Ruchome piaski
To był pochmurny sobotni ranek 17 grudnia 2010 roku w Sidi Bu Zajd. Niewielkim mieście położonym na stokach gór Atlas, w samym sercu Tunezji,. Zachodni wiatr był zimny, tchnął zimowym chłodem. Ludzie klęli stawiając kołnierze kurtek, a uliczni sprzedawcy z grymasem spoglądali w niebo obawiając się deszczu. Jeszcze wczoraj, słońce przyjemnie grzało twarze, a dzisiaj chmury i wiatr obniżyły temperaturę do ledwie kilkunastu stopni na plusie. Deszcz przepłoszy klientów, a razem z nimi marzenia o zarobku, utyskiwali handlarze. To nie była tunezyjska riwiera, morskie wybrzeże pełne bogatych turystów. Tutaj na prowincji, gdzie bezrobocie przekraczało 30%, każdy gorszy dzień w handlu mógł przynieść głód rodzinie. Ale mogło być gorzej, mogło nas spotkać to co biednego Mohammeda, myśleli, popatrując dyskretnie na rozgrywającą się obok scenę. Ledwie kilka metrów dalej para policjantów szarpała głośno protestującego mężczyznę.
Podsumowanie treści:
- Arabska Wiosna miała swoje głębokie podstawy społeczno-ekonomiczno-polityczne choć ostatecznie rozpoczął ją desperacki akt jednego człowieka.
- Jej prolongacja i rozprzestrzenianie to już zbieg wielu czynników, w tym ingerencji innych państw w wydarzenia regionu.
- Destabilizacja całego Bliskiego Wschodu do jakiej ostatecznie doprowadziła trwa nadal i zatacza coraz szersze kręgi (ostatnio Algieria i Sudan).
- Istnieje duży potencjał na drugą falę rewolt i wojen na Bliskim Wschodzie oraz w Afryce (Sahel).
Tego dnia Mohammed Bouazizi, dwudziestosześcioletni jedyny żywiciel licznej rodziny wyruszył pchając rozklekotany wózek by jak co dzień sprzedawać owoce przechodniom. Towar zakupił na kredyt licząc, że do wieczora uda mu się zarobić nie tylko na spłatę zobowiązania ale i na wikt dla rodziny. Robił to od dawna. Był łatwo rozpoznawalny, dużo się uśmiechał więc łatwo znajdował klientów. Niestety, godzinę później zaczepił go patrol policji. Pytali o pozwolenie na sprzedaż, chociaż takowe w ogóle nie było potrzebne. Naturalnie nie miał żadnego glejtu, więc zażądali łapówki. Ale Mohammed nie miał pieniędzy, jeszcze nie zdążył zarobić. Zabrali więc jego wózek, z całym towarem i elektroniczną wagą. Ta ostatnia była szczególnie cenna. Mohammed był przy tym kopany i poniżany przez policjanta i policjantkę. Publiczna zniewaga ze strony kobiety, to nawet w tak liberalnym muzułmańskim społeczeństwie jak tunezyjskie bardzo ciężka przewina. Stracił więc nie tylko narzędzia pracy, miał dług wobec dostawcy, ale też pozbawiono go twarzy. Inni handlarze będą go teraz wyśmiewać, tylko wzmagając przejmującą go gorycz porażki. Zdesperowany, w poszukiwaniu sprawiedliwości udał się do biura lokalnego gubernatora. Ten jednak odmówił przyjęcia skargi, ani nawet spotkania się z petentem. Poruszony i załamany Bouazizi, poszedł więc na pobliską stację benzynową. Kupił dużą puszkę benzyny, a później wykrzykując swój ból i pretensję do władz podpalił się na środku ruchliwej drogi przed urzędem. Widzieli to liczni przechodnie, część próbowała go ugasić. Sprawa bardzo szybko stała się znana w całym kraju za pośrednictwem mediów społecznościowych. Gdy 4 stycznia 2011 roku Bouazizi nie odzyskawszy przytomności zmarł w szpitalu w Tunisie, o jego akcie wiedział już cały świat. W kraju trwały liczne protesty. Pojawili się naśladowcy, których podpalenia nagrano telefonami. Filmy te dalej rozniecały społeczne niezadowolenie. Traf chciał, że takie same imię i nazwisko nosił pewien tunezyjski, aktywny internetowo student o poetyckim zacięciu. Jego wiersze i odezwy polityczne, jak to się często dzieje w Internecie, (bez weryfikacji) wzięto za przedśmiertną twórczość „męczennika” (jak już nazywano zmarłego Bouaziziego). Jedna iskra w niewielkim Sidi Bu Zajd, roznieciła pożar w całej Tunezji.
Tak rozpoczęły się wydarzenia, nazwane później Arabską Wiosną (w nawiązaniu do Wiosny Ludów, masowych protestów społecznych 1848 roku). W ich wyniku przez cały Bliski Wschód przetoczyła się fala rewolt społecznych, które doprowadziły do czterech wojen domowych (Syria, Irak, Libia, Jemen). W dwóch kolejnych krajach doszło do okupionego ofiarami obalenia dotychczasowych rządów (Tunezja, Egipt), a w następnych ośmiu wymuszono na władzach zmiany polityczne, prawne i ekonomiczne o różnej skali (Maroko, Algieria, Jordania, Kuwejt, Liban, Oman, Bahrajn, Arabia Saudyjska).
Czy jednak samospalenie jednego desperata mogło samo z siebie wywołać panarabską rewoltę? Samo w sobie nie, choć stanowi dobry przykład na zobrazowanie złożoności sytuacji. A ta, dojrzewała do wybuchu już od dłuższego czasu i jeśli nie ten nieszczęśnik, to jakiś inny człowiek lub wydarzenie spełniłoby rolę zapalnika, który doprowadziłby do eksplozji rewolucyjnych nastrojów. Z jednej strony chodziło bowiem o ubożenie społeczeństw, pogłębiające się nierówności, korupcję i idącym za nią brak sprawiedliwości. Z drugiej, stagnację polityczną i znużenie wiecznie trwającą władzą, która nie budowała żadnych nadziei na reformy lub zmianę. Do masowych protestów dochodziło jeszcze przed rokiem 2011. W 2008 roku w protestowali górnicy w kopalni Gafsa w Tunezji. W kwietniu tamtego roku doszło do zamieszek bo brakowało chleba w Egipcie, a dwa lata później marokańska policja starła się z protestantami w obozie Gdeim Izik na Saharze. Ale od dawna, żadna lokalna rewolta nie rozlała się na cały kraj, ani nie trwała tak długo. Dlaczego więc ten jeden akt desperacji zmienił wszystko?
Globalna destabilizacja finansowa spowodowana pęknięciem bańki spekulacyjnej kredytów „subprime” w latach 2007-2008, oraz wynikła z niej Wielka Recesja, dotknęła także państw w regionie Maghrebu oraz Półwyspu Arabskiego. Nie chodzi o jej bezpośredni efekt, jak to się działo w krajach rozwiniętych. W wielu państwach arabskich, z różnych przyczyn, rynek kredytów mieszkaniowych nie jest szczególnie rozwinięty ani powszechny. Z jednej strony, w dużej mierze biedne społeczeństwa krajów pozbawionych złóż ropy często na to nie stać. Przy czym, wielodzietność rodzin wymusza inny typ budownictwa (np: budowanie domów „jednorodzinnych”). A z kolei w krajach opierających gospodarkę na eksporcie ropy, aparat opieki socjalnej nad obywatelami jest mocno rozbudowany, oferuje np.: darmowe kredyty rządowe na zakup nieruchomości. Tak oto specyfika arabskiego rynku, uchroniła go od bezpośredniego efektu kryzysu jakim było załamanie systemu bankowego. Mimo to, już w 2009 roku Produkt Krajowy Brutto całego regionu mocno spadł, tak silne były bowiem efekty uboczne kryzysu na świecie, co pośrednio – ale równie mocno – przełożyło się także na mniej rozwinięte części świata.
Z światowym załamaniem lepiej poradziły sobie bogate kraje, których dochód oparty był o eksport surowców (ropy i gazu). Nawet mimo zmniejszonego eksportu (rozwinięte gospodarki kupowały mniej), wysokie ceny surowców pozwoliły zachować płynność finansową. W niektórych przypadkach wystąpiły co prawda deficyty budżetowe (np.: w Zjednoczonych Emiratach Arabskich), ale wieloletnia nadwyżka i zakumulowane wcześniej środki mogły być teraz niezwłocznie wpompowane w rynek i różne programy pomocowe. Znacznie gorzej miały się państwa żyjące z turystyki, te cierpiały ponieważ bogaci dotychczas Europejczycy nagle zbiednieli. W czasach kryzysu, pierwszą ofiarą w domowych wydatkach padają dobra luksusowe oraz wyjazdy zagraniczne. Wobec czego cały sektor turystyczny państw arabskich mocno ucierpiał (stanowiący w 2008 roku 21,26% PKB Tunezji, 18,96% PKB Egiptu, 23,16% PKB Jordanii, 20,44% PKB Maroka). W dodatku, rozlewająca się po świecie recesja dotknęła także arabską diasporę. A transfery pieniężne do rodzin, stanowiły kolejną istotną część PKB biedniejszych państw arabskich – od 4,4% PKB Tunezji po nawet 15.97% w Jordanii, w 2008 roku). Podobnie, znacznie spadła wartość inwestycji zagranicznych. Jeśli na ten obraz nałożymy jeszcze uniwersalny geograficznie w tamtych czasach spadek wartości eksportu łatwo stwierdzić, że rok 2009 był bardzo trudny także dla wielu społeczeństw arabskich.
Paradoksalnie, to bogate państwa Zatoki Perskiej odnotowały największe spadki PKB przeżywając czasem kilkumiesięczne recesje, podczas gdy kraje arabskie położone u wybrzeży Morza Śródziemnego po prostu spowolniły wzrost, ocierając się czasem o stagnację. Ale to właśnie w nich, a nie na roponośnych pustyniach doszło do najpoważniejszych protestów. Przywołany na początku tego artykułu przykład Mohammeda Bouazizi świetnie pokazuje dlaczego tak się stało. Eksplozja demograficzna w połączeniu z bezrobociem i bezbrzeżną korupcją, pozbawiały jakichkolwiek złudzeń co do możliwości polepszenia własnego losu. Globalny kryzys tylko pogorszył sytuację. Naraz, wegetujący na granicy zarobków koniecznych do przeżycia ludzie znaleźli się poniżej progu ubóstwa. Dla mieszkańców Arabii Saudyjskiej czy Kuwejtu była to kolejna w gospodarczych cyklach recesja. Byli bogaci i nawet tracąc znaczną część majątku, nie stawali się biedakami. Władze były w stanie kupić społeczną przychylność programami pomocowymi oraz ograniczonymi reformami. Dla obywateli opisywanej Tunezji, brak zagranicznych turystów stanowił nieomal wyrok śmierci głodowej. Oczywiście, sytuacja Tunezyjczyków pogarszała się powoli, przez wiele lat. Stare, rządzące Maghrebem reżimy kiedyś lepiej radziły sobie w polityce krajowej. Były młodsze, lepiej reagowały na kryzysy, a może mądrzej gospodarowały środkami. Świat wyglądał przecież całkiem inaczej. Ale w początku XXI wieku to nadal były te same twarze, mówiące wciąż to samo, w krajach które już dawno wypadły z wyścigu o lepsze jutro. A świat się globalizował, technika szła naprzód w sposób zupełnie niezrozumiały dla starszego pokolenia, do którego zaliczali się wiekowi dyktatorzy. Dlatego gdy historia Bouaziziego z pomocą mediów społecznościowych obiegła cały kraj, społeczna frustracja wybuchła w jednej, wielowymiarowej i zdecentralizowanej eksplozji. Nie było żadnego ludowego trybuna, którego można było aresztować. Nie dało się też przeganiać ludzi z publicznych miejsc zgromadzeń, ponieważ umawiający się przez Internet protestujący spotykali się zawsze w meczetach (a tych z oczywistych względów nie można było ot tak zamknąć). Nieumiejętna odpowiedź władz, zaskoczonych skalą zjawiska i poparciem społecznym dla ruchu tylko dolała oliwy do ognia. W styczniu 2011 roku protesty doprowadziły do ucieczki z kraju rządzącego Tunezją od 23 lat prezydenta Ben Aliego. To była pierwsza społeczna rewolucja obserwowana przez świat arabski na żywo, w telewizji i w mediach społecznościowych. Dopiero dużo później władze nauczyły się w pierwszej kolejności odcinać w kraj od Internetu, co okazało się jedyną metodą skuteczną w tłumieniu rodzących się protestów. Pamiętać należy, że prawie cały Maghreb i Bliski Wschód (z oczywistymi wyjątkami w przypadku np.: Iranu, Turcji) posługuje się różnymi dialektami tego samego języka – arabskiego. Dlatego informacje rozprzestrzeniały się dużo szybciej, zataczając dużo szersze kręgi niż gdyby do podobnej sytuacji doszło np.: w wieloetnicznej Europie. Globalna sieć była w tym procesie niezastąpiona.
Z tego powodu wydarzenia rozgrywały się bardzo szybko. Ucieczka Ben Alego natychmiast zachęciła prostujących w Egipcie, później w Libii, a w całą sytuację wmieszały się przeróżne siły zewnętrzne, jak choćby państwa Unii Europejskiej czy USA. Efeku domina nie dało się powstrzymać. Reszta, jak to mówią, jest historią. Ale czy opowieść ta dobiegła już końca? Wydaje się, że nie.
***
W osiem lat później, w połowie roku 2019 płomień Arabskiej Wiosny nadal tli się w regionie i powoli przenika przez piaski Sahary w kierunku południowym. Część komentatorów używa przewrotnego określenia „Arabska Zima”. Ta miałaby jakoby nastać w 2014 roku, razem z narodzinami Państwa Islamskiego. Według mnie to jednak cały czas ten sam proces, który narodził się w początkach 2011 roku, czego dowodem bardzo podobne wydarzenia z wiosny tego roku, kopiujące „wiosenny” modus operandi (o czym za chwilę).
Trwa wojna w Syrii, Libii i Jemenie. Baszar as-Assad z rosyjską i irańską pomocą utrzymał się u władzy w Damaszku, ale jego kraj spłynął krwią. W prowincji Idlib nadal trwają walki z dżihadystami, a np.: syryjski Afrin okupują wojska tureckie co rodzi obawy na przyszłość. Konflikt między Turcją, a Syrią wcale nie jest wykluczony (zwłaszcza, że już dochodzi między nimi do walk).
Po okresie chaotycznego pokoju, Libia ponownie stoczyła się w odmęty, odkąd rządzący jej wschodnią częścią generał Chalifa Haftar rozpoczął w kwietniu 2019 roku ofensywę na stołeczny Trypolis. A zagłodzony, opanowany przez epidemię cholery Jemen ciągle nie może wygrzebać się z wojny zastępczej jaką toczą tam dozbrajani przez Iran górale Huti, ze wspieranym przez Arabię Saudyjską i koalicjantów starym rządem. Co ciekawe, ci pierwsi coraz śmielej atakują cele na terenie saudyjskiego królestwa. A to z użyciem artylerii rakietowej, a to za pomocą floty dronów. W tym samym czasie dochodzi też do kolejnych incydentów w pobliskiej cieśninie Ormuz, by wymienić choćby atak na tankowce czy strącenie amerykańskiego bezzałogowca GlobalHawk. W kontekście tarć na linii USA-Iran, perspektywy dla Półwyspu Arabskiego wydają się być mało korzystne. Wszelkie blokady morskie lub konflikty zbrojne w rejonie Zatoki Perskiej natychmiast przełożą się na gospodarkę okolicznych państw i regionów.
Tymczasem rozczarowani mieszkańcy Tunezji czy Egiptu zmagają się z tymi samymi problemami co przed laty, a już nadciąga widmo następnej recesji, co może doprowadzić do kolejnego zawirowania politycznego nawet jeśli irańsko-amerykańska próba sił nie przerodzi się w kolejną awanturę w pobliskich państwach.
W lutym 2019 roku, nowa fala społecznego niezadowolenia wybuchła w Algierii, kończąc urzędowanie panującego od dwóch dekad prezydenta Abdelaziza Boutefliki. Szczęśliwie dla kraju, nie doszło tam do walk, a protesty przebiegły w gruncie rzeczy bardzo spokojnie, podobnie jak zmiana władzy. Rozsądek ten Algierczycy zawdzięczają trudnym doświadczeniom, pozostającej w żywej pamięci wojny domowej lat 1991-2002 i odpowiedzialnemu zachowaniu armii. Mniej szczęścia miał natomiast zainspirowany obaleniem Boutefliki Sudan. Tam również, manifestacje doprowadziły do ustąpienia Omara al-Bashira, autokraty rządzącego krajem niemal równo 30 lat. Jednakże masowe rozruchy przerodziły się w walki (m.in. masakra 3 czerwca 2019 w stołecznym Chartumie) i śmierci kilkuset osób, a sytuacja polityczna nadal pozostaje niepewna. Dzierżące tymczasową władzę wojsko, nie bardzo chce się z nią rozstać. To złe wieści dla subsaharyjskiego regionu, który popada w totalną destabilizację zmagając się z coraz odważniej działająca partyzantką islamską. Bo też rozchwianie świata arabskiego wydatnie przełożyło się na sytuację w Sahelu, granicy dwóch religii i wielu kultur (patrz artykuł: Kalifat Sahelu). Jest to potencjalny nowy punkt zapalny, mogący jak ruchome piaski, wciągnąć Afrykę w trwającą całe lata wojnę podobną do tej syryjsko-irackiej, tylko na znacznie szerszą skalę. Za taką przyszłością przemawiają fakty. W skali regionalnej jest to kryzys związany z ogromny wyżem demograficznym i brakiem perspektyw (bieda, głód, korupcja, braki infrastrukturalne etc.). Nieco szerzej, tarcia kulturowe i religijne. W ujęciu całego Bliskiego Wschodu, Maghrebu i Sahelu – konflikt interesów m.in. Francji, Iranu, Arabii Saudyjskiej, Rosji, Turcji i Egiptu oraz ich sojuszników. W skali globalnej – ścieranie się USA i Chin. Amerykanie działający najczęściej przez pośredników i Chińczycy, podbijający strefę wpływów strumieniem pieniędzy i handlem. Jednakże ostatnim czego oba mocarstwa chcą, to zaangażowania własnych sił w tym rejonie. To Bliski Wschód złamał potęgę USA niczym Afganistan schyłkowe ZSRR. Czerwcowe działania prezydenta Donalda Trumpa, który odstąpił od zbrojnych demonstracji wobec Iranu, jest tego najlepszym przykładem.
Tak oto, młody tunezyjski handlarz stał się mimowolnym aktywatorem procesu, który przeobraził życie wielu ludzi. Niczym w matematycznym „efekcie motyla”, niewielka wartość początkowa, urosła wykładniczo aż do zmiany całego układu. A ponieważ opowieść ta nadal ma swoją kontynuację (jeśli uznamy ją za jeden ciąg wydarzeń historycznych), nie sposób dzisiaj z pełnym przekonaniem orzec kiedy i jak się zakończy.
Materiały:
https://data.worldbank.org/indicator/BX.TRF.PWKR.DT.GD.ZS?view=map&year=2008
https://nationalinterest.org/feature/takeover-trap-why-imperialist-china-invading-africa-66421
Jeśli powyższy artykuł ci się podobał, proszę rozważ czy nie warto mnie wesprzeć.
Zostając Patronem dostajesz zaproszenie na zamkniętą grupę FB, na bieżąco rozmawiamy o wydarzeniach. Masz okazję wpływać na temat jakim się zajmę w następnej kolejności, a wybrane artykuły czytasz przed wszystkimi innymi. Otrzymujesz też dostęp do mojej „roboczej tabelki” przedstawiającej chronologię czekających nas wydarzeń – a dzieje się teraz bardzo dużo! Co jeszcze? To zależy od spełnienia celów! Sprawdź:
https://patronite.pl/globalnagra
Możesz też skorzystać z możliwości przekazania jednorazowej darowizny za pośrednictwem systemu PayPal.
Data: 11-07-2019
0 komentarzy