Protesty w Chinach

Koniec listopada przyniósł falę protestów w wielu chińskich miastach. Manifestanci domagali się nie tylko złagodzenia restrykcji państwowej polityki antyepidemicznej, ale także ustąpienia z funkcji przewodniczącego Xi Jinpinga. O co chodzi?


29-11-2022


Wydawało się, że po potwierdzeniu „cesarskiego” statusu na październikowym XX Zjeździe Komunistycznej Partii Chin, władza Xi Jinpinga będzie przez kolejne lata niezachwiana. Skuteczne zmarginalizowanie przeciwników politycznych, uwieńczone pokazowym wyprowadzeniem z kongresu byłego przewodniczącego Hu Jintao (2003-2013), wydawało się zamykać temat ewentualnej wewnętrznej opozycji. Tymczasem, okazuje się, że ta chwila niewątpliwego triumfu stępiła „cesarskie” zmysły, utrudniając odpowiednie wyczucie nastrojów społecznych. A te, od wielu miesięcy ulegają stałemu pogorszeniu.

Protest w Pekinie. Obecni na miejscu policjanci jedynie przyglądają się sytuacji. Źródło: Initium News.

Chińska Republika Ludowa od samego początku prowadzi bardzo ostrą politykę antyepidemiczną. W pierwszych miesiącach 2020 roku, taktyka ta pozwoliła służbom na szybkie zduszenie epidemii i powrót gospodarki do pełnych możliwości wytwórczych. Podczas gdy reszta świata targana była zmiennymi lockdownami i kryzysami zdrowotnymi, chińska fabryka wznowiła produkcję z pełną mocą. Propaganda wykorzystała ten fakt do zbudowania poczucia pełnej nacjonalizmu wyższości wobec reszty świata, oraz nieomylności partii komunistycznej i samego Xi Jinpinga.

Co ważne, polityka totalitarnej inwigilacji dawała władzy okazję do przetestowania wdrażanych od pewnego czasu narzędzi kontroli społecznej. Pierwszy raz w historii, z pomocą najnowszej techniki, obywatele stali się tak dogłębnie inwigilowani przez służby państwowe. W kraju pozbawionym wolności obywatelskich, możliwość śledzenia każdej sekundy ludzkiego życia stanowiła wielką pokusę, idealne narzędzie nadzoru oraz inżynierii społecznej. Kolektywnie myślący Chińczycy godzili się na pewne niewygody, tak długo jak wierzyli w ich skuteczność i widzieli pozytywne efekty kolejnych wyrzeczeń. Bilans był prosty. Oto świat Zachodu chwieje się w posadach, a Chiny stoją niewzruszone. Wirus zostaje pokonany chińską niezłomnością, cóż za triumf!

Tymczasem, kolejne mutacje i brak możliwości skutecznej, długotrwałej izolacji kraju, który swój wzrost gospodarczy opiera na stałej, globalnej wymianie handlowej w połączeniu z fatalną jakością chińskich szczepionek doprowadził do długofalowej niewydolności polityki „zero covid”. Mimo licznych prób, tak korporacji farmaceutycznych, jak i nawet polityków, Pekin nie dopuścił na swój rynek zachodnich szczepionek mRNA, które wykazywały wielokrotnie wyższą skuteczność w walce z patogenem niż chińskie preparaty. Z kolei izolowanie ognisk chorobowych uniemożliwiło wytworzenie odporności zbiorowej w społeczeństwie w toku kolejnych fal zachorowań. W rezultacie, w trzecim roku pandemii było ono nadal, w dużej mierze nieodporne.

Nowe warianty, dużo bardziej zaraźliwe, zmusiły chińskie władze do jeszcze ostrzejszego postępowania wobec izolowanych grup. Odcinano więc nie tylko mieszkania czy budynki, ale też ludzi w fabrykach, szkołach albo centrach handlowych. Zamykano całe dzielnice i miasta. Zależnie od tego, kogo i kiedy zdiagnozowano jako chorego i gdzie ta osoba się znajdowała. Nie wystarczyło wyizolowanie jednostki. Za nią musieli podążyć też wszyscy z tej samej lokalizacji i to natychmiast. W ten sposób Chińczycy więzieni byli przez wiele tygodni w zupełnie przypadkowych miejscach, ewentualnie przewożeni do odpowiednich ośrodków, jeśli te akurat były dostępne, a służby uporały się z przetworzeniem czasem wielotysięcznych grup „aresztantów” (test, dezynfekcja, przewiezienie, izolacja itd.).

W efekcie, polityka „zerowej tolerancji” z narzędzia o chirurgicznej precyzji, zmieniła się w piłę mechaniczną bezrozumnie tnącą wszystko, co tylko stało na jej drodze. Dzieci odbierano rodzicom, masowo zabijano zwierzęta domowe, a odcięci miesiącami mieszkańcy umierali z głodu. Najgorsze jednak, że wszystkie te wyrzeczenia okazały się jedynie torturami, nie przynoszącymi spodziewanych efektów. W Chinach nie widać końca epidemii, ani poluźnienia obostrzeń, mimo że do społeczeństwa docierają informacje o względnie normalnych warunkach życia w innych krajach. Według chińskich internautów, to właśnie dlatego telewizja transmitująca mecze z mundialu w Katarze, starała się nie pokazywać trybun z kibicami, a jedynie samych zawodników. Widok cieszących się sportem ludzi bez masek, mógł dodatkowo wzburzyć zamkniętych w domach telewidzów.

Porównanie nagrań, u góry zwykła transmisja pokazująca trybuny i kibiców, na dole transmisja skupiająca się wyłącznie na piłkarzach. Źródło filmu: Tim Doolo.

Czy to oznacza, że wcześniej nie dochodziło do manifestacji niezadowolenia? Nic podobnego, wbrew pozorom Chińczycy często prostują np. z przyczyn zawodowych, albo finansowych (np. niewypłacalność banków lub deweloperów). W opisywanym kontekście, różnorakie, pojedyncze protesty przeciw nieludzkiemu traktowaniu, wybuchały w Chinach niemalże od początku epidemii. Jednakże dopiero w 2022 roku zaczęły przybierać na sile. Głośnym echem odbiły się marcowe wydarzenia w Szanghaju (pisałem o tym w artykule #Shanghai), który stał się wręcz emblematycznym przykładem niewydolności aparatu państwowego i desperacji obywateli. Ludzi zamknięto w domach na wiele tygodni, ale nie zadbano o właściwą aprowizację. Nie było opieki ani leków dla obłożnie chorych, żadnego wsparcia dla potrzebujących. Dochodziło do aktów desperacji i samobójstw. W odciętym mieście wybuchały zamieszki, rabowano sklepy i walczono ze służbami. Dzisiaj, obserwujemy kolejny etap tego wolno rosnącego buntu, w który wpleciono nowe elementy – hasła natury politycznej. A to rzecz w totalitarnych Chinach wręcz niespotykana. Jak do tego doszło?

W typowy dla sezonu chorobowego sposób, jesień przyniosła wzrost fali zachorowań. Z dziesiątek powstały setki chorych, a z nich tysiące. Chińskie władze zareagowały zgodnie z wcześniejszą praktyką, tj. izolując chorych. Zaczęło się wzmożone ryglowanie mieszkań, zaspawanie drzwi wejściowych do budynków i zamykanie dzielnic wysokim płotem. Na wieść o rychłym zamknięciu jednej z fabryk produkującej komputery Apple, obecni w środku pracownicy rzucili się do ucieczki. A takich przypadków było coraz więcej. Jeszcze w październiku, sam fakt kolejnej fali totalnych lockdownów wywołał społeczne niezadowolenie. Do zjazdu KPCh liczono, że Pekin zacznie łagodzić politykę antyepidemiczną. Niestety, stało się odwrotnie. Partia nie zamierzała ustępować, a konieczność podtrzymania „zero covid” podkreślono nawet w specjalnej instrukcji opublikowanej po zakończeniu zjazdu.

Razem z pogarszającą się koniunkturą, powtarzającymi się epizodami, gdy zwyczajnie nie da się pracować, kryzysem na rynku nieruchomości, nastroje społeczne zaczęły przypominać beczkę prochu. Wystarczyła tylko iskra, która wywoła wybuch. Funkcję tę i to dosłownie, spełnił pożar jaki ogarnął w dniu 24 listopada, jeden z budynków w mieście Urumczi, stolicy zachodniej prowincji Sinciang. W jego wyniku śmierć poniosło, według oficjalnych danych, 10 mieszkańców (w tym dziecko), a 9 zostało rannych. Nieoficjalnie mówiło się o kilkudziesięciu (np. 44) ofiarach.

Do tragedii doszło m.in. dlatego, że strażacy nie byli w stanie szybko dostać się na miejsce. Dzielnica, w której rozegrał się dramat, była od pewnego czasu epidemicznie izolowana. Najpierw na drodze strażaków stanęło wzniesione ogrodzenie, następnie zaspawane drzwi wejściowe do budynku. Te ostatnie, a także plombowane wejścia do mieszkań, jeśli wierzyć chińskim internautom, miały być powodem śmierci uwięzionych w środku lokatorów. Niezależnie od rzeczywistych przyczyn i liczby ofiar, wieści o zdarzeniu bardzo szybko rozniosły się po chińskich mediach społecznościowych powodując ogromne wzburzenie.

Praktyka więzienia ludzi w ich własnych domach jest powszechna, wobec czego absolutnie każdy mógł się utożsamić z nieszczęsnymi ofiarami pożaru. Panowało powszechne przekonanie, że absurdalnie zbiurokratyzowane działania władz są często bezsensowne, a system totalnej kontroli staje się niewydolny w chwili wykładniczego wzrostu zakażeń. To właśnie taki wzrost i liczba izolowanych doprowadziły do kryzysu humanitarnego w Szanghaju na wiosnę 2022 roku.

Co ważne, Urumczi to miasto ujgurskie, a mniejszość ta jest od dawna prześladowana przez władzę w Pekinie. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy miasta wylegli na ulicę w wielotysięcznych demonstracji. To nie był jedyny powód ich frustracji. Zaskakujące było jednak to, że podobnie uczynili w weekend (26-27.11.2022) ludzie z innych aglomeracji: Czengdu, Szanghaju, Wuhanu czy Pekinu, należący do odrębnej etnicznie, dominującej grupy ludności Han. Wydarzenia z Urumczi posłużyły za pretekst do wyrażenia niezadowolenia. Zależnie od miejsca, wystąpienia te liczyły od kilkuset, do kilku tysięcy osób.

Warto zauważyć, że po raz pierwszy od wielu lat, tak wiele protestów wybuchło w jednym czasie, z tego samego powodu. W wielu przypadkach miały one charakter pokojowy, ale pojawiło się przynajmniej kilka sytuacji, w których wzburzony tłum obalał ogrodzenia, niszczył budki i namioty, w których wykonuje się testy na obecność wirusa oraz walczył ze służbami.

Kolejną nowością było pojawienie się haseł nie tylko wzywających do odrzucenia polityki „zero covid”, ale także do ustąpienia z funkcji Xi Jinpinga oraz oddania władzy przez Komunistyczną Partię Chin. Wydaje się, że skandujące je grupy cechowała desperacja. Wniosek taki wysnuwam z faktu, że spora część uczestników zajść, mając świadomość konsekwencji, często nie dbała o zasłanianie twarzy, co mogłoby utrudnić służbom identyfikację. Mniej odważni ograniczali się raczej do bardziej stonowanych postaw. Symbolem ich przekonań stała się biała, pusta kartka trzymana oburącz nad głowami. Czytelna metafora w państwie totalitarnym, w którym każde słowo stanowić mogło powód uwięzienia.

Z początku reakcja władz była stonowana. Zamiast siły uciekano się do perswazji albo działań pośrednich. Próbowano zagłuszać media społecznościowe. Treści publikowane z określonych lokalizacji za pomocą Twittera, były zasypywane reklamami prostytutek i gier hazardowych, tak aby maksymalnie utrudnić ich odbiór. Zmieniono nazwę ulicy „Urumczi” w Szanghaju, na której zebrali się manifestanci. Ustawiono znaki zabraniające trąbienia, który stanowił gest solidarności przejeżdżających kierowców. Wprowadzono narrację oskarżającą zagraniczną agenturę o próbę destabilizacji społecznej. Miejsca zgromadzeń otoczyła policja, ale bez podejmowania prób pacyfikacji. W niektórych rejonach zauważono przemieszczanie się sił wojskowych.

Akty publicznego nieposłuszeństwa rozlały się jednak także na kilkadziesiąt chińskich uczelni, których studenci domagali się większych wolności osobistych. W końcu, przystąpiono do rozbijania demonstracji. Aresztowano uczestników, a szczególnie „trybunów ludowych” czyli osób, które wyróżniały się z tłumu głośną, antyrządową narracją. Próbowano przy tym maksymalnie ocenzurować wszelkie relacje płynące z miejsca zdarzeń. Brutalnie zatrzymano jednego z zachodnich dziennikarzy (Ed Lawrence – BBC). Według różnych doniesień płynących od uczestników, próbowano zagłuszać transmisję danych oraz zdalnie kasować zdjęcia i nagrania posiadaczy telefonów komórkowych. Zaczęło się tropienie i wyłapywanie ludzi już po tym, gdy rozeszli się do domu. W efekcie, w kolejnych dniach demonstracje zaczęły słabnąć i obecnie wydaje się, że służbom uda się, na razie, ustabilizować sytuację choć w zamkniętych dzielnicach nadal dochodzi do zamieszek.

Manifestacja w Hongkongu. Uczestnicy trzymają białe kartki – symbol protestu. Źródło: Initium News.

Jak interpretuję powyższe wydarzenia? Moim zdaniem chińskich protestów nie należy przeceniać pod względem politycznym. To nadal nie jest rewolucja, ani skala podobna do manifestacji, które odbywały się na placu Tiananmen w 1989 roku. Manifestanci nierzadko śpiewają hymn narodowy, machają flagami. Ich złość wynika wprost ze zmęczenia epidemią. Rozwiązanie przyczyn frustracji, rozładuje napięcie i powstrzyma dalszą destabilizację, nawet mimo wspomnianych wyżej dowodów na radykalizację przekonań.

Przewodniczący Xi Jinping popełnił kilka błędów, z których, z uwagi na charakter komunistycznej władzy, nie chce się wycofać. A przynajmniej nie może tego uczynić szybko, tak jak robią politycy państw demokratycznych. Buńczuczna narracja, radykalna polityka sanitarna i totalitaryzm stanowią gorset, który krępuje jego ruchy. Odbywa się to ze szkodą dla gospodarki całego państwa i dobrostanu jego obywateli, ale najwyraźniej jest to cena jaką gotów jest zapłacić. Pytanie jak długo utrzyma się ten stan?

W tej chwili trwają roszady na szczytach władzy, wdrażane są postanowienia podjęte na pierwszym plenum nowego Komitetu Centralnego. Proces ten potrwa do początku 2023 roku. Partyjna opozycja wobec jego rządów została zmarginalizowana, co nie znaczy, że on sam może okazać słabość. Ustępstwa będą, bo inaczej sytuacja społeczna wymknie się spod kontroli, ale powolne. Wydano zarządzenie, w którym zabrania się trwałego blokowania drzwi wejściowych, przy czym jego kontekst sugeruje, że było tak od początku, a to oczywista nieprawda. Winą za tragedię w Urumczi obarczane są władze lokalne. To z kolei znany schemat zrzucania odpowiedzialności na lokalnych urzędników, który ma oczyścić wizerunek władzy centralnej.

Wszystko to jednak działania doraźne. Problem epidemii musi zostać rozwiązany i to szybko, w innym przypadku nastroje społeczne mogą ulec dalszemu pogorszeniu, wpychając kraj w trudny do opanowania chaos. Chiny potrzebują lepszych szczepionek i starają się je opracować. W listopadzie do użytku dopuszczono inhalacyjną Convidecia Air hongkońskiej firmy CanSino Biologics Inc. Preparat ma wykazywać dużo większą skuteczność niż pozostałe chińskie szczepionki. Jest to typ wektorowy, jednodawkowy, którego składowanie jest dużo prostsze niż szczepionek mRNA. Nie trzeba go mrozić. Fakt ten i łatwość aplikacji sprawiają, że może to być środek wręcz idealny do szybkiego zażegnania chińskiego kryzysu epidemicznego. Czy tak się stanie, zobaczymy, ale trudno uciec od wrażenia, że właśnie na to liczy Xi Jinping.

Tymczasem chińska gospodarka popada w tarapaty. Przewidywania wskazują, że roczny wzrost PKB Chin w 2022 roku spadnie do 3.2%, zamiast oficjalnie prognozowanych 5.5%. Byłby to najsłabszy wynik od wielu dekad. Nawet jeśli epidemię uda się wygasić do wiosny, przemysł potrzebować będzie kolejnego kwartału na powrót do pełnej wydolności. Pamiętajmy także, że jednym z celów Xi Jinpinga jest przebudowa krajowej gospodarki w sposób, który pozwoli na zerwanie z niekorzystną zależnością od eksportu dóbr. Obecny model rozwojowy ulega wyczerpaniu i jest to kolejny problem wymagający rozwiązania. Wszystkie te perturbacje zmuszają Pekin do uspokojenia relacji międzynarodowych i przeczekania trudnej sytuacji wewnętrznej, bez angażowania się w konflikty zewnętrzne. Tak odczytuję ostatnie podjęcie rozmów z Amerykanami i wyjątkową wstrzemięźliwość w stosunku do poczynań Rosji na Ukrainie.

Obserwowana słabość Chin zwiastuje kolejne perturbacje związane z dostępnością produktów, ale przynajmniej w jednym zakresie jest dla nas świetną wiadomością. Sugeruje, że przynajmniej do połowy 2023 roku, Pekin nie podejmie większego wysiłku by pomóc swojemu rosyjskiemu partnerowi i nie odciągnie uwagi Waszyngtonu od Europy Środkowo-Wschodniej. A tyle wystarczy, by rozstrzygnąć wojnę na korzyść Ukrainy.


Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.

Chciałbym w tym miesiącu szczególnie podziękować za wsparcie Annie Kosmaczewskiej i Wojciechowi Bartnikowi !

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *