Kompromis warszawski
W dniu kolejnej rocznicy powstania warszawskiego, politycy wszystkich obecnych w Sejmie partii, członkowie rządu oraz najważniejszych instytucji Rzeczypospolitej, spotkali się na pl. Krasińskich w Warszawie nie tylko po to by uczcić pamięć o tragicznych wydarzeniach roku 1944, ale też by zamanifestować swoją jedność w obliczu bezprecedensowych wyzwań dla bezpieczeństwa państwa polskiego i jego obywateli.
26-06-2021
W tym symbolicznym dla polskiej historii miejscu towarzyszyli im przedstawiciele świata nauki, mediów, organizacji społecznych, samorządowcy i zwierzchnicy kościołów, a całość transmitowana była przez wszystkie media internetowe, radia i telewizje. Przez pryzmat pamięci o dramacie Warszawy lat wojny, powiedziano wiele o aktualnej sytuacji międzynarodowej i wielkich zagrożeniach związanych z destabilizacją porządku światowego, o naruszeniu integralności terytorialnej naszych sąsiadów przez państwo szukające rewizji globalnego ładu, o bezpośrednim zagrożeniu wojennym. Przestrzegano przed skutkami cyberataków i szantażu surowcowego, wspomniano o sabotażu, zabójstwach i porwaniach, o wojnie informacyjnej i braku akceptacji dla bierności niektórych naszych sojuszników. Mówiono o globalnej gospodarce, pandemii i wyzwaniach rozwojowych. Wzywano do jedności narodowej i pracy u podstaw, rozsądku i pragmatyzmu, które zapewnią Rzeczpospolitej nie tylko wyjście z tej trudnej sytuacji, ale też zabezpieczą jej rozwój w przyszłości. Uchronią ją przed powtórzeniem historii sprzed kilkudziesięciu lat.
Kolejnego dnia podpisano tzw. kompromis warszawski, w którym wszystkie siły polityczne zobowiązały się do wygaszenia sporów i wspólnej pracy nad najważniejszymi kwestiami. Działania te zostały entuzjastycznie przyjęte przez społeczeństwo, ale też przyczyniły się do wzmocnienia pozycji Polski na arenie międzynarodowej, utrudniły bowiem jej rozgrywanie przez mocarstwa. Był to początek nowego etapu w historii kraju.
**
Spis treści:
I. Podstawy dyskusji.
II. Racja stanu.
– Bezpieczeństwo
– Rozwój gospodarczy
– Stabilność państwa
III. Polityka zagraniczna.
– Nie dajmy się rozgrywać
– Skończmy z politykierstwem
– Budujmy sieć powiązań
To oczywiście całkowicie fikcyjne wydarzenie, o którym w obecnej chwili nie można nawet marzyć. Nie tylko nie ma warunków do jakiegokolwiek ponadnarodowego porozumienia, ale nawet woli. Nie było jej przecież w samym środku pandemii. Wierzę jednak, że to się zmieni w niedalekiej przyszłości, gdy społeczeństwo odczuje skutki toczących się na świecie wydarzeń i pojawi się popyt na ponadpartyjne porozumienie. Żaden rząd nie będzie bowiem w stanie przetrwać pod ogromną siłą zewnętrznej presji.
Wydarzenie to wymyśliłem, ale wymienione zagrożenia pozostają jak najbardziej realne.
W jaki sposób możemy uchronić nasz kraj przed niebezpieczeństwami światowych rozgrywek, a jednocześnie zapewnić rozwój gospodarczy, ład społeczny i zadowolenie obywateli w perspektywie następnych pięciu lat? Stali czytelnicy na pewno pamiętają, że o konkretnych zagrożeniach i doraźnych rozwiązaniach pisałem obszernie w marcu 2019 r. – w popularnym tekście „Plan B”. Cóż z tego skoro do implementacji takiego lub innego planu potrzebna jest wola polityczna? Bez tego, ani rusz.
Globalne zmiany to nie tylko zagrożenie ale i wielka szansa na skok rozwojowy. Czy więc jakaś inna forma „kompromisu warszawskiego” jest możliwa? Czy możemy chociaż przygotować grunt pod taką konsolidację?
Zapraszam do ćwiczenia intelektualnego i polemiki.
I. Podstawy dyskusji
Obserwując naszą debatę publiczną nie mogę uciec od wrażenia, że trudno dziś zbudować rzeczywistą wspólnotę narodową Polaków nawet w najważniejszych dla naszej państwowości kwestiach. To źle, ponieważ świat wkroczył w epokę wielkich przemian społecznych, geopolitycznych i technologicznych, a te przebiegają gwałtownie. Tylko od nas zależy jak sobie z tą sytuacją poradzimy. Naszym imperatywem powinna być współpraca ponad podziałami ponieważ bez niej nie możemy nawet marzyć o trwałym rozwoju i bezpieczeństwie.
Jak jednak do niej doprowadzić skoro nie potrafimy zgodzić się w podstawowych kwestiach? Różnimy się w podejściu do praw i wolności obywatelskich, roli państwa i instytucji międzynarodowych, a nawet postrzeganiu własnej tożsamości, nie tylko tej narodowej ale i osobistej.
O przyczynach takiego stanu rzeczy pisałem kilkukrotnie i wszystkich zainteresowanych odsyłam do zapoznania się ze starszymi tekstami („Zrozumieć kontrrewolucję kulturową” – o kryzysie tożsamościowym Zachodu, „(Pato)Infosfera” – o patologiach mediów społecznościowych), dzisiaj nie chciałbym powtarzać stwierdzeń, które w międzyczasie stały się truizmami.
Jedno jest pewne. Musimy nauczyć się żyć ze sobą i współpracować niezależnie od posiadanych poglądów i przynależności partyjnej. Przekuwać bańki informacyjne w jakich funkcjonujemy. Zawsze istnieje bowiem taka sfera polityki państwa, wokół której da się zbudować szerszy konsensus. Polaryzacja polityczna lat 90`tych XX wieku była równie silna co dziś, a jednak udało nam się nie tylko przyjąć nową konstytucję, ale też wstąpić do Sojuszu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej, przeprowadzić szereg istotnych reform. Nie ma powodu, dla którego nie dałoby się tego powtórzyć.
Skoro spór tożsamościowy o to, czy iść w daleko posunięty liberalizm, czy pozostać przy wartościach konserwatywnych jest w tej chwili nierozwiązywalny, a jednocześnie jego trwanie w tak radykalnej formie gwarantuje utratę obecnego statusu wszystkim zainteresowanym (poprzez presję lub agresję zewnętrzną, destabilizację, a następnie załamanie gospodarcze, społeczne etc.), jedynym logicznym wyjściem jest znalezienie pola tematycznego, na którym osiągnięcie kompromisu będzie możliwe.
Proponuję powrót do podstawowych zasad życia społecznego. Przyjmijmy na potrzeby cywilizowanej dyskusji takie oto obrazowe założenia wziętę wprost z jednej z podstawowych komórek społecznych o funkcji administracyjnej – wspólnoty mieszkaniowej:
- Wszyscy żyjemy w jednym domu (kraju), choć na różnych piętrach i w różnych mieszkaniach (miasta, wspólnotach, środowisku).
- Nasze osobiste potrzeby i poglądy różnią się, ale każdy zachowuje swobodę zachowania we własnym mieszkaniu (wolność poglądów, wypowiedzi, wiary, etc.) tak długo, jak nie zacznie ona naruszać tego samego prawa sąsiada.
- Sprawy związane z utrzymaniem całej nieruchomości, remonty części wspólnych (reformy), sprzątanie (administracja), ochrony (bezpieczeństwo), opłaty za media i podatki (wybrane elementy gospodarki) dotyczą całej wspólnoty mieszkańców.
- Niedopuszczalne są zachowania agresywne, przemocowe, zastraszające i naruszające „mir domowy”.
Jeśli tylko uda nam się utrzymać w tych skromnych, pragmatycznych ramach, konstruktywny dialog stanie się możliwy.
II. Racja stanu
O fundamentalnych dla państwa polskiego sprawach traktuje podpisana przez Prezydenta RP w maju 2020 r. Strategia Bezpieczeństwa Narodowego. Niestety, po ponad roku jaki upłynął od tamtej chwili można stwierdzić, że przedstawione w niej założenia w większości nie są realizowane. Nie jest też prowadzona żadna ogólnopolska, szeroka debata na ten temat.
Tymczasem zaczyna nam brakować czasu. Sygnały ostrzegawcze jakie napływają do nas nie tylko ze strony Federacji Rosyjskiej, Stanów Zjednoczonych, Europy czy Azji powinny zapalić wszystkim czerwone lampki w głowach. Zamiast tego tkwimy w starych schematach pojęciowych, przez co nie potrafimy odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Partie polityczne walczą o sondażowe słupki, niczym wycieczkowicze o miejsce przy szwedzkim bufecie na Titanicu.
Dobrze – powie ktoś – ale co możemy zrobić?
Pomysłów jest sporo. Pojawiają się w dyskusjach ekspertów i analityków jednakże często bywają zbyt skrajne by zostały zaakceptowane przez szerszego odbiorcę, a przecież chodzi o znalezienie pola do kompromisu. Są według mnie trzy, najważniejsze cele, które mogą być wyłączone z bieżących sporów i stanowić mogą ponadpartyjną platformę współpracy – polską rację stanu.
Bezpieczeństwo
Absolutnym numerem jeden powinno być zapewnienie odporności i integralności terytorialnej państwa oraz zdolności do reagowania w przypadku destabilizacji bezpośredniego sąsiedztwa (o rywalizacji mocarstw w dobie pandemii – „Zderzenie” 16.04.2020, o perspektywach „2021:Burza” – 31.12.2020). Aby to było możliwe, konieczna jest dalsza rozbudowa armii, w tym stałe zwiększanie jej budżetu. Nie jest żadną tajemnicą, że siły Sojuszu Północnoatlantyckiego polegają w tej chwili niemal wyłącznie na zdolnościach wojskowych Stanów Zjednoczonych. Jednakże jednowymiarowe oparcie się na Amerykanach w chwili gdy przygotowują się do konfliktu na Pacyfiku jest nierozsądne („Smok mówi: NIE!” – 03.06.2019). Nie możemy liczyć na wiele więcej niż to, co już nam zaoferowano. Wszystkie obecne na wschodniej flance NATO batalionowe grupy bojowe, siły amerykańskie operacji Atlantic Resolve czy składy magazynowe dla dodatkowej dywizji budowane w tej chwili w różnych miejscach Europy (w Polsce tzw. APS w Powidzu) nie są wystarczające do obrony naszego terytorium. A co dopiero mówić o pomocy sojusznikom w krajach bałtyckich. Kwatera główna czyni starania aby sytuację tę zmienić, ale to musi zająć czas. Nawet jeśli państwa członkowskie zwiększą swój potencjał a konsensus w NATO zostanie utrzymany, przerzucenie wystarczających sił w rejon działań zająć może jeśli nie kilka miesięcy, to przynajmniej kilka tygodni. W pierwszej fazie teoretycznego konfliktu musimy polegać głównie na własnym potencjale, tym bardziej, że jego istnienie będzie też czynnikiem balansującym sytuację w regionie. Zniechęcającym do podjęcia agresji i budującym siłę lokalnych sojuszy.
W drugiej kolejności wzmocnione muszą zostać służby specjalne (wywiad i kontrwywiad), cyberbezpieczeństwo i obrona cywilna. Powtarzające się infiltracje, sabotaże, porwania, otrucia i przeróżne ataki hakerskie zmuszają do nadania szczególnego znaczenia bezpieczeństwu wewnętrznemu. Uważam, że w kontekście wyzwań jakie niesie cały obszar cyfrowy, powinniśmy zapewnić sobie zdolność ofensywnej odpowiedzi („Ukryty wróg” – 13.05.2021), oraz co chciałbym jeszcze raz podkreślić, koniecznie uregulować infosferę. W odniesieniu do bezpieczeństwa w wymiarze społecznym trzeba powiedzieć, że w tej chwili Wojska Obrony Terytorialnej stanowią protezę nieistniejącej Obrony Cywilnej. Biorą na siebie wyzwania związane z katastrofami naturalnymi, czy nawet pandemią. Chwała im za wysiłek jaki wkładają w pomoc potrzebującym, ale przecież nie takie ma być ich docelowe zadanie. OC musi powrócić do życia, razem z wszelkimi zasobami i odnowieniem bazy materiałowej, infrastruktury oraz procedur i adekwatną kampanią informacyjną przygotowującą obywateli na możliwe zagrożenia. Stosowne akcje, łącznie z polityką informacyjną na wypadek wojny, prowadzone są w Niemczech, państwach bałtyckich czy Skandynawii. Zaangażowanie jak najszerszego grona obywateli ma kluczowe znaczenie dla budowy odporności państwa. Systemy tego typu z powodzeniem funkcjonują u naszych północnych sąsiadów.
Ważnym elementem w dziedzinie bezpieczeństwa państwa są ochrona zdrowia (jej wydolność, dostępność środków i leków), samowystarczalności żywnościowa (zdolności produkcyjne) oraz niezależność energetyczna (surowcowa). Wspominam o tym jedynie pobieżnie, ponieważ część związanych z tą problematyką zagadnień jest od co najmniej siedmiu lat adresowana, powstają plany, ustawy i podejmowane są konkretne działania chociaż różnie bywa z realizacją założeń. Wypadałoby jedynie zdynamizować te wysiłki. Sama droga do celu ma charakter drugorzędny i może podlegać wahaniom zależnie od konkretnego programu partyjnego. Liczy się kontynuowanie rozwoju bez fundamentalnych zmian prowadzących do chaosu, opóźnień i utraty już osiągniętych zdolności. Te trzy elementy związane są ściśle z kolejnym punktem.
Rozwój gospodarczy
Jak pokazują doświadczenia ostatniego ćwierćwiecza, jedyne czego nasi przedsiębiorcy tak naprawdę potrzebują, to tego by im nie przeszkadzać. Mimo przeciwności, Polska notowała nieustanny wzrost gospodarczy w okresie od 1992 do 2019 roku (łącznie PKB kraju wzrosło o przeszło 114%, w stosunku do ok. 41% średniej w UE). Dopiero pandemia i powodowana lockdownem recesja, wymusiła interwencję państwa w postaci dotacji i pakietów osłonowych. Niemniej, pierwsze wskaźniki publikowane w 2021 roku pozwalają sądzić, że także z tego kryzysu wychodzimy obronną ręką, wracając na przedpandemiczne tory i to nawet bez uwzględniania wpływu unijnego funduszu odbudowy. Rozwój gospodarczy jest dla nas głównym (jeśli nie realnie jedynym) narzędziem wyrównywania dysproporcji rozwojowych dzielących nas od państw tzw. starej Europy, co z kolei przyczyni się do zastopowania procesu depopulacji. Nie ma też żadnych wątpliwości, że wszystkie przyszłe rządy będą zainteresowane jego utrzymaniem. Wysokość podatków czy różne propozycje stymulujące rozwój podlegać będą naturalnym zmianom zależnie od polityki tego czy innego ministra i trudno oczekiwać żeby w tym względzie osiągnięto jakikolwiek konsensu partyjny. Nie szkodzi, wystarczy aby zgoda panowała co do zapewnienia sprawności i czytelności samego systemu, dalekosiężnym priorytetem powinno być zatem uproszczenie przepisów prawa i systemu podatkowego.
Gospodarka potrzebuje pracowników, stąd kolejnym elementem konsensusu musi być zapewnienie stabilności rynku pracy. Tu polityka może być równie zmienna i złożona, dlatego proponowałbym skupienie się wyłącznie na dwóch wzajemnie powiązanych ze sobą kwestiach. Z uwagi na niesprzyjającą demografię jedyną możliwością wypełnienia luki populacyjnej w akceptowalnie krótkim czasie jest prowadzenie umiejętnej polityki imigracyjnej nastawionej na bliski krąg kulturowy. Jest to szczególnie ważne, ponieważ część tych pracowników pozostanie na stałe w kraju. Migracja ma też zaadresować kolejny problem. Rozwój technologiczny i techniczny stanowi dziś o jakości gospodarki. Przeobraża ją na naszych oczach. Bez wątpienia musimy przeznaczać znacznie większe środki na naukę, badania i innowacje, w tym także kształcenie specjalistów. To jednak może nie wystarczyć ponieważ wykwalifikowanych pracowników potrzebujemy „na wczoraj”. Nawiązując do toczącej się debaty, uważam że nie ma szans na powrót większej ilości wykształconych polskich ekspatów do kraju. Emigrację traktują oni w kategoriach awansu społecznego (lepsza jakość życia) i jako „neofici” oddani są pracy w swoim nowym miejscu zamieszkania. Powrót do niższych pensji i mniej korzystnego środowiska gospodarczego (czego nie da się w szybkim tempie zmienić) stanowiłby degradację i często osobisty powód do wstydu lub obawę, że tak to postrzegać będą inni. Tej mentalności nie da się łatwo zmienić bez dalszego rozwoju państwa, który z kolei stanie się możliwy dopiero jeśli zbudowany zostanie m.in. przez podobnych im zdolnych ludzi. Ergo, imigracja jest jedyną alternatywą. Zamiast próbować odzyskać niezainteresowaną powrotem diasporę, lepiej wykorzystać ten sam aspiracyjny mechanizm na własną korzyść. Dla naszych słowiańskich sąsiadów zamieszkanie w Polsce stanowi rzeczywistą formę awansu społecznego i możliwość prowadzenia normalnego, spokojnego życia. Umiejętne wykorzystanie tego wynikającego z regionalnej różnicy potencjałów trendu, może stanowić także atut w polityce zagranicznej, propozycję konceptu cywilizacyjnego (więcej o tym w „Husaria Międzymorza” – 19.12.2019).
Wreszcie, absolutnie kluczowe jest wewnętrzne skomunikowanie kraju poprzez sieć teleinformatyczną, kolej, infrastrukturę drogową i żeglugę rzeczną. Tak jak swoboda przepływu towarów i osób stanowi o sile gospodarczej Unii Europejskiej, tak podobne zależności działają w skali kraju. Szczególnie takiego jak Polska, który dysponując centralnym położeniem na styku Europy i Azji stanowi naturalne centrum logistyczno-handlowe na osi wschód-zachód oraz północ-południe. Wiele z tych inwestycji już się toczy i należy dokładać wszelkich starań aby były kontynuowane. Niestety, przydatność niektórych projektów infrastrukturalnych jest w publicznym dyskursie kwestionowana. Tymczasem nie trzeba specjalnej przenikliwości by stwierdzić, że wielkie projekty komunikujące przestrzeń prowadzi się w całej Eurazji i są warunkiem koniecznym do rozwoju oraz utrzymania dostępu do materiałów i surowców. Do wyścigu z Nowym Jedwabnym Szlakiem stanęły ostatnio państwa G7 powołując inicjatywę B3W (Build Back Better World). Zresztą, Stany Zjednoczone same zamierzają wdrożyć ogromny program inwestycji infrastrukturalnych, nie tylko dlatego, że w tak dużym państwie komunikacja ma kluczowe znaczenie dla rozwoju gospodarczego, ale także dlatego, że jest to znakomity sposób na wyjście z kryzysu. Przeczenie tym oczywistym faktom, przy jednoczesnym używaniu argumentów o nieopłacalności inwestycji bo będą konkurencją dla innych tego typu w regionie (pamiętne porównanie CPK do lotniska w Berlinie) jest mówiąc delikatnie, niewłaściwe.
Stabilność państwa
Ostatnich kilka lat pokazało jak bardzo rozkołysana może być krajowa scena polityczna. Spór między poszczególnymi obozami politycznymi jest w demokracji czymś całkowicie naturalnym, nie może jednak prowadzić do działań, które stanowią zagrożenie dla stabilności państwa i jego instytucji. Jest to naganne w każdej sytuacji, ale w czasie powrotu koncertu mocarstw jest dodatkowo szalenie niebezpieczne, mogące prowadzić nawet do utraty części terytorium lub suwerenności. Pamiętajmy o przykładzie sąsiadującej z Polską Ukrainy. Każdą z instytucji można zreformować, tak jak i zmianom może i powinna podlegać sama konstytucja, jednakże na pewne działania nie wolno się porywać jeśli nie istnieje pole do ich przeprowadzenia.
Dodatkowo, nie możemy pozwalać na to aby doraźny spór polityczny był okazją dla innych państw i organizacji międzynarodowych do osiągania ich partykularnych interesów. Te cele są rzadko zbieżne z naszymi, a angażując aktorów zewnętrznych, automatycznie i na własne życzenie, pozbawiamy się części suwerenności, co prędzej czy później zostanie wykorzystane przeciwko nam. Czy znają Państwo przykład kraju rozwiniętego, w którym taka praktyka byłaby tolerowana? Ja nie znam. Nie pozwalajmy na zagraniczną ingerencję w krajową politykę. To prawda, że np. dołączając do Unii Europejskiej przyjęliśmy na siebie konkretne prawa i obowiązki. Musimy się z nich wywiązywać, ale nie możemy przy tym kierować się naiwnością narażając na szwank własne interesy. Sztuka kompromisu nie polega przecież na tym, że jedna strona zyskuje wszystko, a druga nie otrzymuje nic w zamian.
Wreszcie, w dobie wiecznej dezinformacji, skomplikowanych operacji służb specjalnych obliczonych na destabilizację, techniki cyfrowej pozwalającej na spreparowanie dowolnego materiału filmowego, otwarta i pełna polityka informacyjna musi być priorytetem w komunikacji państwa. Lepiej nic nie powiedzieć, niż kluczyć i zmieniać narrację tworząc chaos informacyjny. Lepiej mówić otwarcie o kryzysie, niż pozwalać na to aby inni wykorzystywali każdą nieścisłość podważając zaufanie do instytucji państwa. Dobitnie pokazała to pandemia, w której nieumiejętna komunikacja była jednym z czynników, które doprowadziły do wyższej jesiennej fali zachorowań, a przez to zgonów. W społeczeństwie przeładowanym informacjami, zalanym ogromną ilością dostępnych dla wszystkich danych, umiejętne operowanie komunikatami to nie tyle atut co wręcz warunek konieczny sprawnego rządzenia. Na to co dzieje się w wymiarze wewnętrznym, nakłada się trwająca wojna narracyjna pomiędzy mocarstwami. Przepływ informacji między ekspertami, a rządem musi być płynny i nieustanny, a komunikacja z obywatelami w pełni profesjonalna, obsługiwana przez specjalistów („Sztorm dyplomatyczny” – 10.02.2019). Raz utraconego zaufania nie sposób odzyskać, lepiej więc przyznać się do porażki niż dać się złapać na kłamstwie. Nie mówię tutaj oczywiście o programach i obietnicach wyborczych. Trudno oczekiwać od polityków żeby nie obiecywali gruszek na wierzbie. Chodzi o codzienną komunikację w sprawach bieżących, a szczególnie w przypadku zagrożeń. Reakcja społeczna musi stanowić składową odporności państwa, a nie kolejny czynnik jego destabilizacji. Przy okazji, warto w końcu doprowadzić do zablokowania narzędzi wpływu informacyjnego i dezinformacji, jak telewizja Russia Today, portal Sputnik i inne.
III. Polityka zagraniczna
Osobnym zagadnieniem są kierunki naszej polityki zagranicznej. Przeceniliśmy zdolności i intencje Waszyngtonu, ignorując fakt, że nie jest już tak omnipotentny jak kiedyś i coraz częściej nerwowo spogląda na Indo-Pacyfik (patrz: „Amerykański sen” – 15.06.2019, „Spotkanie Duda – Trump, kto dostał kosza?” – 24.06.2020). Nie możemy też być zadowoleni z postawy niektórych partnerów w Unii Europejskiej, jak Francja i Niemcy. Ich potrzeby we wspólnocie, rozumienie świata i interesy różnią się od naszych (Europa – kryzys republiki, początek imperium? – 06.07.2020).
Czy zmuszeni jesteśmy wybierać między Stanami Zjednoczonymi, Unią Europejską a Chinami?
Zacznijmy od podstawowego pytania. Czy stać nas dzisiaj na skrojoną na miarę samodzielność strategiczną? Odpowiedź brzmi nie, przynajmniej w perspektywie najbliższych lat. Nie uda nam się zerwać zależności prawnej od Brukseli, niemieckiej gospodarki czy amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa. Nie wybijemy się na autonomię, której nie byłyby w stanie złamać światowe mocarstwa i gra o wpływy, ponieważ w tej chwili jesteśmy na to zbyt słabi. Tak długo jak to tylko możliwe musimy umacniać struktury międzynarodowe, których jesteśmy członkami, bo tylko one chronią nas przed klasycznym koncertem mocarstw. Dbając o swoje interesy, oponując gdy jest to dla nas korzystne, nie możemy równocześnie zrywać więzi i palić mostów.
Samodzielność powinna być naszym dalekosiężnym celem, do którego budowania jesteśmy zmuszeni przez postępującą dekompozycję światowego porządku. Silna armia i innowacyjna gospodarka, niezależność energetyczna i żywnościowa, sprawny system odporności państwa – to fundamenty, bez których nie może być mowy o pełnej niezależności. To będzie nasza polisa ubezpieczeniowa na wypadek gdyby efekt globalnych przemian okazał się niekorzystny. Gdyby Amerykanie przegrali z Chińczykami, Federacja Rosyjska odzyskała pełnię wpływów w swoim pograniczu, a Unia Europejska uległa rozpadowi. Póki budujemy opisane wyżej zdolności, póty możemy jedynie umiejętnie balansować między poszczególnymi stronami przygotowując się na nieznane.
Jednak żeby takie balansowanie było w ogóle możliwe, musimy trzymać się trzech kardynalnych zasad:
1. Nie dajmy się rozgrywać.
Trzeba odrzucić magiczne myślenie, polegające na upartym wybieraniu pomiędzy protektorami. W polityce zagranicznej nie ma łatwych rozwiązań, jest tylko pragmatyzm zmiennej wspólnoty interesów. Łatwiej już było. Naszą jedyną szansą jest to o czym przeróżni eksperci mówią od dawna, a co domaga się dogłębnej implementacji – polityka wielowektorowa.
Konflikt mocarstw jest okolicznością, która trwać będzie przez dłuższy czas, niepogodą jak sztorm. W naszym interesie jest pozostanie na powierzchni wzburzonego morza, wpisanie się w nowy ład, tak by ochronić kraj i jego żywotne interesy. Musieliśmy zadeklarować popieraną stronę w fundamentalnym sporze o prymat między USA a Chinami, jednakże nadal zostaje przestrzeń do pragmatycznej współpracy ponad liniami podziału. Nie możemy opierać się wyłącznie na jednym sojuszniku. Zbyt wiele ryzykujemy jeśli okaże się ona niewiarygodna. Ponad to, taka zależność zawęża nam możliwość wyboru, prowadzi do bycia pionkiem w cudzej grze. Tymczasem polityka zagraniczna jest tylko środkiem do realizacji konkretnego celu i tak ją traktujmy. Używajmy Unii Europejskiej jako parawanu do podtrzymywania wymiany handlowej z Chinami. Być może w przyszłości pojawi się oferta współpracy wystosowana z Pekinu, którą w najgorszym razie będzie można wykorzystać jako dźwignię negocjacyjną w rozmowach z Amerykanami.
Podobnie merkantylnie traktujmy amerykańskie próby rozgrywania nas w Europie. Zawsze bądźmy pewni, że otrzymamy coś w zamian. Ponieśliśmy duże koszty na zakup amerykańskiego uzbrojenia (samolotów F-35, wyrzutni Patriot, systemów artyleryjskich HIMARS), jednakże wydatek ten ani nie zapewni nam wystarczających zdolności wojskowych, ani nie przyczynił się niestety do zbudowania odpowiednio bliskich relacji z Waszyngtonem, na które liczyliśmy.
A przecież mamy znakomite doświadczenia ze współpracy z państwami skandynawskimi czy Koreą Południową, które przy podobnym nakładzie sił i środków mogłyby przynieść nam większe korzyści (choćby poprzez dostęp do technologii).
2. Skończmy z politykierstwem.
Polityka zagraniczna musi przestać służyć rozgrywkom w polityce krajowej. Takie jej wykorzystanie jest krótkowzroczne, kontrproduktywne i osłabia naszą pozycję międzynarodową. Daje argumenty przeciwnikom, którzy wykorzystują okazję by nas zdyskredytować. A tymczasem w społeczeństwie informacyjnym toczy się nieustanna walka na narracje. Ideologizowanie i histeryczne reakcje nie licują z wizerunkiem poważnego partnera. Bądźmy spokojni i racjonalni. Nie wystawiajmy się na ostrzał, nie reagujmy pochopnie, w oparciu o emocje. Od poprzedniego kryzysu dyplomatycznego w kontaktach z Izraelem powtarzam, że potrzebujemy sztabu najwyższej klasy specjalistów, którzy na bieżąco kontrolowaliby narrację i efektywnie reagowali na kryzysy.
Działania Polskiej Fundacji Narodowej okazały się fiaskiem, ale sama idea budowania pozytywnego wizerunku Polski jest słuszna i relatywnie łatwa do wykreowania, jeśli realizowana byłaby przez profesjonalistów. Idźmy dalej. Wykorzystajmy rozsianą po świecie diasporę do lobbowania na naszą korzyść. Utrzymujmy komunikację z Polonią tak by była na bieżąco z tym co dzieje się w kraju, podtrzymujmy z nią więź, jednocześnie szukajmy ludzi wpływowych, na stanowiskach, których moglibyśmy włączać w promocję kraju.
Pamiętajmy także, że w kooperacji z naszymi najbliższymi sąsiadami, budujemy wspólną tożsamość Europy Środkowo-Wschodniej. Dowodzi tego choćby przywrócenie pamięci o Rzeczypospolitej, której dziedzictwo jest częścią historii wielu państw regionu. Ich zaangażowanie i odwoływanie się do tej symboliki (np. herbu, Konstytucji 3 Maja, powstań) korzystnie wpływa na wizerunek CEE jako multinarodowej kolebki wolności. Nie ośmieszajmy tej idei poprzez grubiańskie i zazdrosne zastrzeganie wyłącznych praw, czy dyscyplinowanie innych niczym nierozumiejących niczego dzieci.
3. Budujmy sieć powiązań.
Różnica potencjałów między Stanami Zjednoczonymi, Chińską Republiką Ludową, a nawet Republiką Federalną Niemiec dominującą w strukturach europejskich i Polską jest na tyle duża, że kraje te nie muszą pytać nas o zdanie i tego nie robią. Coraz częściej bezpardonowo żądają od nas określonych zachowań. W dłuższej perspektywie czasowej ich interesy będą często sprzeczne z naszymi. Dlatego dbając o dobre relacje, musimy być gotowi do balansowania ich wpływu. W sukurs mogą przyjść nam państwa o porównywalnych, lub mniejszych zdolnościach ponieważ podobnie jak my, zaczynają odczuwać skutki policentryzacji świata i rozpadu globalnego ładu. Stąd tak ważna jest wielowektorowa współpraca.
Nasza siła musi wynikać z sieci powiązań i zależności. Powinna być ona tym gęstsza, im jest nam bliższa geograficznie. Zbudowaliśmy bardzo dobre relacje z państwami bałtyckimi i już kilkukrotnie odnieśliśmy na tym polu konkretne sukcesy, m.in. kształtując europejską politykę wschodnią. Powoli zacieśniamy współpracę z Ukrainą. To dobry kierunek, dlatego powielajmy ten schemat współpracy. Polityka bezpieczeństwa, energetyka, współpraca gospodarcza i skomunikowanie, to wszystko przybliża nas do Litwy, Łotwy i Estonii. Zwróćmy się ku Skandynawii, by tym łatwiej skomunikować ją z południem, do czego przecież dążymy. Podobnie postępujmy z Ukrainą, w miarę jak jej system polityczny przybliżać się będzie do europejskich wzorców. Jest jeszcze wiele pól współpracy, które pozostają do wykorzystania; technologie, przemysł, polityka obronna. Im lepsze będą nasze relacje, tym większa szansa na zbudowanie jednolitego stanowiska na forum międzynarodowym. Co więcej, takie powiązania stanowić będą polisę ubezpieczeniową na wypadek rozpadu dotychczasowych struktur międzynarodowych, czego w dłuższej perspektywie czasowej nie można wykluczyć.
**
Mam nadzieję, że powyższe propozycje są na tyle ogólnikowe by stały się akceptowalne dla różnych środowisk. Jednocześnie, wyznaczenie konkretnych obszarów polskiej racji stanu pozwoli na mniej chaotyczny dyskurs nad szczegółowymi rozwiązaniami. To jest praca intelektualna, którą w końcu trzeba wykonać.
Po pierwsze bezpieczeństwo, po drugie rozwój gospodarczy, po trzecie stabilność państwa. Do tego wielowektorowa, budująca sieć powiązań i zależności polityka zagraniczna. Pragmatyczna, poważna i spokojna.
Musimy dołożyć wszelkich starań by jak najlepiej zaadaptować się do fundamentalnej zmiany w środowisku bezpieczeństwa, a będzie nam ciężko to zrobić bez pragmatycznej współpracy możliwie szerokich kręgów politycznych.
Powtórzę to jeszcze raz, żaden rząd nie będzie w stanie samodzielnie poradzić sobie z wyzwaniami chwili. Podobnie, żadne małe czy średnie państwo nie przetrwa jeśli będzie skłócone wewnętrznie, nie wzmocnione wspólnotą interesów państw sobie podobnych o porównywalnym lub mniejszym potencjale. Zerwijmy z chocholim tańcem wyniszczającej wojny politycznej.
Nie jestem naiwny, wiem że życie partyjne rządzi się swoimi prawami i pewnych zerwanych mostów nie da się odbudować. Pamiętajmy jednak, że alternatywą do zawarcia kompromisu może być utrwalenie naszej peryferyjności i utrata podmiotowości na następnych kilka dekad.
Niniejsza strona jest utrzymywana z wpłat darczyńców i dzięki wsparciu Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ.
0 komentarzy