Rozmowy USA – Rosja

Za nami pierwsze od kilku lat spotkanie przedstawicieli Rosji i USA. Co wiemy i jakie wnioski płyną do nas z ostatnich wydarzeń, jak wobec nich reaguje Europa?


18-02-2025


Zanim w bogato wyposażonych salach saudyjskiego pałacu sekretarz stanu Marco Rubio zasiadł naprzeciw swojego rosyjskiego odpowiednika – Siergieja Ławrowa, kilka tysięcy kilometrów dalej w Paryżu, spotkali się liderzy siedmiu europejskich państw. Jednakże spotkanie premierów Wielkiej Brytanii, Danii, Włoch, Hiszpanii, Polski, kanclerza Niemiec, prezydenta Francji, szefa NATO oraz przewodniczącej Komisji Europejskiej (wraz z przewodniczącym Rady) zakończyło się bez istotnych deklaracji.

Uczestnicy byli oszczędni w słowach, więc niewiele informacji dało się wydobyć z ich komentarzy. Warunek dyskrecji podkreślał premier Donald Tusk, tłumacząc tym swoją skąpą w konkrety konferencję prasową. Zgodzono się w kwestiach podstawowych, tj. potrzeby zwiększenia wydatków wojskowych, uruchomienia unijnych funduszy, zdjęcia procedury nadmiernego deficytu dla wydatków zbrojeniowych. Wszystkie strony potwierdziły także wolę dalszego wspierania Ukrainy.

Rozmówcy nie doszli jednak do porozumienia w sprawie wysłania sił wojskowych na Ukrainę w celu zapewnienia przestrzegania warunków ewentualnego zawieszenia broni lub pokoju. Gotowość taką wyraziły Francja i Wielka Brytania (a poza tym formatem także np. Szwecja), ale innego zdania były Polska, Włochy, Hiszpania i Niemcy.

Problem w zasadzie rozbija się o to, czy taka misja mogłaby być realizowana w ramach NATO, ze wsparciem Amerykanów. Bez nich byłaby bezcelowa, ponieważ nie powstrzyma perspektywy odnowienia konfliktu, a przecież o to chodzi. Kanclerz Olaf Scholz określił rozmowy na ten temat przedwczesnymi. Wiemy też, że początkowo Waszyngton odżegnywał się od udziału własnych sił, jednakże stanowisko to zostało w kolejnych dniach złagodzone, a „aktywność wojskowa” pojawiła się jako możliwa do rozważenia ewentualność.

Brytyjski premier Keir Starmer poinformował po paryskich rozmowach, że wkrótce uda się na spotkanie z Donaldem Trumpem, a następnie powrócić z informacją zwrotną do europejskich partnerów. Telefon do Trumpa i Zełenskiego wykonał prezydent Emmanuel Macron. Prawdopodobnie zbliżone działania podejmą pozostali uczestnicy. Żaden z nich nie jest przecież królem w swojej domenie, działa w określonych ramach, często koalicjach politycznych. Dania musi zdać relację pozostałym Skandynawom oraz Bałtom, z którymi tworzy format Nordic Baltic 8, stąd też występowała jako przedstawicielka całej grupy. Kolejnego dnia prezydent Macron poinformował o kolejnych szczycie, tym razem w szerszym formacie.

Dodatkowo, jeśli jakiekolwiek poważne decyzje mają zostać podjęte, konieczna będzie do tego zgoda nie tylko rządów, ale prawdopodobnie także parlamentów. Konsultacje krajowe są więc nieuniknione. W Polsce i Niemczech dochodzi też kwestia wyborów, która sznuruje ręce i usta. Nie wstrzyma to zakulisowych ruchów, ale nie dowiemy się o nich aż do zamknięcia urn wyborczych. Premier Tusk wyraźnie postanowił zachować daleko idącą powściągliwość z góry odrzucając możliwość wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Myślę, że nie chce zaszkodzić szansom wyborczym Rafała Trzaskowskiego. Zobaczymy czy to się opłaci i czy w miarę rozwoju wydarzeń będzie to postawa nienegocjowalna.

Na ile możemy wywnioskować ze skąpych informacji, strony wymieniły się opiniami i wstępnie poruszyły niektóre z pomysłów. Dla przykładu, z tego co mówił polski premier, temat sięgnięcia po zamrożone rosyjskie rezerwy nadal nie należy do szczególnie popularnych. Co innego uruchomienie dodatkowych środków w kraju i na poziomie wspólnoty europejskiej. Tutaj wszyscy byli zgodni. Stąd jedynym czytelnym komunikatem było podniesienie wydatków i ogólnikowe „wzięcie odpowiedzialności za bezpieczeństwo”. Jeśli fundusze te będą naprawdę duże (a tak może być), faktycznie pomogą Europie stanąć na „uzbrojonych” nogach. Mimo wszystko, mamy prawo oczekiwać czegoś więcej.

Być może politycy myślą, nie bez racji, że w obecnym chaosie polityczno-informacyjnym serwowanym przez Donalda Trumpa, lepiej nie robić zbyt gwałtownych ruchów. Szczególnie, że tak naprawdę nic jeszcze się nie stało. USA nie zawarło żadnych umów, nie podjęło żadnych szkodliwych dla Europy decyzji. Na tę chwilę mamy tylko słowa, których znaczenie zmienia się z dnia na dzień. Jeśli faktycznie z dużej chmury nastąpił mały deszcz, nie warto niepotrzebnie wchodzić w spór.

Taka postawa miałaby sens wyłącznie gdyby w rezerwie trzymana była dużo ostrzejsza reakcja, oparta o proaktywne, jednostronne działanie, które zmusi tak USA jak i Rosję do wzięcia Europy pod uwagę. Pisałem o tym wcześniej. Chodziłoby np. o blokadę Bałtyku dla floty cieni lub zadeklarowanie woli wspólnej z Ukrainą eksploatacji złóż metali ziem rzadkich. Takim gestem byłoby też nie tylko radykalne dozbrojenie własnych armii ale i Ukrainy.

Jeśli żaden tego typu plan awaryjny nie istnieje, oznaczać to będzie utrzymanie słabości Europy, jej marginalizację, a także relatywnie szybki rozpad, gdy koncert mocarstw zacznie się na dobre, a poziom bezpieczeństwa poszczególnych państw gwałtownie się obniży. Powstaną wtedy inne koalicje, atomizujące dotychczasowe struktury współpracy.

Doświadczenia związane z biernością i słabością polityczną europejskich państw uczy, że mamy do czynienia właśnie z tą gorszą opcją, a oszczędność w wypowiedziach maskuje jedynie kolejny brak woli do wzięcia byka za rogi. Przykrywa słabość liderów i ich skonfliktowanie. Poddawanie się słupkom sondażowym w imię partyjnych partykularyzmów. Być może jednak wcale tak nie jest, bowiem czas nie stoi w miejscu. Wkrótce przekonamy się z czym mamy do czynienia.

Przejdźmy zatem do spotkania USA – Rosja w Rijadzie, które miało miejsce we wtorek (18.02.2025). Ze strony rosyjskiej udział w nim wzięli szef MSZ Siergiej Ławrow, doradca prezydencki Jurij Uszakow, a na doczepkę pojechał jeszcze Kirył Dmitrijew z Funduszu Inwestycji Bezpośrednich (RDIF). Wśród Amerykanów byli sekretarz stanu Marco Rubio, doradca ds. bezpieczeństwa Mike Waltz, oraz specjalny wysłannik ds. Bliskiego Wschodu (oddelegowany do kontaktów z Rosjanami) Steve Witkoff.

Rozmowy zakończono po ponad czterech godzinach bez większych konkluzji, bo też było to ledwie zainicjowanie kontaktu oraz nakreślenie zakresu tematycznego. Co wiemy?

* Poruszono wszystkie ważne dla stron kwestie. Zobowiązano się do utrzymania kontaktów i dialogu.

* Zgodzono się na wyznaczenie zespołów negocjacyjnych do rozmów z Ukrainą.

* Strony rozpoczną konsultacje, których celem będzie normalizacja działalności misji dyplomatycznych (obecnie szkieletowe).

* Wbrew doniesieniom prasowym, Uszakow twierdzi, że nie wiadomo kiedy dojdzie do spotkania Trump- Putin.

W amerykańskim komunikacie prasowym znalazła się też pozycja:

* „Przygotowanie gruntu pod przyszłą współpracę w zakresie wspólnych interesów geopolitycznych i możliwości inwestycyjnych, które mogłyby się pojawić po zakończeniu konfliktu”,

którą interpretuję jako ofertę współpracy jaka ma czekać na Rosjan, gdy zgodzą się na zakończenie konfliktu. To klasyczne dla tej administracji stosowanie taktyki „kija i marchewki”.

W czasie gdy trwały rozmowy w Rijadzie, prezydent Wołodymyr Zełenski odwiedził najpierw Zjednoczone Emiraty Arabskie, a następnie Turcję. Natomiast szefowa niemieckiego resortu Spraw Zagranicznych zasugerowała w wywiadzie dla Berliner Zeitung prawdziwą rewelację. Według niej, Unia Europejska ogłosi wsparcie dla Ukrainy o wartości 700 mld (!) euro, ale dopiero po mających się odbyć w najbliższy weekend wyborach parlamentarnych. Nie znamy żadnych dodatkowych szczegółów w jakim terminie taka kwota mogłaby się pojawić, ani jak miałaby być wydatkowana i na co dokładnie, więc potraktujmy te doniesienia z dużą rezerwą.

Gdyby informacja ta została potwierdzona, z dnia na dzień może okazać się, że Unia Europejska faktycznie zapewni Ukrainie wsparcie na kilka następnych lat i żadna pomoc finansowa Stanów Zjednoczonych nie będzie potrzebna. Taka reakcja stanowiłaby potwierdzenie przyjętej przeze mnie tezy, że żadne ustalenia między Rosją a USA na temat zakończenia konfliktu nie dojdą do skutku bez zgody samej Ukrainy oraz Europy.

Pamiętajmy, że ani Ukraina nie została pokonana na polu bitwy, ani pomoc wojskowa USA, choć potrzebna, nie jest niezastąpiona. Przeciwnie, europejski przemysł zbrojeniowy posiada technologie i duży potencjał, do którego uruchomienia potrzebne są finanse oraz decyzja polityczna. Być może w najbliższym czasie obydwa te wymogi zostaną spełnione.

Wróćmy jednak do Rijadu. To nie były negocjacje, a jedynie próba rozmrożenia relacji po kilku latach absolutnego niebytu. Obecna administracja ma czystą kartę w relacjach. Nawiązanie kontaktu wymaga nie tylko gestów, ale także konkretnych działań formalnych polegających na przywróceniu narzędzi komunikacji. Sama już tylko szkieletowa obsada placówek dyplomatycznych nie pozwala na sprawną wymianę dokumentów i informacji, tymczasem dyskusja nad rozwiązaniem konfliktu na Ukrainie to m.in. kwestia powołania grup zadaniowych, które podejmą się trudu negocjacyjnego.

Nie wiadomo też jakie są rzeczywiste stanowiska stron, ponieważ nie były one dyskutowane co najmniej od marca 2022 roku. W tym czasie wiele się wydarzyło, zmieniła się sytuacja gospodarcza i wojskowa obydwu uczestników konfliktu. Pojawił się szereg dodatkowych okoliczności. Te wszystkie sprawy, nawet gdyby wojna miała się zakończyć na korzyść Ukrainy już teraz, wymagałyby takich samych działań. Wyjątkiem od tej reguły byłby przypadek całkowitej kapitulacji jednej ze stron, na co w tej chwili nie ma perspektyw.

Na obecnym etapie, to co obserwujemy, to swoisty „taniec słów”, składanie pustych ale atrakcyjnie brzmiących obietnic. Amerykanie wyraźnie pokazują Rosjanom marchewkę, profity jakie czekają na nich gdyby zgodzili się na określone warunki pokoju. Jest w tym jednak jeden haczyk. Wszelkie rzekome ustępstwa ze strony Białego Domu, tak naprawdę nie są od niego zależne. Jak na razie jedyne, co robią polega na „obiecywaniu Niderlandów”. Dlaczego? Ponieważ chcą rozpocząć rozmowy. Wyborcy oddali na Donalda Trumpa głos ponieważ uwierzyli, że może zakończyć konflikty i to właśnie stara się zademonstrować. Ewentualna (wkalkulowana moim zdaniem) porażka, nie będzie go obciążać. Mogę tę tezę podeprzeć aktualnym przykładem.

Marco Rubio powiedział, że ostateczne warunki pokoju będą musiały zaakceptować wszystkie strony, w tym Ukraina i Europa. Oczywistym jest, że Rosjanom szalenie zależy na zniesieniu sankcji, które miarowo niszczą ich gospodarkę i drenują finanse. Jeśli wobec tego wśród warunków porozumienia byłoby zniesienie sankcji, to naturalnie na takie rozwiązanie musieliby się zgodzić wszyscy. Brak ich zgody, to sankcje dalej obowiązujące. W drugą stronę, Rosjanie nie chcą dopuścić do obecności europejskich wojsk pokojowych, co czyni dyskusje o nich bez przedmiotową. To jest konstrukcja zobowiązań, którą bardzo łatwo można wywrócić ale w taki sposób, że Donald Trump będzie mógł zachować czyste ręce.

Apeluję więc o zachowanie rozsądku w ocenianiu takich czy innych deklaracji, dopóki nie pojawią się jakiekolwiek konkrety. Na razie obserwujemy pełen chaosu dyplomatyczny teatr, co potwierdza jedynie, że perspektywa jakiegokolwiek porozumienia jest naprawdę daleka.


Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę:

buycoffe.to/globalnagra/

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *