Polska wobec Ukrainy

Polska odegrała kluczową rolę we wsparciu Ukrainy w pierwszym roku pełnowymiarowej wojny z Rosją. Przyszedł jednak czas na zastanowienie się, co dalej? Czy powinniśmy i jesteśmy w stanie wspierać naszego sąsiada z równą mocą w kolejnych latach?


23-11-2023


Chciałbym, żeby poniższa analiza stała się przyczynkiem do poważnej dyskusji. Zamiatanie problemów pod dywan nie służy ich rozwiązaniu. Relacje polsko-ukraińskie mocno w ostatnim czasie ucierpiały, zarówno ze względu na postawę władz w Warszawie, jak i Kijowie – w tym szczególnie samego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. To jednak nie zwalnia nas od odpowiedzialności za bieg wydarzeń. Musimy zastanowić się jak od nowa ułożyć współpracę i jak ukształtować dalszą pomoc, aby była ona obopólnie korzystna.

Na początku warto przypomnieć o czym mowa. Z uwagi na skąpą ilość informacji przekazywaną opinii publicznej, nie każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że Ukraina otrzymała od Polski sprzęt pozwalający na wyposażenie co najmniej dwóch brygad pancerno-zmechanizowanych oraz kilku dodatkowych jednostek różnego typu (np. artylerii, baterii przeciwlotniczych, lotnictwa itd.).

Co dokładnie przekazaliśmy Ukrainie?

Oficjalnie ujawniono tylko część danych. Nieoficjalnie, lista jest dużo dłuższa. Według różnych szacunków przekazano:

  • ponad 350 czołgów (w tym 280 T-72 w dwóch wersjach, 60 zmodernizowanych PT-91 oraz 14 Leopardów 2),
  • 300-400 opancerzonych transporterów BWP-1 (oficjalnie 100),
  • 72 armatohaubice Krab (z czego 18 podarowano),
  • od kilkudziesięciu do ponad setki armatohaubic 2S1 Goździk
  • kilkadziesiąt wyrzutni BM-21 Grad
  • 20 pojazdów opancerzonych Dzik-2
  • 20 pojazdów zwiadowczych BRDM-2
  • min. kilkadziesiąt samochodów ciężarowych Star 266/266M2
  • 14 samolotów MIG-29
  • 12 śmigłowców Mi-24
  • drony bojowe FlyEye i WarMate
  • zmodernizowane zestawy przeciwlotnicze S-125 Newa, S-200 Wega, 9K33 OSA,
  • zmodernizowane armatki przeciwlotnicze S-60 oraz ZU-23-2 (po kilkadziesiąt sztuk),
  • 10 samobieżnych ZSU-23-4MP Biała.

Do tego części zamienne, setki tysięcy pocisków artyleryjskich różnego kalibru, miliony sztuk amunicji małokalibrowej, pociski przeciwlotnicze Piorun, karabinki Grot, granatniki RPG-40, lekkie moździerze LMP-2017, kilkadziesiąt tysięcy hełmów, tysiące sztuk elementów wyposażenia osobistego, racji żywnościowych, apteczek itp.

Część z tego wsparcia została skompensowana z funduszy unijnych w ramach European Peace Facility (EPF), a nowsze pojazdy, jak 56 egzemplarzy armatohaubicy Krab, wozy Rosomak (150 szt.) oraz samobieżne moździerze Rak (3 KMO czyli 24 moździerze + wozy dowodzenia), zostały kupione przez Ukrainę ze środków przekazanych przez Zachód. Niemniej, w krytycznym momencie liczył się czas, dlatego zdecydowana większość pojazdów została wyciągnięta bezpośrednio z polskich jednostek, fabryk lub zakładów remontowych i niezwłocznie dostarczona odbiorcy. Bez żadnych warunków wstępnych i kosztem pomniejszenia potencjału Sił Zbrojnych RP. W lipcu tego roku Ministerstwo Obrony Narodowej RP wyceniało wartość udzielonej Ukrainie pomocy wojskowej na 3 mld euro (ok. 13.3 mld złotych).

Prócz wsparcia o charakterze wojskowym, Polska realizowała również dostawy paliwa i materiałów pędnych (co miało przełożenie na ceny detaliczne na naszych stacjach benzynowych), kupiła blisko 12 tys. terminali sieci komunikacyjnej Starlink i płaciła za ich utrzymanie. Podczas zimy 2022 roku polscy technicy wspierali swoich ukraińskich kolegów w naprawie niszczonej w nalotach sieci energetycznej. Przesyłano transformatory i agregaty prądotwórcze. Na terenie naszego kraju leczeni i szkoleni są ukraińscy żołnierze, remontowany i serwisowany jest sprzęt wojskowy, a listę tę można znacznie wydłużyć o wszelkie formy pomocy humanitarnej, o której wiemy znacznie więcej choć nie da się jej dokładnie policzyć z uwagi na powszechny, często obywatelski charakter.

Polski PT-91 w użyciu przez 22 samodzielną brygadę zmechanizowaną SZU. Źródło: profil 22ОМБр

Według szacunków Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) pod koniec roku 2022 polskie środki publiczne wykorzystane na pomoc humanitarną dla Ukrainy wynosiły szacunkowo 8,36 mld euro. W kwietniu 2023 roku minister finansów Magdalena Rzeczkowska (depesza PAP) podczas wystąpienia w Atlantic Council operowała łączną kwotą ok. 50 mld złotych czyli ok. 2% rocznego PKB. Można podejrzewać, że do dzisiaj kwota ta jeszcze urosła.

Ile z tych wydatków udało się odzyskać?

W ramach European Peace Facility (Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju) Warszawa otrzyma zwrot kosztów w wysokości ok. 900 mln euro (~4 mld zł). Dotychczas przelano jedynie część tej kwoty. Z pomocą Polsce przyszli też Amerykanie, przekazując 288 mln USD (1.4 mld zł) bezzwrotnej pomocy finansowej w ramach programu FMF (Foreign Military Financing) w 2022 roku, oraz przyznając 2 mld USD (8.7 mld zł) nisko oprocentowanego kredytu na zakup uzbrojenia, którego koszt obsługi w wysokości do 60 mln USD również pokryto z FMF (więcej o tym w podsumowaniu Milmag). W perspektywie kilku lat, Polska powinna uzyskać zwrot mniej więcej 40% dotychczas poniesionych nakładów wojskowych oraz pomoc w uzupełnieniu deficytów w wyposażeniu z pomocą wspomnianego kredytu.

Z kolei jak podaje Euractiv.pl, w ramach pomocy uchodźcom, Komisja Europejska przekazała Polsce 700 mln złotych (ok. 155 mln euro), do czego doliczyć można środki pozyskane za pośrednictwem darczyńców biorących udział w inicjatywie „Stand up for Ukraine” w wysokości 200,1 mln euro. Oprócz tego perspektywa budżetowa na lata 2021-2027 przewiduje przekazanie Rzeczpospolitej 237 mln euro w ramach FAMI (Funduszu Azylu, Migracji i Integracji) oraz 162,4 mln euro z IZGW (Instrumentu Wsparcia Finansowego na rzecz Zarządzania Granicami i Polityki Wizowej). Łącznie mowa więc o ok. 755 milionach euro (~3.3 mld zł) z czego część przekazana zostanie w perspektywie kilku lat. To mniej niż 10% szacunkowych wydatków.

Po co to wszystko?

Pomijając bardzo ważne względy moralne i humanitarne, impulsem do działania były poważne przesłanki geopolityczne. Przejęcie kontroli nad Ukrainą to ostatni element potrzebny Kremlowi do wytworzenia strefy buforowej rozumianej też jako punkt wyjściowy do dalszej agresji. Nasza granica z rewizjonistycznym mocarstwem nie kończyłaby się jedynie na Królewcu, a sięgała przez Białoruś po zachodnią Ukrainę rozciągając zasoby i czyniąc obronę państw bałtyckich zadaniem niezwykle trudnym, a być może niemożliwym. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że upadek Ukrainy przyniósłby bliskie i wysoce prawdopodobne ryzyko bezpośredniej konfrontacji zbrojnej między Polską a Federacją Rosyjską. Mówi o tym sam Kreml i należy groźby te traktować całkowicie poważnie.

Dlatego Warszawa postąpiła słusznie decydując się na udzielenie błyskawicznej i znacznej pomocy swojemu zaatakowanemu sąsiadowi. Działania te pomogły Siłom Zbrojnym Ukrainy zatrzymać rosyjskie natarcie, a następnie przeprowadzić udaną kontrofensywę w drugiej połowie 2022 r. Walnie przyczyniliśmy się do zmniejszenia rosyjskiego potencjału wojskowego bez bezpośredniego udziału w wojnie, co z polskiego punktu widzenia jest rozwiązaniem korzystnym w zaistniałej sytuacji.

Przekazanie pierwszych 4 egzemplarzy polskich czołgów Leopard 2A4. Na zdjęciu premierzy D. Szmyhal i M. Morawiecki. Źródło: Denys Szmyhal.

A nie należy zapominać, że przekazaniu sprzętu towarzyszyły działania polityczne, które istotnie zdynamizowały pomoc niesioną przez Zachód, a także doprowadziły do uruchomienia unijnych negocjacji akcesyjnych. Coś, co dzisiaj traktujemy jako oczywistość, nie tak dawno stanowiło cały szereg rosyjskich tzw. „czerwonych linii”, których zachodnie stolice nie chciały przekraczać. Nie było innej drogi, niż na poły improwizowane mieszanie zagrywek politycznych z metodą miarowego łamania kolejnych tabu.

Oczywiście, polski rząd nie działał w próżni. Sukces osiągnięto dzięki ścisłemu współdziałaniu z państwami o podobnych zapatrywaniach. Idea wsparcia Ukrainy była równie ważna dla krajów bałtyckich, dla których jest to sprawa życia i śmierci. Bliskość między Litwą, Łotwą i Estonią a Polską, wytworzona w ubiegłych latach i wzmocniona wspólnym „kryzysem granicznym”, przełożyła się na dobrą i płynną współpracę w dobie wywołanej przez Kreml wojny. Podobną optykę udało się wypracować także w ramach Bukaresztańskiej Dziewiątki oraz wśród państw skandynawskich.

W ten sposób rozpoczęto budowę szerszej koalicji, która ukształtowała politykę całego Zachodu wobec Rosji i Ukrainy. Polska wyrosła tym samym na regionalnego lidera, do której to roli jest predestynowana przez potencjał demograficzny, gospodarczy, wojskowy i położenie geograficzne. Stało się tak, mimo ewidentnych wpadek, w tym komunikacyjnych, oraz toporności w prowadzeniu polityki zagranicznej.

Mająca premierę na jesieni 2023 roku książka Zbigniewa Parafianowicza „Polska na wojnie” (wyd. Czerwone i Czarne, 2023) zdradza liczne szczegóły tamtych dni, obnażając przy okazji jak wiele zależało od improwizacji, oraz jak mocno musimy jeszcze zreformować nasze państwo, aby posiadało systemową gotowość do działania w sytuacjach kryzysowych. Niemniej, mimo oczywistych deficytów i popełnianych błędów, decydenci dobrze rozpoznali skalę zagrożenia i zareagowali ze zdecydowaniem. Czego nie można powiedzieć np. o Amerykanach.

Jak twierdzą rozmówcy autora, z początku Waszyngton dawał władzom w Kijowie nie więcej niż trzy dni. Przygotowywana była ewakuacja ukraińskich elit, która miała się odbyć za pośrednictwem lotniska w Jasionce. Tymczasem, port ten stał się czymś zupełnie odwrotnym do wyjścia awaryjnego. Jest dziś oknem życia dla Ukrainy przez które transportowane są niezliczone ilości pocisków artyleryjskich, ręcznych wyrzutni plot i ppanc, oraz tony innego sprzętu. Podobnie terytorium Rzeczypospolitej pozostaje dla Ukrainy kluczowym hubem logistycznym, oraz zapleczem frontowym.

Niestety, główną przeszkodą stojącą na drodze do znacznego zwiększenia wymiaru zachodniej pomocy było samoograniczanie się donatorów – głównie Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Postawę tę tłumaczono obawą przed nadmierną eskalacją, co jedynie ośmieliło Rosję do kontynuowania agresji. Ostatecznie, w większości spraw opór sojuszników został przełamany, ale nadmierne rozłożenie pomocy w czasie, nie pozwoliło Ukrainie na osiągnięcie znaczącej przewagi na polu bitwy. Ostatnim przykładem niezrozumiałej pod tym względem polityki Waszyngtonu było przekazanie pocisków rakietowych ATACMS pod koniec ukraińskiej kontrofensywy, zamiast na jej początku. Podobnie opóźniano zgodę na przekazanie i rozpoczęcie szkoleń na samolotach F-16.

AHS Krab w użyciu przez 26 brygadę artylerii SZU. Źródło: Ukraiński MON

Policzyłem, że od 24 lutego 2022 roku Federacja Rosyjska wyznaczyła Zachodowi aż 18 „czerwonych linii” w sprawie Ukrainy, z czego jak dotąd nie przekroczono jedynie trzech odnoszących się do strefy zakazu lotów, bezpośredniego udziału sił NATO w wojnie oraz użycia zachodnich pocisków do ataku na terenie Rosji. Pozostałe, w większości dotyczyły dostaw sprzętu, w których to właśnie Polska odegrała kluczową rolę. Przypomnijmy sobie mozolny proces powstania „koalicji chętnych” na rzecz przekazania zachodnich czołgów i dostarczenia samolotów bojowych. Ba, umiejętną manipulacją przyczyniliśmy się także do przekazania Ukrainie baterii Patriot, o co toczony był spór z Niemcami.

Podsumowując, postawa Polski wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę była taka jak być powinna, mimo ewidentnych błędów i problemów w relacjach związanych chociażby ze sprawami pocisków w Przewodowie, pod Bydgoszczą, niekontrolowanym importem zboża czy blokowaniem tranzytu.

Jednakże to już przeszłość. Pod koniec drugiego roku wojny sprawy wyraźnie się komplikują. Musimy na nowo zdefiniować nasze cele, a także przyjrzeć się sytuacji międzynarodowej.

Zachód na zakręcie

Na jesieni 2023 roku świat Zachód mierzy się z licznymi wyzwaniami, zarówno zewnętrznymi jak i wewnętrznymi.

Podczas gdy wydarzenia na Bliskim Wschodzie odciągnęły uwagę i zasoby od Ukrainy, w Stanach Zjednoczonych rozpoczął się coroczny kryzys polityczny wokół budżetu. Dużym zaskoczeniem było odwołanie z funkcji spikera Izby Reprezentantów Kevina McCarthy`ego, co na trzy tygodnie sparaliżowało pracę organu. To efekt wewnętrznego podziału wśród Republikanów i rosnących wpływów frakcji protrumpowskiej. Ostatecznie, nowym spikerem został błogosławiony przez Donalda Trumpa kongresman Mike Johnson. Człowiek, który zasiadając w izbie konsekwentnie głosował przeciwko pakietom pomocowym dla Ukrainy. Więcej o tej sprawie piszą J. Haberkorn i J. Lemire w artykule dla Politico.

Nic więc dziwnego, że objęta dotąd ponadpartyjnym porozumieniem kwestia wsparcia wojskowego dla Kijowa, stała się kartą przetargową w politycznych rozgrywkach. Biały Dom próbował połączyć ją z podobnym pakietem dla Izraela, co miało zwiększyć szanse na jej przyjęcie, jednak Republikanie uzależniają swoje poparcie od rozwiązania kryzysu migracyjnego na granicy z Meksykiem. Negocjacje potrwać mogą nawet do początku przyszłego roku, ale do tego czasu Kijów pozbawiony zostanie istotnej części amerykańskiej pomocy. Pamiętać też trzeba o tym, że w listopadzie 2024 roku odbędą się wybory prezydenckie, w których Donald Trump ma realną szansę na wygraną. Obecnie negocjowany pakiet wsparcia może więc mieć kluczowe znaczenie dla wyniku wojny.

Podobne problemy trapią Europę, w której za głównych hamulcowych robią Węgrzy, wetujący wszelkie inicjatywy dotyczące Ukrainy, w tym ósmy pakiet pomocy wojskowej o wartości 500 mln euro. Wiktor Orban próbuje w ten sposób wymusić na Komisji Europejskiej zgodę na wypłatę funduszy z KPO, którą wstrzymano ze względu na węgierskie kłopoty z praworządnością (a dokładnie zagrożenie defraudacją). Dotychczas pozostawał w swoich dążeniach osamotniony, ale to się właśnie zmienia.

Węgierski premier może znaleźć sojusznika w osobie nowego/starego premiera Słowacji Roberta Fico. Jego świeżo powołany rząd już wstrzymał wszelką pomoc świadczoną Ukrainie z zasobów słowackiej armii. Można podejrzewać, że także dla niego pomoc Ukraińcom stanowić będzie element nacisku w relacjach z Brukselą. Podobnie może zachować się Geert Wilders, którego antyislamska Partia Wolności (PVV) wygrała właśnie holenderskie wybory parlamentarne i ma szansę na stworzenie koalicji rządowej. Polityk w przeszłości pozytywnie wypowiadał się o Rosji i Władimirze Putinie.

