Trump bierze wszystko
Wygląda na to, że Donald Trump wygrał prezydenturę, a Republikanie będą mieli większość w Izbie Reprezentantów i Senacie. To zwiastuje rewolucję.
06-11-2024
Nie ma wątpliwości, że większość w obu izbach Kongresu, przy jednoczesnym obsadzeniu Sądu Najwyższego sędziami z trumpowskiej nominacji, oznacza przejęcie całkowitej władzy w kraju. Nie przesadzę też jeśli napiszę, że Trump będzie żądny zemsty na całej administracji państwowej, którą obwinią za swoje porażki i blokowanie działań w trakcie poprzedniej kadencji.
Spór między oboma wielkimi, amerykańskimi obozami politycznymi jest na tyle głęboki, że w walce tej nie będą brani jeńcy. Dlatego spodziewam się, że do czystek dojdzie zarówno na wysokim, jak i średnim poziomie administracji federalnej, we wszystkich instytucjach, agencjach, wojsku, służbach itd. Amerykę czeka rewolucja, o trudnych do przewidzenia konsekwencjach.
Nad tym problemem będziemy się jednak zastanawiać kiedy indziej, a teraz spróbujmy chociaż wstępnie odpowiedzieć na pytanie, co oznacza prezydentura Donalda Trumpa dla świata?
Weszliśmy właśnie w okres powyborczego chaosu, który prawdopodobnie nie będzie dotyczył tylko czasu od ostatniego dnia wyborów, do certyfikacji ich wyniku Kongresie w styczniu 2025, tylko przedłuży się też na początkowy okres nowej prezydentury, w związku z czystkami w administracji i wprowadzanymi zmianami w jej funkcjonowaniu. W tym okresie Rosja, Chiny, Korea Północna i Iran mogą podejmować działania zmierzające do przesunięcia strefy wpływów, które przyjmą formę tzw. faktów dokonanych, czego początki już obserwujemy. Więcej o tym pisałem w poprzednim komentarzu, pt. „Chaos wyborczy”.
To oznacza, że Donald Trump na początku swojej kadencji stanie przed koniecznością wyboru: wymuszenia powrotu do 'status quo ante’, czyli stanu poprzedniego, albo do zaakceptowania narzuconego przez Moskwę, Pekin, Pjongjang i Teheran stanu rzeczy. To nie będzie korzystna sytuacja dla Amerykanów, dlatego aby przywrócić silną pozycję USA na arenie międzynarodowej, Trump będzie musiał dokonać demonstracji siły i determinacji. Udowodnić, że gotów jest do pójścia na konfrontację w imię obrony amerykańskich interesów. Czyli do czegoś, do czego jego poprzednik Joe Biden nie był zdolny, czym ośmielił adwersarzy do agresji.
Podczas pierwszej kadencji Trump dał się poznać jako osoba nieprzewidywalna, ale jednocześnie o fundamentalnie biznesowym podejściu do stosunków międzynarodowych. Liczył się wyłącznie bilans zysków i strat. Nie lubi układania się w ramach szerszych organizacji międzynarodowych, ponieważ w takich formatach ma mniejsze szanse na stosowanie dźwigni negocjacyjnej, wymuszającej korzystne dla niego umowy. Zamiast tego ceni kontakty bilateralne, które są bardziej bezpośrednie, podobne negocjacjom biznesowym.
Wśród biznesmenów, komplementowanie swoich rozmówców służy jedynie odpowiedniemu ustawieniu rozmów, a nie świadczy o jakimkolwiek zbliżeniu na poziomie towarzyskim. Tu nie chodzi o znajdowanie przyjaciół, dlatego pochlebne wypowiedzi Trumpa na temat Putina czy Kim Dzong Una nie powinny być brane za wyznacznik relacji międzypaństwowych. Czym Putin ma Trumpa w kieszeni? Posiada na niego haki? Być może, ale ponieważ brak na to dowodów oprzyjmy się na czymś bardziej konkretnym niż spekulacjach.
Z naszego punktu widzenia największą obawą jest dogadanie się Trumpa z Putinem, które nastąpiłoby kosztem Europy Środkowo-Wschodniej. Kreml uzyskałby korzystny dla siebie rozejm na Ukrainie, a być może nawet zniesienie części sankcji, dzięki czemu mógłby odbudować potencjał i w ciągu kilku lat wznowić wojnę. Sądząc po radości w rosyjskich mediach, na Kremlu strzeliły korki od szampana, a gazety przekrzykują się w zapewnieniach, że „teraz to już na pewno wygramy”. Problem jednak w tym, że Rosja nie jest w dobrej pozycji negocjacyjnej i niewiele może zaoferować Amerykanom, po co więc mieliby iść na jakiekolwiek ustępstwa?
W tej chwili rosyjska armia stanowi technologiczny cień tego, czym była pod koniec 2021 roku. Rosyjska gospodarka jest w fatalnych stanie, inflacja rośnie (Romir podaje łącznie wzrost cen dla dóbr konsumenckich o 87% od początku wojny), stopy procentowe są na poziomie 21%, nie ma możliwości zaciągania długu międzynarodowego, społeczeństwo biednieje, koszty prowadzenia wojny rosną, sypie się infrastruktura i spada cena ropy. Przy życiu trzymają Rosję Chiny, wspierając ją gospodarczo i przemysłowo, ale kosztem monopolizacji rynku i pozyskania przecenionych surowców.
Rosyjskie wojska mają inicjatywę, ale próbują zająć jedynie całość Donbasu, którego ponad 9000 km2 nadal kontroluje Ukraina. Do tego siły ukraińskie okupują część rosyjskiego terytorium w obwodzie kurskim, a do ich wypchnięcia ściągnięto ponad 10.000 żołnierzy północnokoreańskich. Północna Korea wspiera też Rosję dostawami pocisków artyleryjskich i balistycznych, podobnie zresztą jak Iran, bez których prowadzenie wojny w obecnym stopniu intensywności byłoby niemożliwe.
Czego więc może chcieć Trump od Putina? W poprzedniej kadencji próbowano obrócić Rosję przeciwko Chinom. W takim układzie USA faktycznie dużo by zyskały w konfrontacji ze swoim głównym rywalem. Problem w tym, że w ostatnich latach sojusz rosyjsko-chiński uległ znacznemu zacieśnieniu i trudno sobie wyobrazić sytuację, w której całkowicie zależny od Pekinu Kreml, mógłby go zdradzić. Może więc chodzić będzie o uspokojenie sytuacji i ograniczenie kosztów jakie Amerykanie ponoszą w związku z tą wojną?
W takim razie spójrzmy na rachunek zysków i strat. Trump może tego nie wiedzieć, lub na potrzeby kampanii specjalnie ignorował, ale wojna na Ukrainie jest korzystna dla amerykańskiego przemysłu obronnego. Znaczna część funduszy przeznaczonych na wsparcie Ukrainy, tak naprawdę trafia do amerykańskich koncernów zbrojeniowych. Wysyłany jest stary sprzęt oraz amunicja, które i tak poddane zostałyby utylizacji, a w to miejsce amerykańskie fabryki produkują coś całkowicie nowego. Dzięki temu pracownicy zakładów, tzw. blue collars, mają zatrudnienie, a firmy dochody. A przecież nie jedna Ukraina potrzebuje amerykańskiego uzbrojenia, kolejka chętnych jest bardzo długa.
Mamy też amerykańską ropę i gaz, które z powodzeniem sprzedawane są państwom europejskim zastępując rosyjskie surowce. Pozycja USA w stosunku do Europy ulega zresztą dalszemu wzmocnieniu, z uwagi na zdolności militarne, które w chwili obecnej mają realne znaczenie dla jej bezpieczeństwa. Przy czym rośnie skala wydatków na zbrojenia państw członkowskich NATO, o co zabiegał Trump podczas poprzedniej kadencji. Tak naprawdę problemem jest sama polityka wobec wojny na Ukrainie, która limituje jej możliwości i ogranicza wsparcie do rozciągniętej w czasie kroplówki, nie proponując żadnej konkretnej strategii działania wobec konfliktu. O to własnie pretensję mieli Republikanie w Kongresie, a nie sam fakt udzielania wsparcia.
Wreszcie, Rosja nie działa przecież sama, tylko w ścisłej kooperacji z Iranem, Koreą Północną i Chinami. Tego towarzystwa nie da się przymusić do posłuszeństwa samymi tylko słowami. Pjongjang grozi Ameryce bronią jądrową i przemieszcza wojska do Europy, Iran atakuje Izrael, a Chiny rozpychają się wokół Tajwanu. Wszystkie te działania są ze sobą powiązane i szkodzą amerykańskim interesom, z czym amerykański prezydent musi się liczyć.
Czy pamiętamy, co powiedział Trump o Iranie? Że należy ich zbombardować łącznie z instalacjami nuklearnymi, a Izrael powinien mieć wolną rękę w działaniach zbrojnych? Czy nowa administracja Trumpa, tak jak poprzednia, za priorytet polityki zagranicznej obierze Indo-Pacyfik? A może szybko dostrzeże, że antyzachodnia koalicja powiązała ze sobą Europę, Bliski Wschód i Azję? Jeśli chcesz wystraszyć małpy, zabij kurczaka, mówi chińskie przysłowie. Unormowanie relacji z Chinami wymagać będzie rozstrzygnięcia konfliktów w Europie i na Bliskim Wschodzie.
Z drugiej strony, prezydentura Trumpa na pewno będzie trudnym okresem dla Unii Europejskiej. Tematy wymiany handlowej i nałożenia ceł, obostrzeń dla korporacji technologicznych, wydatków na armię – wszystko to powróci ze zdwojoną siłą powodując ogromne tarcia w konstrukcie Zachodu. Nie wydaje mi się, żeby w wyniku tej presji udało się skonsolidować stanowiska i zmusić Unię Europejską do porzucenia obecnie prowadzonej polityki w celu zadbania o własną podmiotowość. Za bardziej prawdopodobne uznaję pojawienie się podziałów i nieformalne rozbicie Unii Europejskiej na dwa obozy. Proaktywny i bierny. Proamerykański i antyamerykański. Europa nie będzie zdolna do samodzielności dopóki wśród jej przywódców będą postacie tak skompromitowane jak kanclerz Niemiec Olaf Scholz.
Największym zagrożeniem wydaje się wystąpienie Stanów Zjednoczonych z Sojuszu Północnoatlantyckiego, co niestety będzie możliwe jeśli Republikanie przejmą Kongres. Takiej ewentualności nie można wykluczyć. Niestety, Europa nie wykorzystała ostatnich trzech lat i nie przygotowała się na taką ewentualność radykalnie zwiększając zdolności własnego przemysłu i rozbudowując armie, co dałoby jej samodzielne zdolności do dbania o własne bezpieczeństwo. Krajem, który zrobił pod tym względem najwięcej jest w zasadzie jedynie Polska. Traf chciał, że to Warszawa przejmuje kolejną europejską prezydencję, co otwiera przed nami różne możliwości działania.
Chciałbym, aby nasi politycy podeszli poważnie do tego zadania. Wiemy doskonale, że prezydent Andrzej Duda, tak jak i jego obóz polityczny posiada dobre relacje z Trumpem, w przeciwieństwie do aktualnego obozu rządzącego. Uważam, że prezydent Duda powinien w ostatnich miesiącach swojej kadencji wykorzystać ten atut, przekonując Donalda Trumpa do polskiego punktu widzenia, a koalicja rządowa powinna go w tym zadaniu wesprzeć. W połączeniu z prezydencja unijną, oraz dynamicznymi, proaktywnymi działania prowadzonymi wśród naszych sojuszników, Polska zyska szansę na ukształtowanie zachodniej percepcji, a zatem także polityki wobec Europy Wschodniej.
Taka sztuka udała nam się zaraz po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę i nie widzę powodów, dla których podobnego manewru nie moglibyśmy powtórzyć wykorzystując przy tym gwałtowną zmianę, jaką zapowiada prezydentura Trumpa. Jeśli poniesiemy w tych staraniach porażkę, przynajmniej zmobilizujemy państwa o podobnych zapatrywaniach, wypracujemy nową platformę współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa i wzmocnimy się przed nadchodzącymi zawirowaniami.
W słowie końcowym chciałbym napisać, że nadchodzący 2025 rok będzie czasem bardzo trudnym, niosącym wiele zagrożeń, ale też dającym szansę na pozytywne rozstrzygnięcia. To impuls do działania. Tam gdzie pojawia się ruch, tam też są zmiany. Dla porównania, dotychczasowa polityka zagraniczna Joego Bidena była serią niekończących się katastrof. Potworną dezynwolturą kroczącą wolno ku przepaści.
Najpierw klęska w Afganistanie, która jedynie ośmieliła Putina do rzucenia wyzwania Ameryce. Wkrótce potem zażądał zmiany dotychczasowego ładu bezpieczeństwa w Europie, a następnie dokonał pełnowymiarowej inwazji Ukrainy, od czego Waszyngton nie był w stanie go odwieźć. Następnie mamy Bliski Wschód, gdzie polityka wobec Izraela i Iranu przyniosła jedynie nową wojnę, a trwające ponad rok negocjacje z Hamasem, mimo licznych zapewnień, niczego nie dały. Ośmielona przykładem swoich sojuszników Korea Północna wkroczyła do Europy, przy okazji pozyskując od Rosjan technologię rakietową pozwalającą jej na uderzenie w całe terytorium USA. Na końcu Chiny, które bezkarnie ćwiczące blokadę Tajwanu, sukcesywnie wypychając US Navy poza pierwszy łańcuch wysp.
A co najgorsze, na wszystkie te wydarzenia Biały Dom nie potrafi odpowiedzieć. Najlepszy przykładem jest wojna na Ukrainie, która toczy się bez żadnego planu, pomoc jest wydzielana kroplówką, a ręce Kijowa co i rusz wiązane różnymi zakazami. Ta słabość Bidena przełożyła się też na ogólną słabość Zachodu, który zbyt rachitycznie reaguje na co i rusz pojawiające się wyzwania, zbyt wolno adaptując się do sytuacji.
W tym ujęciu prezydentura Trumpa może stanowić potrzebny szok, który zaktywizuje zachodnich polityków i zmusi ich do działania.
Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę:
1 komentarz
Janusz · 2024-11-08 o 17:49
Cenię sobie i lubię Twoje analizy sytuacji Filipie, ale masz tendencję do niedoceniana rosyjskiego potencjału, moim zdaniem jest wyższy i stanie się potencjalnie niebezpieczny tuż po rosyjsko- ukraińskim zawieszeniu broni.