili kadeci szkół wojskowych. Komentatorzy zgodnie przyznają, że jeszcze nigdy w historii trwających nieprzerwanie od 1995 roku obchodów nie były one tak skromne. Nic dziwnego.

Gros rosyjskich sił wojskowych i sprzętu znajduje się albo w bezpośrednim sąsiedztwie, albo na terytorium Ukrainy. Nie będzie zbyt dużej przesady w stwierdzeniu, że wszystko co jeździ i strzela jest natychmiast absorbowane przez działania wojenne. Duża intensywność walk sprawia, że ani przemysł ani wojsko nie nadąża z uzupełnianiem strat. Według informacji podanych przez rzecznika bezpieczeństwa narodowego USA Johna Kirby`ego na podstawie danych wywiadowczych, Rosjanie od grudnia do końca kwietnia stracić mieli na Ukrainie ok. 100 tys. żołnierzy, z czego ponad 20 tys. zabitych.
Tymczasem nad ukraińskim stepami w końcu zaświeciło słońce. Deszcze ustały wraz z ostatnimi dniami kwietnia. Przez ponad tydzień od początku maja nie spadła ani kropla. Temperatury chwilami sięgały ponad 20 stopni Celsjusza, gleba zaczęła wysychać, a czyste niebo sprzyjało użyciu dronów. Tym samym zniknął ostatni parametr wstrzymujący siły ukraińskie przed rozpoczęciem działań zaczepnych. Prognozy meteorologiczne na kolejne dwa tygodnie przewidują niekiedy przelotne deszcze i wiosenne burze, ale ocieplenie, słońce i ilość opadów nie doprowadzą do powrotu błota. Woda zostanie wchłonięta i odparowana, a termometry na południu kraju wskazywać będą nawet +27 stopni Celsjusza.
Z powyższych powodów od końca kwietnia obserwujemy istotne wzmożenie działań na całej długości linii frontu. Ukraińskie jednostki wchodzą w „szarą strefę” pomiędzy umocnieniami obydwu stron, oraz dokonują rozpoznania bojem atakując przeciwnika w celu ujawnienia jego pozycji i potencjału. Działaniom tym towarzyszy kampania propagandowa w Internecie. Publikowane są liczne nagrania z żołnierzami na zachodnim sprzęcie, w formacjach bojowych, trenujących przełamywanie linii obronnych, skoki spadochronowe, czy przekraczanie przeszkód wodnych. Wszystko po to aby przekonać Rosjan o ich gotowości w każdym zakresie ofensywnym. Od plotek o rychłym ataku aż huczy w infosferze.
Najwyraźniej podziałało. Okupacyjne władze Zaporoża oficjalnie ogłosiły przymusową relokację ludności cywilnej w obliczu nadciągającej ukraińskiej ofensywy. Podobnie jak to było w ubiegłym roku w Chersoniu, ewakuacja posłużyła rosyjskiej administracji oraz wojsku do wywiezienia dobytku (nie zawsze swojego) i rodzin, ewentualnie ucieczki kolaborantów. Zamknięto urzędy m.in. w Melitopolu i zredukowano do minimum personel wojskowy nie posiadający zadań bojowych. Siły rosyjskiej opuścić miały nawet elektrownię jądrową w Energodarze. Jednocześnie otwarto przepust tamy w Nowej Kachowce doprowadzając do podniesienia stanu Dniepru w jego dolnym biegu, co utrudnić może jej pokonanie przez ewentualny ukraiński desant. Swoją drogą, o rozliczne wysepki u ujścia rzeki toczą się boje między oddziałami specjalnymi. Celem Ukraińców jest objęcie kontroli nad całością przestrzeni pomiędzy jednym a drugim brzegiem. Jeśli wierzyć doniesieniom z rosyjskich mediów społecznościowych, drogi na Krym stanęły w korkach, a wśród wyjeżdżających nietrudno było dostrzec oznaki paniki.
Napięcie wzmagają trwające codzienne uderzenia rakietowo-lotnicze na rosyjskie tyły. Niekiedy zaskakujące. Ukraińskie drony uderzyły w składy paliwowe i port w Sewastopolu, lotnisko pod Symferopolem, węzeł w Dżankoj, a także rafinerie w obw. rostowskim i krasnodarskim, w pobliżu Cieśniny Kerczeńskiej. Prawdopodobnie podjęto nawet próbę ataku (nieudaną) na Most Krymski. Oprócz południa, regularne ostrzeliwane są podobne cele w położonych wzdłuż północnej granicy Ukrainy obwodach biełgorodzkim czy kurskim. Zaatakowano składy kolejowe transportujące paliwo w obw. briańskim, oraz infrastrukturę przesyłową ropociągu „Przyjaźń”.
Naniesienie miejsc ataku na mapę pokazuje, że ukraińskie uderzenia skupione są wzdłuż dwóch głównych linii logistycznych zasilających rosyjskie wojska na Ukrainie. Ważne, że ukraińskie naloty dronowe mają charakter ciągły. Powstaje wręcz wrażenie, że liczba użytych w nich BSL rośnie z każdym dniem. Z jednej strony dokonują zniszczeń w infrastrukturze, z drugiej zmuszają Rosjan do przemieszczania systemów OPL. Wiadomo, że odpowiednie nasycenie wybranych odcinków obiektami latającymi, musi doprowadzić do przeciążenia obrony. Tak było podczas zimowej, rosyjskiej kampanii rakietowo-lotniczej wymierzone w ukraińską infrastrukturę energetyczną i taką taktykę przyjął dzisiaj Kijów.
Rosjanie starają się odpowiedzieć używając własnych środków napadu powietrznego, w tym dużej ilości irańskich dronów Szahid. Wszystkie ataki wymierzone w Kijów były jak dotąd odpierane niemalże w całości, co zawdzięczać należy rosnącej liczbie zachodnich systemów przeciwlotniczych. Ukraińska bateria Patriot zestrzeliła uważany przez Rosjan za „hipersoniczny” pocisk Kindżał. Jedno z najnowszych wytworów rosyjskiej myśli technicznej, reklamowane jako niemożliwe do przechwycenia. Informację tę potwierdził rzecznik Pentagonu, już po zapoznaniu się z dowodami.

Skuteczniejsze są za to ataki na położone nad Morzem Czarnym (i przez to gorzej chronione) Chersoń, Mikołajów i Odessę. Tereny te stanowią bezpośrednie zaplecze dla ukraińskich wojsk oraz szlak transportowy, którym przemieszczany jest sprzęt przewidziany do działań ofensywnych w kierunku Krymu i Morza Azowskiego. W podobnym duchu bombardowane są wszystkie magazyny, lub większe budynki mogące służyć jako składy, a które znajdują się blisko linii frontu. Do tego zadania używane są przerobione na szybujące, bomby lotnicze FAB 500M-62 zrzucane przez samoloty ze względnie bezpiecznej odległości ok. 50 km. Skuteczne w niszczeniu dużych obiektów, a mniej zdatne do rażenia ruchomych celów. Ten ślepy ostrzał doprowadza czasem do trafień w obiekty cywilne, jak magazyn Czerwonego Krzyża w Odessie, ale z pewnością trafia też w cele militarne, jak w skład rakiet w Pawłogradzie czy magazyny w Berysławiu.
Tymczasem Rosjanom nadal nie udało się zająć całego Bachmutu. Siły ukraińskie bronią się w zachodniej części miasta, a postępy atakujących są minimalne. Co więcej, powtarzają się informacje o lokalnych kontratakach na flankach. W przededniu Dnia Zwycięstwa, założyciel Grupy Wagnera Jewgienij Prigożin opublikował nagranie, w którym przemawia na tle kilkudziesięciu ciał zabitych wagnerowców. W ostrych słowach krytykował w nim rosyjski MON za niewystarczające jego zdaniem wsparcie walczących w Bachmucie oddziałów. W tym szczególnie zbyt słabe chronienie rozciągniętych i atakowanych przez Ukraińców flanek, oraz niewystarczające dostawy amunicji. Zagroził, że jeśli do dnia święta nie ulegną one zwiększeniu, rozkaże swoim ludziom opuścić Bachmut przekazując pozycje regularnemu wojsku, ale wtedy jego zdaniem nastąpi katastrofa. Rosyjskie linie mają się załamać, a wojna zostanie przegrana.

Publiczny apel „kucharza” poniósł się szerokim echem nie tylko w rosyjskich, ale i zachodnich mediach. Czeczeński watażka Ramzan Kadyrow natychmiast zaoferował, że wyśle na miejsce swoich ludzi, a nawet przyjmie pod swoje skrzydła wszystkich najemników chcących zmienić afiliację. Ministerstwo Obrony miało obiecać, że Wagner otrzyma amunicję, a do kontaktów z najemnikami wyznaczony został nie kto inny a gen. Surowikin. Sprawę udało się załagodzić, ale jedynie na chwilę.
Już 9 maja, Prigożyn opublikował kolejne wystąpienie, w którym narzekał, że otrzymał jedynie 10% tego o co prosił. Ostrzegł, że dalsza walka może okazać się niemożliwa i jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie to Wagner w ciągu kilku dni opuści pozycje, nawet pomimo groźby oskarżenia o zdradę. Ujawnił, że jedna z rosyjskich jednostek znajdujących się w okolicach Bachmutu (dwie kompanie z 72 brygady) miała opuścić swoje stanowisko pozostawiając wyrwę szerokości ponad 2 km, który następnie zajęły siły ukraińskie. Oskarżył ministerstwo o celowe zaniżanie dostaw, a inne jednostki najemników o bojową niekompetencję i tchórzostwo (miał tu na myśli oddziały Gazpromu). Po raz kolejny poinformował o bardzo wysokich rosyjskich stratach.
Temperatura sporu na linii Wagner-MON rosła od zeszłego roku, jednak tym razem przekroczyła kolejne granice. Zarówno szef sztabu gen. Walery Gierasimow jak i minister Siergiej Szojgu byli w niewybredny sposób lżeni przez skonfliktowanego z nimi szefa najemników. Faktem jest, że w swoich emocjonalnych, teatralnie dramatycznych nagraniach, Prigożyn mówi coraz śmielej w sposób, który bez większego wysiłku można potraktować jako krytykę samego Putina.
Są zdania, że to skoordynowane z Kremlem udawanie, albo że Prigożyn wierzga nogami tylko na tyle wysoko, na ile pozwala mu Putin. Uważam, że takie ujęcie nie oddaje pełnego obrazu rzeczywistości. Trudno zaprzeczyć, że wewnętrzne konflikty w rosyjskim systemie władzy zaczynają wypływać na światło dzienne w sposób całkowicie jawny, przekładając się na działania wojskowe. W miarę jak sytuacja na froncie robi się coraz cięższa, konflikty te stają się bardziej bezwzględne. Nie chodzi tylko o wzajemne obarczanie się winą, ale także ustawienie w odpowiedniej pozycji w rozgrywce o nowy podział władzy.
Ujawnienie przez Prigożyna strat rosyjskich w Bachmucie, podchwytywane jest przez myślących podobnie, ale zachowujących dotąd względne milczenie rosyjskich milblogerów. Jego percepcję podziela m.in. znany „korespondent” Siemion Pegow (WarGonzo). Podobnie myślących nie brak wśród członków innych grupach interesu. Podobnego zdania, co stało się jasne po ujawnieniu zhakowanej korespondencji, jest były szef Roskosmosu Dimitrij Rogozin. Coraz głośniej narzekają też tzw. „tubopatrioci” z Igorem Girkinem (vel Striełkowem) na czele. A ważnym elementem tej krytyki jest coraz częstsze odnoszenie się do kompetencji samego Władimira Putina. Plotki szerzone przez kanał General_SVR mówią, że do konfliktów ma dochodzić nawet w łonie Rady Bezpieczeństwa, której przewodzi Nikołaj Patruszew.

Fatalizm szerzy się nie tylko w kręgach związanych z wojskiem, ale także wśród biznesmenów i ludzi showbiznesu. W ujawnionej przez dziennikarzy portalu Sistema rozmowie oligarchowie Roman Trocenko i Nikołaj Matuszewski wydają się całkowicie pesymistyczni, spodziewając się upadku Rosji. Jeden z nich nazywa Putina „kretynem”. Z kolei piosenkarz Andrij Kowalew w opublikowanym na Telegramie nagraniu nazwał „operację specjalną” straszliwą wojną, którą Rosja jego zdaniem przegrywa. Takie przekonania coraz częściej pojawiają się również wśród przeciętnych Rosjan. Propaganda stara się reagować, wyraźnie przygotowując społeczeństwo do spodziewanych informacji o porażkach na froncie. Nawet sam Putin coraz częściej mówi o ataku Zachodu na Rosję i groźbie jej zniszczenia, powoli usuwając z narracji samą Ukrainę i konieczność wyzwalania terytoriów spod „nazistowskiej władzy”, a stawiając za przeciwnika potężny i zły Zachód.
Z jego paranoicznej perspektywy, być może tak to wygląda. Premier Holandii Mark Rutte po raz kolejny wspomniał o prowadzonych z kolegami z Danii, Wielkiej Brytanii i USA rozmowach na temat przekazania Ukrainie samolotów F-16. Z kolei premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak zapowiedział, że jego kraj będzie pierwszym, który przekaże Ukraińcom pociski dalekiego zasięgu (300 km) „Storm Shadow”. W dniu 9 maja Stany Zjednoczone ogłosiły kolejny w ostatnich dniach pakiet pomocowy, tym razem o wartości 1.2 mld USD, w którym znalazły się m.in. systemy przeciwlotnicze, radarowe, pociski artyleryjskie i wsparcie szkoleniowe.
Należy zauważyć, że to co Ukraińcy otrzymują ostatnio od Zachodu to głównie ciągłe dostawy amunicji i pocisków rakietowych, różne elementy zaplecza serwisowego, oraz sprzęt inżynieryjny i desantowy. To bardzo ważne, ponieważ zachowanie zdolności do prowadzenia działań ofensywnych już po rozpoczęciu operacji, wymaga dużej ilości amunicji, a także zdolności serwisowych na bezpośrednim zapleczu frontu. Dla poważniejszych uszkodzeń przewidziano zakłady już na terenie Unii Europejskiej, jak ten w Gliwicach który odpowiedzialny będzie za naprawę uszkodzonych na Ukrainie czołgów Leopard 2.
Podsumowując, widmo nadchodzącej katastrofy po raz pierwszy staję się tak wyraźne nie tylko dla przeróżnych koterii rosyjskiej władzy, ale też samych Rosjan. Im bardziej dramatyczna jest bowiem sytuacja, tym trudniej ukrywać pudrujące rzeczywistość fakty. Tym większa wewnętrzna rywalizacja. A chwila przesilenia jest już naprawdę bliska.
Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra
0 komentarzy