Nie da się ukryć, że zachodnie dostawy złapały „zadyszkę”. Dodatkowo, ukraińska wiosenno-letnia kontrofensywa nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a linia frontu zamarła (vide analiza „Porażka kontrofensywy”). Taki rezultat w połączeniu z problemami Zachodu rozchwiały sytuację wewnętrzną na Ukrainie, doprowadzając do konfliktu między dowództwem armii a rządzącymi. Prezydent Wołodymyr Zełenski nie do końca potrafi odnaleźć się w tej sytuacji. Popełnia błędy w polityce zagranicznej oraz wewnętrznej (mści się zbyt wolne tempo reform i wstrzymywanie deoligarchizacji). Wydaje się, że sytuacja ta zaczyna przekładać się na paraliż decyzyjny na froncie, co jest zagrożeniem większym niż to co robi wyczerpany przeciwnik.

Paradoksalnie, Siły Zbrojne Ukrainy zachowały znaczny potencjał pozwalający na wznowienie działań po zmianie pogody. Pod warunkiem, że otrzymają znaczne dostawy amunicji artyleryjskiej. Podczas gdy USA paraliżują spory, Unia Europejska ma problemy z realizacją zapowiedzianego na początku 2023 roku kontraktu na dostarczenie Ukrainie miliona sztuk pocisków artyleryjskich do marca 2024 roku (artykuł autorstwa L. Kayali, J. Barigazzi, S. Lau i C. Larsona w Politico). Produkcja trwa, ale według niemieckiego ministra obrony Borisa Pistoriusa, może nie osiągnąć zakładanej wielkości. A w każdym razie nie w tym terminie. Swoją drogą, Niemcy mierzą się właśnie z recesją, w związku z czym zmuszeni są do zaciskania pasa.

To przejściowe problemy, ponieważ wchodzenie w spory i rozwiązywanie ich w drodze negocjacji stanowi nieodłączny element systemów demokratycznych. Niemniej, wyraźnie widać jak są one aktywnie wykorzystywane do przywrócenia narracji o konieczności podjęcia negocjacji na temat zawieszenia broni. Stroną najbardziej zainteresowaną takim rozwiązaniem jest oczywiście Rosja, której zamrożenie konfliktu pozwoliłoby na odbudowanie potencjału. Swoją gotowość do rozmów zgłosił ostatnio nawet Władimir Putin, występując online na szczycie G20.

Co dalej?

Mimo opisanych wyżej problemów, nie traćmy z oczu szerszego obrazu.

Ukraina obroniła swoją niepodległość dokonując dziejowego kroku, w którym postanowiła dołączyć do Zachodu. W planach jest rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską, trwa zbliżenie z NATO, tempa nabierają rozmowy na temat gwarancji bezpieczeństwa. Jeszcze dekadę temu wybór ten nie był taki oczywisty, a jego koszt z wielką determinacją płacony jest ukraińską krwią, która pieczętuje go na pokolenia. Procesy te zajmą lata, ale kurs nie ulegnie zmianie.

Powstała szeroka, międzynarodowa koalicja popierająca ukraińskie dążenia, która z wielu powodów nie zmieni swojej postawy niezależnie od okoliczności, choć oczywiście nie dysponuje niewyczerpanymi zasobami. Ma jednak potencjał technologiczny, gospodarczy i przemysłowy, którego brakuje Rosji. Jest więc w stanie utrzymać Ukrainę na powierzchni.

Na razie, sytuacja na froncie jest w miarę ustabilizowana. Rosjanie doznali na tyle dużych strat, że utracili zdolności do podbicia i okupacji ukraińskiego terytorium w skali jaką sobie wyznaczyli. Mimo podjętych na nowo operacji zaczepnych, mają problemy z zajęciem nawet niewielkich miejscowości. Ostateczny wynik tej wojny jest sprawą otwartą, choć żadna ze stron nie jest w tej chwili w stanie zdominować drugiej. Wiele zależy od tego, jakie działania podejmie Zachód.

Mówiąc inaczej, pacjent został ustabilizowany, a stan bezpośredniego zagrożenia życia minął. Teraz dylemat lekarza polega na decyzji – albo szybka amputacja kończyny, która skończy się niepełnosprawnością, albo kosztowna i nierefundowana terapia, dzięki której pacjent powróci do pełni zdrowia. W obu przypadkach przeżyje.

Warszawa ma więc okazję do złapania oddechu i zastanowienia się nad własnymi priorytetami. Ochłodzenie w relacjach z Kijowem jest w tym kontekście pomocne, daje bowiem pretekst do przeglądu własnych zasobów i wypracowania nowego podejścia. Nieobciążony wcześniejszymi wpadkami rząd, będzie mógł zacząć od wykonania resetu w relacjach i rozwiązania bieżących problemów (np. z protestami przewoźników i sprzedażą zboża), co stworzy klimat do prowadzenia poważniejszych rozmów.

Z geopolitycznego punktu widzenia, obecna sytuacja jest dla nas umiarkowanie korzystna. Dopóki Ukraina walczy, dopóty nasza flanka jest chroniona. Ciężar uzupełniania ukraińskich zasobów przejęły kraje zachodniej Europy i Amerykanie. To dobrze, ponieważ ich potencjał finansowy i produkcyjny jest dużo większy od naszego, a dodatkowo nie są państwami frontowymi, zmuszonymi do przygotowywania się na ewentualność bezpośredniej konfrontacji. Musimy dopilnować aby nasi sojusznicy utrzymywali, a nawet zwiększali swój wkład, do czego możemy doprowadzić działaniami politycznymi.

Pytanie, co dalej? Wybór Zachodu ograniczony jest w istocie do dwóch rozwiązań.

Po pierwsze, można zachować 'status quo’, czyli podtrzymywać trwanie ukraińskiego oporu, do czasu aż wymęczone strony zgodzą się zawrzeć rozejm. Wydaje się, że ku takiemu rozwiązaniu skłania się Waszyngton.

Po drugie, można dążyć do zdecydowanego wygrania wojny przez Ukrainę, wobec czego konieczne będzie radykalne zwiększenie jej zdolności wojskowych oraz odzyskanie kontroli nad narracją. Takiego rozwiązania oczekują państwa wschodniej flanki, ale nie są w stanie doprowadzić do tego samodzielnie, stąd liczą na wsparcie pozostałych członków NATO.

Musimy wybrać, która z tych opcji jest dla Polski korzystniejsza. Nie chodzi bowiem tylko o to, co chcielibyśmy osiągnąć, ale co jest możliwe do osiągnięcia. Na ile możemy wesprzeć Ukrainę kosztem własnego potencjału?

Musimy myśleć o zachowaniu zdolności do obrony w razie konieczności bezpośredniej konfrontacji z przeciwnikiem, albo udzielenia pomocy innym państwom regionu. Nie odpowiadamy bowiem tylko za siebie, ale także za stabilność i bezpieczeństwo całej Europy Środkowo-Wschodniej, od państw bałtyckich, przez Białoruś po Ukrainę i Mołdawię. Tego wymaga też od nas Sojusz Północnoatlantycki.

Stabilność i dobrobyt tych państw, podnosi znaczenie i bezpieczeństwo całego regionu. Utrzymanie ich poza rosyjską strefą wpływów leży więc w naszym interesie. Przy czym nie istnieją żadne przesłanki, które uzasadniałyby próbę narzucenia polskiej dominacji politycznej nad mniejszymi sąsiadami. Nie tędy droga.

Polska polityka wobec Ukrainy

Dopóki istnieje agresywna Rosja, dopóty Polska pozostanie krajem frontowym, uznawanym przez Kreml za jednego z głównych regionalnych przeciwników. Planem minimum jest więc trzymanie jej z dala od Europy. Takie postawienie sprawy powinno ułatwić nam decyzję.

Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa Rzeczypospolitej i jej obywateli.

A to będzie możliwe jedynie poprzez wzmacnianie sojuszy, ze szczególnym uwzględnieniem polityki regionalnej, przy równoczesnej zdecydowanej rozbudowie własnego potencjału wojskowego, przemysłowego i gospodarczego. Tylko silna i możliwie samodzielna Polska będzie w stanie stawić czoła wyzwaniom niesionym przez globalną grę mocarstw.

Wydarzenia ostatnich dwóch lat udowodniły, że zewnętrzne wsparcie nie jest w stanie zastąpić własnych zdolności, a różnice interesów między sojusznikami mogą być nie do pogodzenia. Szczególnie w dobie słabnięcia starego systemu, co prowadzi do wybuchu regionalnych konfliktów o strefy wpływów. Dlatego tak ważna jest rozbudowa bazy przemysłowej dla zbrojeniówki i wielkie projekty infrastrukturalne, przez CPK, elektrownie jądrowe, korytarze gazowe, po terminale i porty. To nie kwestia marzenia o potędze, a wykorzystania wszystkich możliwości do zapewnienia przetrwania państwa, oraz stabilizacji regionu.

W bliskiej perspektywie czasowej, całkowite pokonanie Rosji na Ukrainie nadal pozostanie realne.

Na tyle bolesne, żeby na długie lata wykluczyć prawdopodobieństwo kolejnej wojny napastniczej w Europie. Jeśli do tego nie doprowadzimy (my – Zachód, ale też my – Polacy), bezpośrednie starcie będzie jedynie kwestią czasu. Nie ma bowiem żadnych szans na to, aby bez przetrącenia kręgosłupa armii i załamania się systemu społeczno-politycznego Federacja Rosyjska zrezygnowała ze swojej podlanej faszyzmem neoimperialnej polityki. O wychowywaniu nowego pokolenia zindoktrynowanych Rosjan pisze Ian Garner w książce „Za Putina” (wyd. Prześwity, 2023), warto się z nią zapoznać by pozbyć się złudzeń, co do możliwej zmiany mentalnej rosyjskiego społeczeństwa.

Ewentualne zawieszenie broni pozwoli Rosji na odbudowę potencjału, co zajmie znacznie mniej czasu jeśli w zadaniu tym pomoże Chińska Republika Ludowa, czego nie można wykluczyć, a pierwsze tego typu dostawy są już widoczne. Wtedy nie będzie mowy o pięciu czy dziesięciu latach, ale np. trzech.

Dlatego warto właśnie teraz podwoić wysiłki wykorzystując moment, w którym Rosja jest najsłabsza od trzech dekad. Łatwiej już nie będzie, a czas nagli. Jednakże mimo naszych najlepszych intencji, to zadanie może okazać się niemożliwe do zrealizowania z powodów od nas niezależnych – postawy Zachodu, Kijowa i splotu wydarzeń, także w innych regionach świata. W związku z powyższym, uważam że Polski nie stać na altruizm.

Musimy przygotować się na wypadek niekorzystnego rozwoju wydarzeń, trwającej lata wojny i ryzyka bezpośredniego konfliktu. Myślę, że rozsądnie byłoby przyjąć kilka zasad, które wymienię w punktach poniżej:

1. Nie posiadamy niewyczerpanych zasobów, a romantyczna „polityka miłości” nie sprawdza się w relacji z władzami państwa bezwzględnie walczącego o swoje przetrwanie. Bliska współpraca Polski i Ukrainy jest możliwa, ale musi opierać się na otwartości i wzajemnym zrozumieniu potrzeb. Dlatego musimy jasno artykułować nasze oczekiwania względem Kijowa.

2. Wspierajmy Ukrainę, ale w relacjach międzypaństwowych dbajmy, aby działania te miały charakter zbliżony do biznesowego. Nie chodzi o zarabianie na cudzym nieszczęściu, ale o obopólnie korzystną współpracę na partnerskich zasadach. Pamiętajmy, że politycy się zmieniają, ale państwa trwają dalej. Kontakty budujemy na lata, a nie dla doraźnych zysków politycznych.

3. Sprzedajmy broń i amunicję, a nawet produkujmy ją wspólnie, ale nie kosztem własnych zdolności, których nie będziemy potrafili szybko odtworzyć. Pobudzajmy współpracę technologiczną i wojskową między naszymi przemysłami, próbujmy rozbudowywać potencjał, oferujmy bezpieczne zaplecze, ale stwarzajmy czytelne zasady współpracy, dzięki którym zminimalizujemy ryzyko nieporozumień. Żądajmy gwarancji i sami ich udzielajmy.

4. W miarę jak postępować będzie modernizacja naszych sił zbrojnych, jesteśmy w stanie przekazywać Ukrainie kolejne partie posowieckiego sprzętu. Mamy prawo oczekiwać, że w zamian Ukraina podzieli się z nami doświadczeniami. Uczmy się na tej wojnie i pozyskujmy wszelkie możliwe informacje, choćby i bezpośrednio na miejscu. Wiedza jaką powinniśmy czerpać musi być całościowa, od medycyny pola walki, przez dowodzenie szczebla taktycznego po operacyjne, zarządzanie obroną cywilną i ochroną infrastruktury krytycznej, zwalczanie dywersji i szpiegostwa. Kijów powinien rozumieć, że współpraca w zakresie bezpieczeństwa z Polską jest nieodzowna dla zachowania ukraińskiej niepodległości.

5. Jednocześnie dbajmy o dobre relacje społeczne poprzez działania na niższym poziomie kontaktów, od organizacji pozarządowych, przez samorządy, po uczelnie i instytucje kulturalne. Służby i armie. Rządy mogą się zmieniać, politycy kierować się własnym interesem, ale kapitał zainwestowany w społeczeństwo przyniesie niepoliczalne profity w przyszłości. Nie przekładajmy animozji wynikających z zachowania polityków, na relacje międzyludzkie.

6. Zainwestujmy w politykę informacyjną. Kto panuje nad informacją, ten rządzi dzisiejszym światem. Ze względów bezpieczeństwa utajniono prawdziwą skalę polskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Decyzję tę można zrozumieć w kontekście roku 2022, uważam jednak, że dzisiaj należy te dane ujawnić i wykorzystać do zbudowania korzystnego obrazu naszego kraju jako solidnego sojusznika. Dobrze przemyślana kampania, obierająca za cel społeczeństwa zachodnie, mogłaby skłonić rządy tych państw do większego zaangażowania. Działając z głową, jesteśmy w stanie przywrócić zainteresowanie wojną na Ukrainie i zmobilizować społeczność międzynarodową do działania.

Debata na temat omawiany w artykule jaką miałem okazję przeprowadzić na łamach Nowego Ładu.

Podsumowanie

Powyższe rozważania prowadzą do kilku ważnych konstatacji, które warto sobie wyryć w pamięci. Polityka Warszawy ma znaczenie dla całego regionu. Mamy realny wpływ na wydarzenia i od tego co zrobimy zależy nasza przyszłość. Nie możemy polegać wyłącznie na sojusznikach, którzy mają swoje własne interesy, a najczęściej także całkiem poważne problemy. Ich niedecyzyjność i składanie obietnic bez pokrycia, sprowadza na nas bezpośrednie zagrożenie. To nie oznacza, że powinniśmy się od nich odwrócić. Przeciwnie, jeśli to tylko możliwe, pragmatycznie wzmacniajmy te relacje. Jednocześnie nie zapominajmy, że nadrzędnym celem każdego państwa jest dbanie o własne interesy. Najlepiej więc, gdy są one zbieżne, ale czasami trzeba działać nawet jeśli są sprzeczne.

Bezpieczeństwo regionu wzmacnia bezpieczeństwo Polski, dlatego musimy zacieśniać współpracę z państwami tzw. wschodniej flanki, po to by razem dalej kształtować politykę Zachodu wobec Rosji. Ukraina jest ważnym elementem tego systemu i nie możemy pozwolić na jej upadek, ale czas bezwarunkowej pomocy już minął. Nie możemy też dać się wypchnąć z grona decydującego o regionie. Nic o Europie Środkowo-Wschodniej bez Warszawy, choć we ścisłej współpracy z pozostałymi państwami regionu.

W najbliższym czasie musimy odpowiedzieć sobie na ważne pytanie, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani by umożliwić Ukrainie zwycięstwo? Czy Kijów ma jakiś sensowny plan wart poparcia, czego na razie nie widać? Jak dużo mamy czasu na odbudowę potencjału, jeśli zrealizuje się czarny scenariusz zamrożenia konfliktu? To muszą być konkretne dane, w oparciu o które zaprojektujemy politykę zagraniczną następnych kilku lat. A ta może być sprawna jedynie, jeśli będziemy mieli świadomość celu do jakiego dążymy.

Na koniec zapraszam Was do wykonania ćwiczenia intelektualnego. Odpowiedzcie sobie:

Czy Polska powinna przekazać Ukrainie np. 100 czołgów Leopard, 500 transporterów Rosomak i kolejnych 70 Krabów, gdyby dzięki temu Ukraina miała zwyciężyć?

Decyzję musimy podjąć szybko. Czas nagli.


Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *