Czas bohaterów

Okrągła, osiemdziesiąta rocznica wybuchu drugiej wojny światowej niewątpliwie przejdzie do historii. Nie tylko z uwagi na przemyślany charakter uroczystości czy poruszające przemówienia polityków, ale także z powodu trudno uchwytnej na pierwszy rzut oka otoczki geopolitycznej. Dawno już nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której tak ewidentnie widać było jak istotną rolę pełni Polska w Europie Środkowo-Wschodniej. Galopujące wydarzenia w światowej polityce przekształciły skądinąd huczne, rocznicowe obchody w pretekst do bardzo poważnej rozgrywki, zmieniającej układ sił w regionie. Historia, niczym atlantycki huragan Dorian, wciągnęła nas w wir akcji, a Warszawa wykorzystując sytuację podjęła swoją grę.
05-09-2019
**Podsumowanie treści**
- Amerykanie konsekwentnie realizują swoją strategię rozgrywania Europy za pośrednictwem Warszawy.
- Umowy na dostawę gazu już zmieniają układ sił w regionie, stanowiąc realną przeciwwagę dla rosyjskiej dominacji surowcowej.
- W efekcie Polska powoli wyrasta na lidera, a razem z nią koncepcja Trójmorza, która z efemerycznego marzenia, powoli staje się trwałym układem sił.
- Splot wydarzeń na chwilę postawił Polskę w centrum uwagi Niemiec, Ukrainy, Białorusi oraz USA.
- Możliwe wprowadzenie sankcji na Nordstream2 oraz przeniesienie części łańcucha produkcyjnego do Polski.
- Niestabilność geopolityczna może jednak zniweczyć wszystkie plany i zamiary, dlatego Warszawa musi być bardzo uważna i ostrożna w działaniach.
Wersja audio (podcast) artykułu dostępna TUTAJ.
**Wybacz mi, Polsko**
Pierwszego września wszyscy mówili o Polsce. Przepraszali ją, dziękowali i sypali pochlebstwami. Zgodnie z oczekiwaniami, wiele ciepłych słów popłynęło z ust amerykańskiego wiceprezydenta Mike’a Pence`a, przyćmionego jednak przez pozostałych mówców. Ciekawszą i bardziej poruszającą wypowiedź miał prezydent RFN Frank-Walter Steinmeier. Jego pokorne wyznanie win poruszało nas bardziej niż pochlebstwa czy obietnica zniesienia wiz i nie ma się co dziwić. Jesteśmy naznaczeni wdrukowaną w dusze traumą tamtej wojny, dlatego nadal głęboko przeżywamy jej tragizm. Emocjonalnie reagujemy na wszelkie dyskusje o winie i odpowiedzialności, o bohaterstwie i poświęceniu. Inaczej niż dekadę temu, nasze uczucia zostały tym razem dostrzeżone i uszanowane, za czym poszła też fundamentalna zmiana w narracji medialnej. Po raz pierwszy od dawna, to my narzucaliśmy ton dyskusji i to nasza wizja historii przebiła się jako dominująca w zagranicznych relacjach. W tym, zarówno o skali zniszczenia kraju, jak i zaangażowaniu wojennym, czy wreszcie o tym, że napaść Trzeciej Rzeszy została prędko wsparta przez atak ZSRS od wschodu. O tych faktach mało kto na świecie pamiętał. Nasz przekaz był spójny, prosty i umiejętnie wpleciony w bieżące wydarzenia. Doskonałe przemówienie prezydenta Andrzeja Dudy, skrojone na przemowę „męża stanu”, uzupełnione zostało przez pomniejsze, czysto polityczne wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego. W dodatku oba wypowiedziano w innym miejscu i czasie, co pozwoliło na uniknięcie rozmycia narracji, a wręcz wzajemnie wzmocniły one swój przekaz. Jedno skierowano do świata, drugie tylko w odniesieniu do relacji polsko-niemieckich. To małe ale cenne zwycięstwo w stale toczonej wojnie informacyjnej ma zasadnicze znaczenie w zmaganiach o rząd dusz. Jak ważna w dzisiejszych czasach jest narracja medialna na tematy historyczne, pokazał niedawny spór o historię z Izraelem. We wszystkich światowych depeszach, a było ich wiele, przebijały się twarde, polonocentryczne dane historyczne co zresztą spotkało się z dezaprobatą w mediach rosyjskich czy np.: izraelskim Haaretz. To nie mogło dziwić, skoro oba kraje opierają swoją aktualną politykę o subiektywnie pojmowany i instrumentalnie traktowany bilans krzywd i zasług wynikłych z drugiej wojny światowej. Niezaproszeni na obchody rosyjscy oficjele byli wściekli, czego wyraz dano w tyleż bzdurnych co bezczelnych wystąpieniach medialnych (np.: takim, w którym Polskę oskarżono o sojusz z Hitlerem). Tyle o samych obchodach, które oczywiście były w tych dniach ważne ale nie najważniejsze. Ciekawsze jest to, co działo się wokół tego wydarzenia. W zaciszu gabinetów, przez które przetoczył się istny korowód urzędników. Dlaczego Polska nagle stała się tak bardzo ważna, na tak wielu płaszczyznach i dla tak wielu podmiotów?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy nabrać należytej perspektywy. Proponuję abyśmy odeszli od emocjonującej warstwy medialnej i zamiast tego skupili się na szerokim spojrzeniu na czas oraz okoliczności wielkiej, globalnej gry, której drobna partia odbyła się w naszej stolicy.
**Zwrot na Warszawę**
Ledwie na tydzień przed osiemdziesiątą rocznicą wybuchu drugiej wojny światowej, gwałtownie wkroczyliśmy w nowy etap chińsko-amerykańskiego sporu handlowego. Chiny wprowadziły cła retorsyjne (o wartości 75 mld USD) na importowane amerykańskie produkty, w związku z czym USA nie pozostały dłużne podnosząc nałożone wcześniej taryfy o kolejne 5% (o wartości odpowiednio 300 mld i 250 mld USD). Co więcej, Donald Trump wezwał amerykańskie korporacje do wycofania się z Chin i przeniesienia produkcji „do domu”. Oznacza to, że być może już za chwilę zerwane zostaną tzw. łańcuchy dostaw, a w tym zarówno produkcja jak i import komponentów, zwłaszcza elektroniki. W następnym etapie, prawdopodobnie blokowany będzie także sam chiński eksport towarów, czy to poprzez cła zaporowe, czy też fizyczne zatrzymanie frachtu morskiego. W tle tej walki, trwały niepokoje społeczne w Hongkongu, podkopujące pekińską politykę „jednego państwa, dwóch systemów”, do czego wydatnie przykładały się USA. Stawką tego sporu był nie tylko sam HK, ale też Tajwan i projekcja chińskiej siły na Pacyfiku. Z drugiej strony, eskalujący spór między Japonią a Koreą Południową narażał na szwank amerykańskie interesy w Azji. Wszystkie te wydarzenia były efektem zaostrzającej się rywalizacji między dwiema największymi potęgami świata, co przełożyło się także na Europę Środkowo-Wschodnią.
Na kilka dni przed uroczystościami w Warszawie, amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton, przyleciał do Kijowa (27-29.08) by porozmawiać z nowym ukraińskim prezydentem Wołodymyrem Zełeńskim. Jego przybycie poprzedziła informacja o potencjalnym wstrzymaniu amerykańskiej pomocy wojskowej dla Kijowa (wartości 250 mln USD), co nieoficjalnie powiązano z zamiarem sprzedaży chińskim inwestorom, pakietu kontrolnego ukraińskiego zakładu Motor Sicz, produkującego silniki lotnicze. Ściślej rzecz biorąc, całej gamy silników i turbin także dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego (do 2015 roku, następnie wstrzymany z uwagi na wojnę w Donbasie). Nieprzypadkowo rozmawiano właśnie w tym momencie. Partia Zełeńskiego („Sługa narodu”) dopiero co zdobyła większość w wyborach parlamentarnych, dając prezydentowi absolutną władzę, którą ten zamierzał wykorzystać do radykalnej reformy państwa. Amerykanie musieli się upewnić, że nadchodząca polityczna rewolucja potoczy się w zgodzie z ich interesami. Wkrótce potem Bolton udał się do Mińska (29-30.08), gdzie spotkał się z Aleksandrem Łukaszenką. Wbrew oficjalnej narracji, Białoruś robi co może by nie zostać wchłoniętą przez Rosję. Chętnie wysłuchano więc amerykańskich propozycji. Po zakończeniu rozmów, John Bolton zawitał do Warszawy (30.08). W tym samym czasie premier Morawiecki wybrał się do Szwecji (29.08), gdzie rozmawiał z przedstawicielami firmy Ericsson na temat technologii 5G. Usłyszał zapewnienia o gotowości do inwestycji i wymiany technologicznej (chodziło głównie o przeniesienie produkcji do Polski). To ważna informacja, ponieważ elementem zimnej wojny mocarstw jest starcie technologiczne, w tym o infrastrukturę komunikacyjną sieci 5G. Waszyngton jak może sabotuje chińskiego prymusa w tej dziedzinie – firmę Huawei, ale jej dominująca pozycja rynkowa ogranicza możliwość wyboru alternatywnego dostawcy. Sęk w tym, że każda inna firma na świecie, pozostaje w tyle do Huawei, potrzebując czasu by nadrobić zaległości. A kto szybciej zajmie dominującą pozycję rynkową, ten stanie się telekomunikacyjną potęgą najbliższej przyszłości. Będzie rozdawać karty przez najbliższą dekadę. Dlatego Amerykanie wypływają na inne państwa, w tym zwłaszcza na sojuszników, by opóźniali lub uniemożliwiali uruchomienie sieci 5G na chińskich komponentach, argumentując że będzie ona narzędziem szpiegowskiej infiltracji. Takiej postawy oczekiwali też od Polski, stąd podpisana przez wiceprezydenta Pence’a i premiera Morawieckiego deklaracja na temat sieci 5G. Czytamy w niej, że państwa zobowiązują się do wnikliwej oceny dostawców technologii, pod kątem tego:
- Czy dostawca jest kontrolowany przez obcy rząd bez możliwości odwołania się do niezawisłego sądu;
- Czy dostawca ma przejrzystą strukturę własności;
- Czy dostawca, w swojej historii, wykazywał się etycznym postępowaniem korporacyjnym oraz, czy podlega on porządkowi prawnemu, w który zapewnia przejrzystość działalności firm.
Co w praktyce bardzo utrudni Huawei dostęp do rynku. To dlatego premier najpierw pojechał zdobyć gwarancje Ericssona, że firma będzie w stanie w krótkim czasie zastąpić chińskiego giganta. Szwedzki koncern oczywiście bardzo chętnie na propozycje przystał, zapewniając jednocześnie, iż wiele komponentów produkować będzie w Polsce (za pośrednictwem amerykańskiej firmy Flex z zakładem produkcyjnym w Tczewie) i to już od trzeciego kwartału 2019 roku. To ważne zapewnienie pozwoli rządowi na przeprowadzenie w następnym roku aukcji częstotliwości 5G dla operatorów komórkowych.
Na tydzień przed obchodami, okazało się, że nie przybędzie na nie prezydent Donald Trump, który postanowił wykorzystać zbliżający się do wybrzeży Florydy huragan Dorian, jako dźwignię w toczącej się już kampanii wyborczej. Choć polscy komentatorzy prześcigali się w poszukiwaniu drugiego dna tej decyzji, ostatecznie okazało się, że Dorian faktycznie stanowił ogromne zagrożenie, które wkrótce zrównało z ziemią domy na wyspach archipelagu Bahamów. Nieobecność amerykańskiego prezydenta błyskawicznie wykorzystała za to kanclerz Niemiec Angela Merkel pojawiając się na warszawskiej uroczystości. Gra prowadzona przez Berlin jest bowiem wielowątkowa. Kilka dni wcześniej (26.08 – zebranie ambasadorów RFN) minister spraw zagranicznych Heiko Maas zasygnalizował wolę zwrotu w niemieckiej polityce, proponując polityczny podział Europy według kryterium geograficznego, w którym za kierunek rozwoju Unii Europejskiej odpowiedzialność brałyby nie tylko Niemcy i Francja (zachód) ale też Hiszpania i Włochy (południe) oraz Polska (wschód). Był to kolejny ukłon wobec Warszawy, po tym jak niemieccy decydenci ostatecznie zaakceptowali koncepcję Trójmorza, dołączając do inicjatywy w roli obserwatora. Berlin jest obecnie pod ogromną presją USA, zarówno jeśli chodzi o relację z Chinami, jak też stosunki handlowe z Waszyngtonem oraz poziom partycypacji w strukturach NATO (w tym wałkowane do znudzenia ponoszenie wydatków obronnych na poziomie 2% PKB). Dane wskazują też, że niemiecka lokomotywa gospodarcza bardzo szybko zwalnia i kolejny kwartał z rzędu notuje ujemny wzrost gospodarczy. Emocjonalne wystąpienie prezydenta Steinmeiera, poza uznaniem polskiej narracji historycznej, miało też drugie dno. Maskowało bowiem wewnętrzny, niemiecki problem związany ze znaczącym wzrostem poparcia dla radykalnego Alternative für Deutschland (AfD), które zresztą w dniu obchodów odnotowało historycznie wysokie wyniki w lokalnych wyborach w Saksoni i Branderburgii. Na partię tę, której niektórzy politycy promują negacjonizm (np.: twierdzili, że to Polska była odpowiedzialna za wybuch wojny) głosowała ok. 1/4 wyborców w tych dwóch, wschodnich landach. Tym samym prowadzone od wielu lat systemowe wybielanie niemieckiej historii przyniosło w końcu nieuniknione efekty uboczne w postaci wzrostu nastrojów nacjonalistycznych i antypolskich. To przeraziło Berlin i stąd tak mocne przemówienie niemieckiego prezydenta, poparte kolejnym, wygłoszonym w Katedrze Berlińskiej przez Wolfganga Schäuble (marszałka Bundestagu), który zapowiedział też budowę w Berlinie pomnika ku czci polskich ofiar drugiej wojny światowej. Jednocześnie, pompowanie Polski przez USA (o czym poniżej) wyraźnie psuje Niemcom szyki, a nadzieję na zmianę rządu w Warszawie w następnych wyborach, ostatecznie już pogrzebano.
Wobec powyższego, RFN z godnym podziwu pragmatyzmem, dokonuje zwrotu w kierunku Warszawy uznając ją już nie za niesforne dziecko, a za równoprawnego partnera w regionie (bo nie w światowej polityce). Więcej nawet, ocieplenie relacji z Polską będzie też sposobem na polepszenie stosunków z USA, a w każdym razie buforem wygładzającym sprzeczne dążenia obu stron. Zwłaszcza, że Amerykanie za naszym pośrednictwem wyraźnie wchodzą w niemiecką strefę wpływów. Jak rzadko kiedy, Berlin znalazł się w sytuacji polityczno-gospodarczej zależności od Polski. Istnieje bowiem ryzyko, że amerykańskie korporacje przerzucą część łańcucha produkcji do Polski. Co gorsza, spodziewana wymiana technologiczna doprowadzi też do rozbudowy polskiego przemysłu, zwiększenia jego konkurencyjności i uniezależnienia sie od niemieckich zamówień. Wyłączenie polskiego przemysłu spod niemieckiej zależności byłoby dla Berlina nie tylko niekorzystne politycznie, ale przede wszystkim mogłoby pogłębić recesję gospodarczą.
To nie oznacza automatycznie, że Polsce odpuszczone będą przewiny związane z przestrzeganiem praworządności, natomiast odtąd będą one przedmiotem negocjacji i cichego konsensusu w gabinetach, o znaczeniu drugorzędnym w relacjach obustronnych. Najlepszym na to dowodem była odpowiedź wiceprezydenta Pence’a na pytanie dziennikarki Washington Post o przestrzeganie prawa i wolności prasy w Polsce. Zagadnięty odparł bez ogródek, że strony rozmawiały o tym i USA są wdzięczne prezydentowi Dudzie za działania zmierzające do wzmocnienia zasad prawa i niezależności sądów.
„I told President Duda, we are grateful for his commitment to strengthening the foundations of the rule of law in Poland.”
Prawdopodobnie takiemu wygaszeniu emocji służyć będzie przyszłoroczna prezydencja niemiecka, podczas której ma się odbyć audyt praworządności we wszystkich krajach Wspólnoty. Czy to oznacza też realną możliwość uzyskania przez Polskę reparacji wojennych? Na razie nie ale umiejętne podtrzymywanie tematu powoli buduje zrozumienie dla naszych żądań nie tylko wśród niemieckiego społeczeństwa, ale też polityków. Kwestia ta z pewnością będzie jeszcze przedmiotem rozgrywek i *może* przyczynić się do uzyskania przez nasz kraj pewnych koncesji politycznych. Czas jest ku temu sprzyjający.
Na chwilę przed obchodami (31.08), w polskiej stolicy spotkało się czterech doradców ds. bezpieczeństwa: amerykański (John Bolton), polski (Paweł Soloch, szef BBN), ukraiński (Ołeksandr Daniluk, RBNiOU) i białoruski (Stanisław Zaś, PRB). Rozmowy prawdopodobnie dotyczyły głównie dwóch kwestii. Po pierwsze, dywersyfikacji dostaw ropy i gazu do Europy Środkowo-Wschodniej co zostało prędko potwierdzone przez zawarte trójstronne porozumienie gazowe między Stanami Zjednoczonymi, Polska i Ukrainą. Podobną ofertę na uniezależnienie się od rosyjskich dostaw bez wątpienia złożono też Białorusi (i to jeszcze na spotkaniu w Mińsku). Po drugie, razem ze zmianą ukraińskich władz pojawiła się realna możliwość włączenia w donbaską rozgrywkę przez Amerykanów, czyli dołączenia przez Waszyngton do tzw. formatu normandzkiego. Taka zmiana wymagałaby zgody przynajmniej dwóch podmiotów – gospodarza porozumień mińskich oraz samej Ukrainy. Bardzo możliwe, że w najbliższych tygodniach zawarta zostanie nowa umowa w tej sprawie. Zarówno Białorusi jak i Ukrainie zależy na balansowaniu rosyjskich wpływów, choć ta pierwsza stara się tego nie pokazywać. Oznacza to jednak zachwianie pozycji Berlina, który coraz wyraźniej traci na znaczeniu w naszym regionie. Palącą kwestią pozostaje jeszcze rurociąg Nordstream 2, który jednakże wobec budowy Baltic Pipe, importu poprzez gazoporty i przesyłu polską infrastrukturą, może stracić na geopolitycznym znaczeniu. Pierwotne założenie by NS/NS2 i Turkish Stream poprzez „taktykę ronda” wyłączyło cały pomost bałtycko-czarnomorski z gry surowcowej, prawdopodobnie się nie uda. O ile Polska poczyniła odpowiednie kroki zmierzające do dywersyfikacji już ponad dekadę temu, o tyle Ukraina zabezpiecza się dopiero teraz, podpisując warszawskie memorandum z Polską i USA. Ukraina zyskała tym samym realną perspektywę dostaw do 7 mld m3 skroplonego gazu rocznie, już od 2021 roku (w chwili obecnej jest to maks. 1.5 mld m3). Zgoda Kijowa ma zasadnicze znaczenie dla zapewnienia zbytu dla amerykańskiego gazu skroplonego w obszarze Trójmorza. Sądząc po słowach amerykańskiego sekretarza ds. energii Ricka Perry`ego, USA bardzo poważnie rozważają nałożenie sankcji na powstający rurociąg Nordstream 2 i to mimo, że jeszcze niedawno wydawało się to nierealne. Tymczasem trwa wojna handlowa, a USA musi zarabiać. Sabotując NS2 (wystarczy opóźnienie o rok, do 2021) zapewniają sobie lepszą pozycję rynkową w Europie Środkowo-Wschodniej i jednocześnie wymierzają pośredni cios Rosji i Niemcom, które tak usilnie starają się spacyfikować. Moment na nałożenie sankcji jest idealny, bowiem Dania nadal blokuje odcinek wokół wyspy Bornholm, a Ukraina właśnie oddała się w amerykańską strefę wpływów.


Cała ta rozgrywka nie byłaby możliwa gdyby nie Polska. Żadna projekcja amerykańskiej siły, żadna dywersyfikacja surowcowa, czy realizacja kolejnych wersji niemieckiej Ostpolitik nie jest już dzisiaj możliwa bez naszego udziału. Zdają sobie z tego sprawę nie tylko państwa znacznie potężniejsze od naszego, ale też wszyscy, mniejsi sąsiedzi których delegacje przybyły na warszawskie obchody. Dla nich, wystąpienie prezydenta Dudy w połączeniu z geopolityczną otoczką wydarzenia było jak silne światło latarni morskiej na wzburzonym oceanie. Przywódcy Trójmorza mieli pomyśleć, że tylko podążając za tym błyskiem mają szanse na uniknięcie zdradzieckich skał i przetrwanie. Było to bardzo udane, taktyczne, polsko-amerykańskie rozegranie sytuacji.
**Podsumowanie**
Gdy prezydent Andrzej Duda mówił o rosyjskim neoimperializmie, o konieczności utrzymania sankcji i poszanowania ładu międzynarodowego, wchodził też w rolę rzecznika całego regionu. Słowa te zostały pieczołowicie odnotowane na Ukrainie czy Litwie, ale też nie umknęły uwadze dziennikarzom na Zachodzie. Głos ten był wysłuchany, ponieważ cały anturaż głównych obchodów był skupiony na Polsce i Polakach, których chwalili przedstawiciele zarówno Niemiec jak i USA. Co więcej, całkowicie oddali oni scenę naszym politykom, którzy skorzystali z okazji do promocji dość spójnej wizji świata. Jedynym zagranicznym gościem z głównego nurtu polityki, czyniącym aluzje antyrządowe był goszczący w Gdańsku Frans Timmermans. Nawet jednak jego wezwania do poszanowania praworządności, przykryte zostały przez historię o wyzwoleniu Niderlandów przez wojska polskie. Niemalże nie przebiły się w głównych depeszach informacyjnych.
Zamiast okolicznościowych wspominek, przemówienie polskiego prezydenta było także zajęciem określonych pozycji geopolitycznych i sygnałem pokazującym, że istnieje alternatywa zarówno dla Rosji jak i Niemiec. Alternatywa, którą zbudowały i objęły gwarancjami bezpieczeństwa Stany Zjednoczone. W jaki sposób? Poprzez użyczenie swoich zasobów – politycznych, wojskowych i gospodarczych, co zresztą jest konsekwentnie realizowaną strategią ogłoszoną w tzw. National Defense Strategy, pod koniec 2017 roku a zapowiedzianą jeszcze wcześniej, podczas lipcowej wizyty Donalda Trumpa w Warszawie.
Wtedy tak pisałem o amerykańskiej ofercie („Trump w Warszawie” – 06.07.2017):
„To co otrzymaliśmy jest tylko historyczną okazją do zbudowania siły i niezależności naszego kraju, którą miejmy nadzieję nasze władze w pełni wykorzystają.”
Dzisiaj widać, że w takiej czy innej formie, z większą lub mniejszą sprawnością plan ten realizujemy. Jesteśmy jeszcze na bardzo wczesnym etapie ale zmierzamy we właściwym kierunku. Wchodząc w rolę regionalnego lidera (już nie deklaratywnego ale realnego), powinniśmy też wymuszać na sąsiadach korzystne dla siebie ustępstwa (np.: w relacjach z Litwą czy Ukrainą). Pytanie na ile sami wykorzystujemy swoją korzystną pozycję do wykreowania przewag? Czy polityka polskich władz jest efektem zbieżności interesów z Amerykanami, czy też narzuconego, nieznoszącego sprzeciwu dyktatu? Historia ostatnich kilku miesięcy udowadnia, że pod wieloma względami USA gra do własnej bramki, zgodnie z deklarowaną maksymą „America First”. Dlatego pewne rzeczy na swoich sojusznikach wymusza albo przeciwnie, robi coś zupełnie wbrew nim. Parafrazując hrabiego Henry`ego Temple, nigdy nie można zapominać, że w globalnej grze nie ma wiecznych przyjaciół ani wrogów, są tylko wieczne interesy.
Ale to właśnie ta wspólnota interesów tradycyjnie pcha Polskę w objęcia USA oraz – co stanowi dziejową nowość – USA ku Polsce!
Nasza bezalternatywność w polityce bezpieczeństwa, spotkała się z amerykańskim osamotnieniem, a co za tym idzie brakiem partnerów za pośrednictwem których można by dokonywać projekcji siły. Kiedyś najważniejszym sojusznikiem w Europie była dla Waszyngtonu Wielka Brytania. Dzisiaj pozostaje na wspólnotowym marginesie, staczając się w coraz większy, wewnętrzny chaos. Przez następnych kilka (kilkanaście?) lat jesteśmy więc na siebie skazani. Między innymi to z tego powodu posiadamy pewną swobodę negocjacyjną w ramach polsko-amerykańskiego sojuszu. Pomijam już członkostwo w Unii Europejskiej, które daje nam dużo przestrzeni dyplomatycznej (np.: możliwości chowania się za Wspólnotą gdy chcemy podejmować decyzję wbrew interesom USA i vice versa). Dlatego zapytany o opinię na temat przywrócenia Rosji do grupy G7 (pomysł Donalda Trumpa), prezydent Duda wypowiedział się jednoznacznie negatywnie. A stojący obok wiceprezydent Mike Pence nawet nie mrugnął. Oczywiście, gdyby USA naprawdę zależało na zmuszeniu polskich władz do ułożenia relacji z Rosją, potrafiłyby wywrzeć na nie dużo silniejszy nacisk. W dodatku, w mało elegancki sposób. Prawda etapu jest jednak taka, że Rosja nie zamierza jak na razie współpracować z Amerykanami przeciwko Chinom, wobec czego wzmacnianie naszego regionu jest odpowiednim środkiem nacisku Waszyngtonu na włodarzy Kremla. Co oczywiście jest absolutnie po naszej myśli, przy czym musimy mieć świadomość, że ta wybitnie korzystna dla nas sytuacja nie potrwa wiecznie. To ledwie mgnienie, które musimy wykorzystać na wszelkie możliwe sposoby, myśląc wyłącznie o swoich własnych interesach. To fala wznosząca, która wynosi nas w górę niczym surfera, trochę niezależnie od naszej woli. A skoro już na niej płyniemy, musimy bardzo uważać żeby nie spaść. To niebezpieczna zabawa, to czas dla bohaterów obdarzonych wizją, determinacją i stalowymi nerwami.
Data: 05-09-2019
***
Materiały:
https://www.premier.gov.pl/files/files/5g_polska.pdf
https://www.defence24.pl/komentarze-bialoruskich-ekspertow-po-sobotnich-konsultacjach-w-bbn
https://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/606010,polsk-decyzje-unia-niemiecki-minister.html
Zagraniczne media o obchodach:
https://edition.cnn.com/2019/09/01/europe/germany-poland-ww2-forgiveness-grm-intl/index.html
https://www.bbc.com/news/world-europe-49541111
https://www.voanews.com/europe/poland-marks-80th-anniversary-start-world-war-ii
https://thepublicsradio.org/article/the-latest-pence-pays-tribute-to-poles-on-wwii-anniversary
https://www.xinhuanet.com/english/2019-09/01/c_138355753.htm
https://www.unian.info/world/10670052-duda-we-re-seeing-return-of-imperialist-trends.html
https://www.chinadaily.com.cn/a/201909/02/WS5d6c2367a310cf3e355690ab_1.html
https://www.thejournal.ie/germany-poland-forgiveness-world-war-ii-4791236-Sep2019/
***
Jeśli powyższy artykuł ci się podobał, proszę rozważ czy nie warto mnie wesprzeć.
Zostając moim Patronem dostajesz zaproszenie na zamkniętą grupę FB, na bieżąco rozmawiamy o wydarzeniach. Masz okazję wpływać na temat jakim się zajmę w następnej kolejności i w jakim kierunku rozwija się blog, a wybrane artykuły czytasz przed wszystkimi innymi. Dostajesz też dostęp do treści niepublikowanych poza zamkniętą grupą patronów. Wszystko zależy od progów.
Jeśli chcesz wiedzieć więcej sprawdź:
6 komentarzy
Michał Sykutera · 2023-10-05 o 11:08
Jak na razie prognoza w dużej mierze się sprawdza.
Dron · 2019-09-18 o 20:30
Dlaczego Bolton stracił stanowisko w Białym Domu? Czy ze względu na ustalenia z Łukaszenką (wbrew Rosji i dealowi z Trumpem odnośnie Chin?), czy wręcz przeciwnie – ze względu na fiasko rozmów z Białorusią?
filipdm · 2019-09-22 o 20:15
Prawdopodobnie, ze względu na różnice zdań z Trumpem (i fiasko) w sprawie polityki na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w sprawie Iranu. Dodatkowo, porażka negocjacji z Talibami w Afganistanie. W ostatnich dniach gorącym tematem jest rozmowa telefoniczna Trump-Zełeński, w której ten pierwszy miał domagać się od nowego ukraińskiego prezydenta rozpoczęcia dochodzenia w sprawie korupcyjnych działań syna jego demokratycznego konkurenta w elekcji – Joe Bidena. Możliwe, że to także ma związek z Boltonem.
Jm · 2019-09-07 o 18:51
Artykuł godny polecenia. Świetnie czyta i pobudza do refleksji.
jakotaki · 2019-09-06 o 12:09
odpowiedni poziom abstrakcji i analiza trafna – miło poczytać rzetelny skrót wydarzeń minionych dni. pozdrawiam
Mateusz · 2019-09-05 o 11:36
Dzieki, swietnie sie czyta 🙂