Sługa narodu
W niedzielę 31 marca 2019 Ukraina przeprowadziła pierwszą turę swoich drugich, licząc od utraty Krymu , wyborów prezydenckich.
Przez ostatnich pięć lat kraj ten walczył z wieloma trudnościami, tak w wymiarze wewnętrznym jak i zewnętrznym. Targany prowadzoną na swoim terytorium wojną, sukcesywnie odcinany przez Federację Rosyjską od Morza Czarnego, musiał też zmagać się z rozbudowaną do niebotycznych rozmiarów rosyjską agenturą. Słaby pieniądz i gospodarka, presja reform, wszechobecna korupcja, rozrywające kraj partykularne interesy potężnych oligarchów, a to wszystko w trudnym geopolitycznie okresie konkurujących ze sobą mocarstw. Niewiele brakowało by Ukraina upadła już całkowicie i choć wiele z bezpośrednich niebezpieczeństw udało się przez tych kilka lat zażegnać, nadal jest to bardzo realna perspektywa. Zwłaszcza, że koniec wojny jest jeszcze daleki, za to perspektywa zupełnego odcięcia tranzytu rosyjskiego gazu (dającego 10% dochodów państwa) coraz bliższa.
Kilka ostatnich miesięcy było dla kraju wyjątkowo ciężkich. Po incydencie kerczeńskim, wprowadzeniu ograniczonego stanu wojennego oraz ogłoszeniu autokefalii Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego wszystko wydawało się możliwe. A jednak nie doszło do destabilizacji, a ostatni miesiąc przed wyborami upłynął zaskakująco przewidywalnie. To znaczy, SBU nadal ganiało dywersantów, kandydaci nadal nie rozmawiali ze sobą występując tylko i wyłącznie w przychylnych sobie programach telewizyjnych, a kraj jak zawsze balansował na krawędzi wypłacalności. Jednakże tak wygląda ukraińska codzienność, a mimo całego kolorytu lokalnej sceny politycznej, powtarzających się marszów ultranacjonalistów, brutalnego czarnego PR`u, wzajemnych oskarżeń o okradanie państwa i rosyjskie konotacje, zdarzyła się jedna rzecz zupełnie niespodziewana. Do wyścigu o fotel prezydencki dołączył popularny aktor i satyryk -Wołodymyr Zełenski i momentalnie stał się liderem wszystkich sondaży. Ten 41-letni showman swoją karierę zaczynał jeszcze jako stand up’owy kabareciarz w latach 90’tych XX wieku i od tego czasu wystąpił w kilku filmach (np.: popularnych komediach romantycznych), serialach, ukraińskiej wersji „Tańca z Gwiazdami” (wygrał 1-szą edycję w 2006 – ciekawostka, dwie edycje później wygrał nasz serialowy aktor Marcin Mroczek), a w końcu zajął się także produkcją filmową. Jest także uzdolnionym tekściarzem i scenarzystą. W naszej rzeczywistości byłby celebrytą w typie połączenia Macieja Stuhra z Robertem Górskim. Zwłaszcza to drugie porównanie jest bardzo na miejscu. Zełenski od 2015 roku gra główną rolę w serialu „Sługa narodu”, komediowo-obyczajowym formacie telewizji 1+1 adresującym wszystkie codzienne frustracje przeciętnego mieszkańca Ukrainy. Coś w stylu naszego „Ucha prezesa” tylko bardziej w kierunku lepiej realizowanego serialu „Ranczo” o konkretnej, prowadzonej przez odcinki fabule, a mniej w typie luźno powiązanych skeczów. Grany przez niego bohater, nauczyciel historii w liceum Wasyl Holoborodko, niejako przez przypadek zostaje prezydentem Ukrainy. Holoborodko jest na wskroś uczciwy, skromny (do pracy jeździ rowerem) i sympatyczny w swojej prostolinijności (na stanowisko wynosi go nagrany potajemnie przez uczniów film, w którym przeklinając złorzeczy władzy). Jako prezydent bezpardonowo walczy z korupcją, idzie pod prąd interesom oligarchów, pochyla się nad losem obywateli i jest całym sercem za narodem (stąd nazwa). Jednym słowem, człowiek ideał, ucieleśnienie marzeń wszystkich sfrustrowanych koszmarnym poziomem krajowej polityki obywateli. Mówi to co oni myślą, a robi to, co wszyscy chcieliby żeby robili politycy. Serial zdobył sporą popularność, a poza dwoma sezonami doczekał się też filmu pełnometrażowego.
Trudno uciec od wrażenia, że zakończoną właśnie pierwszą turę wygrał filmowy Holoborodko, a nie aktor Zełenski. I to z dużą przewagą nad drugim kandydatem (wg exit polls – Zełenski 30%, Poroszenko 18%). Można bowiem zrozumieć ogólną frustrację społeczną i rozczarowanie elitami władzy. Ukraińscy politycy co i rusz niszczą wszelkie nadzieje wyborców. Przecież miało być lepiej jeszcze za „pomarańczowej rewolucji” (2004/2005), a już na pewno po krwawych wydarzeniach kijowskiego Majdanu (2014). Tymczasem mimo rosnącej samoświadomości narodowej, daniny krwi składanej codziennie w donbaskich okopach, zapowiadanych reformach, nadal jest jak było. Nadal oligarchowie są wszechpotężni, a korupcja stanowi immanentną część administracji. Nadal wszyscy się kłócą i patrzą na siebie wilkiem, a kraj powoli stacza się po równi pochyłej. To wszystko skłania wyborców do oddania głosów na dowolnego kandydata spoza establishmentu. Tym samym Ukraina wpisuje się w ogólnoeuropejski trend masowego odrzucania przez społeczeństwo dotychczasowych elit władzy.
Tylko, że Wołodymyr Zełenski jest częścią systemu. Jako showman i celebryta zna przecież wszystkich i od lat funkcjonuje wśród ukraińskich elit. Jego bliskim przyjacielem jest sponsorujący całą kampanię oligarcha Ihor Kołomyjski, właściciel 1+1 Media Group (jego telewizja emituje „Taniec z Gwiazdami” oraz „Sługę narodu”), niegdyś drugi najbogatszy człowiek na Ukrainie i jeden z najbogatszych ludzi na świecie (w czwartej setce). By zrozumieć jak potężna to figura wystarczy przywołać sytuację z 2014 roku. To dzięki Kołomyjskiemu wschodnia „rebelia” nie objęła Dniepropietrowska. Użył swoich wpływów i pieniędzy by dosłownie wypalić wszystkie tendencje separatystyczne już na samym początku wojny (także jako gubernator). Sponsorował (organizacyjnie, sprzętowo, finansowo) kilka ochotniczych batalionów, m.in. Aidar, Azow, Dnepr itd. Choć myli się ten, kto widząc nazwy tych oskarżanych o neofaszyzm grup posądzi go o tzw. „banderyzm”. Ihor Kołomyjski, podobnie jak Wołodymyr Zełenski jest pochodzenia żydowskiego, co także zbliżyło obu panów (Kołomyjski jest aktywnym działaczem diaspory). Zwłaszcza, że oligarcha miał już wcześniej swoje polityczne sympatie, na których się zawiódł. Przez lata sponsorował Julię Tymoszenko. Teraz jednak, będąc na cenzurowanym u Petro Poroszenko i tocząc osobisty spór prawny z Rosją (zaanektowano jego firmy i majątek na Krymie) ma swój własny interes w tym, żeby powrócić do struktur władzy. Stąd diabelny pomysł wystawienia w wyścigu komika. Co więcej, cała potęga 1+1 Media Group została zaprzęgnięta do promocji kandydatury Holoborodki w wyborach. Piszę o tym aktorskim alter ego dlatego, że tak naprawdę była to jedyna twarz jaką Zełenski pokazał w kampanii. Podobnie jak inni kandydaci, nie stawiał się na debaty. Co jednak ciekawsze, unikał także jakichkolwiek wywiadów i tak naprawdę trudno powiedzieć jakie są jego poglądy(!). Indagowany o posiadane luksusowe nieruchomości we Włoszech, kazał ukraińskim dziennikarzom iść precz – „nie jestem wam nic winien!” krzyczał. Łaskawszy był dla polskich mediów. W krótkiej odpowiedzi na zadane mailem pytania pisał (on albo jego sztab) samymi ogólnikami typu: „przeszłość nie może przesłaniać przyszłości” albo „możemy się od siebie wiele nauczyć”. Sympatyczny, uśmiechnięty facet. Sam kiedyś powiedział, że polityka to nic więcej jak show. A na tym akurat zna się doskonale, da więc przedstawienie o jakim nie śniło się Ukrainie. Tylko czyim tak naprawdę jest on sługą?
Przed nami trzy tygodnie do drugiej tury wyborów, w której Zełenski zmierzy się z Poroszenko. Walka będzie na pewno bezpardonowa, a o wyniku rozstrzygną dwie kwestie. Kogo poprą pokonani kandydaci cedując swoje głosy i czy Poroszenko uda się skutecznie obnażyć fasadowość Zełenskiego? Z racji sąsiedztwa, powinniśmy bacznie spoglądać na to co będzie się działo w Kijowie.
Data: 31.03.2019
0 komentarzy