Prognoza na 2025
Nadchodzący czas pełen będzie zaskakujących wydarzeń. Dawno już w polityce międzynarodowej nie było tylu niewiadomych i tylu punktów zapalnych. Tak wybrzmi ostatni akord odchodzącego porządku.
08-01-2025
Na początku chciałbym się szczerze przyznać, że miałem ogromny kłopot z napisaniem niniejszego artykułu. Przede wszystkim nie zdążyłem z nim przed końcem starego roku. Mimo najlepszych starań niewiele mogłem na to poradzić, dostarczając Wam jedynie podsumowanie roku 2024 poprzedniej prognozy.
Stanowi ono dobry punkt wyjścia do dzisiejszych rozważań bo też ta najnowsza dla nas historia to jedyny element porządku jaki widzę. Wydarzenia, które śledziliśmy w ubiegłym roku będą miały kontynuację w nadchodzących miesiącach, a niektóre znajdą swój finał. Przed nami czas pełen chaosu. Historii, które często będą mogły zakończyć się albo wielką porażką, albo wielkim zwycięstwem biorących w niej udział bohaterów. Jak więc wybrać prawdopodobny kierunek rozwoju wydarzeń, jeśli oba wydają się równie prawdopodobne?
Źródłem wielu z tych kłopotów będą Donald Trump i Stany Zjednoczone. A ponieważ wchodzi do geopolitycznej rozgrywki niejako od nowa, jest w stanie boleśnie zaskoczyć przeciwników. Problem w tym, że Amerykę czeka także niebezpieczny chaos wewnętrzny.
Poniższa treść stanowi moje oparte na doniesieniach rozważania i interpretacje. Są to jedynie hipotezy, a nie wróżby i ostatecznie nie muszą się sprawdzić. Pisanie ich to jednak znakomita gimnastyka umysłowa, a dla analityka radość, jeśli trafnie odczyta trendy. Poprzednia prognoza na 2024 rok wyszła całkiem nieźle.
Spis treści:
1. USA – rewolucja i chaos
2. Chiny – blokada Tajwanu
3. Rosja – upadek przed szczytem
4. Ukraina – suma własnych błędów
5. Bliski Wschód – wojna o wszystko
6. Afryka – spirala zagłady
7. Polska i Europa – odwaga lub rozpad
USA – rewolucja i chaos
Prezydentura Donalda Trumpa niesie ze sobą obietnicę rewolucji. W swojej drugiej kadencji posiadać będzie kontrolę nad Kongresem, przychylny mu skład w Sądzie Najwyższym i sympatie wielu jastrzębi z resortów siłowych. To pozwoli mu na przeprowadzenie gruntownych reform bez większych ograniczeń. Dodatkowo, nominacje do rządu wskazują na ludzi całkowicie wobec niego lojalnych. Tak duża władza da przestrzeń do popadania w tendencje autorytarne, które w ludziach biznesu pokroju Trumpa, są naturalnych zachowaniem. Mało kto będzie zdolny do tonowania prezydenckich pomysłów.
W relacjach z innymi państwami wiele z tego co mówi Trump jest tylko politycznym marketingiem będącym częścią nieustannie toczonych negocjacji, na zmianę oferowaniem kija i marchewki. Nieobliczalność jest jego atutem wobec wrogów, ale niesie też wiele zagrożeń dla sojuszników. Trump wprowadzi do polityki międzynarodowej nowa dynamikę, stając się grabarzem globalizacji. Jedynie państwa godzące się z prymatem partykularnych interesów nad zasadami, będą w stanie w pełni wykorzystać relację z amerykańskim prezydentem.
Polityka wewnętrzna:
Cechy osobowościowe Donalda Trumpa oraz poglądy jego najbliższego otoczenia zapowiadają radykalne posunięcia o polaryzującym charakterze. Zemsta na przeciwnikach politycznych, którą Trump wielokrotnie zapowiadał, łączyć się będzie z czystkami wśród urzędników, pracowników służb, instytucji i armii. Dopiero po nich nastąpią zmiany ustawodawcze zmieniające sposób funkcjonowania w wielu dziedzinach życia Amerykanów, co nie musi samo w sobie być złe, natomiast prowadzić będzie do oporu części społeczeństwa.
Uważam, że będziemy obserwować prawdziwy wysyp teorii spiskowych generowanych przez kręgi rządowe, wpisujących się w zjawisko dezinformacji, a którymi (przez swoją podatność) Donald Trump będzie się kierował w swoim postępowaniu. Biorąc pod uwagę jak dużą będzie miał władzę, można domyślić się jak niebezpieczne mogą być niektóre z decyzji. W takiej sytuacji możliwe są akty nieposłuszeństwa poszczególnych stanów lub instytucji oraz niepokoje społeczne, które prowadzić będą do destabilizacji wewnętrznej. W skrajnym przypadku jestem w stanie wyobrazić sobie bunt w armii. To potencjał na niespotykany w najnowszej historii kraju chaos.
Zachęcany przez swoje zradykalizowane otoczenie prezydent może zdecydować się na rozwiązania siłowe w celu ich stłumienia, np. poprzez wprowadzenie Gwardii Narodowej na ulice, ogłoszenie stanu wyjątkowego itp. W pewnym zakresie takie działanie było zapowiadane jako forma przeprowadzenia masowej deportacji nielegalnych imigrantów i ich rodzin, ale w miarę upływu czasu i rosnących zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego, może stać się powszechnie stosowanym narzędziem, szczególnie w przygranicznych stanach (na granicy z Meksykiem, ale też Kanadą).
Otwartym pozostanie pytanie na ile osłabiony zostanie amerykański system prawny, a przede wszystkim organy ścigania i służby, gdy trumpowscy nominaci o wątpliwych kwalifikacjach obejmą swoje urzędy? Myślę tutaj o osobach pokroju jawnie prorosyjskiej polityk Tulsi Gabbard, mającej zostać Dyrektor Wywiadu Narodowego (DNI).
Rozchwianie instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo doprowadzi do rozwoju środowisk radykalnych i agentury obcych służb, co przełoży się na wzrost zorganizowanej przestępczości, ryzyka zamachów terrorystycznych (nie tylko islamskich, ale też lewicowych/prawicowych) i otworzy drogę do infiltracji wrogich wywiadów, wykradania tajemnic państwowych albo sabotażu infrastruktury krytycznej. To osłabi Stany Zjednoczone, oraz wpłynie na ich pozycję wśród sojuszników.
Konfrontacyjna retoryka Donalda Trumpa oraz gruntowna reforma nie tylko struktur państwowych, ale także zmiana światopoglądowa jaką nieść będzie jego polityka oznacza, że pozostanie on celem zamachów, podobnie jak to było w kampanii wyborczej. Dlatego uważnie wsłuchujmy się w to, co mówi wiceprezydent JD Vance. Jako następca, może nie tylko kontynuować kurs Trumpa, ale nawet go zaostrzyć.
Polityka zagraniczna:
Donald Trump złożył kilka zapowiedzi wyborczych, zacznijmy więc od tych bardziej egzotycznych. Za prawdopodobną uważam możliwe wkroczenie sił amerykańskich do północnego Meksyku, w celu podjęcia walki z kartelami narkotykowymi.
To potencjalnie bardzo brutalna wojna mogąca zdestabilizować amerykańsko-meksykańskie pogranicze i kolejny powód dlaczego armia może pojawić się na ulicach amerykańskich miast. Działania te korelować będą z masowymi deportacjami nielegalnych imigrantów i powstrzymaniem ich napływu z południa.
Komentarze na temat przejęcia kontroli nad Kanałem Panamskim lub Grenlandią, traktuję jako chęć zabezpieczenia amerykańskiego sąsiedztwa zanim nastąpi spodziewana konfrontacja z Chinami. Swoją drogą jest pewna szansa, że Grenlandia przeprowadzi referendum niepodległościowe, a wtedy kontrola nad nią faktycznie stanie się dla Waszyngtonu sprawą wręcz gardłową.
Moim zdaniem Trump nie będzie dążył do bezpośredniej konfrontacji militarnej z Chinami, a jedynie do osiągnięcia równowagi, która pozwoli obydwu państwom funkcjonować na jasnych zasadach. Zacznie od próby poprawy bilansu wymiany handlowej, poprzez nałożenie ceł oraz domaganie się zwiększenia importu amerykańskich produktów.
W 2023 roku deficyt handlowy między USA a Chinami wynosił ok. 280 mld USD. Nie wystarczą zabiegi dyplomatyczne, konieczna będzie presja sankcyjna i gospodarcza. Bardzo ważnym elementem tych działań będzie promowanie amerykańskiego eksportu surowców oraz pozbawienie przeciwnika dostępu do technologii. Podobne wymagania handlowe obejmą też Unię Europejską, z zastrzeżeniem przykładania większej uwagi do przenoszenia zachodniego (niemieckiego) przemysłu na teren USA.
Nie ma też wątpliwości, że Trump zacznie wymagać znacznego podniesienia wydatków na zbrojenia przez Europejczyków, grożąc opuszczeniem NATO, o czym wielokrotnie wspominał, natomiast na razie nie wycofa wojsk z kontynentu.
Jego strategia wobec Unii Europejskiej skupiona będzie na rozgrywaniu państw członkowskich przeciwko sobie i mieszaniu się w ich wewnętrzną politykę poprzez wspieranie partii bliższych mu światopoglądowo, nawet jeśli będą w opozycji.
W negatywnym scenariuszu, może doprowadzić do rozbicia jedności Zachodu, co miałoby bardzo negatywne konsekwencje. W pozytywnym wariancie, dojdzie do gwałtownej konsolidacji, pojawi się silny impuls do przeprowadzenia koniecznych reform i zadbania o bezpieczeństwo regionu.
Tymczasem Chiny współdziałają z Rosją, Iranem i Koreą Północną, dlatego ułożenie relacji z Pekinem wymagać będzie wzięcia pod uwagę całej globalnej układanki tworzonej przez pozostałych. Amerykanie będą musieli jeśli nie rozbić, to przynajmniej bardzo mocno osłabić ten sojusz, ma on bowiem jednostronnie antyamerykański charakter.
Retorycznie, Trump otwarcie oskarży Chiny o złe zamiary, w tym obarczać je będzie winą za wybuch pandemii. W wymiarze wojskowym, w walce z przeciwnikami posłuży się jednak pośrednikami, zależnie od regionu np. Japonią, Ukrainą oraz Izraelem, których wspieranie stanowić będzie kartę przetargową. Może być zarówno dowolnie zwiększane, jak i zmniejszane zależnie od aktualnych potrzeb Waszyngtonu, co przypomina pozycję Pekinu w stosunku do chińskich sojuszników.
W tym kontekście uważam za niemożliwe osiągnięcie szybkiego porozumienia między USA a Rosją ws. Ukrainy. Żądania Kremla są w chwili pisania tych słów zbyt wygórowane, a ewentualne korzyści dla Waszyngtonu zbyt nikłe by takie porozumienie miało sens. Dodatkowym parametrem jest powiązanie Rosji i Iranu sojuszem, co zapewne za chwilę sformalizują, oraz intensyfikacja wojny hybrydowej jaką Rosjanie prowadzą przeciwko Zachodowi.
Jeśli tak się stanie, uprawdopodobni to w moich oczach perspektywę nałożenia na Rosję znaczących kosztów gospodarczych. Czeka ją zacieśnianie sankcji, blokada floty cieni, eksportu surowców i zwalczanie dostaw części z trzeciego obiegu. Wszystkie te działania mogą załamać osłabioną rosyjską gospodarkę, a ich koszt będzie dla Waszyngtonu znikomy.
Kolejnym argumentem mającym skłonić Putina do rozmów będzie perspektywa radykalnego dozbrojenia Ukrainy w dłuższej perspektywie czasowej. Za mało prawdopodobne uważam trwałe wstrzymanie wsparcia wojskowego dla Ukrainy, choć Trump zmieni zasady na jakich się opiera, na bardziej merkantylne (wyłącznie odpłatne). Celem Waszyngtonu będzie doprowadzenie do sytuacji, w której Rosjanie będą musieli ustąpić z części swoich żądań, podobnie zresztą jak Ukraińcy.
Równolegle Waszyngton udzieli pełnego poparcia dla działań Izraela na Bliskim Wschodzie, a przede wszystkim wesprze bezpośrednie uderzenie lotnicze na Iran, jeśli Teheran nie zgodzi się na amerykańskie warunki deeskalacji i odstąpienia od prac nad bronią jądrową. Jeśli mimo to irańskiego programu nuklearnego nie da się powstrzymać, a kolejne państwa ogłoszą zamiar pozyskania broni jądrowej, myślę że Trump będzie w stanie zagrozić prewencyjnym uderzeniem atomowym, po to by zatrzymać proliferację.
W przypadku pojawienia się kolejnych napięć na Pacyfiku, Biały Dom unikać będzie bezpośredniej konfrontacji uciekając się raczej do działań mających wpływ na chińskie finanse. Myślę, że ewentualna morska blokada Tajwanu nie będzie łamana przez US Navy, zamiast tego Amerykanie będą skłonni zablokować cieśniny dla chińskiego frachtu, zamykając chińską flotę w granicach pierwszego łańcucha wysp.
Dla przykładu, jeśli amerykańskie służby i finansowanie włączą się wojnę domową w Mjanmie, stymulować będą korzystne dla siebie rozwiązania polityczne w objętym chaosem Bangladeszu i podsycą starcia na pakistańsko-afgańskim pograniczu, niewielkim kosztem zamkną alternatywne połączenia z Oceanem Indyjskim. Taka izolacja pozwoli im na przeczekanie i uduszenie Chin gospodarczo.
Abstrahując od poszczególnych incydentów, mam wrażenie, że Donald Trump będzie wymagał większej gotowości do obrony statusu na Pacyfiku od Korei Południowej, Japonii i samego Tajwanu, a sam będzie niechętny działaniom militarnym. Jeśli Tajwańczycy nie zademonstrują woli oporu, np. odpowiadając zbrojnie na próby blokady, nie otrzymają amerykańskiego wsparcia na jakie liczą.
Oczywiście, polityka Waszyngtonu spotka się z oporem przeciwników. Chaos wewnętrzny w USA będzie aktywnie podsycany z zewnątrz w drodze wojny hybrydowej. Prowadzenie dezinformacji ułatwi sam Biały Dom, podatny na wszelkie teorie spiskowe. W takich warunkach doprowadzenie do aktów przemocy, które można będzie przypisać albo samemu Trumpowi, albo jego przeciwnikom (np. zabójstwa działaczy społecznych lub podpalenia) stanie się znakomitym narzędziem siania niezgody.
Presji poddawani też będą amerykańscy sojusznicy, po to żeby rozciągnąć uwagę i zasoby Waszyngtonu. Ogólnym zamysłem będzie doprowadzenie do sytuacji, w której USA zajmą się polityką wewnętrzną i popadną w izolacjonizm, zrzekając się woli interwencji w rejonach zapalnych, mimo że osłabiłoby to ich sojusze i wpływy.
Podsumowanie:
- Donald Trump to rewolucja w polityce wewnętrznej USA. Możliwa destabilizacja. Czystki w urzędach, służbach i wojsku. Radykalne reformy. Obniżenie poziomu bezpieczeństwa wewnętrznego ze względu na osłabienie służb, niepokoje społeczne i akty nieposłuszeństwa instytucji oraz władz stanowych. Możliwe użycie Gwardii Narodowej i ogłoszenie stanu wyjątkowego w celu przywrócenia porządku.
- Potencjalna interwencja zbrojna w północnym Meksyku – wojna z kartelami narkotykowymi, która przełoży się (przynajmniej krótkoterminowo) na bezpieczeństwo publiczne w przygranicznych stanach, korelować będzie z polityką osłabienia migracji. Waszyngton większą uwagę przykładać będzie do swojego bezpośredniego sąsiedztwa – tu także Grenlandia i Panama.
- Presja handlowo-sankcyjna na Chiny obliczona na wyrównanie bilansu handlowego oraz zbudowanie przewagi technologicznej. Zachowawcza polityka wobec ewentualnej blokady Tajwanu. Zamiast łamania, symetryczna blokada Pacyfiku dla chińskiego frachtu i marynarki.
- W obecnej sytuacji brak możliwości trwałego porozumienia z Rosją ws. Ukrainy, zamiast tego zacieśnianie sankcji, blokada floty cieni, eksportu surowców i zwalczanie dostaw części z trzeciego obiegu. Zmiana zasad wsparcia dla Ukrainy, utrzymanie go na warunkach komercyjnych.
- Bezwarunkowe poparcie Izraela w bliskowschodniej wojnie, w tym szczególnie w ataku na Iran. Rozbicie przeciwników Izraela, możliwe grożenie uderzeniem atomowym.
- Zdecydowana postawa Waszyngtonu wymagająca od Europy większego zaangażowania w politykę bezpieczeństwa, większych wydatków na obronność i korzystniejszego bilansu wymiany handlowej z USA. Możliwe rozbicie jedności Zachodu i tworzenie się doraźnych sojuszy między poszczególnymi państwami.
Chiny – blokada Tajwanu
Państwo Środka znajduje się w trudnym położeniu gospodarczym. Trwający kryzys na rynku nieruchomości, słabnący popyt wewnętrzny, zadłużenie samorządów, bezrobocie wśród absolwentów i kurcząca się demografia pozostają największymi, systemowymi wyzwaniami dla chińskiej gospodarki. Rok 2025 to zakończenie kolejnego planu pięcioletniego, a wobec tego to także czas zmian, okres przejścia między starą polityką a nową.
To szczególnie niebezpieczny dla Chin moment, w którym będą podatne na zapowiadaną przez Trumpa wojnę handlową. Pekin będzie musiał postępować bardzo ostrożnie, w sposób przemyślany, a nawet deeskalujący. Jeśli jednak poddany zostanie zbyt dużej presji może ukąsić, tak jak wąż który patronować będzie chińskiemu kalendarzowi w następnych dwunastu miesiącach.
Polityka wewnętrzna
Osłabienie wewnętrzne równoważone jest przez zwiększony eksport, jednakże w każdej chwili może on zostać zachwiany przez wprowadzenie kolejnych barier handlowych lub sankcji, do czego sposobi się administracja Donalda Trumpa. Pekin stara się przygotować na tę ewentualność sprowadzając do kraju całe łańcuchy produkcyjne w kluczowych gałęziach przemysłu, np. zielonej energii, co ma skutkować niezależnością od wydarzeń geopolitycznych.
Priorytetem jest zapewnienie nie tylko samodzielności wytwórczej ale i technologicznej. To jednak może nie wystarczyć jeśli do działań USA przeciw Chinom dołączy Unia Europejska będąca głównym odbiorcą chińskich dóbr. Zachód zaczął wprowadzać taryfy szybciej, niż Chiny były się w stanie w pełni przygotować. A to oznacza, moim zdaniem, że okres przejściowy między zależnością od eksportu, a samowystarczalnością może być dla Chin bardzo bolesny, choć nie są całkowicie bezbronne.
Po pierwsze, stanowią najsilniejsze państwo w sojuszu, kwadrydze Chin, Rosji, Iranu i Korei Północnej. Chińskie wsparcie tradycyjnie utrzymuje na powierzchni Koreę Północną, umożliwia Rosji kontynuowanie wojny z Ukrainą oraz daje Iranowi możliwość zbytu surowców. Pekin ma więc dominującą pozycję wobec sojuszników i może wywierać presję na Zachodzie samemu nie będąc bezpośrednio zaangażowanym w konflikt. Po drugie, potencjał chińskiej marynarki jest stale rozbudowywany, a wyzwanie jakie rzuca swoim rywalom na Morzach Południowochińskim i Wschodniochińskim, jest coraz poważniejsze. A zatem istnieją dwie drogi postępowania. Xi Jinping będzie balansować pomiędzy ustępstwami a eskalacją, dyplomacją a pokazem siły.
Polityka zagraniczna
W dyplomacji jednym z priorytetów będzie poróżnienie Europy i USA, poprzez osłabienie europejskiej woli do stosowania większego protekcjonizmu. Podobna taktyka okazała się skuteczna w ograniczeniu wysokości wprowadzonych ceł na samochody elektryczne. Optymalnym rozwiązaniem byłoby pójście na ustępstwa w zamian za utrzymanie dodatniej dla Chin wymiany handlowej. To może się udać, ponieważ polityka Trumpa wobec Europy będzie antagonizująca, co skłoni przynajmniej część europejskich elit do łaskawszego patrzenia na chińskie propozycje.
Częścią oferty może być propozycja wpłynięcia na Rosję, by zmusić ją do zakończenia wojny i przystąpienia do negocjacji, czego zachodnia Europa na pewno nie odrzuci. Podobnie Pekin postąpić może w stosunku do Iranu, oferując Amerykanom cofnięcie pomocy dla Teheranu w zamian za odstąpienie od niektórych sankcji. W obu przypadkach Xi Jinping będzie w stanie zredukować lub odmówić kontynuowania wsparcia sojuszniczego, jeśli tego będzie wymagała chińska racja stanu. Interesy tych państw nie będą miały większego znaczenia. W międzyczasie trwać będzie rozbudowa wpływów w państwach globalnego Południa, co ma osłabić USA na arenie międzynarodowej i zniechęcić je do kontynuowania konfrontacyjnej polityki. Kropką nad „i” byłaby reforma Rady Bezpieczeństwa ONZ, pieczętująca multipolarny porządek geopolityczny.
W przypadku USA sprawa jest jednak dalece trudniejsza niż z Europą. Rywalizacja z Amerykanami ma charakter systemowy, którego rozstrzygnięcie wymaga ustalenia nowej strefy wpływów. Spodziewane próby wypchnięcia Chińczyków z Ameryki Południowej i zabezpieczenie Kanału Panamskiego, stanowić będą odbicie działań prowadzonych przez chińską marynarkę na Morzach Południowochińskim i Wschodniochińskim. Nie obejdzie się bez próby wyznaczenia stref wpływów poprzez projekcję siły. To oznacza dalsze siłowe inkorporowanie obszarów Morza Południowochińskiego i wypychanie Filipin, Japonii oraz USA jak najdalej od chińskich wybrzeży.
Na marginesie, Półwysep Koreański pozostaje w tym zestawieniu terenem zajętym samym sobą, choć polityka zarówno Waszyngtonu jak i Pekinu względem włączenia się Pjongjangu do wojny z Ukrainą pozostaje dla mnie zagadką. Być może Waszyngton będzie wpływał na Seul, aby przyjął na siebie odpowiedzialność za równoważenie tych działań w relacji z Ukrainą, włączenie się w bezpośrednie dostawy uzbrojenia, a Pekin zachęcał Pjongjang do eskalacji, po to aby do tego nie doszło. Wybuch otwartego konfliktu na półwyspie wydaje się mimo wszystko mało prawdopodobny.
Tak jak w ubiegłym roku, Tajwan zostanie poddany presji i za realne uznaję podjęcie próby jego dłuższej blokady morskiej. Dotychczas mieliśmy do czynienia jedynie z trwającymi po kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin ćwiczeniami. Teraz czas zaczniemy liczyć w dniach i tygodniach. Amerykańską odpowiedzią może być blokada Cieśniny Malakka i Sundajskiej, co przy upadku reżimu w Mjanmie oraz chaosie w Bangladeszu i Pakistanie, oznaczałoby odcięcie Chin od Oceanu Indyjskiego. Taka sytuacja to wyrok śmierci dla chińskiego handlu morskiego, a wobec tego poważne ryzyko otwartej wojny na Pacyfiku. Jednakże żadnej ze stron na niej nie zależy, dlatego ewentualny kryzys wokół blokady Tajwanu powinien mieć charakter względnie krótkotrwały.
Blokowanie Tajwanu, to także presja wobec Japonii, Korei Południowej i Filipin. Tak jak dotychczas, można spodziewać się, że swój udział w niej będą miały Rosja i Korea Północna. Ta ostatnia wzmacniać będzie swoje zastraszanie atomowe, oraz wspierać Rosję. Wiele zależy od postawy Europy i tego czy będzie neutralna w tym konflikcie. Ryzyko jej zaangażowania to główny argument, dla którego Pekin może odstąpić od większej eskalacji. Alternatywnie, jeśli Europa pierwsza postanowi wziąć udział w wydarzeniach na Pacyfiku, Chiny mogą zdecydować o otwartym wsparciu wojskowym Rosji. W ten sposób będą chcieli przywrócić równowagę relacji.
Im większe będzie napięcie wokół Tajwanu i Morza Południowochińskiego, tym większa szansa, że chińscy żołnierze pojawią się w Europie, idąc w ślady północnych Koreańczyków, choć ich rola będzie z początku jedynie szkoleniowo-rozjemcza. Podobna zależność dotyczy wsparcia dla Iranu, które Pekin będzie mógł w miarę potrzeby zwiększać, utrzymując ajatollahów na powierzchni. To przeciąganie liny między USA a Chinami potrwa zapewne nawet kilka lat, natomiast niezależnie od wyniku tego starcia, przełoży się ono na to, co dzieje się w Europie i na Bliskim Wschodzie. Wszystkie te konflikty są ze sobą powiązane na poziomie geopolitycznym.
Podsumowując, w najbliższym czasie za najbardziej prawdopodobny scenariusz uważam sytuację zbliżoną do kryzysu kubańskiego z 1962 roku, w którym nie dojdzie do otwartej wojny, a jednak obie strony przez relatywnie krótki czas pozostaną na skraju konfrontacji w sprawie Tajwanu. Kryzys zakończy jakaś forma porozumienia wyznaczającego nowe zasady kohabitacji. Natomiast przeciągająca się blokada wyspy spotka się z symetryczną odpowiedzią w postaci zablokowania chińskiego frachtu na Indo-Pacyfiku i zbliży obie strony do otwartego konfliktu zbrojnego.
Powstałe napięcie skomplikuje relacje Chin z Europą, jednakże rozstrzygnięcie sporu w drodze negocjacji, w dłuższej perspektywie czasowej doprowadzi także do możliwego zakończenia wojny na Ukrainie i Bliskim Wschodzie, ponieważ żaden z tych konfliktów nie mógłby się toczyć, gdyby nie wsparcie USA i Chin przekazywane walczącym ze sobą stronom.
Podsumowanie:
- Trudna sytuacja gospodarcza utrzymująca się przez cały rok, a przez to wysoka podatność na wszelkie cła i sankcje, dlatego Chiny będą starały się unikać nadmiernej eskalacji. Jednakże przyciśnięte do muru doprowadzą do przesilenia na Pacyfiku.
- Próba poróżnienia USA i Europy, godzenie się na ustępstwa w zamian za utrzymanie handlu i neutralność wobec wydarzeń na Pacyfiku. Rozbudowa wpływów wśród globalnego Południa sposobem na osłabienie pozycji Waszyngtonu.
- Wpływanie na wydarzenia w Europie i Bliskim Wschodzie poprzez zwiększanie lub osłabianie wsparcia dla Rosji i Iranu. Dźwignia negocjacyjna w relacjach z USA/Europą. Zależnie od potrzeb, Chiny mogą dostarczyć pomoc wojskową Moskwie, lub redukować istniejącą. Podobnie z Iranem.
- Prawdopodobna blokada morska Tajwanu (ewentualnie atoli) trwająca dni lub tygodnie. Jej przeciąganie grozić będzie kontr-blokadą amerykańską. Jednoczesna presja na amerykańskich sojuszników w regionie z udziałem Rosji i Korei Północnej w celu odepchnięcia ich od chińskich wybrzeży. Wzmożone, siłowe inkorporowanie obszarów Morza Południowochińskiego.
- W razie osiągnięcia nowego porozumienia z USA i Europą, możliwe pojawienie się chińskich żołnierzy w roli sił rozjemczych na Ukrainie.
Rosja – upadek przed szczytem
Być może trudno w to dzisiaj uwierzyć obserwując wydarzenia na froncie, ale rok 2025 będzie dla Rosji bardzo trudny, szczególnie jego druga połowa.
Spadające dochody budżetowe, rosnące koszty wojny, szalejąca inflacja, kłopoty z dostawami komponentów, brak pracowników i kolejne zniszczenia infrastrukturalne rozchwieją sytuację ciągnąc gospodarkę na skraj zapaści. Rekordowo wysokie stopy procentowe złamały rynek nieruchomości, co za chwilę przełoży się na serię bankructw wśród deweloperów i firm budowlanych. Rosnące ceny podstawowych dóbr konsumpcyjnych sprawią, że wielu obywateli z trudem będzie wiązać koniec z końcem. Niektóre obwody zmuszone zostaną do wprowadzenia kartek na żywność (takie działanie zapowiedział np. Królewiec). Zwiększy się zadłużenie obywateli, którzy zaciągają kredyty, po to by płacić bieżące rachunki i mieć co jeść.
Sytuację pogorszy słabnący wobec innych walut kurs rubla. Rok 2024 zamknięty został ceną powyżej 110 rubli za 1 dolara, ale podobne spadki odnotowano również wobec juana czy rupii, w których rozliczają się Chiny i Indie. To znacząco zwiększa koszt zakupu importowanych towarów, w tym produktów podwójnego zastosowania potrzebnych w przemyśle zbrojeniowym. Rosyjski Bank Centralny został na razie powstrzymany przed kolejną podwyżką stóp procentowych przez Władimira Putina, który obawia się niezadowolenia społecznego. Oficjalna inflacja na koniec roku wynosi 9.5%, natomiast wskaźnik średniej inflacji osobistej każdego konsumenta Instytutu ROMIR pozwala obliczyć wzrost na ok. 30% do października. Temat cen i inflacji zdominował grudniowe, coroczne wystąpienie, w którym Putin odpowiadał na pytania Rosjan.
W tej sytuacji każde obniżenie dochodów budżetowych pochodzących ze sprzedaży surowców będzie miało bardzo groźne konsekwencje dla utrzymania zdolności produkcyjnych przemysłu zbrojeniowego. Większość potrzebnych komponentów i maszyn jest sprowadzana z Chin, lub dostarczana za pośrednictwem państw Azji Centralnej. Rosnące ceny przy skromniejszym budżecie, to mniejszy wolumen zakupów. Co ważne, posowieckie magazyny ciężkiego sprzętu będą w 2025 roku znajdować się na granicy kompletnego wyczerpania. Pozostałe tam pojazdy nadają się wyłącznie do pełnego remontu dlatego ich przywracanie będzie trudne, czasochłonne i kosztowne. To oznacza miarowe zmniejszanie tempa produkcji.
Są dwa parametry, które wpłyną na rosyjski eksport surowców. Po pierwsze działania bezpośrednie. Ukraińskie ataki na rosyjską infrastrukturę oraz zablokowanie rosyjskiej floty cieni przez Zachód. Po drugie, spadające ceny surowców. W związku ze zwalniającą gospodarką Chin, a co za tym idzie mniejszym zapotrzebowaniem surowcowym oraz zwiększonym wydobyciem w USA, ekonomiści prognozują w 2025 roku spadki cen ropy poniżej poziomu 60 USD za baryłkę ropy Brent. Niektórzy obawiają się, że kartel OPEC+ zdecyduje o całkowitym porzuceniu limitów wydobycia, co mogłoby zbić ceny do poziomy 30-40 USD za baryłkę ropy.
Powyższe przesłanki skłaniają mnie do postawienia tezy, że rosyjska armia zacznie tracić zdolność do prowadzenia operacji ofensywnych w drugiej połowie 2025 roku. Brak będzie ciężkiego sprzętu, czołgów, wozów bojowych oraz artylerii. Pojawiać się będą okresowe problemy z produkcją bomb szybujących, pocisków manewrujących oraz dronów. Z powodu wyczerpania resursów obniżą się zdolności rosyjskiego lotnictwa do bombardowania ukraińskiego terytorium. Wreszcie, rosnąć będzie niezadowolenie społeczne i kurczyć zasób ludzi skłonnych dobrowolnie podpisać kontakt na udział w wojnie. Mówiąc inaczej, Władimirowi Putinowi pozostało mniej więcej pół roku na osiągnięcie zakładanych celów, zanim zacznie się kryzys rosyjskich możliwości.
Warunkiem koniecznym do kontynuowania rosyjskich działań ofensywnych jest utrzymanie pomocy Chin, Iranu i przede wszystkim Korei Północnej. Na razie wszystkim zależy aby Rosja wytrzymała tę próbę sił, dlatego przewiduję dalsze zacieśnianie współpracy, w tym zapowiadany pakt obronny między Iranem a Rosją, oraz dalsze poszerzanie koreańskich dostaw o pakiety sprzętu wojskowego (szczególnie artylerii, która także ulega wyczerpaniu). Prawdziwym niebezpieczeństwem dla Ukrainy i Zachodu będzie głębsze zaangażowanie Chin poprzez bezpośrednie dostarczenie Rosji sprzętu wojskowego, co może nastąpić jeśli napięcie między USA a Chinami zacznie silnie wzrastać. Może też jednak stać się dokładnie odwrotnie. Wsparcie Pekinu jest warunkowe (patrz: prognoza dla Chin). Kreml będzie więc robić wszystko by skłonić Chińczyków do większej pomocy (amunicja i sprzęt wojskowy). Jeśli mu się uda, mimo całej gamy opisanych problemów rosyjska armia będzie w stanie kontynuować ofensywę zajmując kolejne terytoria ukraińskie.
Z drugiej strony Putin będzie chciał doprowadzić do jeszcze większej eskalacji w relacjach z Zachodem, po to by zmusić decydentów do szukania porozumienia. Straszenie Europy wizją wojny NATO-Rosja jest jednym z tematów przewodnich kampanii dezinformacyjnej. Wzniecanie niepokojów społecznych i podziałów wśród członków UE i NATO to nieodłączny element tej strategii. Dopiero przejście Zachodu do aktywnego udziału w operacjach hybrydowych może tę percepcję złamać. Uważam, że tak się stanie w nadchodzącym roku.
Rok 2024 był czasem, w którym Federacja Rosyjska rozpętała prawdziwą wojnę hybrydową wobec całego Zachodu. Odnotowano znaczny wzrost aktywności sterowanych przez rosyjskie służby grup sabotażowo-dywersyjnych. Celem ich działalności stały się nie tylko np. amerykańskie bazy w Europie, ale przede wszystkim obiekty cywilne, w tym fabryki, magazyny i sklepy wielkopowierzchniowe, które podpalano. Nie zabrakło także działalności terrorystycznej m.in. dystrybucji przesyłek kurierskich zawierających zakamuflowane substancje zapalające, czy planowania zabójstw (np. udaremnionego zamachu na Armina Pappergera, szefa niemieckiego koncernu zbrojeniowego Rheinmetall). Operacje te będą z pełną mocą kontynuowane właśnie po to by doprowadzić do przesilenia.
Dlatego w 2025 roku Zachód zacznie reagować symetrycznie. Jedną z pierwszych salw tej bitwy będzie próba blokady rosyjskiej floty cieni na Morzu Bałtyckim. Precedens został już ustanowiony przez Finlandię, która zajęła podejrzany o zniszczenie kabla energetycznego tankowiec „Eagle-S”. Nie jest wykluczone, że w bałtycką próbę sił włączy się rosyjska marynarka i lotnictwo, chcąc zniechęcić sojuszników poprzez wizję bezpośredniego użycia siły. Możliwe są pojedyncze incydenty pomiędzy okrętami i samolotami, łącznie z ograniczoną wymianą ognia. Za pewnik uznaję natomiast dalsze rosyjskie próby dążące do zniszczenia bałtyckiej infrastruktury krytycznej, portów, terminali naftowych i gazowych, czy rurociągów w rodzaju Baltic Pipe. Podobnie działania Rosjanie będą prowadzić na Morzu Północnym i Morzu Japońskim.
Jednocześnie trwa erozja rosyjskich wpływów w jej pograniczu. Rozstrzygnie się przyszłość Mołdawii i Naddniestrza, Gruzji oraz układu sił na Kaukazie oraz w Azji Centralnej. Wyrzucani z Syrii po obaleniu Baszara al-Asada Rosjanie, przenoszą swoje zasoby wojskowe z nadmorskiej Latakii do Libii, w związku z czym jeszcze mocniej zaangażują się w Afryce, wykorzystywanej jako źródło zarobku i najemników. Równie chętnie będą uczestniczyć w chińskich działaniach na Pacyfiku.
Podsumowanie:
- Trudna sytuacja gospodarcza z perspektywą na dalsze pogorszenie. Spadek dochodów z surowców, zablokowanie floty cieni, zmniejszony dostęp do komponentów (wolumen) oraz ciągłe niszczenie rosyjskiej infrastruktury krytycznej, zakładów i przemysłu naftowego/petrochemicznego.
- Pogarszająca się sytuacja społeczna, rosnące niezadowolenie z powodu warunków życia, wysokich cen i braku dostępności towarów. Mniejsze zainteresowanie udziałem w wojnie.
- Przemysł obronny wyczerpujący swoje możliwości produkcyjne: narastający deficyt ciężkiego sprzętu (czołgi, wozy bojowe) i artylerii, poszczególnych środków bojowych. Zniszczenia powodowane ukraińskimi nalotami powodujące przestoje.
- Rosyjska armia z wizją utraty możliwości ofensywnych w drugiej połowie roku. Utrzymanie zdolności do jej kontynuowania wyłącznie dzięki wsparciu zagranicznemu: Chin, Korei, Iranu. Jego utrzymanie pozwoli na zajmowanie kolejnych ukraińskich terytoriów, mimo opisanych problemów wewnętrznych. Możliwe zajęcie Donbasu i odbicie obwodu kurskiego.
- W miarę rosnących kosztów wojny Rosji kończy się czas na jej korzystne rozstrzygnięcie dlatego będzie chciała nasilić rozchwianie globalnego ładu oraz pójdzie na całość w wojnie hybrydowej. Możliwe próby zniszczenia krytycznej infrastruktury w portach, lub na podmorskim dnie np. Baltic Pipe.
- Zwiększy presję mającą pozbawić Ukrainę zachodniego (w tym amerykańskiego) wsparcia, oraz bardzo możliwe, że doprowadzi do sytuacji graniczącej z otwartym konfliktem zbrojnym z Zachodem.
- Rozstrzygnięcie przyszłości Mołdawii i Gruzji. Układu sił na Kaukazie, w Azji Centralnej (marginalizacja Rosji).
Ukraina – suma własnych błędów
Ukraina wchodzi w nowy rok w jeszcze trudniejszym położeniu niż w ubiegły. Jednakże o ile pod koniec 2023 roku problemem było widmo głodu amunicyjnego i zamrożenie wsparcia, o tyle rok później zarówno amunicja, sprzęt, jak i finansowanie zostały zakontraktowane w perspektywie przynajmniej do końca 2025 roku, a w przypadkach pomocy z niektórych państw, nawet dłużej. Największym obecnie problemem jest brak jakościowych uzupełnień oraz chaos w ukraińskich strukturach dowodzenia i mobilizacji. Słabość ta jest konsekwencją błędów popełnionych w Kijowie, prezydenta Zełeńskiego który nie wykazał wystarczających zdolności adaptacyjnych, przykrywając je propagandą.
Jak w ubiegłych latach, trudno dziś mówić na poważnie o rozpadzie kraju i zajęciu wschodniej Ukrainy aż po Dniepr. Nawet mimo obserwowanego trendu jest to scenariusz mało prawdopodobny ponieważ żadna ze stron nie posiada zdolności do zdecydowanego rozstrzygnięcia wojny (Rosja – realizacji celów z lutego 2022, a Ukraina odbicia wszystkich obwodów). Rosjanie zajęli ok. 0,5% ukraińskiego terytorium w 2024 roku (w przybliżeniu 3000-3500 km2) i to kosztem bezprecedensowych strat, tracąc teren w obwodzie kurskim (na koniec roku ok. 600 km2). Nawet gdy zajmą dwa czy trzy razy tyle w 2025 roku, mówić będziemy o 7000 czy 10 000 km2 w kraju o powierzchni 603 700 km2. A Ukraińcy pozostaną zadziorni i będą dokonywać kolejnych wkroczeń na terytorium Federacji Rosyjskiej, ponieważ jest to dla nich najlepsza droga do poprawienia swojej sytuacji i doprowadzenia do odzyskania terenów w drodze wymiany.
Niemniej, jeśli nie dojdzie do szybkich, radykalnych i zdecydowanych reform w trzech obszarach: systemu mobilizacyjnego, strukturach i systemie dowodzenia oraz walce z korupcją, to Ukraina będzie dalej tracić swoje ziemie przybliżając się do porażki. Na własne życzenie i niezależnie od tego, co zrobi Zachód. Nie jest jeszcze za późno na zmiany, choć rok 2024 został pod tym względem zmarnowany przez prezydenta Zełeńskiego i jego ludzi, co wpływ na morale żołnierzy. W przypadku braku poprawy sytuacji, może dojść do buntu wśród najbardziej doświadczonych dowódców i jednostek.
Czy wojna może się zakończyć w 2025 roku? To trudne pytanie. Temat rozmów pokojowych nie jest nowy, zmieniają się jedynie akcenty. Wszystkie operacje ofensywne, które Ukraina prowadziła w 2023 roku miały odbić kolejne terytoria i postawić ją w lepszej niż Rosja pozycji negocjacyjnej. Dziś jest odwrotnie, to Rosjanie posiadają inicjatywę strategiczną miarowo zajmując kolejne wioski i to oni próbują dyktować warunki pokoju. Wydaje się więc, że póki żadna ze stron nie osiągnęła swoich minimalnych założeń, a posiada zdolności do kontynuowania walki, póty nie będą chciały zawrzeć trwałego porozumienia. Nie jest powiedziane, że którakolwiek z tych okoliczności nastąpi w tym roku, choć to możliwe (raczej w drugiej połowie roku niż pierwszej). Rosjanie mogą się przeliczyć, podobnie jak wcześniej Ukraińcy.
Rosyjska armia stała się liczniejsza, ale radykalnie zdegradowana pod względem jakości sprzętu jakim dysponuje. To się nie zmieni bez bezpośredniego wsparcia wojskowego Chin, czego nie można wykluczyć, ale tylko w scenariuszu równoczesnej konfrontacji na Pacyfiku. Co więcej, podtrzymywanie zdolności ofensywnych zawdzięcza wsparciu Iranu i Korei Północnej. Zachwianie dostaw koreańskiej amunicji natychmiast przełoży się na działania frontowe i może doprowadzić do gwałtownego wyczerpania rosyjskich zdolności ofensywnych. Władimir Putin udowodnił, że nie zamierza odpuszczać szczególnie w sytuacji, w której wiele obiecuje sobie po nowym lokatorze Białego Domu, a to oznacza, że nadal nie będzie liczył się z kosztami. Kontynuowanie wojny łączy się jednak z poważnym ryzykiem jeśli polityka Donalda Trumpa nie będzie po myśli Kremla, a wiele wskazuje na to, że tak może być. Dlaczego?
Nadchodzący rok będzie dla Rosji bardzo trudny gospodarczo (więcej o tym w prognozie dla Rosji). Przy ponoszeniu wysokich strat na froncie, szalejącej inflacji, deficytach towarowych i spadku dochodów budżetowych z tytułu sprzedaży surowców, rosyjskiej machinie wojennej zabraknie pary. A tak może się stać jeśli Amerykanie zechcą wywrzeć dodatkową presję na Rosji, po to by zmusić ją do zakończeniu wojny. W minionym roku Rosjanie ponieśli większe straty osobowe (ponad 420 tys.) niż przez pozostałe dwa lata, a władze obwodów muszą wypłacać coraz większe kwoty zachęt aby pozyskać nowych ochotników.
Ta tendencja się utrzyma, wojna pozostanie krwawa, straty osobowe przekroczą w tym roku ponad 1 mln rannych i zabitych Rosjan. Każdy zapał ma swoje granice, podobnie jak budżety gubernatorów. Na to liczyć będą Ukraińcy i dlatego dołożą starań aby zniszczyć rosyjską infrastrukturę krytyczną, przemysł naftowy oraz zablokować zdolności eksportu surowców poprzez niszczenie lub blokowanie portów, terminali, rurociągów, oraz zatapianie statków i to nie tylko na Morzu Czarnym, ale także innych światowych akwenach.
Na marginesie, mam wrażenie, że jakikolwiek scenariusz pokojowy zakładający utworzenie linii rozgraniczenia pilnowanej przez międzynarodowy kontyngent złożony z państw Europy, nie obejdzie się bez Chin. Skoro Korea Północna ustanowiła precedens biorąc udział w konflikcie zbrojnym z Ukrainą, a oba kraje łączy bliski sojusz z Rosją, jest to powód do dyslokacji chińskich wojsk, które przy okazji posłużą jako przeciwwaga i ubezpieczenie działań prowadzonych na Pacyfiku. To kompletnie zmieni środowisko bezpieczeństwa w Europie i powinno być bólem głowy dla całego NATO. Niestety, tak może się zemścić brak reakcji na koreańskie wsparcie dla Rosji.
Jednocześnie, uważam że w nadchodzącym roku dojdzie do większego niż dotychczas zaangażowania państw Zachodu na Ukrainie, przede wszystkim w charakterze szkoleniowym, oraz wsparcia zaplecza (systemu dowodzenia oraz serwisu). Dojdzie do kolejnego przesunięcia granicy tego, co państwa Zachodu uznają za dopuszczalne. Uważam, że wobec niedostatków kadrowych w ukraińskiej armii na jej terenie mogą zacząć funkcjonować zagraniczne oddziały najemne pod postacią prywatnych firm wojskowych, tzw. kontraktorów. Do tej pory mieliśmy do czynienia jedynie z ochotnikami.
Jeśli chodzi o wydarzenia na froncie, Rosjanie będą dalej zajmować kolejne skrawki Donbasu, którego ok. 8 000 km2 pozostaje w ukraińskich rękach. Cel ten mógłby zostać zrealizowany pod koniec 2025 roku, jeśli uda się utrzymać tempo postępów min. ~700 km2 miesięcznie. Utrzymanie takiej intensywności działań będzie bardzo trudne, szczególnie biorąc pod uwagę perspektywę walk w rejonie ufortyfikowanych miast: Pokrowska i Myrnohradu. Niemniej nie jest niemożliwe, szczególnie jeśli Kijów nadal będzie popełniać te same błędy, a dowództwo ukraińskie będzie nadal szkodzić samo sobie.
Rosjanie poinformowali o planach forsowania Dniepru, ale byłaby to szalenie trudna i ryzykowna operacja, szczególnie przy rozproszeniu sił na kilku kierunkach i braku panowania na zachodnim Morzu Czarnym, którego raczej nie odzyskają. Ze względu na rozbudowane fortyfikacje, podobnie trudny jest kierunek zaporoski. Oba uznaję za drugorzędne w rosyjskim planowaniu, a ich ewentualne powodzenie jest ściśle zależne od ogólnego załamania się ukraińskiego oporu. Jeśli jednak do niego nie dojdzie, atak na tych kierunkach grozi całkowitym wykrwawieniem rosyjskich oddziałów. Należy więc je traktować jako operacje mylące, obliczone na wiązanie ukraińskich sił.
Kolejnym, realnym priorytetem Rosjan jest za to odzyskanie kontroli nad obwodem kurskim. To ważny cel polityczny, dający Ukrainie dźwignię negocjacyjną, a w obecnych warunkach sprawdza się dodatkowo jako narzędzie do wyniszczania jednostek rosyjskich przy relatywnie niskich kosztach ukraińskich (stosunek strat 6:1). Narastającym problemem jest kontyngent koreański, który może ulec zwiększeniu nawet do kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. Jego wartość bojowa jest na razie niska, ale będzie się zwiększać razem z nabieraniem doświadczenia przez żołnierzy. Odzyskanie tego terenu zwolniłoby siły rosyjskie do ataku np. na kierunku m. Sumy albo przerzucenia ich na południe.
Kijów będzie chciał utrzymać się pod Kurskiem jak najdłużej, przynajmniej do objęcia prezydentury przez Donalda Trumpa, a najlepiej aż do lata, na co także są szanse, choć mniejsze. Wiele zależy od tego czy ukraińska armia będzie miała zasoby do wykonania zwrotu zaczepnego i ponownej rozbudowy kontroli lub do ewentualnego przeprowadzenia ataku na innym odcinku rosyjskiego pogranicza (np. Biełgorod, Briańsk), co było moim zdaniem planowane od samego początku operacji kurskiej, a do czego nie doszło z uwagi na niesprzyjające okoliczności.
Mimo wszystko nie ulegajmy złudzeniom. Siły ukraińskie posiadają niewielki potencjał ofensywny, co ogranicza im możliwości przeprowadzenia większych operacji. Te braki niwelowane są pomysłowością i działaniami grup dywersyjnych. Jakakolwiek pozytywna zmiana w systemie mobilizacji i szkolenia poprawiłaby sytuację dopiero w perspektywie kilku miesięcy (np. pół roku). Najpierw ustabilizowana musi zostać linia frontu w Donbasie, co może nastąpić dopiero na fortyfikacjach wybudowanych wzdłuż granicy obwodów dniepropietrowskiego i donieckiego. Mam też wątpliwości czy przy tak chaotycznym systemie dowodzenia osiągnięcie większych sukcesów przez organizowane ad hoc zgrupowania jest w ogóle możliwe.
Kolejne miesiące będą podyktowane strategiczną obroną i próbą maksymalnego wykrwawienia rosyjskiej armii, nawet kosztem dalszego oddawania ziemi. Gdyby pojawiły się zasoby pozwalające na ofensywę, oprócz rosyjskiego pogranicza najbardziej pożądanym dla Kijowa teatrem działań pozostaje „kierunek krymski”, czyli południowa część obwodu chersońskiego między Dnieprem a Krymem, choć to dziś czysto teoretyczna perspektywa. Pozytywną informacją jest powolna rozbudowa floty samolotów F-16 oraz zapowiedziane pojawienie się francuskich Mirage 2000-5F, które zacznie regularnie atakować zarówno cele lądowe, jak i uniemożliwiać rosyjskiemu lotnictwu operowanie blisko linii frontu.
Jest jednak obszar, w którym Ukraińcy nie tylko zachowują ale wręcz zwiększają zdolności do uderzania na rosyjskie terytorium, a są nim drony. Wiele mówi się o tym jak zmieniły pole walki. To prawda, ale jeszcze wiele przed nami. To proces, który gwałtownie postępuje, nieustannie przekraczając kolejne granice. Ukraina wyprodukowała w 2024 roku ok. 1.5 mln sztuk dronów FPV, a przemysł zamierza zwiększyć produkcję nowych typów (światłowodowych, dalekiego zasięgu, odrzutowych, WRE, lądowych, morskich etc.) oraz uzyskać pełną niezależność w produkcji komponentów, z których będą budowane.
Obserwowany trend masowych uderzeń na terytorium Federacji Rosyjskiej zostanie utrzymany, a nawet zintensyfikowany poprzez nowe typy bezzałogowców matek i działanie w rojach, w oparciu o sztuczną inteligencję. Ukraina osiągnie też zdolność do seryjnej produkcji pocisków manewrujących, którymi zastąpi kończące się zapasy zachodnich systemów. Myślę, że będzie w stanie osiągnąć parytet w stosunku do rosyjskich ataków lotniczych na ukraińskie zaplecze, co byłoby nie lada wyczynem.
Z tego też powodu Krym pozostanie w częściowej izolacji, a Flota Czarnomorska będzie nękana także w rejonie wschodniego Morza Czarnego dokąd wycofała się w ubiegłym roku. Razem z nią celem staną się także rosyjskie statki handlowe i to na różnych akwenach. Działania te znajdą swoje lustrzane odbicie w rosyjskich bombardowaniach na terytorium Ukrainy, których głównym celem pozostanie infrastruktura krytyczna oraz ludność cywilna. Inaczej niż w ubiegłym roku, rosyjskie naloty zaczną słabnąć z uwagi na wyczerpywanie się środków i możliwości ataku.
Reasumując. Jeśli Kijów nie podejmie się reform, do końca roku utraci większość Donbasu i zmierzy się z buntem w armii. Wtedy to właśnie zostanie zmuszony do przyjęcia warunków rozejmu. Alternatywnie, mądrze gospodarując środkami, nękając rosyjskie zaplecze, ustabilizuje front i wyczerpie przeciwnika na tyle by otworzyć sobie okienko do zmiany negatywnego trendu. Pomóc w tym mogą kolejne operacje na terytorium Federacji Rosyjskiej, której pogranicze pozostaje najbardziej podatne na ukraińskie ataki. Do utrzymania wydolności armii potrzebuje jednak mobilizacji kilkudziesięciu tysięcy poborowych.
Tymczasem Rosja utrzyma inicjatywę strategiczną aż do wyczerpania potencjału ofensywnego. To, kiedy ono nastąpi zależeć będzie nie tylko od bilansu strat na froncie, ale też zewnętrznego wsparcia – Korei, Iranu i Chin. Jego brak lub wysoce prawdopodobne załamanie gospodarcze mogłyby bardzo szybko odwrócić karty, ale o tym zadecyduje sytuacja międzynarodowa, a ta może podlegać radykalnym i nieprzewidywalnym zmianom. Za wysoce prawdopodobny uznaję scenariusz, w którym Rosja potknie się i upadnie na kolana, zanim dojdzie na szczyt (podbije Donbas).
Podsumowanie:
- Najtrudniejszy rok od początku wojny. Głównymi problemami: brak uzupełnień, fatalny system mobilizacyjny i szkoleniowy, chaotyczny system dowodzenia. Brak natychmiastowych reform spowoduje bunt w armii i dalsze straty terytorialne.
- Finansowanie i uzbrojenie zapewnione w kontraktach i pakietach pomocowych aż do końca 2025 roku. Możliwe uruchomienie dalszych środków z puli 300 mld USD rosyjskich aktywów. Nie dojdzie do rozpadu kraju, a Rosjanie nie dojdą nad Dniepr.
- Wyczerpywanie się rosyjskiego potencjału sprzętowego i duże straty. Ukraina nadal w trybie strategicznej obrony i próbie stabilizacji linii. Możliwe dalsze operacje ofensywne na terytorium Federacji Rosyjskiej (Briańsk, Kursk, Biełgorod) ale ograniczony potencjał wojsk ukraińskich do ataku limituje ich skalę. Gdyby to się miało zmienić, nadal kierunek krymski (południowa Chersońszczyzna) pozostaje pożądanym.
- Rosjanie skupieni na zajęciu Donbasu, na co mają szansę do końca 2025 r. przy utrzymaniu tempa postępów. Kolejnym celem odbicie obw. kurskiego, co może nastąpić w pierwszej połowie roku. Desant przez Dniepr i atak na Zaporoże mało prawdopodobny, chyba że dojdzie do załamania ukraińskiego oporu (wątpliwe), tak czy owak ryzykowny i krwawy dla atakujących.
- Pojawienie się większej ilości zachodnich doradców, a także najemników, prywatnych korporacji wojskowych na Ukrainie.
- Radykalne zwiększenie produkcji dronów i pocisków manewrujących. Nowe rodzaje, nowe zdolności, przełamanie kolejnych barier rozwojowych. W związku z tym atak na rosyjskie tyły w parytecie z atakami rosyjskimi na Ukrainę. Ogromne zniszczenia i duży wpływ na działania frontowe.
- Dalsza izolacja Krymu i ataki na Flotę Czarnomorską na wschodnim Morzu Czarnym. Ataki na flotę handlową, zatapianie statków także na innych akwenach.
Bliski Wschód – wojna o wszystko
Bliski Wschód czeka przesilenie. Jego początki mogliśmy obserwować w minionym roku, kiedy to Izrael kontynuował operację lądową w Gazie, pacyfikował Zachodni Brzeg, dokonał inwazji na Liban, wpłynął też na upadek reżimu w Syrii. Benjamin Netanjahu otrzyma w tym roku pełne wsparcie Waszyngtonu w rozprawie z „osią oporu”, wliczając to zaangażowanie amerykańskiej floty i lotnictwa. Głównym celem po Hamasie, Hezbollahu i jemeńskich Huti, jest naturalnie Iran. Rozprawa z nim wymagać będzie przynajmniej chwilowego wygaszenia pozostałych konfliktów, co wydaje się, że ma miejsce na początku roku. Będzie to jednak tylko chwilowa pauza, gra toczy się o pełną stawkę.
Retoryka Benjamina Netanjahu, który regularnie apeluje bezpośrednio do Irańczyków, aby obalili teokrację ajatollahów nie jest wyłącznie propagandową zagrywką. Uważam, że Izrael zamierza uderzyć w system energetyczny i przemysł naftowy kraju, po to by rzucić go na kolana doprowadzając do społecznej rewolucji. Instalacje nuklearne są w większości dobrze ukryte w umieszczonych głęboko pod górami kompleksach, przez co są trudne do zniszczenia w operacjach lotniczych. Iran będzie się bronił poprzez uderzenia rakietowe na terytorium izraelskie, co może powodować duże straty, jednakże w przeciwieństwie do Teheranu, który ma znaczne trudności z utrzymywaniem infrastruktury, władze izraelskie posiadają pełne zdolności do odbudowy i szerokie wsparcie międzynarodowe. Bilans w tej wymianie ognia będzie więc długofalowo niekorzystny dla Teheranu.
Wydarzenia minionych miesięcy przekonują mnie, że izraelskie służby posiadają rozbudowaną agenturę wewnątrz teherańskich struktur, która w krytycznym momencie zostanie uruchomiona siejąc zamęt w irańskim systemie władzy. W tle tych wszystkich działań jest broń jądrowa i pytanie czy Teheran zdecyduje się na użycie jej jako argumentu powstrzymującego amerykańsko-izraelski atak? Choćby poprzez próbną detonację? Ma na to niewiele czasu. Jeśli tego nie zrobi, zostanie zmuszony do poddania się żądaniom postawionym przez Waszyngton. Pytanie też, co stanie się z ajatollahem Alim Chamenei? Człowiekiem wiekowym, którego naturalna śmierć lub wyeliminowanie może mieć znaczenie symboliczne na drodze do upadku reżimu. Ewentualne pozyskanie broni jądrowej przez Iran, zachęci inne państwa regionu do pracy nad własną wersją, a proces ten będzie trudno zatrzymać.
Osłabienie Iranu przebudowuje układ sił w całym regionie. Krępowany mackami Hezbollahu Liban może w końcu odzyskać kontrolę nad całością terytorium i zacząć podnosić się z trwającego od czterech lat upadku. Syria zyskuje szansę wyjścia z izolacji i odbudowy państwowości. To także moment, który regionalni aktorzy będą chcieli wykorzystać dla własnych celów. Nadal uważnie spoglądać będę na działania Turcji w Syrii, Iraku, wschodnim Morzu Śródziemnym oraz razem z Azerbejdżanem przeciwko Armenii. Ilham Alijew chce nadal przejąć korytarz Zangezur do Nachiczewanu i w końcu spróbuje. Syria pozostanie punktem zapalnym, choć jej afiliacja zmienia się na prozachodnią, co zmienia regionalny układ sił i odcina Hezbollah od Iranu. Do większego konfliktu dojrzewa też styk Iranu, Pakistanu i Afganistanu, w prowincjach Sistan i Beludżystan, oraz pogranicze pomiędzy siłami talibskimi i pakistańskimi.
Niemniej, centrum wszystkich wydarzeń będzie nadal Izrael, który stanął przed dziejową okazją rozprawienia się ze swoimi regionalnymi wrogami, dlatego ze wszystkich sił będzie starał się doprowadzić do zniszczenia Hamasu, zmarginalizowania Hezbollahu w Libanie i sprowokowania upadku Iranu. Istnieje szansa, że wszystkie te cele zostaną zrealizowane w zaledwie kilka miesięcy, ale należy brać pod uwagę scenariusze, w których izraelskie plany poniosą porażkę, a otwarty konflikt z Iranem przerodzi się w trwające dłuższy czas starcie, które sparaliżuje ruch handlowy w regionie. Niosłoby to poważne konsekwencje gospodarcze dla całego Półwyspu Arabskiego, Iranu, Izraela i Egiptu.
Podsumowanie:
- Kontynuowanie wojny z Hamasem, Hezbollahem i Huti. Pełne poparcie USA dla polityki Netanjahu i ochrona przed konsekwencjami prawnymi.
- Atak Izraela i USA na Iran. Rozstrzygnięcie kwestii posiadania broni jądrowej przez Teheran (jej ujawnienie).
- Próba wywołania przewrotu/rewolucji i obalenia władz w Teheranie. Uruchomienie agentury w irańskich strukturach władzy. Możliwa śmierć Chameneiego.
- Nowy układ sił w regionie. Osłabienie Iranu zachęci Turcję do poszerzenia strefy wpływów. Możliwe odmrożenie konfliktu z Armenią o korytarz Zangezur do Nachiczewanu. Z tego samego powodu goręcej może zrobić się w prowincjach Sistan i Beludżystan, oraz styku Iranu, Pakistanu i Afganistanu.
Afryka – spirala zagłady
W regionie tym dzieje się bardzo dużo, ale jest to stały trend opisywany już w ubiegłych prognozach i nie nastąpiły w nim żadne znaczące zmiany, dlatego ograniczę się do krótkiego podsumowania.
Tak jak w poprzednim roku, sytuacja w Sahelu ulega miarowemu pogorszeniu, a starcia trwają od Mali na zachodzie, po Róg Afryki na wschodzie. Główny ich ciężar obejmuje Niger, Czad, Mali i Burkina Faso, choć dotyka też państw sąsiednich, zarówno ze względu na działania zbrojne jak i napływ uchodźców (przeszło 5 milionów). Afryka Północna, a razem z nią południe Europy zaczną wkrótce odczuwać wzmożony napór migracyjny. W narastającym chaosie, obecność wojsk tureckich i rosyjskich w Libii może doprowadzić do kolejnej odsłony konfliktu o władzę. Podobny toczy się w Sudanie i może w 2025 roku doprowadzić do całkowitego upadku państwa, a następnie ogromnej fali migracyjnej. Już w tej chwili głoduje tam 25 mln obywateli (ponad połowa populacji).
W 2025 roku obserwować będziemy kolejny rozwój dżihadystycznych grup zbrojnych (ISGS oraz JNIM), które korzystają na przewrotach politycznych opanowując coraz to nowe tereny. Do niedawna w walce z nimi pomagały siły USA i Francji, ale knowania Rosjan doprowadziły do ich wyrzucenia. Rosyjskie Afrika Korps, które zajęły miejsce zachodnich oddziałów, nie są w stanie prowadzić szerokich operacji antyterrorystycznych, przez co ograniczają się jedynie do utrzymywania przy władzy lokalnych watażków i czerpania zysków z surowców naturalnych.
Narastanie afrykańskiego chaosu w końcu zmusi państwa europejskie do bezpośredniego zaangażowania, choć ekspansję na kontynencie prowadzą też Turcja, Rosja oraz Chiny. Proces ten traktuję jako swoistego rodzaju rekolonizację. Wydaje mi się, że pierwszą oznaką kształtowania się nowego, światowego ładu geopolitycznego będzie to, jak społeczność międzynarodowa podejdzie do rozwiązania problemu Afryki. Czy nawiążę współpracę, dzieląc strefy wpływów i doprowadzając do zakończenia wojen czy przeciwnie, rywalizując doprowadzi do jeszcze większego chaosu, który trwać będzie długimi latami rujnując kolejne państwa? Na razie bardziej prawdopodobny wydaje się ten drugi scenariusz i takie są też perspektywy na nadchodzący rok.
Podsumowanie:
- Dalsza destabilizacja Afryki, rozlewanie się konfliktu w Sahelu. Możliwy całkowity upadek Sudanu. Wzrastanie organizacji dżihadystycznych, a zatem powstania Kalifatu lub podobnych organizmów quasi-politycznych o islamistycznym charakterze (po konsolidacji, w średniej perspektywie czasowej).
- Rosnący kryzys humanitarny i ciągle zwiększająca się liczba uchodźców. Powstanie presji migracyjnej na Afrykę Północną a dalej na południe Europy.
- Możliwe odmrożenie konfliktu o władzę w Libii.
- Bez nadziei na poprawę. Bez możliwości zakończenia spirali przemocy w najbliższym czasie.
Polska i Europa – odwaga albo rozpad
Sytuacja międzynarodowa zmusza polskie władze do podjęcia szczególnego wysiłku na arenie międzynarodowej. Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu zwiastuje znaczące zmiany w europejskiej architekturze bezpieczeństwa. Jego brutalna presja doprowadzi do napięć, które mogą grozić rozpadem współpracy między poszczególnymi państwami europejskimi a USA. Trump będzie mieszać się do polityki wewnętrznej państw, a także grać na różnice polityczne między nimi.
Uważam, że w ostatecznym rozrachunku Unia Europejska ulegnie tej presji, ponieważ na dobrą sprawę nie ma wyjścia, natomiast w krótkim horyzoncie czasowym możliwa jest nawet mała wojna handlowa pomiędzy Unią a USA. Trudno sobie też wyobrazić, aby państwa europejskie dobrze reagowały na wypowiedzi Trumpa, w których wprost zapowiada możliwość siłowego zajęcia Grenlandii (w obecnej chwili należącej do sojusznika z NATO – Danii), albo klepania po plecach polityków czysto prorosyjskich i marginalizowanych, jak Orban czy Fico.
Trump może pozwolić sobie na brutalność, ponieważ problemy wewnętrzne Niemiec i Francji komplikują kwestię nadania zdecydowanego kierunku polityce europejskiej, a nowe centrum decyzyjne jeszcze się nie wykształciło. Pod znakiem zapytania staje amerykańskie wsparcie dla Ukrainy, a razem z nim perspektywa na pozytywne dla niej zakończenie wojny. Rosną wyzwania związane z zacieśnianiem sojuszu Federacji Rosyjskiej z Chinami, Koreą Północną i Iranem. Na horyzoncie majaczy wizja wojny handlowej między Wschodem a Zachodem.
W związku z powyższym nie unikniemy wzięcia odpowiedzialności nie tylko za własne bezpieczeństwo, ale także za kształtowanie polityki wschodniej Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Centralne położenie Polski czyni z niej fundament obrony wschodniej flanki, a relatywnie liczne i wciąż rozbudowywane siły zbrojne mają szansę stać się jedną z głównych potęg militarnych kontynentu. Dzięki odpowiednio wcześnie podjętej dywersyfikacji surowcowej, pozostajemy odporni na wahania rynkowe, a nagromadzone rezerwy złota gwarantują wypłacalność. Możemy więc być jednym z głównych aktorów, którzy podobnie jak Finlandia, przejdą do proaktywnych działań w wojnie hybrydowej.
Pod względem politycznym, objęcie unijnej prezydencji pozwala Warszawie na narzucenie agendy w pierwszym półroczu 2025 roku, a status państwa przeznaczającego duże wydatki na zbrojenia, uprzywilejowaną pozycję negocjacyjną wobec USA w kontekście Sojuszu Północnoatlantyckim. Wszystkie te atuty dają nam rzeczywisty wpływ na wydarzenia, który może być wykorzystany jedynie przez sprawnie działającą dyplomację i zsynchronizowane działania wszystkich instytucji i ustawowych przedstawicieli państwa polskiego.
Największą przeszkodą w drodze do realizacji tego celu jest nasza własna klasa polityczna, która w dużej części nie posiada odpowiednich kompetencji, a dodatkowo pozostaje głęboko skonfliktowana, tocząca spór konstytucyjny, którego rozwiązania nadal nie widać.
Rok 2025 to czas w którym Europa mierzyć się będzie z bezpardonową wojną hybrydową już nie tyko na lądzie ale i Morzu Bałtyckim, problemami gospodarczymi, presją migracyjną, terroryzmem oraz następującymi po sobie kryzysami politycznymi. W tej chwili wszyscy trzej, starzy liderzy Europy mierzą się z dużymi wyzwaniami wewnętrznymi. Wielka Brytania ponosi koszty Brexitu, Francja egocentryzmu prezydenta Macrona, a Niemcy zachowawczej do granic obłędu polityki kanclerza Scholza. Nowym kołem zamachowym europejskiej determinacji w obronie własnego bezpieczeństwa może stać się Polska, Dania, Szwecja i Finlandia, ze wsparciem pomniejszych państw oraz Wielkiej Brytanii. Ich współpraca będzie się ogniskowała właśnie w rejonie Bałtyku oraz cieśnin duńskich.
Już w marcu poznamy wyniki przedterminowych (23 lutego) wyborów parlamentarnych w Niemczech. Jeśli nowym kanclerzem zostanie szef CDU Friedrich Merz, a towarzyszyć mu będzie nadal Annalena Baerbock w roli szefowej MSZ, lub ktoś jej pokroju, Niemcy zaczną prowadzić dużo bardziej zdecydowaną politykę wobec Rosji i Ukrainy. Zgodnie z programem Merza, doszłoby do utworzenia przez Niemcy, Francję, Polskę i Wielką Brytanię grupy mającej prowadzić konsultacje na temat pomocy Ukrainie. Niemiecki wkład ma znaczenie, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że koncern Rheinmetall osiągnął na koniec 2024 roku zdolność do produkcji 700 000 pocisków artyleryjskich kal. 155 mm rocznie.
Warto obserwować powtórzone wybory prezydenckie w Rumunii. Ich pierwsza tura została najpierw potwierdzona, a następnie anulowana przez Sąd Konstytucyjny, z powodu manipulacji wyborczych i kampanii prowadzonej na TikToku. Niejasnym jest kto zatriumfuje w ponowionym plebiscycie. Spore szanse zachowuje kandydat uznawany za prorosyjskiego i zwycięzca pierwszej tury – Calin Georgescu.
Rumuńskie społeczeństwo jest zmęczone dotychczasowym establishmentem, dlatego rośnie w nim potencjał do przesilenia politycznego. Wszelki chaos i dojście do władzy polityków prorosyjskich w Rumunii zagraża procesowi europeizacji Mołdawii, którą Bukareszt bardzo mocno wspiera. W połowie 2025 roku kraj ten czekają wybory parlamentarne, a Kreml dołoży starań aby jak najmocniej na nie wpłynąć, m.in. poprzez sterowanie sytuacją w separatystycznym Naddniestrzu.
Na tym tle nieco mniejsze znaczenie mają polskie wybory prezydenckie, które rozstrzygnięte zostaną w maju. Sytuacja międzynarodowa wymaga aby nowy prezydent był człowiekiem potrafiącym sprawnie nawigować i omijać mielizny dyplomatyczne, oraz animować politykę bezpieczeństwa. Czy taka osoba w ogóle kandyduje? Ocenę pozostawiam Państwu.
W naszym bezpośrednim sąsiedztwie zainteresowanie powinny budzić wybory parlamentarne w Czechach oraz prezydenckie na Białorusi. W tych pierwszych poważne szanse na zwycięstwo ma partia ANO Andreja Babiša. Gdyby wygrał, Czechy stałyby się obok Słowacji Roberta Fico oraz Węgier Wiktora Orbana, kolejnym krajem z rządzącymi o prorosyjskich sympatiach. Jeśli zaś chodzi o Białoruś, wygrana Aliksandra Łukaszenki jest oczywista. Z naszego punktu widzenia ważna jest jednak sytuacja na polsko-białoruskiej granicy i tzw. kryzys migracyjny.
Biorąc pod uwagę stopień zależności Republiki Białoruś od Moskwy, jakiekolwiek negocjacje podejmowane bezpośrednio z Mińskiem nie mogą przynieść trwałych efektów. Napięcia na polsko-białoruskiej granicy są ściśle związane z przebiegiem konfliktu na Ukrainie oraz dynamiką relacji pomiędzy Federacją Rosyjską a Zachodem i trwać będą aż do powstania nowego ładu bezpieczeństwa w Europie. W szerszym ujęciu, podobne incydenty graniczne będą miały miejsce na granicy rosyjskiej z Łotwą i Finlandią. Tam jednak mogą przyjąć formę zbrojnych prowokacji (np. wtargnięć grup dywersyjnych).
Do czasu rozstrzygnięcia tej kwestii, jedynym sposobem na zniechęcenie rosyjsko-białoruskich służb do dalszej agresji na granicę wschodniej flanki jest wykazanie nieskuteczności stosowanych przez nie metod w połączeniu z nałożeniem jak największych kosztów agresji, także poprzez działania ofensywne. Dlatego nasza granica ponownie stanie się punktem zapalnym, a towarzyszyć temu będą kolejne akty sabotażu, dywersji i dezinformacji prowadzone na terenie naszego kraju.
Wystrzegajmy się zamachów i zabójstw politycznych, których ofiarą mogą paść zarówno Polacy, jak i przebywający na terenie naszego kraju Ukraińcy, jak i należący do opozycji Białorusini i Ukraińcy. Za konieczne uważam też podjęcie zdecydowanej walki z dezinformacją i wszelkimi próbami blokad infrastruktury granicznej lub szlaków komunikacyjnych, albo portów.
Europa będzie w tym roku pod ogromną presją wszystkich trzech światowych mocarstw. Albo będzie silna, albo czeka ją rozbicie.
Podsumowanie:
- Presja handlowa USA, połączona z zastraszaniem niektórych państw sojuszniczych, a demonstracyjnym promowaniem innych. Dziel i rządź.
- Wojna hybrydowa na Bałtyku. Wyłączenie Morza Bałtyckiego dla rosyjskiej floty cieni, możliwa konfrontacja z marynarką i lotnictwem rosyjskim.
- Rosnące napięcie na granicy polsko-białoruskiej, łotewsko-rosyjskiej i fińsko-rosyjskiej. Rosnące zagrożenie dla infrastruktury krytycznej (Baltic Pipe, gazoport) oraz rosnące prawdopodobieństwo eliminowania białoruskich opozycjonistów na terenie RP, przy czym zagrożenie dotyczyć może co bardziej aktywnych zawodowo/politycznie Ukraińców i Polaków.
- Zagrożenie jedności Zachodu z uwagi na zbyt radykalną politykę Waszyngtonu.
Powstawanie partykularnych koalicji. Zmiana środka ciężkości w polityce bezpieczeństwa Europy – z Niemiec i Francji, ku pierścieniowi Wielkiej Brytanii, Danii, Szwecji, Finlandii, Polski. - Rozstrzygnięcie statusu Mołdawii i Gruzji. Politycznego układu sił w Czechach i Rumunii.
Czy powyższe przewidywania będą trafne? Przekonamy się już za rok. Zachęcam Was do zrobienia własnych i powrócenia do nich po pewnym czasie, to świetne ćwiczenie intelektualne! Niezależnie od tego co się wydarzy, na pewno będziecie o tym mogli przeczytać na Globalnej Grze.
Z pozdrowieniami,
Filip Dąb-Mirowski
Autor
Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra
2 komentarze
Paweł · 2025-01-08 o 22:37
Cześć, odniosę się do prognozy ukraińsko – rosyjskiej. Myślę, że rosyjski atak na zaporożu jest bardziej prawdopodobny niż piszesz.
W oparciu o zdobycze tego roku (wuhledar i tereny obok) Rosjanie mogą spróbować marszu na zachód z tego rejonu – zagrażając w ten sposób z tyłu silnym fortyfikacjom ukraińskim.
Rejon ten jest usiany wioskami, zakładam też, że fortyfikacje od tej strony są słabe. Ukraińskie jednostki na zaporożu też są też raczej słabsze w efektywności bojowej.
Atak taki mógłby osiągnąć powodzenie, jego zaletami byłoby:
– obejście całej linii obrony ukraińskiej na południu, która rzeczywiście jest silna na tym odcinku.
-zagrożenie miastu Zaporoże, przeprawom mostowym na Dnieprze.
-wejście w przestrzeń operacyjną na północy i zagrożenie liniom komunikacyjnym.
Takie wejście w obliczu niskich stanów osobowych ukraińskich i braku możliwości „zatrzymania” takiej wyrwy mogłoby by być bardzo niebezpieczne.
Pozdrawiam
Filip Dąb-Mirowski · 2025-01-08 o 23:13
To dobra uwaga, faktycznie w przypadku zrobienia wyrwy w obronie w bardzo konkretnym punkcie – ale nie rejonie od Wuhłedaru tylko na granicy obwodu dniepropietrowskiego i Zaporoża, gdzie wybudowano linię okopów północ-południe, ale nie domknięto jednego kawałka nad Welyką Nowosiłką. Możliwy byłby marsz na zachód. Przynajmniej w teorii. W praktyce taki ruch to nieustannie odsłonięta prawa flanka na dystansie 130 km. Od Awdijiwki mamy zrobione najdalej max 50km na zachód. Ergo, ukraińska słabość musiałaby utrzymać się do końca roku, albo początku przyszłego, przy utrzymaniu rosyjskiego potencjału. Na razie mało prawdopodobne moim zdaniem.