PODZIELIĆ UNIĘ

W dniach 23-26 maja 2019 roku niemal cała Europa ruszy do urn wyborczych , by wybrać swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Czym są te wybory? Co mogą, a czego nie mogą zmienić? Jaki będzie ich wynik i jak go interpretować w kontekście sytuacji międzynarodowej? Zapraszam do lektury.

**Podsumowanie treści**

  • Europa rozgrywana jest przez aktorów zewnętrznych (Rosję, USA, Chiny) ,
  • na wyniki eurowyborów wpłynie globalny niepokój ale też efekt akcji dywersyjnych i dezinformacyjnych (a więc sztucznie kreowanych lub ukierunkowanych),
  • rosnące poparcie grup antysystemowych, zarówno prawicowych jak i lewicowych doprowadzi do zmiany układu sił,
  • możliwe problemy z obsadzeniem funkcji, określaniem wspólnego stanowiska, legislacją itd.
  • bezwładność decyzyjna, utrudni pracę komisarzom, wymusi większy udział Rady Unii Europejskiej w ukierunkowaniu działań, osłabi wewnątrz unijną solidarność,
  • kolejny etap rozpadu obecnej Unii Europejskiej, przyczynek do jej reformy lub całkowitej zapaści .

O kryzysie wewnątrz Unii Europejskiej wiemy od dawna. Stał się tematem przewodnim w mediach jeszcze w latach 2014-2016, czyli szczytowego okresu fali migracyjnej, powtarzających się zamachów salafickich terrorystów oraz silnej destabilizacji bezpośredniego sąsiedztwa wspólnoty (Ukraina, Turcja, Libia, Syria, Irak). Od tamtej pory możemy mówić o systematycznym upadku dotychczasowego systemu wartości i wynikłych na tym tle silnych tarciach społeczno-politycznych. Tak w skali krajowej, jak i między poszczególnymi państwami. A przecież wydarzenia te nałożyły się na jeszcze wcześniejsze, związane z reperkusjami wielkiego kryzysu finansowego lat 2007-2009, czyli bezprecedensową pauperyzacją społeczeństw krajów południa Europy (w szczególności Grecji). To właśnie ten ekonomiczny upadek milionów ludzi doprowadził do silnych wstrząsów społecznych, które gwałtownie pogrzebały całą klasę polityczną w wielu ze zmagających się z trudnościami państw. Tak powstałą pustkę wypełniły nowe partie populistyczne, często o radykalnie lewicowych (np: Syriza, PODEMOS) lub (nieco później) prawicowych programach i to one stały się zwiastunami nadchodzących zmian. Na tamtą chwilę stanowiły jednak zbyt małą siłę by zmienić Unię Europejską.

W centrum i na północy kontynentu, kryzys został opanowany, a gospodarki powróciły do wzrostów mimo, że mało komu podobał się bankowy „bail out” na koszt obywateli. Partie władzy utrzymały się na pozycjach jeszcze do eurowyborów w 2014 roku. Te, odbyły się w maju, tuż przed destabilizacją całego kontynentu. Dzięki temu, to one (zgrupowane w wielkiej koalicji EPP z S&D, a później EPP z ALDE) rozdawały karty w polityce europejskiej przez kolejnych pięć lat. To uśmiech fortuny, ponieważ ledwie kilka miesięcy później, fala migracyjna wyniosła np.: niemiecką AfD na drugie miejsce w sondażach, a we Francji całkowicie wywróciła scenę polityczną z dając największe poparcie RN Marine Le Pen . Gdyby wtedy odbyły się eurowybory, być może los unii potoczyłby się zupełnie inaczej. Brak możliwości zmiany składu Parlamentu Europejskiego, skanalizował frustrację wyborców w wyborach krajowych i samorządowych. To także wpłynęło na wspólnotę ale stopniowo, w dużo dłuższym, a zatem lepiej kontrolowanym okresie nie powodując aż tak gwałtownego rozchwiania. Najlepszym przykładem jest wynik wyborczy PiS z 2015 roku i całkowita zmiana polskiej polityki europejskiej (ze wszystkimi tego konsekwencjami), która z początku spotkała się z ostracyzmem. W miarę jednak jak podobnie myślący politycy przejmowali władzę w kolejnych krajach Europy, konflikt Brukseli z Warszawą wyraźnie tracił na sile.

Pięć lat to dość czasu by opanować trudną sytuację polityczno-gospodarczą i podjąć konieczne środki zaradcze. Postawienie na nogi służb specjalnych i wojska zatrzymały falę zamachów, a stabilizacja Bliskiego Wschodu i większa kontrola granic zmniejszyła strumień migracyjny. To na krótką metę uspokoiło nastroje społeczne. Ale nie wszystkie rządy wyciągnęły właściwą naukę z trudnych czasów, a tlącego się wciąż buntu wobec systemu, nie dało się do końca wygasić. Nastroje społeczne pozostały złe ponieważ upadek ekonomiczny spowodował erozję wiary w instytucje, prawo, a wreszcie system polityczny demokracji liberalnej , tak łatwo (i w gruncie rzeczy niesłusznie) utożsamiany ze skorumpowanym i dbającym tylko o swój interes establishmentem politycznym. W przytłaczającej większości obywatele Europy pragnęli głębokiej zmiany i nowego początku.

W 2019 roku, jesteśmy już po licznych krajowych plebiscytach, które w prawie wszystkich europejskich demokracjach odrzuciły partie władzy niezależnie od ich politycznych afiliacji (lewicowych, prawicowych etc.) i wciągnęły do parlamentów nowe, populistycznie nastawione siły. Trendy te nie były jednak tylko europejską specyfiką, odpowiadały raczej nastrojom w całym świecie Zachodu, gdzie masy wyborców zdecydowanie odrzucały post-recesyjne 'status quo’. Od elekcji Donalda Trumpa na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, tendencje te przyjęły także wymiar globalny. Odtąd śledzić mogliśmy powolny i nieodwracalny demontaż dotychczasowego porządku światowego, a Europa stała się elementem rozgrywki trzech konkurujących mocarstw – Rosji, Chin i USA. Wszystkie one, choć zróżnicowanymi środkami, zaczęły dążyć do podziału Unii Europejskiej na różne, zwalczające się obozy.

Dlatego na wynik tych wyborów wpływ będą mieć trzy zasadnicze czynniki:

  1. Pośrednia i bezpośrednia ingerencja zewnętrzna (geopolityka oraz wojna tzw. „hybrydowa”),
  2. Niestabilność wewnętrzna wynikająca z konfliktu grup „status quo” wobec grupy dążących do „zmiany”,
  3. Frekwencja wyborcza, niższa promować będzie ugrupowania skrajne, wyższa te mniej radykalne.

**Niespokojne czasy**

Cały świat drży w posadach od ciosów wymienianych między USA a Chinami. Między niedawnym samowładnym hegemonem a pretendentem do tronu. Rywalizacja tych gigantów wpycha niekiedy całe kraje i regiony w tzw. wojny zastępcze (np: tą w Syrii, Libii czy być może wkrótce także w Iranie), a pozostałą część świata – w objęcia recesji gospodarczej. Nie inaczej jest z Europą, która póki co nie popadła w zupełny chaos ale jest tego bliska zwłaszcza ze względu na destrukcyjne działania naszego wielkiego, wschodniego sąsiada.

Nie da się ukryć, że od kilku lat każdy proces wyborczy w krajach Europy podlega silnej presji Federacji Rosyjskiej. Przy czym nie każda ingerencja jest tak dramatyczna jak próba przeprowadzenia zamachu stanu i zabójstwa premiera Czarnogóry 16 października 2016 roku, w dniu wyborów parlamentarnych (chodziło o sabotowanie przystąpienia tego kraju do NATO).

Większość działań Kremla sprowadza się do dezinformacji, sterowania nastrojami społecznymi, aktywizacji agentury oraz ataków cybernetycznych na krajową infrastrukturę (informatyczną, energetyczną etc.). Tylko sporadycznie działania te przeradzają się w tzw. konflikt kinetyczny (czyt. tradycyjną wojnę) jak na Ukrainie. Najczęściej, skutecznymi narzędziami są środki „miękki” za pomocą których realizowane są dwa cele. Po pierwsze, doprowadzenie do korzystnych rozstrzygnięć wyborczych na rzecz partii prorosyjskich. Po drugie, do destabilizacji danego państwa za pośrednictwem podsycanego konfliktu wewnętrznego.

Nie miejsce tu, by szerzej pisać o założeniach tej polityki (patrz inne artykuły np.: „Jutro wojna”). Wystarczy jednak powiedzieć, że Rosja odnosi na tym polu znaczne sukcesy, choć na pierwszy rzut oka nie musi się to wydawać oczywiste. Często bowiem (choć nie zawsze), tendencje czy ruchy jakie wyzwala biorą się z zupełnie organicznego niezadowolenia społecznego. Wyraźnie widać to w ostatnich przedwyborczych tygodniach, oto przykłady.

W połowie maja 2019 roku, w wyniku ujawnionego kompromitującego nagrania z 2017 roku, pogrzebana została austriacka, skrajnie prawicowa FPÖ. W efekcie do dymisji podali się zamieszani w sprawę ministrowie, a kanclerz Sebastian Kurz (z koalicyjnej ÖVP) rozpisał nowe wybory, w których prawdopodobnie FPÖ poniesie sromotną porażkę. Choć nie ma jeszcze jednoznacznej odpowiedzi kto stoi za ujawnieniem taśm, bez wątpienia za samym nagraniem kryły się rosyjskie służby. W podręcznikowej akcji, podstawiły one rzekomą siostrzenicę wpływowego rosyjskiego oligarchy, która na suto zakrapianej imprezie na słonecznej Ibizie, proponowała przyszłemu wice-kanclerzowi Austrii Heinzowi-Christianowi Strache intratną i raczej mało legalną współpracę. Pani oczywiście siostrzenicą nie była, miała za to wszelkie atuty urody oraz obietnicę inwestycji setek milionów euro, za które Strache obiecywał jej liczne koncesje.

Ślady podobnej ingerencji nosi sposób w jaki polska partia Konfederacja rozegrała kwestię tzw. „sprawy Just Act 447”. Znana od końca 2017 roku ustawa nakazuje Departamentowi Stanu USA przygotowywanie corocznego raportu dla Kongresu, na temat działań prowadzonych przez sygnatariuszy tzw. deklaracji terezińskiej (2009). W niej to, kilkadziesiąt państw (w tym Polska) zobowiązało się do podjęcia działań na rzecz restytucji mienia ofiar Holokaustu. Natomiast to co na Kongresie wymusza JA447, jest niczym innym niż przejęciem funkcji od zlikwidowanego w końcu 2017 roku przez MSZ Czech tzw. Instytutu Terezińskiego (patrz link). A ten, podobne raporty przygotowywał nieustannie przez siedemnaście lat. Zresztą, na ich podstawie przekazywano też sprawozdania dla Kongresu. Problem pojawił się w momencie użycia antypolskiej retoryki przez polityków izraelskich, w prowadzonej w początkach 2019 roku kampanii wyborczej. A także później, gdy retoryka ta nie spotkała się z potępieniem rządu amerykańskiego, z powodów geopolitycznych cynicznie grającego na wzmocnienie partii władzy (nacjonalistycznego Likudu). Więcej nawet, Amerykanie wykorzystali Izrael do stworzenia sobie „lewara” w rozmowach z Polską. Ten niekorzystny splot wypadków bardzo szybko został rozegrany jako punkt zaczepienia dla społecznego oburzenia przez siły prorosyjskie, a w kolejnym etapie posłużył jako próba dyskredytacji Polski na arenie międzynarodowej przy jednoczesnym sabotowaniu negocjacji wojskowych z USA. Mimo oczywistej różnicy między treścią ustawy, obiektywnym stanem prawnym prawa międzynarodowego i krajowego, a tym jak cała sprawa przedstawiana była publicznie, czyli między rzeczywistością a polityką, Konfederacja zgromadziła głosy najbardziej radykalnych wyborców prawicowych i antysystemowych. A to z kolei pewnie da jej miejsce w Parlamencie Europejskim. Podobne działania nie są zresztą niczym nowym, trwają nieprzerwanie czas od miesięcy, a czasem lat. Na przykładzie Francji widać operacje destabilizujące skupiające się na wzmaganiu i sterowaniu protestami tzw. „żółtych kamizelek”. Dlatego największym, bo najmniej widocznym zagrożeniem, pozostaje dezinformacja i propaganda. Polecam trochę przemilczany acz wiele wyjaśniający artykuł Daniela Flisa i Krzysztofa Pacewicza (link poniżej), w którym opisano w jaki sposób finansowane i tworzone są prorosyjskie profile społecznościowe (czyt. jako element propagandy i dezinformacji). Tego typu miękkie działania są przygrywką do twardszych, bardziej agresywnych. Warto w tym kontekście przywołać przykład poddawanych atakom cybernetycznym państw bałtyckich, które także w kontekście eurowyborów 2019 spodziewały się zakłóceń procesu, np.: z uwagi na wyłączenia sieci energetycznej.

Ale czy chodzi tylko o działania Federacji Rosyjskiej? Niestety nie. Bardzo podobnych narzędzi w stosunku do Europy (z wyjątkiem jak na razie rozwiązań militarnych) używają też Stany Zjednoczone i Chiny.

Przykłady? Proszę bardzo. Amerykanie od dłuższego czasu próbują podporządkować sobie Unię Europejską na wzór dominacyjnej współpracy sprzed upadku „żelaznej kurtyny”. Dlatego z taką intensywnością atakują jej najsilniejszą część składową – Republikę Federalną Niemiec. Między innymi dla balansowania Berlina i rozbudowy swoich wpływów, wspierają inicjatywę Trójmorza (co jest nam na rękę) lecz jednocześnie bezpardonowo wykorzystują wszelkie słabości swoich sojuszników (przywoływane wcześniej granie kwestią restytucji i animozjami między Izraelem a Polską). A czymże to jest, jeśli nie rozbijaniem unijnej solidarności? Oczywiście, USA nie posuwa się wobec sojuszników do zabójstw, ataków na infrastrukturę i podobnej agresji ale nie miejmy też złudzeń, że nie wykorzystują swoich wpływów do ingerencji w w politykę państw Zachodu.

Podobnie Chiny, które pod pozorem inwestycji i lukratywnej współpracy handlowej bezwzględnie wykorzystują słabość zadłużonych państw południa do przejmowania infrastruktury i podporządkowania ekonomicznego. Im także na rękę jest rozbicie Unii, na skłócone, pozbawione pozycji negocjacyjnej państwa. Każdy taki podział (choć w innym konfiguracjach) jest korzystny także dla USA i Rosji. Łatwiej rozmawiać w układzie bilateralnym, niż z solidarną wzajemnie grupą państw. Europejczycy wydają się to coraz lepiej rozumieć, stąd wyraźna konsolidacja polityczna ostatnich miesięcy, w której Unia stara się negocjować zarówno z Chinami jak i USA jako jednolity organizm. Być może zachowa dzięki temu pewną niezależność i jakieś perspektywy na budowę przyszłej potęgi. Ale tylko perspektywy, bowiem w tej chwili nie stanowi niczego więcej niż atrakcyjnego tortu, z którego inni próbują wykroić najsmaczniejsze kawałki. Relatywnie niewiele produkuje, za to jest zamożna i dużo kupuje. Całkowicie zależna od importu, posiadająca pewne technologie, a jednak z mało konkurencyjną i innowacyjną gospodarką. Dlatego dla mocarstw zewnętrznych, reforma UE niekoniecznie musi się opłacać. Lepszy jest pogłębiony chaos i podział na kilka grup, obszar rdzeniowy i półperfyeria.

Atak na Europę może więc przyjść z bardzo różnych stron, a w spotęgowanym dezinformacją chaosie łatwo o manipulacje. Czasy są przecież niespokojne tak w wymiarze krajowym jak i międzynarodowym.

Dlatego ogromny wpływ na każdy proces wyborczy, mają czynniki zewnętrzne. To musi oznaczać potencjał do gwałtownych zmian nastrojów społecznych na chwilę przed wyborami, a nawet już w dniu głosowania. Jak więc pokusić się o miarodajne prognozy?

**Nowy początek**

Jak może wyglądać nowe polityczne rozdanie w Europie? Na pewno bardzo wiele zmieni w układzie sił, niezależnie od finalnego kształtu. Powrót do spokoju liberalnego porządku lat 2004-2014 jest już niemożliwy ale myli się ten, kto uważa te wybory za definitywnie rozstrzygające przyszłość kontynentu. Czym jest i co może Parlament Europejski.

W ogromnym skrócie, jest to jedyna instytucja w której o obsadzie stanowisk (bezpośrednio) decyduje głos obywateli. Przez wiele lat nie miała realnej władzy, a stanowiła raczej listek figowy dla Komisji Europejskiej i Rady Unii Europejskiej. Obecnie, z uprawnieniami jest nieco lepiej, ale nadal specyfika pracy parlamentu w zasadzie nie pozwala bezpośrednio kształtować kierunku w jakim zmierza wspólnota. Może za to, znacznie utrudniać pracę pozostałym organom. Gdyby wspólnota była łódką, Komisja siedziałaby przy wiosłach, a Rada Europejska i Rada UE przy sterze, ale za to Parlament wydawałby racje żywnościowe i był w stanie tak rozhuśtać łajbę, poważnie utrudnić rejs.

To PE po nominacji Rady Europejskiej, zatwierdza Komisję i jej przewodniczącego, a później monitoruje działania. Ma też teoretyczną możliwość jej odwołania (wymagane 2/3 głosów). Takie mechanizmy kontrolne rozciągają się również na Radę Europejską (raporty z posiedzeń), Ombudsmana (tutaj łącznie z wyborem i mianowaniem) i np.: prezesa i zarząd Europejskiego Banku Centralnego (zatwierdzanie nominacji). Ma uprawnienia do zakładania, tak dobrze nam znanych z Polski, komisji śledczych do wyjaśnienia konkretnych spraw. Europosłowie wpleceni są także w proces legislacyjny (bezpośrednio lub przez stałe komisje) przy czym współdziałają z Komisją i Radą Unii Europejskiej (czyli ministrami). Jednak najważniejszym uprawnieniem PE jest od kilku lat kontrola nad budżetem wspólnoty (zwłaszcza jego przyjęciem lub odrzuceniem).

Co do zasady, układ sił w parlamencie wymuszał powstawanie tzw. wielkiej koalicji między EPP (Europejską Partią Ludową – centroprawicą) a S&D (socjaldemokracją – lewicą). Bez tego niemożliwe byłoby zaaprobowanie składu Komisji i osoby przewodniczącego. Każda sprawa wymaga bowiem zgody przynajmniej zwykłej, a czasem bezwzględnej większości głosów (376 posłów). Takiej siły nie ma samodzielnie żadna z wielkich partii, dlatego wzorem niemieckim w najważniejszy kwestiach głosowano ponad podziałami, a w tych mniej ważnych, według indywidualnych linii rozgraniczenia (interesów narodowych, politycznych bądź światopoglądu). Pozwalało to na marginalizację sił skrajnych lub antysystemowych. Taka taktyka będzie już najpewniej niemożliwa do zastosowania w nowej kadencji.

Jak wyglądają prognozy?

Wszystko wskazuje na to, że w wyborach 2019 roku wiele się w europarlamencie zmieni. Przede wszystkim zarówno centroprawica jak i stara lewica systematycznie traci poparcie, w ramach ostatnich łabędziego śpiewu europejskiego establishmentu. Głosy przeznaczone kiedyś dla centroprawicy przenoszone są na partie uważane za skrajnie prawicowe lub nacjonalistyczne (ENF/EAPN). Poparcie lewicy odpływa głównie na rzecz liberałów (ALDE). Scena polityczna ulegnie też znacznemu rozdrobnieniu z uwagi na pojawienie się nowych ugrupowań, w rodzaju czeskich Piratów, włoskiego Ruchu 5 Gwiazd i polskiego Kukiza’15 bez wcześniejszych afiliacji politycznych. Nie do końca więc wiadomo jak wyglądać będą ostatecznie grupy parlamentarne i kto do nich będzie należeć. Np.: dawne EFDD (UKiP, Wolność, AfD) prawdopodobnie utraci swoich brytyjskich posłów na rzecz partii BREXiT.

Trzeba więc szukać innych narzędzi poznawczych. Łatwiej dokonać rozróżnienia np: na federacjonistów (np: Niemcy i Francja) i regionalistów ( np: Polska, Włochy, Węgry), albo na reformatorów (ECR, ENF/EAPN, EFDD, GUE/NGL, G/EFA, część ALDE) i establishment (EPP, S&D, część ALDE).

Według prognoz Europe Elects na dzień 21 maja 2019 (link), podział 751 miejsc wyglądać będzie mniej więcej tak:

EPP : 173

S&D: 152

ALDE: 109

ENF/EAPN: 82

ECR: 59

G/EFA: 54

GUE/NGL: 51

a pozostałych 71 posłów może jeszcze rotować, dołączając do innych grup lub tworząc nowe ugrupowania.

Co takie wyniki oznaczają? Absolutną dominację prawicy. Koalicja partii prawicowych dysponować będzie razem 314 głosami. Koalicja partii lewicowych tylko 207. Gdyby do lewicy dołączyła ALDE (co jest raczej wątpliwe) to i tak ten egzotyczny sojusz liczyłby ledwie 316 posłów. Za mało by dyktować warunki, zwłaszcza że bardziej skłonną do reform prawicę poparliby pewnie posłowie Kukiz’15 czy BREXiT, co przy optymistycznym założeniu dałoby nawet 367 posłów. Zwykła większość wynosi 376 głosów i pewnie osiągniecie jej przez prawicowo-populistyczny blok byłoby możliwe w porozumieniu z nowymi ugrupowaniami. Do reform skłonni będą także członkowie nowej lewicy – G/EFA (54 posłów) i GUE/NGL (51 posłów).

O tym czy prawica ostatecznie zdominuje nowy parlament zadecyduje kondycja EPP. Może być bowiem tak, że po wyborach wystąpi z niej węgierski Fidesz (12 posłów) i stworzona zostanie nowe ugrupowanie.

Koalicja ECR+ENF/EAPN+BREXiT+M5S+Kukiz’15+Niezrzeszeni dać może nawet ok. 200 miejsc w parlamencie tworząc największą siłę polityczną. Przy takim lub podobnym scenariuszu, możliwy byłby podział miejsc według klucza 'status quo’/establishment (EPP+S&D+ALDE) kontra 'antysystemowość’/reformatorzy (cała reszta). Byłby to więc powrót do idei wielkiej koalicji dorywczo wspartej głosem liberałów. Choćby taka współpraca była EPP nie w smak, osłabiona może nie mieć wyjścia. Są wskazania, że porażka wyborcza chadeków i socjalistów może być dotkliwsza niż wskazują sondaże, co może skłonić te grupy do współpracy. A to niestety najpewniej utrwali istniejące obecnie różnice w Unii i doprowadzi do dalszego jej rozpadu na Europę dwóch prędkości według klucza narodowego, który może mieć decydujące znacznie rozstrzygające kwestie sporne (koalicja powstanie w oderwaniu od afiliacji w parlamencie). Z tego też powodu ewentualna powtórka z wielkiej koalicji prawdopodobnie nie dotrwa do następnych wyborów. Podział polityczny w europarlamencie nie zawsze odpowiada przecież interesom i polityce kraju z jakiego wywodzą się europosłowie. A to właśnie rozstrzygnięcia w krajowych wyborach parlamentarnych będą miały decydujący wpływ na przyszłość Europy!


Dominacja europejskich grup politycznych w danym kraju. Kraje kilku kolorowe oznaczają mniej więcej równy podział głosów między partie.

EPP zdecydowanie wygra najpewniej w Niemczech, Austrii i na Węgrzech (pod warunkiem, że Fidesz w niej zostanie) oraz utrzyma mocną pozycję na: Łotwie, w Polsce, Rumunii, Bułgarii, Irlandii, Szwecji, Grecji i Portugalii.

ECR lub ENF/EAPN i BREXiT prawdopodobnie wygrają na Słowacji, w Polsce, Holandii, Włoszech, Wielkiej Brytanii i Francji.

S&D oraz GUE/NGL i G/EFA wygrają w Bułgarii, Hiszpanii i Grecji ale znaczne poparcie utrzymają też w Niemczech, Portugalii, Finlandii, Szwecji, Danii, Słowenii i na Litwie.

Bastionem liberałów z ALDE będą za to Rumunia, Estonia, Czechy, Słowenia i Dania, przy zachowaniu relatywnie wysokiego poparcia we Francji (głównie LREM prezydenta Emmanuela Macrona), Irlandii, Hiszpanii i Holandii.

Jeśli z tymi wynikami zestawimy np.: Grupę Wyszehradzką, w której szefowie rządów reprezentują odpowiednio ECR, EPP, ALDE i S&D zrozumiemy, że mozaika układów politycznych w Parlamencie Europejskim jest dużo bardziej skomplikowana niż to się wydaje. Przez to, decydujące znaczenie dla naszej przyszłości będzie miała polityka państw narodowych oraz ich działania w Radzie Europejskiej i Radzie Unii Europejskiej. Dopiero tam wypracowane koncepcje pozwolą na ułożenie relacji i nowych sojuszy w Parlamencie Europejskim oraz umożliwią współpracę z Komisją.

**Podsumowanie**

Zamieszanie wywołane całkowitą zmianą układu sił w europarlamencie (co stanowić będzie prognostyk dla przyszłych krajowych wyborów parlamentarnych) musi przełożyć się na trudności w ustalaniu i przyjmowaniu kandydatur na unijne stanowiska. Czy nowym szefem Komisji Europejskiej zostanie Manfred Webber, zastępując skompromitowanego Jean-Claude Junckera? Jak posłowie ustosunkują się do kwestii wewnętrznych państw, jak choćby katalońskiego separatyzmu, albo do zadłużających się krajów południa (ustalanie budżetu)? Czy postępowanie Komisji w sprawie przestrzegania praworządności przez Polskę zostanie zamknięte?

Tak naprawdę nie sposób przewidzieć wydarzeń. Wszystkie opcje są na stole. Można przypuszczać, że zarówno reformatorzy jak i regionaliści zdobędą w nowym rozdaniu bardzo silną pozycję, ale czy to wystarczy by doprowadzić do realnej zmiany polityki? Na pewno szansa na to będzie większa niż w przeszłości. Jednocześnie, brak osiągnięcia porozumienia między tak zróżnicowanymi środowiskami spowodować może zupełny paraliż decyzyjny. Nawet jeśli pocieszeniem jest stosunkowo ograniczona kompetencja PE w relacji do innych instytucji, to jednak w średniej perspektywie czasowej brak kompromisu będzie rozsadnikiem chaosu mogącym pogrążyć całą wspólnotę. A wtedy coraz bardziej realnym stanie się scenariusz upadku UE spętanej biurokracją, niedecyzyjnością i podziałami. Chaotyczny parlament to wieczny konflikt z Komisją Europejską oraz jej potencjalne oddalenie od zmienionej kolejnymi wyborami Rady Europejskiej. Zwłaszcza, że w ujęciu globalnym, sporo pracy może mieć Rada Unii Europejskiej ze swymi ministrami a wybory krajowe zmieniające układ sił w państwach europejskich nie są przecież skorelowane czasowo (ergo, zmiana mentalna odbywać się będzie stopniowo, być może zbyt wolno).

Pewną nadzieją jest coraz częściej wyrażana przez polityków chęć przeprowadzenia gruntownej reformy i ponownego otwarcia traktatów. Na razie swoje pomysły otwarcie zgłosiły tylko Francja (E. Macron), Polska (M. Morawiecki) oraz Holandia ale wkrótce konieczność znalezienia nowej formuły dostrzegą także inni politycy. Zwyczajnie nie będzie innego wyjścia. Taka zmiana wymaga jednak bardzo szerokiego kompromisu politycznego.

Może wśród proponowanych reform znajdą się też takie, które przybliżą UE obywatelom czyniąc ją czytelniejszą i bardziej zrozumiałą? Bo kto dzisiaj potrafi odróżnić Radę Europy od Rady Europejskiej i Rady Unii Europejskiej (trzy różne instytucje)? Komisję Europejską od Stałej Komisji? Rozporządzenie od dyrektywy i decyzję od rekomendacji? To właśnie to popadnięcie w nadmierną biurokrację, przerost proceduralny, spory kompetencyjne i granie według partykularnych agend politycznych były czynnikami, które doprowadziły do dzisiejszego kryzysu zaufania społeczeństw wobec instytucji unijnych. Paradoksalnie, polityczny kompromis wydaje się możliwy do osiągnięcia. Dużo gorzej ma się sprawa z wojną kulturową. Konserwatywną kontrrewolucją ścierającą się z liberalnymi wartościami. Światopogląd, oparcie na religii i etyce, zawsze budzi największe emocje. I dlatego tak łatwo jest dzisiaj manipulować społeczeństwami poprzez sianie dezinformacji. Jest to idealny punkt sporu prowadzący do podziału i jako taki stanowić będzie najsłabsze ogniwo w łańcuchu europejskiej solidarności. Wszak zasady świeckiego liberalizmu światopoglądowego stały tym samym co religijne dogmaty.

Jeśli Unia Europejska ma przetrwać, musi zacząć się przeobrażać i to już w najbliższej przyszłości, świat bowiem nie czeka. Skutki wojny gospodarczej USA-Chiny zaowocują trudnościami w utrzymaniu struktury dostaw, a co za tym idzie grożą poważną recesją. Południe Europy może tego nie przetrwać finansowo, a wtedy wspólnota zostanie rozczłonkowana niczym Rzeczpospolita za rozbiorów, między wykupujące wszystko za długi Chiny, świadczące usługi obronne USA, agresywną Federację Rosyjską oraz szukający punktu zaczepienia w rzeczywistości duopol Niemiec i Francji. Wszystkie peryferia poddane zostaną permanentnej destabilizacji, która na długie lata cofnie je w rozwoju gospodarczym. W efekcie tereny te zostaną zmarginalizowane i wyludnione. Brak reform to także brak konkurencyjności, trudności w implementacji przemysłu 4.0, niska innowacyjność i konkurencyjność, a wreszcie zapóźnienie technologiczne wobec Chin i USA.

Przyszłość Europy nie zostanie definitywnie ustalona nad urnami wyborczymi w maju 2019 roku. Efekty naszych skreśleń będą miały tylko pośredni wpływ na bieg wypadków w przyszłości. Głos ten będzie ważny, ale tylko w połączeniu z przyszłymi wyborami parlamentarnymi w kraju. Głosujmy więc z rozwagą ale nie obiecujmy sobie zbyt wiele po wynikach, to dopiero „nowy początek”, tylko jeden etap z wielu.

Materiały referencyjne:

https://oko.press/fb-pozwala-dzialac-siatce-fanpejdzy-promujacej-rosyjska-propagande-prawicowe-media-i-wiceministra-cyfryzacji/

https://www.shoahlegacy.org


——————————————————————————————————–

Jeśli powyższy artykuł ci się podobał, proszę rozważ czy nie warto mnie wesprzeć.

Zostając Patronem dostajesz zaproszenie na zamkniętą grupę FB, na bieżąco rozmawiamy o wydarzeniach. Masz okazję wpływać na temat jakim się zajmę w następnej kolejności, a wybrane artykuły czytasz przed wszystkimi innymi. Otrzymujesz też dostęp do mojej „roboczej tabelki” przedstawiającej chronologię czekających nas wydarzeń – a dzieje się teraz bardzo dużo! Co jeszcze? To zależy od spełnienia celów! Sprawdź:

https://patronite.pl/globalnagra

Możesz też skorzystać z możliwości przekazania jednorazowej darowizny za pośrednictwem systemu PayPal.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie paypal-784404_640-e1551689206666.png



Data: 22-05-2019

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *