Rosyjska kontrofensywa w Kursku
Rosjanie rozpoczęli operację mająca doprowadzić do wypchnięcia ukraińskich oddziałów z obwodu kurskiego. Czy im się uda?
13-09-2024
W pierwszych dniach września siły rosyjskie odzyskały kontrolę nad położoną na południowym brzegu rzeczki Krepna wsią Korieniewo. O miejscowość tę (a w zasadzie dwie o tej samej nazwie) toczono walki niemal od samego początku ukraińskiej operacji kurskiej. Stała ona na drodze do znajdującego się dalej na północ miasta Rylsk, blokując ten kierunek natarcia. Wobec nieudanej próby zajęcia jej z marszu, siły ukraińskie przeszły do trwających kilka tygodni prób okrążenia miejscowości od północnego-wschodu. Przyniosły one jednak bardzo ograniczone efekty, ostatecznie nie doprowadzając do trwałego odcięcia Korieniewa od Rylska.
Równolegle, oddziały ukraińskie ruszyły w kierunku zachodnim, na południe od Korieniewa. Tym samym, po zburzeniu jedynych trzech mostów, izolacji poddano rejon głuszkowski, czyli terytorium o powierzchni około 700 km2, położone pomiędzy rzeką Sejm a ukraińską granicą. Według różnych doniesień, w obszarze tym znajdować się miało nawet do trzech tysięcy rosyjskich żołnierzy, których próbowano zaopatrywać z pomocą tymczasowych przepraw pontonowych. Te były jednak regularnie ostrzeliwane i niszczone, jako że odległość od granicy do brzegu rzeki to zaledwie między 10 a 15 km, co oznaczało, że cały odcinek znajdował się pod stałą obserwacją ukraińskich dronów kierujących ogniem artylerii.
Rosyjskie dowództwo stanęło więc przed dylematem. Czy tak jak chcieli tego Ukraińcy, pozostawić oddziały na południowym brzegu tak długo jak się da, a następnie w dogodnej chwili podjąć próbę ewakuacji, co przypominałoby scenariusz obserwowany podczas wyzwalania Chersonia na jesieni 2022 roku, czy też spróbować odwrócić kartę? Wybrano drugą opcję, decydując się na przeprowadzenie próby odblokowania drogi między Korieniewem a Głuszkowem.
Atak na Snagost
W dniu 10 września w godzinach porannych, kolumna złożona z transporterów opancerzonych i czołgów rosyjskich wojsk powietrznodesantowych wyruszyła z Korieniewa, uderzając na wieś Snagost od północy. Pojazdy podróżowały główną drogą nie zatrzymując się ani na chwilę. Omijając lasy i wsie położone bliżej rzeki, w których stacjonowały ukraińskie oddziały. Po około ośmiu kilometrach, skręciły w pobliskie pola, okrążając Snagost od wschodu, po czym z marszu wdarły się do wsi. Manewr ten oznaczał, że siły ukraińskie znajdujące się bliżej rzeki, w kierunku na Głuszków, zostały odcięte od swojego zaplecza.
Rajd osłaniany był przez uderzenia rosyjskiego lotnictwa, a w tym samym czasie niewielkie oddziały piechoty morskiej operujące z rejonu głuszkowskiego, wdały się w walkę z ukraińskimi załogami w położonych dalej na zachód wsiach, wiążąc je na pozycjach i utrudniając koordynację obrony. Na ile mogłem stwierdzić czytając wpisy rosyjskich komentatorów, podobno dokonano także skutecznego zagłuszania radioelektronicznego, a po zlokalizowaniu operatorów zmuszono ich do odwrotu, tym samym pozbawiając Ukraińców osłony ich własnych dronów.
W takich warunkach, lżej uzbrojone jednostki 103 brygady Obrony Terytorialnej zostały podzielone, wyizolowane i pozbawione wsparcia, co przy wcześniej popełnionych błędach dowództwa, pozbawiło je szans na skuteczną obronę.
W efekcie jednostki z dwóch różnych batalionów brygady musiały wyrywać się z okrążenia. Części to się udało, a części nie. Ukraińskie oddziały opuściły Krasnooktiabrskoje, Komarowkę oraz Wiszniewkę. Rajd przyniósł tym samym odblokowanie rejonu głuszkowskiego, co ma jak wspomniano kluczowe znaczenie dla utrzymania obrony całego odcinka.
