Upadek Damaszku

Damaszek upadł. Tak po prostu, niczym w wierszu T.S. Elliota reżim skończył nie z hukiem, ale skowytem.


08-12-2024


Upadek dotychczasowego systemu politycznego Syrii nastąpił szybciej niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Gdy 27 listopada siły Hajat Tahrir asz-Szam, islamistycznej organizacji zrzeszającej konglomerat ugrupowań tzw. syryjskiej opozycji, wyruszyły z Idlib do ataku na Aleppo, trudno było oczekiwać, że zaledwie 11 dni później wkroczą do stołecznego Damaszku. A tak się właśnie stało.

Stolica nie była broniona. Drobne potyczki następowały jeszcze na przedmieściach, ale od kilku dni było już wiadomo, że syryjska armia uległa całkowitemu rozpadowi. Zarządzona w tym roku demobilizacja, niskie morale, zaskakująco szybkie postępy atakujących (Aleppo wzięto niemalże z marszu) i brak rzeczywistych możliwości interwencji ze strony Rosji i Iranu doprowadziły do błyskawicznej implozji reżimu.

Do walki weszła sterowana przez Turcję SNA (Syryjska Armia Narodowa złożona z opłacanych przez Ankarę terrorystów) starając się poszerzyć turecką strefę buforową kosztem Kurdów, sponsorowana przez Amerykanów FSA (Wolna Armia Syrii) atakująca od południa, oraz zdominowane przez Kurdów SDF (Syryjskie Siły Demokratyczne) wypychające lojalistów z okolic Eufratu. Na wszystkie te ruchy nałożyły się jeszcze spontaniczne bunty lokalnych klanów i wystąpienia byłych rebeliantów, którzy w minionych latach złożyli broń. Słabe próby interwencji ze strony Iranu, były bardzo szybko eliminowane przez izraelskie i amerykańskie lotnictwo. Przybywające z Iraku posiłki szyickich milicji oraz namierzone wcześniej bazy sił IRGC zostały zbombardowane.

Baszar Al-Assad najpierw odrzucił ofertę negocjacji ze strony Turcji, ponieważ szukał ratunku w Moskwie, a kilka dni później było już za późno by do niej wrócić. Po krótkiej bitwie w rejonie miasta Hims, jakikolwiek zorganizowany opór lojalistów w zasadzie ustał. W ostatniej fazie jednostki syryjskiej armii zaprzestały walki, część z nich złożyła broń, a niektóre przekroczyły granicę, np. z Irakiem, gdzie zostały internowane.

Dowództwo armii, mające świadomość całkowitej klęski, wezwało żołnierzy do wstrzymania ognia, a prezydenta Assada do ustąpienia. Premier Muhammad Gazi al-Dżalali wraz z kilkoma ministrami oddał się do dyspozycji przywódcy HTS – Abu Muhammad al-Dżaulaniego, oferując pokojowe przekazanie władzy. Po Assadzie nie ma śladu. Mówi się, że uciekł z Damaszku na pokładzie jednego z samolotów. Część źródeł twierdzi, że został on zestrzelony w rejonie Hims, inne podają, że uciekł do jednego z zaprzyjaźnionych państw. Jego los jest już nieistotny dla wydarzeń w kraju.

Sam al-Dżaulani, niedawny islamista i terrorysta, okazał się człowiekiem na wskroś pragmatycznym. Jak na razie oszczędził urzędników Assada. Zabronił swoim ludziom zbliżania się do instytucji publicznych, zapewnił ochronę dla chrześcijan i porozumiał się z Kurdami, zadbał o podstawowe potrzeby społeczne, jak choćby dostawy prądu. Występuje dziś w roli człowieka rozsądnego i tolerancyjnego, redukującego pole konfliktu do minimum. Najbliższe miesiące pokażą, czy Syrii uda się osiągnąć zadowalający wszystkich kompromis, czy też pogrąży się w nowym etapie wojny domowej, która definitywnie rozbije państwo na kilka pomniejszych, w większości islamistycznych tworów, które oddadzą się prześladowaniom i nowej fali terroru.

Al-Dżaulani bez wątpienia odegra kluczową rolę w ukształtowaniu nowego systemu politycznego kraju. Na razie wyciąga gałązki oliwne do wszystkich uczestników konfliktu, zaznaczając że jedynymi wrogami pozostają już tylko Hezbollah i Iran. Wypuszcza więźniów politycznych z aresztów i wzywa uchodźców do powrotu. Zachowuje także dużą otwartość w stosunku do sąsiadów. Skomplementował Izrael za interwencję w Libanie, która według niego przyczyniła się do znacznego osłabienia Hezbollahu i dzięki temu umożliwiła mu osiągnięcie zwycięstwa w Syrii. Zaoferował też pokój Rosjanom, nie podejmując wobec nich aktywnych działań zbrojnych w Latakii .

Poza reżimem, największymi przegranymi syryjskiej wojny domowej są właśnie Rosja i Iran. Według milblogerów, część rosyjskich oddziałów została odcięta w syryjskim interiorze. Ewakuowano bazę lotniczą w Humajmim (Chmiejmim), a okręty miały opuścić port w Tartusie. Wbrew oczekiwaniom komentatorów, alawicka Latakia nie stanęła za Assadem. Przeciwnie, wiwatujące tłumy wyszły na ulice obalać pomniki bohaterów reżimu, a oddziały rebelianckie bez żadnego oporu wjechały do prowincji. Z kolei w Damaszku, wściekły tłum wdarł się do ambasady Iranu, po tym jak kilkanaście godzin wcześniej irańskie jednostki rozpoczęły ewakuację z kraju.

Rosja wspierała Assada od początku wojny domowej. Najpierw politycznie, finansowo i sprzętem wojskowym, wreszcie od 2015 roku także w toku bezpośredniej interwencji zbrojnej. To dzięki niej oraz oddziałom Hezbollahu, szyickich milicji oraz Korpusowi Strażników Rewolucji Islamskiej, lojalistom udało się odzyskać kontrolę nad większością terytorium i zepchnąć rebeliantów do skrawka graniczącej z Turcją prowincji Idlib.

Syria była dla Rosji poligonem doświadczalnym i najważniejszą bazą na Bliskim Wschodzie. Jej wsparcie pochłonęło znaczne zasoby finansowe, ale znaczyło wiele dla rosyjskiego prestiżu. Pokazywało zdolności do odległej geograficznie wojskowej interwencji, wzmacniały projekcję siły i sadzało Kreml przy stole w rozgrywaniu strefy wpływów. Rosjanie mogli kreować się na solidnego sojusznika, potrafiącego zmienić bieg wydarzeń, a więc kogoś z kim należy utrzymywać przyjazne relacje, kogo należy wspierać. Wszystko to zakończyło się 8 grudnia 2024 roku.

Całkowicie zaangażowana na Ukrainie Rosja nie była w stanie interweniować w obronie Assada. Nie posiadała bowiem żadnych zasobów, które mogłaby oddelegować bez uszczerbku dla działań przeciwko siłom ukraińskim, prócz niewielkiego kontyngentu lotniczego i kilku jednostek specjalnych, które były bez znaczenia w świetle dynamiki wydarzeń. A to powinno kłaść się cieniem na perspektywie współpracy z Iranem. Co prawda oba państwa są poniekąd na siebie skazane, jednakże prędzej czy później partykularyzmy wezmą górę nad sojuszniczą solidarnością. Wielkim zwycięzcą jest tu przecież wspierająca HTS i SNA Turcja, która gra w swoją własną grę w regionie.

Kreml próbował jeszcze robić dobrą minę do złej gry, wzywając Assada do podjęcia negocjacji z opozycją, ale był to już ostatni akt dramatu, który będzie trudno wytłumaczyć nawet rosyjskiemu społeczeństwu, a co dopiero zagranicznym partnerom. Dla wszystkich stało się oczywiste, że Rosja nie jest w stanie pomagać swoim dotychczasowym sojusznikom. Do podobnej sytuacji, choć w trochę innej skali, doszło przecież w przypadku pozbawionej wsparcia Armenii. Co ważne, porażka Kremla w Syrii idzie w parze z porażką Teheranu.

Dla Iranu utrata Syrii to przecięcie szlaku prowadzonego przez Irak do Libanu, a więc efektywne odcięcie możliwości zaopatrywania Hezbollahu, który został bardzo mocno poturbowany w wojnie z Izraelem. Jeśli wliczyć w to kiepską kondycję zepchniętego do podziemia (dosłownie) Hamasu, Teheranowi pozostają już tylko wpływy w Iraku oraz jemeńscy Huti. Budowana z trudem Oś Oporu rozpada się na naszych oczach, a w najbardziej optymistycznym dlań scenariuszu, mocno traci na znaczeniu. To oznacza efektywne odsunięcie Iranu od Izraela i znaczne zredukowanie możliwości zbrojnego odwetu. A przecież kolejne starcie między tymi krajami jest spodziewane najdalej w styczniu 2025 roku, chwilę po tym gdy Donald Trump obejmie urząd prezydenta USA.

A jeśli o nim mowa, warto zauważyć że Trump dość jednoznacznie określił wydarzenia w Syrii jako porażkę Rosji, spowodowaną poniesieniem ponad 600 tys. strat ludzkich na Ukrainie. Jego zdaniem, opuszczenie Syrii będzie dla niej najlepszym rozwiązaniem. Trump odwiedził Paryż by wziąć udział w otwarciu odrestaurowanej katedry Notre Dame. Przy okazji spotkał się z prezydentami Wołodymyrem Zełenskim i Emmanuelem Macronem. Krok po kroku, percepcja nowej administracji zaczyna coraz bardziej skręcać w niekorzystnym dla Rosji kierunku. Z wypowiedzi jej przedstawicieli wynika, że nie ma już mowy o jakimkolwiek porzuceniu Ukrainy, przeciwnie, w razie braku woli negocjacji ze strony Kremla, wygląda na to, że zostanie do nich przymuszony. To kolejny kamyczek, do szybko rosnącej góry problemów z jakimi musi się zmierzyć Rosja. Przesilenie polityczne w Mołdawii, Rumunii i Gruzji mogą stać się obok Syrii, łabędzim śpiewem rosyjskich wpływów w strefach zapalanych. A do tego dochodzą rosnące problemy wewnętrzne, tak wojskowe, gospodarcze jak i społeczne.

Gdy w 2019 roku katedra Notre Dame spłonęła w wielkim pożarze, stała się symbolicznym zwiastunem gwałtownej destabilizacji. Krótko później świat pochłonęła pandemia, a następnie wojna powróciła do Europy. Niech więc jej ponowne otwarcie pięć lat później, przyniesie zapowiedź nadejścia lepszych czasów. Podobnie, niech zaskakujący upadek Baszara al-Assada stanowi naukę, że nawet najbrutalniejsze reżimy potrafią czasem upaść praktycznie z dnia na dzień. Szczególnie wtedy gdy pozbawione są finansowania, a tak było w tym przypadku.


Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę:

buycoffe.to/globalnagra 

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *