Ukraińska zagadka
Gdy na donbaskim froncie wzmaga się wzajemny ostrzał, wszyscy zastanawiają się czy to tylko standardowe wiosenne wzmożenie, czy też początek nowego etapu rosyjsko-ukraińskiej wojny?
14-03-2021
Podsumowanie:
- Eskalację wokół Doniecka i Ługańska należy czytać w szerokim kontekście ukraińskiej polityki wewnętrznej oraz dynamiki relacji między Ukrainą, Rosją, Niemcami a USA. Sporo wokół niej propagandy.
- Pełnoskalowy konflikt ukraińsko-rosyjski nie jest w tym momencie w interesie żadnej ze stron.
- Rosyjska inwazja jest prawdopodobna, ale dopiero po zaistnieniu określonych przesłanek, których na razie brak.
Kiedy ostatni raz pisałem o wydarzeniach w Donbasie („Zamrożony Donbas”) był grudzień 2019 roku, a świeżo upieczony ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski po raz pierwszy spotkał się twarzą w twarz z Władimirem Putinem. Miał nadzieję na zrealizowanie jednej ze swoich głównych obietnic wyborczych – zakończenia sześcioletniej wojny trawiącej wschód kraju. Spotkaniu normandzkiej czwórki patronował duchem były niemiecki minister spraw zagranicznych (a aktualny prezydent) Frank-Walter Steinmeier, a honory gospodarza pełnił prezydent Emmanuel Macron. Próbowano w ten sposób przełamać impas, który towarzyszył negocjacjom za czasów Petra Poroszenko, a który związany był głównie z postawą Kremla. Choć Zełenski pozostawał pod dużą presją USA (sprawa Burisma i Hunter Bidena), to nadal cieszył się dużym poparciem wyborców i parlamentu, co dawało mu spory komfort polityczny. Czas jednak naglił. Nie wiadomo było jak długiemu opóźnieniu ulegną prace nad dokończeniem rurociągu NordStream2, a Federacja Rosyjska jeszcze w lipcu tegoż roku rozpoczęła akcję mającą na celu nadanie mieszkańcom tzw. republik donieckiej i ługańskiej, rosyjskich paszportów. Z jednej więc strony przedłużenie negocjacji groziło wstrzymaniem tranzytu rosyjskich surowców przez terytorium Ukrainy (która czerpała z tego tytułu znaczne dochody), z drugiej każdy kolejny miesiąc komplikował sytuację w Donbasie. I choć opisywane spotkanie w Paryżu nie przyniosło rezultatów, to nowe porozumienie w końcu osiągnięto w marcu 2020 roku. Pojawiła się perspektywa przedłużenia umowy tranzytowej, wymiany jeńców oraz powolnej normalizacji sytuacji wojskowej docelowo mającej zakończyć się szerokim referendum i bliżej nieokreśloną formą autonomii Doniecka i Ługańska.
Wiele musiało się w ciągu tych kilkunastu miesięcy zmienić, aby wszystko pozostało po staremu.
Od końca stycznia 2021 r. na donbaskim froncie dochodzi do intensywnej wymiany ognia. Z początku wydawało się, że są to jedynie incydenty. Choć do grudnia dochodziło do wcale nierzadkich naruszeń, sytuacja na linii kontaktu pozostawała relatywnie spokojna. W całym 2020 roku zginęło 49 ukraińskich żołnierzy, ale na okres od końca lipca do stycznia przypadło „ledwie” 6 ofiar z tej liczby. Za to tylko w dwóch pierwszych miesiącach 2021 roku zginęło kilkunastu kolejnych żołnierzy, a kilkudziesięciu zostało rannych. Nie chodzi tylko o działanie snajperów czy min, ale także ostrzał artyleryjski. Utrzymywanie wprowadzonego w lipcu zawieszenia broni stało się tym samym fikcją. Donbascy separatyści jeszcze w styczniu zaczęli wspominać o ponownym referendum niepodległościowym, a w marcu rosyjskie media podały informację o rzekomych przygotowaniach Kijowa do wiosennej ofensywy. Podobne oskarżenia, mniej więcej w tym samym czasie, kierowała wobec Rosji jedna z ukraińskich organizacji – Wschodnia Grupa Obrony Praw Człowieka. Trwać miał przerzut wojska i materiałów pędnych. Rekrutowano ochotników, których następnie nieustannie szkolono na poligonach. Ukraiński sztab generalny deklarował gotowość do konfrontacji. Obawy co do możliwego wznowienia walk wyraził m.in. australijski Lowy Institute.
Jak to więc jest z Donbasem? Kto szykuje się do ataku?
Według deputowanego rosyjskiej Dumy Państwowej Andrieja Kozenko do 28 stycznia 2021 r. ponad 400 tysięcy mieszkańców samozwańczych Republik Ludowych Doniecka i Ługańska otrzymało już obywatelstwo rosyjskie. Co prawda, po początkowej zwyżce „akcja paszportowa” odnotowała znaczny spadek dynamiki, ale dekret Putina z listopada 2020 roku o uznaniu „dokumentów” wydanych przez quasi republiki ponownie przyspieszył ten proces. W tym kontekście, przeprowadzone przez donbaskie „władze” referendum mogłoby teoretycznie posłużyć do tego samego celu, co to w marcu 2014 roku na Krymie. W jego wyniku najpierw ogłoszono niepodległość półwyspu, a następnie zawnioskowano o przyłączenie do Federacji Rosyjskiej.
Jednakże tak bezpośredni scenariusz nie byłby w tej chwili Władimirowi Putinowi na rękę. Zaanektowanie Donbasu to nie tylko potencjalnie ogromny koszt polityczny, ale też finansowy stąd nie zdecydowano się na taki krok w ciągu ostatnich sześciu lat. Linia rozgraniczenia wyznaczająca strefę kontroli obydwu stron nie uległa w tym czasie żadnym znaczącym zmianom. Nie pojawiły się więc nowe okoliczności taktyczne zmuszające do działania. Co więcej, NordStream2 nadal nie został ukończony, a mimo kolejnych sankcji prace są kontynuowane. A bez sfinalizowania tego przedsięwzięcia wyłączenie tranzytu gazu przez Ukrainę pozostaje na dłuższą metę niemożliwe. Uruchomiony już rurociąg Turkish Stream nie jest w stanie samodzielnie skompensować całego ukraińskiego transferu. Co prawda za niemiecką namową Rosja i Ukraina zawarły umowę (teoretycznie) gwarantującą tranzyt gazu do końca 2024 roku, ale roczny wolumen będzie sukcesywnie redukowany i na dobrą sprawę przesył może zostać okresowo całkowicie wstrzymany z uwagi np. na awarię (albo tzw. zawodnienie). Stojąca za takim działaniem logika polegałaby, w krótkoterminowej perspektywie, na pozbawieniu Ukrainy dochodów. Dzięki czemu Kreml wpłynąłby na wewnętrzną politykę Ukrainy i ułatwił negocjacje z władzami. W dłuższym ujęciu, będzie to jeden z elementów pozwalających na całkowite ominięcie Ukrainy w kontaktach gospodarczych z Europą, w efekcie jej dalsze ubożenie i marginalizacja. A im większa będzie jej izolacja, tym łatwiejszym stanie się celem dla rosyjskiej polityki kontroli pogranicza.
Gwałtowne rozstrzygnięcie donbaskiego starcia nie leży w rosyjskim interesie także z innego powodu. Zamrożone konflikty, takie jak w Naddniestrzu, Abchazji, Osetii czy Karabachu pozwalają Moskwie na zachowanie wpływów i decydowanie o polityce regionu w jakim się toczą. Zwróćmy uwagę, że taka taktyka daje Moskwie nieporównywalną ze środkami dyplomatycznymi kontrolę nad sytuacją, szczególnie że dotyczy niepodległych przecież państw. Dodatkowo, gdyby Kijów zgodził się na rosyjskie warunki, Donieck i Ługańsk stałyby się koniem trojańskim za pomocą którego – bez użycia sił zbrojnych – Kreml decydowałby o tym co dzieje się na Ukrainie. Temu m.in. służy wspomniana polityka paszportowa. A skoro tak, to powód do inwazji na pozostałą część kraju (np. w ramach zarzuconej koncepcji Noworosji) pojawiłby się dopiero wtedy, gdyby perspektywa na korzystne, pokojowe zjednoczenie została całkowicie zarzucona. Pytanie więc, czy taki moment już nastąpił? Do niedawna Kreml łączył z osobą Zełenskiego pewne nadzieje. W pierwszym okresie prezydentury jego postawa była faktycznie bardziej koncyliacyjna niż Poroszenki. Teraz to się zmieniło, co budzi zaniepokojenie Rosjan ale też tłumaczy dlaczego uznali straszenie wojną za potrzebne.
To tylko pozory.
W ujęciu globalnym Kreml chwilowo skupia uwagę nad czym innym. Trwa pandemia, a z nią polityka szczepionkowa, za pomocą której wzmacniane lub budowane są relacje międzynarodowe. Takowa pomoc Federacji Rosyjskiej (dostarczenie preparatu Sputnik V) zostanie w przyszłości wykorzystana do osiągania określonych korzyści politycznych (np. umów o współpracy, zniesienia sankcji, poparcia wniosków na forum ONZ itp.). Kontynuowany jest proces podporządkowania Białorusi oraz głębszej integracji armii obydwu państw, którą zwieńczą wielkie, wrześniowe manewry Zapad 2021. Relacje z kluczową dla Kremla Republiką Federalną Niemiec pozostają delikatne, głównie z uwagi na amerykańską presję wobec Nordstream2 (a także reset w relacjach USA-Niemcy) i zbliżające się wybory parlamentarne. Nie jest jasne, który z obozów politycznych odniesie w nich zwycięstwo. Agresywna eskalacja byłaby więc bardzo ryzykowna politycznie, mogąca osłabić berlińskie wpływy środowisk prorosyjskich.
Kolejną niesprzyjającą wojnie okolicznością pozostaje niestabilny Kaukaz – Armenia i Gruzja. Oba kraje znajdują się w polu zainteresowania tego samego rosyjskiego Południowego Okręgu Wojskowego, którego siły zaangażowane są w Donbasie. Pełnoskalowy konflikt z Ukrainą musiałby zaabsorbować wszystkie jego zasoby, co miałoby natychmiastowe przełożenie na zdolności operacyjne w Syrii i na Kaukazie. Co prawda od paru lat trwa rozbudowa POW i jego reorientacja na działania w Europie oraz przeciw Ukrainie, ale proces ten jeszcze nie został zakończony. Wydaje się więc, że o ile kontrolowana eskalacja poniżej pewnego progu jest dla Kremla korzystna (buduje presję przed planowanym na kwiecień spotkaniem normandzkiej czwórki), to otwarta wojna już nie. Przynajmniej nie w tej chwili. Co oczywiście wcale nie oznacza, że Kreml nie przerzuca w rejon zapasów i sprzętu. Przeciwnie, utrzymywanie gotowości bojowej i zachowanie swobody decyzyjnej zależnie od potrzeb chwili leży w charakterze rosyjskiego modus operandi. Na drugą połowę marca planowane są manewry wojskowe na Półwyspie Krymskim. Co innego jednak mieć narzędzie, a co innego z niego skorzystać.
Spójrzmy teraz od drugiej strony. Czy aktualne wojenne wzmożenie leży w interesie Ukrainy? Podobnie jak w przypadku Rosji, tylko w pewnym stopniu. Zdecydowana postawa wobec działań separatystów, łącznie z uderzeniami wyprzedzającymi, jest dobrze widziana przez antyrosyjską część opinii publicznej. Co zrozumiałe, ze względu na morale i zachowanie proporcjonalnych środków odpowiedzi, wojsko nie może pozostawać bierne w chwili rosnących strat na froncie. Szczególnie wtedy, gdy rokowania grzęzną w martwym punkcie. Aktywną postawę wzmacniają też działania sojusznicze, rozbudowywana obecność NATO w rejonie Morza Czarnego, materiałowa pomoc wojskowa, czy np. nawiązanie bliższej współpracy technologicznej z Turcją, której drony Bayraktar TB-2 znalazły się na wyposażeniu ukraińskiej armii.
Jednakże na obecną intensyfikację działań wojskowych w Donbasie nakładają się aspekty polityki krajowej, mające też znaczenie międzynarodowe.
W lutym władze w Kijowie zdecydowały się w końcu na zamknięcie trzech prorosyjskich, propagandowych kanałów telewizyjnych należących do Wiktora Medwedczuka oraz zamroziły jego aktywa. Ten blisko związany z Kremlem oligarcha (Putin jest ojcem chrzestnym jego córki) od dawna znajdował się na celowniku ukraińskich władz ale dopiero po zmianie gospodarza Białego Domu podjęto zdecydowane działania. W tym samym miesiącu prokuratura zaczęła badanie orzeczeń umożliwiających Medwedczukowi przejęcie spółki PrykarpatZachidtrans, która należącym do niej rurociągiem importuje olej napędowy z Rosji. Rząd nie kryje, że poszukuje drogi do jego nacjonalizacji.
Prezydent Zełenski przez dwa lata kadencji nie był w stanie przeciąć oligarchicznej sieci pętającej struktury państwa. Przeciwnie, pozostał związany z jednym z najpotężniejszych ludzi w kraju i swoim wieloletnim współpracownikiem – Ihorem Kołomojskim. Oligarcha popierał Zełenskiego w wyborach (m.in. przez swoją telewizję 1+1) licząc na sowitą rekompensatę lub odzyskanie należącego do niego wcześniej, a znacjonalizowany przez Petra Poroszenkę, Privat Banku. Jednakże mimo pozytywnego dlań wyroku sądu pierwszej instancji, sprawa utknęła w Sądzie Apelacyjnym. Wściekły Kołomojski zmienił więc front, udzielił The New York Times wywiadu, w którym straszył, że rosyjskie czołgi staną pod Warszawą i Krakowem, namawiając do pojednania z Rosją. Tymczasem znacjonalizowany Privat Bank wystąpił do sądów i władz cywilnych w USA, Wielkiej Brytanii i w Izraelu przeciw Kołomojskiemu i jego wspólnikowi Hennadijowi Boholubowi. Obaj panowie mieli narazić bank na stratę 5.5 mld USD. Jednocześnie ukraińskie organy ścigania nie wykazywały podobnej determinacji. Działania antykorupcyjne wytraciły impet, a w końcu doszło nawet do próby sabotowania utworzonych pod amerykańskim patronatem instytucji antykorupcyjnych (Narodowego Biura Antykorupcyjnego – NABU – oraz specjalnej prokuratury i dedykowanego sądu). Odpowiadali za nie wspomniani panowie Medwedczuk i Kołomojski, którzy w ramach doraźnie utworzonego sojuszu interesów, poprzez kontrolowanych przez siebie parlamentarzystów doprowadzili do uznania części zapisów ustawy o NABU za niekonstytucyjne. Podobne zarzuty postawiono też ustawie o Sądzie Antykorupcyjnym. To oznacza, że administracja będzie musiała przygotować nowe projekty i to w relatywnie krótkim czasie. Tymczasem notowania prezydenckiej partii Sługa Narodu zaczęły spadać, a ona sama dzielić się na wzajemnie zwalczające się obozy. Ukraiński prezydent, którego kampania oparta była o hasła antykorupcyjne, musiał w końcu podjąć walkę z systemem.
Brak skuteczności nie spodobał się nie tylko wyborcom Zełenskiego ale też Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, który odmówił dalszego finansowania ukraińskiej gospodarki. Pożyczki te zapewniają stabilność budżetu, który pozostaje w permanentnym kryzysie. Warunkiem ich dalszych wypłat jest kontynuowanie zdecydowanych reform. Zbliżone opinie wyrażono też w Waszyngtonie, którego służby (FBI) polują na Kołomojskiego w związku z praniem brudnych pieniędzy. Paradoksalnie, to właśnie zarzuty o uwikłanie w ukraiński system oligarchiczny Hunter Bidena (prezydenckiego syna), zmobilizowały nową administrację do zwiększenia presji antykorupcyjnej na Kijów. Z jednej strony pokazały bowiem jak niebezpiecznym środowiskiem jest naddnieprzański biznes i polityka, a z drugiej, że bez transparentności nie da się utrzymywać normalnych i relatywnie bezpiecznych relacji między oboma państwami. Stąd wniosek, że ostatnie działania Kijowa są efektem nie tylko sytuacji wewnętrznej ale też presji administracji Joego Bidena, która na dowód intencji wprowadziła własne sankcje (zakaz wjazdu i zamrożenie aktywów) krótko po ukraińskich, co należy uznać za manifestacyjne poparcie dla nowej polityki Zełenskiego. W tym kontekście bicie w wojenne bębny jest jedynie scenografią dla wewnętrznej rozgrywki politycznej.
Wojna czy tylko groźne pohukiwanie? Jakie jest rozwiązanie donbaskiej zagadki? Nie da się ukryć, że sytuacja jest napięta. Brak jednak przesłanek, które uprawdopodobniłyby scenariusz gwałtownej eskalacji w tym właśnie momencie (w marcu 2021 r.). Na razie to tylko obustronne straszenie.
W mojej ocenie rosyjska inwazja wgłąb terytorium Ukrainy jest scenariuszem prawdopodobnym dopiero po spełnieniu określonych warunków.
Po pierwsze, ostatecznego rozstrzygnięcia wymaga sprawa rurociągu NS2, w tym gwarancja stabilności dostaw rosyjskich surowców.
Po drugie, muszą zaistnieć sprzyjające okoliczności międzynarodowe – np. poprzez dojście do władzy prorosyjskich polityków, ewentualnie chaos wewnętrzny w Unii Europejskiej, USA lub zaangażowanie Zachodu w innym regionie świata.
Po trzecie, wewnętrznie niestabilna musi być sama Ukraina. Najlepiej aby była skłócona oraz osamotniona, a taka mogłaby się stać np. gdyby ostatecznie zbankrutowała lub jej decydenci zdecydowali się na samodzielną próbę odzyskania utraconego terytorium. Taki scenariusz suflowany jest zresztą przez prorosyjską propagandę. Czy jednak otoczona siłami POW Ukraina mogłaby posunąć się do tak ryzykownego zachowania? Oferując przy tym doskonały pretekst do ataku Federacji Rosyjskiej? Wątpliwe. Nie posiada adekwatnych sił wojskowych, z trudem domyka budżet i boryka się z ciągłym niezadowoleniem społecznym. Nie jest tajemnicą, iż Kijów stosuje taktykę na przeczekanie, to jest pilnuje by sytuacja nieuległa pogorszeniu w oczekiwaniu na sprzyjające okoliczności (międzynarodowe lub np. słabość Rosji). To w tej chwili jedyna możliwa postawa.
Reasumując. Póki powyższe okoliczności nie zaistnieją , póty napięcia w Donbasie należy traktować jako mieszczące się w dotychczasowej specyfice.
Należałoby się również zastanowić, czy ewentualny pełnoskalowy konflikt ukraińsko-rosyjski mógłby ograniczać się wyłącznie do terytorium Ukrainy? W obecnym układzie sił – prowadzonego przejęcia kontroli nad Białorusią, majaczącego widma zjednoczenia Mołdawii z Rumunią, czujnej postawy NATO, rosnących wpływów tureckich na Kaukazie i Morzu Czarnym czy rosyjskich roszczeń terytorialnych wobec państw bałtyckich takie starcie musiałoby angażować siły od Bałtyku po Morze Czarne. A to już wymaga całkowicie innej skali przygotowań. Takiej, której nie dałoby się ukryć. A taka konstatacja, nakazuje by uważniej przyglądać się wspomnianym wcześniej manewrom Zapad.
Niniejsza strona jest utrzymywana z wpłat darczyńców i dzięki wsparciu Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ.
https://patronite.pl/globalnagra
Materiały:
https://novyny.24tv.ua/rosiya-gotuyetsya-do-viyskovogo-nastupu-novini-rosiyi-i-ukrayini_n1562827
https://voxukraine.org/en/how-did-the-ukrainian-oligarchy-keep-going-after-euromaidan/
https://www.wnp.pl/rynki-zagraniczne/bialorus-zjazd-zalozycielski-prorosyjskiej-partii-zwiazek,454319.html
https://www.atlanticcouncil.org/blogs/ukrainealert/zelenskyy-aims-to-end-ukraines-oligarch-era/
https://naviny.belsat.eu/pl/news/ihor-kolomojski-rosyjskie-czolgi-beda-stac-pod-krakowem-i-warszawa/
https://www.gfsis.org/maps/russian-military-forces
http://www.understandingwar.org/backgrounder/belarus-warning-update-moscow-and-minsk-hold-simultaneous-combat-readiness-exercises
https://liveuamap.com/
https://www.unian.info/politics/occupied-donbas-about-300-000-ukrainians-forced-to-obtain-russian-passports-11270888.html
https://www.unian.info/politics/occupied-donbas-putin-amends-decree-recognizing-local-passports-11208569.html
https://www.interfax.ru/world/748310
https://www.lowyinstitute.org/the-interpreter/donbass-conflict-waiting-escalation
https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-03-09/amerykanskie-uderzenie-w-kolomojskiego
3 komentarze
Filip Dąb-Mirowski · 2021-03-16 o 17:44
Pozwolę sobie przytoczyć ciekawy artykuł Marka Budzisza o doniesieniach w sprawie zatrzymania tzw. grupy Wagnerowców w lipcu 2020 r. na Białorusi. Jeśli decydenci w Kijowie mieliby faktycznie rozpocząć ofensywę w Donbasie – oto możliwy powód (wg redaktora):
https://wpolityce.pl/swiat/543314-afera-na-ukrainie-ktora-moze-doprowadzic-do-wojny
AdamK · 2021-03-16 o 10:00
Widząc jak rozwija się sytuacja na Ukrainie, jak, według Ciebie, powinna obecnie wyglądać polityka naszego Państwa? I na ile niebezpieczny dla nas jest scenariusz, że spełnione są opisane przez Ciebie warunki i dochodzi jednak do eskalacji wojennej na Ukrainie?
Filip Dąb-Mirowski · 2021-03-16 o 11:49
Atak na Ukrainę to dla nas czarny scenariusz. Zajęcie jej, albo wyeliminowanie z gry na tyle, żeby rosyjskie wojska mogły swobodnie operować z Białorusi (jeśli ostatecznie zostanie zdominowana) oznacza wzięcie Polski w kleszcze z trzech kierunków operacyjnych. Nie udźwigniemy tego. Niezależna Ukraina pęta cały rosyjski POW. Nasza polityka powinna się skupiać na tym by do tego za wszelką cenę nie dopuścić. Wpływać na sojuszników, animować kontakty, proponować działania prewencyjne. Padały już pomysły żeby nasze wojska czasem pokazały się na manewrach gdzieś pod Lwowem i w okolicach. Jestem za. Tymczasem od 2 lat powtarzam, że w trybie pilnym powinniśmy wzmocnić armię, choćby i poprzez zakupy „z półki”. F-35 jest nam psu na budę w tych okolicznościach, a za tą już zapłaconą kasę moglibyśmy mieć uzupełnioną obronę plot, więcej dronów, własną sieć obserwacyjną itd.