Rosjanie twierdzą, że odbili ponad dziesięć miejscowości, jednak brak na to konkretnych dowodów, a wręcz ogłoszona lista wydaje się w części pokrywać z wcześniej deklarowaną przez nich strefą kontroli. Opublikowali za to nagrania z pojmanymi ukraińskimi żołnierzami. Na każdym znajdowało się po kilka osób, wobec czego ogólną liczbę jeńców szacuje się na kilkudziesięciu. Wszystko to jednak jedynie działania oczyszczające teren, podczas gdy główna oś rosyjskiego natarcia po zdobyciu Snagosti, natychmiast skierowała się na wschód, drogą ku Liubimowce.
To właśnie w obszarze pomiędzy miesjcowościami Obuchowka, Liubimowka i Daryno toczą się obecnie najcięższe walki. Cel Rosjan jest jasny. Zdobyć Liubimowkę wychodząc na drogę ku Sudży, co stanowiłoby wejście na tyły ukraińskich jednostek pozostających nadal pod Korieniewem i na linii rzeki Krepna.
Otwartym pozostają pytania dlaczego droga Snagost-Korieniewo nie była dozorowana, dlaczego nie została zaminowana, czy też czemu nie przekazano wsparcia artyleryjskiego w kluczowych pierwszych godzinach natarcia? Sam fakt utrzymywania linii przez zmęczoną 103 brygadę TRO bez wsparcia innych jednostek dowodzi też, że kierunek ten był uznawany za mniej istotny. Jeśli więc działanie to nie było celowe, to jak to zwykle w takich przypadkach bywa, sporą część winy upatrywałbym w dowództwie odcinka i złej komunikacji pomiędzy poszczególnymi jednostkami.
Rosjanie dokonali dobrego rozpoznania, a prócz wspomagających działań od strony Głuszkowa, przypuścili także atak na wschód od Korieniewa, na linię rzeki Krepna, co z pewnością zaangażowało bardziej doświadczone ukraińskie jednostki. Mimo wszystko sporo zaryzykowali. Dlaczego poprowadzenie ataku akurat z tego kierunku było tak zaskakujące? Bliskość ukraińskiej granicy oraz geografia odcinka, dająca Rosjanom jedynie wąski pasek terenu pomiędzy Ukrainą a rzeką, czyni ich podatnymi na kontruderzenia skierowane w prawą flankę prących na wschód oddziałów. Rosyjskie dowództwo musiało uznać, że przeciwnik nie posiada już rezerw, wobec czego ryzyko kontrataku, który doprowadzi do uwięzienia nacierającego zgrupowania w kotle, jest niewielkie. Możliwe, że się pomylili w tych rachubach.
Stan obecny – kontruderzenie na Głuszków
Walki w rejonie Liubimowki trwają trzecią dobę, a siły rosyjskie wbrew szumnym deklaracjom, nie posuwają się naprzód. Napotykają na opór doświadczonych jednostek ukraińskich – 225 Batalionu Szturmowego, 22 Brygady Zmechanizowanej czy 82 Brygady Powietrznodesantowej. Teren pomiędzy Korieniewem a Liubimowką to kontrolowane przez te jednostki wzgórza, a obronie sprzyja także fakt kanalizowania natarcia w osi zachód-wschód przez rzeczki Snagost i Snahist.
Nie widać jak na razie żadnych ruchów, które skutecznie odepchnęłyby Ukraińców dalej od południowego Korieniewa, lub z linii rzeki Krepna, dzięki czemu odniesiony przez rosyjskich spadochroniarzy taktyczny sukces mógłby zostać umocniony, a później rozwinięty. Na razie, Rosjanie próbują poszerzyć włamanie od drogi Korieniewo-Snagost (na wschód), dążąc do uchwycenia wspomnianego wcześniej wzgórza. Nie jest też do końca jasne, co się dzieje wzdłuż ukraińskiej granicy między wsiami Kulbaki, a Obuchowką. Pojawiają się doniesienia, że także ten teren przynajmniej częściowo kontrolowany jest przez Siły Zbrojne Ukrainy.
Tymczasem ukraińskie dowództwo nie pozostało bierne, dość szybko przechodząc do kontruderzeń. Jak łatwo się domyślić, wychodzą one od południa, spod ukraińskiej granicy.
Najważniejsze z nich dotyczą położonych o 20 km dalej na zachód wsi Nowyj Put oraz Sergiejewka. To w tych dwóch punktach ukraińskie oddziały sforsowały przygraniczny pas umocnień wdzierając się kilka kilometrów wgłąb rejonu głuszkowskiego. W dniu pisania niniejszego artykułu (piątek – 13 września), ukraińskie oddziały widziane były w rejonie miejscowości Wesołoje oraz rzeki Muzhitsa. Na podstawie dowodów pośrednich (wskazania FIRMS, doniesienia milblogerów) przypuszczam, że poruszają się w obszarze od Sergiejewki po wieś Kulbaki.
W pierwszym przypadku, dzieliło je zaledwie około sześciu kilometrów od Głuszkowa, w drugim, cztery kilometry od głuszkowskiej stacji kolejowej, przez którą wiedzie jedyna droga łącząca cały rejon ze wsią Snagost, a dalej Korieniewem.
Gdyby siłom ukraińskim udało się wedrzeć jeszcze głębiej w podanych kierunkach, sytuacja na całym odcinku mogłaby się obrócić na ich korzyść. Rosyjskie zgrupowanie operujące pomiędzy Snagost a Liubimowką zostałoby zagrożone odcięciem, a rejon głuszkowski podzielony na dwie, łatwe do zlikwidowania części. Wszystkie rosyjskie sukcesy zostałyby wymazane, a ich sytuacja pogorszona w stosunku do status quo z 9 września. Wszystko zależy od dostępności rezerw, bez nich trudno będzie rozwinąć początkowe powodzenie w coś poważniejszego.
Warto także dodać, że pomniejsze działania zaczepne prowadzone są w rejonie leżącego na zachodzie Tietkino, gdzie jeden z ukraińskich oddziałów zajął kilka przygranicznych budynku, po to by związać Rosjan na miejscu.
Rosyjska kontrofensywa
Rosjanie sami przyznają, że prowadzone działania należy uznać za kontrofensywę, do której przygotowywali się od dłuższego czasu. Powtarzają się też informacje o przerzucaniu kolejnych oddziałów z frontu na Ukrainie, właśnie do Kurska. W chwili obecnej zgromadzono siły liczące już około 40 tys. ludzi. Podobno dowództwu postawiono zadanie wyzwolenia obwodu do końca pierwszego tygodnia października, co uznaję za zdecydowanie ambitny termin. Za sukces uznałbym odbicie tego terytorium do końca bieżącego roku, ale do tego zadania potrzebna będzie większa liczba doświadczonych żołnierzy, a tych można wyciągnąć jedynie z Ukrainy.
Niemniej, działania zaczepne nie ograniczają się jedynie do opisanej powyżej zachodniej flanki ukraińskiego włamania. Siły rosyjskie odepchnęły SZU od linii kolejowej Korieniewo-Lgów, napierają wzdłuż drogi Sudża-Kursk (R200) oraz na wschodniej flance w rejonie Fanasiwki i Ulanoku, na razie bez większego powodzenia. Atakowanie od wschodu i zachodu włamania ma zredukować jego podstawę, zmuszając Ukraińców do odwrotu. A trzeba przyznać, że są oni dość mocno wysunięci w kierunku na Lgów (odnotowywane są walki pod miejscowością Kauczuk). Jeśli działania te nie przyniosą Kremlowi spodziewanych efektów, konieczne będzie przeniesienie kolejnych rezerw, a to chyba chodzi Kijowowi.
Jasnym dla mnie było, że Władimir Putin nie może tolerować ukraińskiej obecności na terytorium Federacji Rosyjskiej, o czym pisałem i mówiłem od początku trwania tej operacji. Taki stan rzeczy nie tylko uderza w niego bezpośrednio, ale powoduje też szereg trudnych dla kraju następstw. Zmusza do przemieszczenia oddziałów i osłabienia odcinków frontu na Ukrainie, utrudnia logistykę, przekłada się na nastroje społeczne i generuje określone koszty związane z uchodźcami wojennymi, podkopuje wiarę w system władzy, a wreszcie osłabia pozycję negocjacyjną Rosji na arenie międzynarodowej. Dlatego uznał, że nie może dłużej czekać, mimo że priorytetem rosyjskiego dowództwa pozostaje zdobycie całości Donbasu.
Jednakże od wizyty gen. Syrskiego w rejonie Pokrowska przed dwoma tygodniami, katastrofalną sytuację wśród ukraińskich obrońców udało się opanować. Rosyjskie postępy zostały wyhamowane, wyczerpane oddziały zrotowane, a przybyłe jednostki wykonały serię lokalnych kontrataków polepszających pozycje. W tym czasie Rosjanie jedynie nieznacznie powiększyli kontrolowany obszar, skupiając się głównie na zamknięciu występu w rejonie wsi Newelskie, do którego jeszcze w pełni nie doszło, choć jest sukcesywnie opuszczany przez jednostki ukraińskie.
Mimo zaangażowania olbrzymich środków ofensywa wymaga pauzy. Rosjanie są wyraźnie zmęczeni wielomiesięcznymi bojami, a zbliżające się jesienne pogorszenie pogody prawdopodobnie jeszcze mocniej spowolni tempo prowadzonych działań.
Tymczasem naciskają na sąsiednie rejony Wuhłedaru i Czasiw Jaru, gdzie odnotowali niewielkie postępy, z kolei siły ukraińskie kontratakowały w Niu-Jorku i Torecku. W tym pierwszym, udało się odblokować garnizon w zakładzie produkcji fenoli. W drugim, ustabilizować linie. Jedynym innym, istotnym punktem zapalnym jest rejon Piszczane, gdzie rosyjskie włamanie w obwodzie ługańskim próbuje doprowadzić do podzielenia ukraińskiego zgrupowania na dwie części, przyciśnięte „plecami” do rzeki Oskoł. Wydaje się jednak, że coraz częściej Ukraińcy są w stanie przeprowadzać udane lokalne kontrataki, co przynajmniej w części składam na karb rosyjskiego osłabienia spowodowanego przeniesieniem części oddziałów pod Kursk.
Plan Kijowa jest prosty, wytrzymać na pozycjach w oczekiwaniu na wyczerpanie się rosyjskiego potencjału ofensywnego oraz przybycie ukraińskich uzupełnień i nowo formowanych brygad, co z kolei pozwoli przejść do szerszych operacji ofensywnych. Proces ten ma być przyspieszony poprzez działania w obwodzie kurskim.
Parametr zachodniego wsparcia
W tym wszystkim koniecznie trzeba wymienić jeszcze jeden element.
W minionym tygodniu do Kijowa przybył szereg oficjeli, biorących udział w obradach Platformy Krymskiej. Była to okazja do wielu bilateralnych spotkań, po których ogłoszono kolejne pakiety wsparcia. Jednakże wbrew doniesieniom prasy nie padły żadne oficjalne deklaracje, co do zniesienia ograniczeń w użyciu broni dalekiego zasięgu na terenie Federacji Rosyjskiej. Zamiast tego, mieliśmy dalsze kontrolowane przecieki, oraz niedwuznaczne sugestie, że taka zgoda została lub zostanie udzielona w najbliższym czasie.
Dokładnie rzecz ujmując, podobno uzyskano nieoficjalne pozwolenie na stosowanie pocisków Storm Shadow (a zatem także francuskich SCALP-EG), ale nie ATACMS. Przy czym nadal wypracowywana jest strategia ich użycia, tj. do jakich celów mogłaby zostać użyta. Trochę to skomplikowane, ale jest w tym sens, o którym więcej napisał np. The Guardian.
Oficjalna narracja jest mniej więcej taka, że zmiana polityki Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii następuje w kontekście rosyjskiej eskalacji oraz dostarczenia Rosji setek pocisków balistycznych krótkiego zasięgu przez Koreę Północną i Iran. Wobec tego, Waszyngton i Londyn nie tylko wprowadzają określone sankcje, ale „dostosowują politykę do okoliczności” i stąd wizyta w Kijowie mająca wypracować szczegóły strategii działania, odpowiedniej do wymogów chwili.
Waszyngton zyskuje wygodny dla siebie pretekst, a jednocześnie puszcza przodem Wielką Brytanię. David Lammy był zresztą dużo bardziej dosłowny niż Anthony Blinken, nazywając rosyjską politykę „imperialną” i „faszystowską”. Administracja prezydenta Joe Bidena przyzwyczaiła nas, że w przypadku Ukrainy, najpierw czeka na ruch sojuszników, a dopiero później sama dołącza do danej inicjatywy. Biały Dom uważa, że w ten sposób kontroluje eskalacje zachowując bezpieczną pozycję w przypadku rosyjskiego odwetu.
W piątek, a więc w dniu pisania niniejszego tekstu Waszyngton odwiedził brytyjski premier Keir Starmer (po raz drugi w swojej krótkiej karierze). Spotkał się z prezydentem Bidenem, a tematem rozmów była właśnie Ukraina. Po spotkaniu nie było konferencji prasowej, natomiast w ciągu weekendu ustalenia zostaną przekazane sojusznikom z NATO. Jedyne co udało się uzyskać od Johna Kirbiego, to że Amerykanie nadal nie zmieniają swojego zdania, co do stosowania „amerykańskiego uzbrojenia”. Zaznaczył jednak, że nie wypowiada się w imieniu Wielkiej Brytanii lub Francji, co stanowi potwierdzenie przywołanych wyżej doniesień prasowych.
Inaczej niż w przeszłości, Biały Dom woli tym razem zachować milczenie, zamiast dawać argumenty rosyjskiej propagandzie. Komentarzy na temat pocisków dalekiego zasięgu pojawia się i tak bardzo wiele, a cała sytuacja jest z uwagą śledzona na Kremlu. Do tego stopnia, że zapytany przez dziennikarza o sprawę Władimir Putin powiedział, że użycie zachodnich pocisków dalekiego zasięgu na terytorium Federacji Rosyjskiej uzna za włączenie się tych państw w wojnę na Ukrainie (faktycznie użył słowa „wojna”). A skoro tak, to Rosja zareaguje w adekwatny sposób. Nie wyjaśnił jaki.
Co ciekawe, wyraźnie podkreślił, że nie chodzi o samo atakowanie rosyjskiej infrastruktury, które następuje przecież codziennie za pośrednictwem ukraińskich dronów, ale o fakt, że zachodnie pociski dalekiego zasięgu potrzebują sieci satelitarnej do namierzania celu, a wobec tego bezpośredniej pomocy zachodnich operatorów w namierzeniu i skutecznym porażeniu. Trafił tym samym w sedno amerykańskich obaw, bo właśnie na tym polega problem, na co zwrócił uwagę Michael Koffman w jednym ze swoich ostatnich komentarzy.
Fakt, że pociski StormShadow i SCALP-EG od ponad roku zabijają rosyjskich żołnierzy np. na Krymie i to z pomocą zachodnich doradców oraz wywiadu, został przez rosyjskiego prezydenta pominięty. Nie chodzi przecież jednak o fakty, tylko znaną rosyjską taktykę straszenie wszystkich dookoła.
Amerykanie nie boją się otwartej konfrontacji z Rosją, bo też taki ruch byłby ze strony Kremla krokiem iście samobójczym. Zaangażowana w wojnę z Ukrainą Rosja nie posiada żadnych zasobów pozwalających na konfrontację z którymkolwiek z państw NATO. Już samo tylko lotnictwo Zachodu mogłoby w krótkim czasie rozstrzygnąć obecny konflikt na korzyść Ukrainy. Nie o to więc chodzi.
To, czym Waszyngton martwi się najbardziej, to symetryczne działanie polegające na przekazaniu środków i technologii amerykańskim wrogom, a więc Korei Północnej, Iranowi oraz Chinom. Stąd właśnie gwałtowna reakcja administracji po ujawnieniu irański i koreańskich dostaw dla Rosji. W domyśle, Amerykanie spodziewają się rosyjskiego rewanżu za hojność donatorów, na co w żadnym razie nie chcą pozwolić. Ich obecna polityka polega więc na zademonstrowaniu ceny jaką Kreml będzie musiał zapłacić za takie działanie, a za przykład posłuży zniesienie restrykcji przez Francję i Wielką Brytanię.
W kolejnym kroku, jeśli Kreml zareaguje w przewidziany sposób i dostarczy (co tak swoją drogą już wydaje się robić) technologie tam gdzie nie powinien, Waszyngton nie będzie miał innego wyjścia jak tylko zdjąć ograniczenia na własne środki dalekiego zasięgu. A tych będzie dużo więcej niż europejskich, przez co efekty mogą być dużo groźniejsze dla rosyjskiego przemysłu, gospodarki i wojska.
Wydaje się, że powoli zbliżamy się do końca tej sagi, przekraczając w żółwim tempie ostatnią z „czerwonych linii”. Kwestią nie jest już to, czy pociski będą używane na terenie Federacji Rosyjskiej, tylko ile ich zostanie dostarczonych, żeby to miało prawdziwy sens. Im mniej, tym efekt będzie bardzie krótkotrwały.
Być może ten właśnie moment, będzie przełomem, na który czekają w Kijowie. Jeśli bowiem operacja kurska ma swój drugi etap w ujęciu strategicznym, np. poprzez uderzenie na innym lub zbieżnym kierunku (pisałem o tym w „Jak daleko dojdą?„), to okienko czasowe na wykonanie tego kroku jeszcze w tym roku właśnie się zamyka. Niemniej, w sensie politycznym, aktywizacji Zachodu, odzyskania kontroli nad narracją i pozyskania nowych zdolności ofensywnych, operacja kurska przynosi dla Ukrainy bardzo konkretne korzyści.
Gdyby w tych okolicznościach udało się złamać rosyjską kontrofensywę pod Kurskiem, poprzez wejście na jej tyły w rejonie głuszkowskim, byłby to niewątpliwie istotny sukces wojskowy, ale przede wszystkim ogromne zwycięstwo propagandowe.
Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę:
0 komentarzy