Koniec Arcach?
Konflikt o Górski Karabach wydaje się nigdy nie wygasać, co najwyżej okresowo traci na intensywności. Istnieje jednak sporo przesłanek świadczących o zbliżającym się przesileniu, które może ostatecznie zakończyć okres niezależności tego quasi państwa.
07-09-2023
Od kilku dni internetową infosferę zalewają zdjęcia i nagrania przedstawiające azerskich żołnierzy wraz ze sprzętem wojskowym zmierzających na granicę z Armenią. Towarzyszą temu doniesienia o pomniejszych incydentach granicznych z wymianą ognia włącznie, po których następuje wzajemne oskarżanie się o prowokacje.
Czy to preludium do trzeciej wojny o Górski Karabach?
Historia tego konfliktu trwa w zasadzie od początku XX wieku, rozpalając się na nowo za każdym razem gdy słabną imperia i zmienia się geopolityczny układ sił. Jego najnowsza odsłona gościła na łamach Globalnej Gry co najmniej dwukrotnie, w tekstach „Przeklęty Kaukaz” (27.09.2020) oraz „Turecki Świt” (22.11.2020). Polecam szczególnie ten drugi, jako nadal aktualny.
Faktem jest, że od zakończenia drugiej wojny karabaskiej w listopadzie 2020 roku, sytuacja między oboma państwami pozostaje napięta. Arcach, jak nazywają Górski Karabach jego mieszkańcy, jest otoczony przez zajęte (czy jak kto woli „odzyskane”) przez Azerbejdżan terytoria, a przy tym połączony z Armenią jedną tylko drogą biegnącą przez korytarz laczyński.
Klęska Armenii pozwoliła Azerbejdżanowi na zajęcie dominującej pozycji w stosunkach dwustronnych, co władze w Erywaniu próbowały balansować opierając się na tradycyjnych relacjach z Moskwą jako protektorem. Wojna zakończyła się porozumieniem, którego gwarantami miała być Federacja Rosyjska, stąd to na rosyjskich żołnierzach spoczęła odpowiedzialność za utrzymanie porozumienia w mocy, co od samego początku było zadaniem trudnym, nie tylko ze względu na azerskie apetyty.
Upokarzające dla Ormian warunki umowy spotkały się ze społecznym sprzeciwem. Szczególnie zobowiązanie do oddania zajętych w pierwszej wojnie terytoriów w połączeniu z ewakuacją mieszkańców. Protestujący w Erywaniu ludzie wdarli się do parlamentu spuszczając tęgie lanie przewodniczącemu izby, a premier Nikola Paszynian zapowiedział swoją rezygnację. Ostatecznie, z niemałym trudem utrzymał się przy władzy wygrywając próbę sił nie tylko ze wzburzonymi wyborcami, ale też z tzw. klanem karabaskim. Tymczasem pierwsze starcia odżyły już w grudniu 2020 roku, gdy oddziały armeńskie wkroczyły do dwóch miejscowości, które powinny zostać przekazane Azerbejdżanowi.
Był to jednak wyjątek od reguły, którą w następnych miesiącach stały się incydenty z wymianą ognia oraz permanentne naruszanie terytorium Armenii właściwej przez azerskie oddziały. Ocenia się, że do połowy 2023 roku Azerbejdżan zajął od 50 do 215 km2 armeńskiego terytorium. Uczyniono tak głównie po to, by przejąć dogodne taktycznie pozycje na wypadek wznowienia regularnych działań zbrojnych, choć znany jest przypadek próby uzyskania kontroli nad kopalnią złota.
Do największej dotychczas eskalacji doszło we wrześniu 2022 roku. Dominował wzajemny ostrzał artyleryjski, podczas gdy starcia oddziałów pozostały w rejonach nadgranicznych. Wbrew pozorom nie toczyły się one na terytorium Arcach, tylko w sąsiedniej południowej Armenii. Celem azerskich ataków była zwłaszcza prowincja Sjunik, będąca bramą na południe, w tym do Górskiego Karabachu, Nachiczewanu oraz Iranu, co ma fundamentalne znaczenie dla Erywania. Ze względu na zamknięte przejścia graniczne z Turcją i Azerbejdżanem, Armenia połączona jest ze światem jedynie poprzez Gruzję oraz Iran.
Co ważne, w trakcie starć siły azerskie ostrzelały rosyjskich „mirotworców”, w tym pilnujących granicę funkcjonariuszy FSB, przy biernej postawie Rosji. Jak dotąd, każde z takich starć wygaszane było w toku negocjacji, najczęściej przy pomocy aktorów międzynarodowych: Francji, Federacji Rosyjskiej, Turcji, USA, Unii Europejskiej czy OBWE (Grupa Mińska). Baku celowo używało argumentu siły by zmusić Erywań do kolejnych ustępstw. Mimo niewesołego położenia, Paszynian nie chciał się na nie zgodzić. Prócz korytarza, najtrudniejszym tematem do rozwiązania pozostaje delimitacja granicy oraz przyszły status Górskiego Karabachu, który Azerbejdżan zamierza w całości reintegrować.
Tymczasem o ile dokładny przebieg granicy jest kwestią relatywnie elastyczną, o tyle połączenie azerskich terytoriów wliczając w to Nachiczewan, jest dla Baku sprawą niepodlegającą negocjacjom. Sam prezydent Ilham Alijew zapowiadał, że w razie konieczności tzw. korytarz Zangezur zostanie zajęty siłą. Stworzenie lądowego połączenia jest marzeniem nie tylko prezydenta Alijewa, ale też prezydenta Turcji Reccepa Erdogana. To nieodzowny element w budowie unii turańskiej, łączącej wszystkie euroazjatyckie ludy turańskie w jednym organizmie politycznym w duchu podobnym do Unii Europejskiej.
Armenia co prawda zgodziła się na otwarcie drogi dla transportu, ale nie zamierza oddawać nad nią kontroli. W związku z powyższym, w grudniu 2022 roku tzw. „aktywiści ekologiczni” azerskiego pochodzenia zablokowali korytarz laczyński. Z początku przepuszczano jedynie transporty z lekami i pomocą humanitarną, ale od czerwca 2023 roku blokadę przejęła azerska armia, de facto całkowicie odcinając Arcach od Armenii, co zaostrzyło narastający kryzys humanitarny.
Od tamtej pory presja na Erywań stale narasta. Negocjacje zyskały na intensywności tym bardziej, że prowadzone są na trzech różnych poziomach. Pod koniec 2021 włączyła się w nie Komisja Europejska za sprawą Charlesa Michela, ale indywidualnie toczą je także Rosja i Stany Zjednoczone Ameryki. Wszystkie te formaty odbyły w tym roku kilkukrotne spotkania i nawet wydawało się, że porozumienie jest nieodległe. Wygląda jednak na to, że Alijewa zmęczyło czekanie na ich efekty.
Pora odpowiedzieć na pytanie dlaczego Rosja, odpowiedzialna przecież za dochowanie warunków porozumienia, do których należało utrzymanie ruchu przez korytarz laczyński, zachowuje całkowitą bierność w stosunku do Azerbejdżanu? Dlatego, że jest słaba.
Jeszcze po zakończeniu drugiej wojny karabaskiej, w listopadzie 2020 roku, Federacja Rosyjska, choć zaangażowana na wielu kierunkach, nadal wydawała się graczem o niemałym potencjale, który stabilizował sytuację. Co prawda, wsparcie udzielone przez Turcję Azerbejdżanowi oznaczało, że wpływy rosyjskie zaczęły być wypychane przez Ankarę, ale mimo wszystko Moskwa sprytnie utrzymała się na pozycji regionalnego arbitra.
Wszystko zmieniło się po lutym 2022 roku. Razem z pełnowymiarową napaścią na Ukrainę i wyraźną porażką rosyjskiej armii doznaną pod koniec lata, osłabienie rosyjskich zdolności wojskowych stało się dla wszystkich oczywiste. Równocześnie, bezprecedensowe sankcje Zachodu i ostracyzm, zawęził Moskwie pole działania na arenie międzynarodowej, a koszty wojny nadwyrężyły budżet.
Rosyjska niemoc, brak skutecznych narzędzi do projekcji siły w tzw. limitrofie, skłonił regionalnych graczy do podjęcia próby polepszenia własnych pozycji geopolitycznych, a w awangardzie tego trendu ruszyły ramię w ramię Turcja i Azerbejdżan. Zmiana ta, stała się też podstawą do wkroczenia na kaukaską arenę Stanów Zjednoczonych oraz Unii Europejskiej. Uważam, że to dopiero początek kłopotów Federacji w jej pograniczu, ale to temat na inny artykuł.
Wspomniane przeze mnie walki na granicy prowincji Sjunik z września 2022 roku nastąpiły krótko po tym, gdy oddziały rosyjskie zostały rozbite przez Siły Zbrojne Ukrainy w pamiętnej operacji izjumsko-kupiańskiej w obwodzie charkowskim. Azerowie bardzo trzeźwo ocenili, że frontowe deficyty uzupełniane są także za pomocą oddziałów rozlokowanych na Kaukazie i dlatego postanowili przetestować rosyjskie reakcje na różnego rodzaju prowokacje zbrojne prowadzone na linii kontaktu między stronami, łącznie z ostrzałem „mirotworców”.
W ten sposób doszliśmy do blokady korytarza laczinskiego. Pretekstem do jego utrzymywania jest domniemany przemyt broni dla karabaskich bojówek, a co oskarżają Armenię władze w Baku. Azerbejdżan pozostaje właściwie bezkarny, a Rosjanie bierni, ku wściekłości Erywania (co wyrażono np. w oficjalnym oświadczeniu MSZ). Trudno się dziwić, że taka postawa zachęca Azerów do sięgnięcia „po więcej”. Dysproporcja w potencjale wojskowym między bogatym Azerbejdżanem, a biedną Armenią stale rośnie.
Do niedawna Erywań pokładał nadzieje w gwarancjach bezpieczeństwa OUBZ (Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym), ale okazała się ona całkowicie niewydolna, nawet mimo objęcia przez Armenię przewodnictwa struktury w latach 2021-2022. Ta oczywista niemoc w chwili bezpośredniego zagrożenia dla armeńskiego terytorium, stała się powodem dużej frustracji Ormian, a w ostatnim czasie skłoniła premiera Nikolę Paszyniana do konstatacji, że jednowymiarowe stawianie na Rosję okazało się strategicznym błędem (wywiad dla La Reppublica).
Erywań odmówił wzięcia udziału w ćwiczeniach OUBZ jakie na początku września ruszyły na Białorusi, oraz odwołał swojego stałego przedstawiciela przy organizacji – Wiktora Bijagowa. Spodziewam się, że w następnym kroku Armenia opuści sojusz. Paszynian dość wyraźnie daje znać, że interesuje go bliższa współpraca z Zachodem, jako bardziej wiarygodnym partnerem, co zresztą jest krokiem oczekiwanym przez jego wyborców.
Symbolem zwrotu w polityce wobec Rosji stało się wprowadzenie pod obrady armeńskiego parlamentu wniosku o ratyfikację Statutu Rzymskiego, który uzna prawną jurysdykcję Międzynarodowego Trybunały Karnego. Gdyby do tego doszło, byłby to cios wymierzony we Władimira Putina, wobec którego MTK wydał nakaz aresztowania.
Jednocześnie wysłano pomoc humanitarną dla Ukrainy, którą osobiście „dostarczyła” żona premiera Anna Hakobjan. Niemałym zaskoczeniem była też zapowiedź wspólnego z Amerykanami ćwiczenia wojskowego „Eagle Partner 2023”, które odbędzie się w dniach 11-20 września. Ich oficjalnym celem jest poprawa współdziałania w międzynarodowych misjach pokojowych. To fundamentalny zmiana w polityce zagranicznej Erywania, który przyciśnięty do ściany chwyta się wszystkich dostępnych możliwości.
Podsumowanie
Ku armeńskiej granicy zmierzają coraz to nowe kolumny azerskiego sprzętu wojskowego. Baku tłumaczy się potrzebą przeprowadzenia manewrów, czemu jednak Ormianie nie dają wiary. Nic dziwnego, w 2020 roku przed wrześniowym atakiem na Górski Karabach, wojska azerskie robiły dokładnie to samo, po czym z ćwiczeń płynnie przeszły do inwazji. Podobnie stało się przed starciami we wrześniu 2022 roku. Prawdopodobieństwo, że tym razem będzie podobnie jest wysokie.
Siły rosyjskiego Południowego Okręgu Wojskowego, który dotychczas odpowiedzialny był za wszelkie operacje na Kaukazie, dziesiątkowane są właśnie w ukraińskiej ofensywie na Zaporożu. Rosjanie nie mają więc zasobów do zatrzymania Azerbejdżanu, stąd wolą nie zaogniać sytuacji. Liczą na utrzymanie wpływów wśród karabaskich elit, które nawet wygnane z Arcach pozostaną uczestnikami życia politycznego Armenii. Punktem zaczepienia w przyszłych relacjach z Erywaniem pozostaną też rosyjskie bazy wojskowe.
Uprawniony wydaje się wniosek, że ostateczny koniec quasi-państwa karabaskiego jest nieuchronny, przy czym Baku wyraźnie dąży do wygnania Ormian z większości terytorium Arcach.
Jednakże dążenia Azerów do złączenia całości ziem spotykają się z nerwową reakcją Iranu, przy którego północnej granicy biegnie korytarz zangezurski. Jeśli więc dojdzie do eskalacji i wznowienia pełnowymiarowych działań zbrojnych, na co w tej chwili się zanosi, postawa Teheranu i jego wsparcie dla Armenii może mieć zasadnicze znaczenie w budowaniu nowej równowagi sił w regionie.
Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/
0 komentarzy