Kim ratuje Putina

Federacja Rosyjska w coraz większym stopniu uzależnia się od zewnętrznej pomocy, jednakże bezpośredni udział Korei Północnej w działaniach zbrojnych przeciwko Ukrainie stanowi groźny precedens.


30-10-2024


Co najmniej kilka tysięcy północnokoreańskich żołnierzy zostało przetransportowanych na teren Federacji Rosyjskiej. Część z nich przerzucona została do obwodu kurskiego, gdzie według informacji południowokoreańskich służb, weźmie udział w próbach wypchnięcia wojsk ukraińskich.

Pierwsze informacje na ten temat pojawiły się w drugim tygodniu października ze strony ukraińskiego wywiadu. Krótko później opublikowano nagrania przedstawiające domniemanych północnych Koreańczyków na terenie rosyjskich baz wojskowych, a w końcu informacje te potwierdził też Seul.

Na bezpośrednią prośbę NATO, raport w tej sprawie przedstawiony został w specjalnym sprawozdaniu zastępcy szefa południowokoreańskiej National Intelligence Service (NIS), w Brukseli, w dniu 28 października. Na spotkaniu obecni byli także przedstawiciele Australii, Nowej Zelandii i Japonii. W kuluarach zawrzało.

Sekretarz Generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego Mark Rutte, nazwał obecność północnokoreańskich żołnierzy w bezpośredniej bliskości działaniach wojennych „poważną eskalacją” oraz rozszerzeniem „rosyjskiej wojny” (transkrypcja na stronie NATO).

Według niego, pogłębiona współpraca rosyjsko-północnokoreańska stanowi zagrożenie tak dla Indo-Pacyfiku, jak i strefy euroatlantyckiej. Podkopuje pokój na Półwyspie Koreańskim i łamie rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ponadto Rutte uważa, że Rosja nie jest w stanie kontynuować wojny bez zewnętrznego wsparcia.

Jako jeden z argumentów przywołał fakt przekazania Rosji znacznych ilości amunicji artyleryjskiej oraz pocisków balistycznych. Szacuje się, że Pjongjang dostarczył Rosji nawet 8 mln szt. pocisków artyleryjskich od początku wojny, co rok do roku pokryło ponad połowę rocznego zapotrzebowania.

Rozszerzenie konfliktu

Dlaczego dołączenie wojsk północnokoreańskich do działań przeciwko Ukrainie stanowi istotną eskalację i zmienia rachuby geopolityczne dotyczące konfliktu?

Korea Północna jest ewenementem w skali międzynarodowej. To kraj rządzony twardą ręką, bez jakichkolwiek praw i wolności obywatelskich, biedny, całkowicie zmilitaryzowany, rozbójniczy, a w dodatku posiadający broń jądrową, którą regularnie straszy sąsiadów. Jego izolacja międzynarodowa, z narzędzia presji, z czasem stała się kordonem sanitarnym odgradzającym wielopokoleniowe szaleństwo Kimów od reszty świata. Północy nie dało się zmienić, ponieważ każda zmiana uważana była za zagrożenie dla władzy Kimów, a każde zagrożenie musiało być wyeliminowane. Żadna z kilku prób ocieplenia relacji nie przyniosła trwałych rezultatów.

W ostatnim czasie reżim Kim Dzong Una oskarżył Seul o prowokację poprzez kilkukrotne wysłanie dronów z propagandowymi ulotkami nad swoje terytorium. W odpowiedzi zagroził wojną oraz wysadził przygraniczne połączenia drogowo-kolejowe. Nie przedstawiono jednak jakichkolwiek dowodów na to, że incydenty z dronami faktycznie miały miejsce, przez co podejrzewa się, że był to jedynie wybieg dla zaostrzenia retoryki, stanowiący pretekst do przejścia na nowy poziom współpracy z Rosją. Tego typu prowokacje rozpoczęto jeszcze w styczniu 2024 roku od wznowienia testowych odpaleń pocisków balistycznych średniego zasięgu i ostrzelania artylerią południowokoreańskich wód przybrzeżnych.

Odwieczne widmo wojny z Południem pozwoliło Pjongjangowi na zgromadzenie znacznych zapasów amunicji, z których zdesperowany Putin chętnie skorzystał. Jednak współpracę bardzo szybko zacieśniono. Północ zaczęła wywierać presję na Południe i Japonię, które wspierają Ukrainę, a także stanowią filar amerykańskiej obecności na Pacyfiku. W czerwcu 2024 roku, Korea Północna i Federacja Rosyjska podpisały umowę o partnerstwie strategicznym, w której jeden z punktów zobowiązuje sygnatariuszy do wzajemnej pomocy w razie agresji wojskowej. Umowa została ratyfikowana przez rosyjską Dumę w dniu 24 października. Koreańczycy zaoferowali swoje pełne wsparcie dla rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie, a w zamian Kreml zobowiązał się do przekazania know-how w zakresie technologii rakietowych i kosmicznych. Warto zaznaczyć, że takie działanie stanowi naruszenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, które Rosja sama popierała. Japonia i Korea Południowa obawiają się, że dysponujący nowymi zdolnościami Pjongjang stanie się bardziej agresywny.

Ze skąpych informacji wynika, że na rosyjskie terytorium przerzucono dotychczas około 10.000 koreańskich żołnierzy, w tym oficerów, także najwyższego szczebla. Japońska agencja Kyodo News podała, że kontyngentowi towarzyszył zaufany człowiek Kim Dzong Una, zastępca szefa Sztabu Koreańskiej Armii Ludowej, gen. Kim Yong Bok. Koreańczycy mają nie tylko brać udział w bezpośredniej walce na lądzie, ale dostarczą także pilotów dla samolotów Su-25 i MIG-29. Oddziałom towarzyszą tłumacze i przydzieleni rosyjscy oficerowie łącznikowi. Wszystkie te informacje świadczą o kompleksowym podejściu Pjongjangu do wojny i chęci uczenia się na niej.

Stany Zjednoczone dały do zrozumienia, że wejście północnokoreańskich żołnierzy do walki, może skutkować m.in. zniesieniem restrykcji w używaniu zachodniej broni przez Ukraińców, a Korea Południowa oświadczyła, że rozważy zmianę polityki zakazu bezpośredniego eksportu uzbrojenia do państw objętych wojną, po to by wesprzeć Ukrainę. Według agencji Yonhap News, wysłannik Kijowa ma wkrótce rozmawiać na ten temat z władzami w Seulu.

Oto bowiem, wrogi Południu kraj może zacząć zdobywać doświadczenie bojowe w walce z armią przeszkoloną przez Zachód i wyposażoną w zachodnie technologie. Przetestuje swoje uzbrojenie, taktykę, a także pozna modus operandi przeciwnika. Dodatkowo, północnokoreańscy żołnierze samą swoją obecnością wpływają na układ sił w Europie, w sposób którego skutki trudno w pełni przewidzieć. Rosjanie nieoficjalnie sugerują, że interpretację o „obronie terytorium” można z powodzeniem rozszerzyć o cztery obwody anektowane przez Rosję na Ukrainie: doniecki, ługański, zaporoski i chersoński.

Kilka tysięcy żołnierzy nie wydaje się stanowić dużego zagrożenia, ale nie ma przecież pewności ilu ich jeszcze przybędzie? Odpowiedź wydaje się prosta, tylu ilu Kim Dzong Un zechce na prośbę Putina wysłać. Koreańska Armia Ludowa liczy 1.2 mln ludzi, przez co wysłanie nawet kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy na koszt Rosji, nie musiałoby stanowić wielkiego wyzwania. Taka liczba mogłaby już całkiem realnie wpłynąć na wydarzenia na froncie.

Co gorsza, w zamian za okazaną pomoc Rosja zerwała embargo rozwijając wymianę handlową i przekazując Kimom technologię wojskową, z której w przyszłości mogą zrobić śmiertelny użytek. Pjongjang zdobywa znaczne fundusze i bardzo cenne doświadczenie, dokonuje skoku technologicznego, który otworzy przed nim nowe możliwości zbrojnego działania, także w kosmosie. W zamian płaci tym, co jest na Północy najtańsze – życiem swoim obywateli, do którego dokłada miliony pocisków artyleryjskich. Z kolei Rosja zyskała kolejnego po Iranie sojusznika, bez którego kontynuowanie wojny stałoby się dlań niemożliwe.

Wreszcie, koreańscy żołnierze mają pomóc w tym, czego nie udało się na razie osiągnąć samym Rosjanom, czyli w odbiciu obwodu kurskiego. Nie chodzi tutaj o rosyjskiej umiejętności, tylko o fakt, że Putin nie chce odciągać sił z Donbasu, po to by wyzwalać Kursk. A te, które w obwodzie zgromadzono są niewystarczające. Problemu nie rozwiązują też poborowi, których wartość bojowa jest dyskusyjna, za to ofiary wśród nich powodują niezadowolenie społeczne. Koreańczycy mają więc wypełnić lukę, która pozwoli Putinowi jednocześnie „zjeść ciastko i je mieć”.

Bez pomocy zewnętrznej Rosja nie da sobie rady

Czy Rosja rzeczywiście potrzebuje wojskowego wsparcia Korei Północnej i Iranu? Odpowiedź brzmi – tak, szczególnie w zakresie dostaw amunicji.

Gdyby nie dostawy dronów Szahid z Teheranu, Rosjanie nie byliby w stanie z taką intensywnością nękać ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, której przeciążenie pozwala im na rażenie ukraińskiej infrastruktury energetycznej. Produkowane w Rosji pociski rakietowe są w obecnej chwili zużywane na bieżąco. Do przeprowadzenia dużego, skutecznego ataku, konieczne jest wielotygodniowe gromadzenie produkcji. W tym czasie to właśnie irańskie Szahidy odpowiedzialne są za utrzymanie presji. Według ukraińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tylko do połowy września 2024 roku nad Ukrainę wystrzelono ponad 8000 dronów tego typu, a przecież Teheran przekazał także kilkaset pocisków balistycznych krótkiego zasięgu Fateh-110.

Kluczowe znaczenie ma też pomoc Chin, które dostarczają nie tylko części i komponenty (np. łożyska i elektronikę), ale też maszynerię przemysłową, w tym obrabiarki czy tokarki, utrzymując tym samym rosyjskie zdolności w produkcji zbrojeniowej. A mówimy tylko o aspekcie związanym ze zdolnościami wojskowymi. Gdyby nie chińska pomoc, Rosja nie poradziłaby sobie ani gospodarczo, ani finansowo. Chińskie towary i pożyczki równoważą zachodnie sankcje. Wróćmy jednak do militariów i kluczowej kwestii amunicji.

Na początku obecnego etapu wojny, Rosjanie wystrzeliwali nawet 60.000 pocisków artyleryjskich na dobę. Pod koniec 2023 roku poziom ten spadł do 10.000-20.000 pocisków. Dzięki koreańskim dostawom, na wiosnę 2024 roku Rosjanie mogli okazjonalnie wystrzeliwać nawet do 70.000 pocisków dziennie, co przynosiło wymierne efekty na polu bitwy. W rosyjskiej doktrynie, im większa intensywność ostrzału, tym większa skuteczność działań ofensywnych, choć w niszczeniu umocnionych pozycji nieocenione są używane masowo lotnicze bomby szybujące KAB.

W lecie, wydatki amunicyjne spadły do poziomu ok. 45.000 pocisków na dobę, a na przełomie września i października ukraińskie drony zniszczyły kilka rosyjskich składów amunicji, przez co obecnie artyleria wystrzeliwuje jedynie do 30.000 pocisków na dobę (dane z raportu gen. Syrskiego i gen. Gawriliuka – widoczne na obrazku powyżej). Tym samym proporcje między stronami, spadły z rekordowych 1:8 na korzyść Rosjan, do raptem 1:2. Siły ukraińskie wystrzeliwują dziś ok. 15.000 pocisków artyleryjskich dziennie.

Utrzymanie ostrzału na poziomie 30.000 pocisków/dobę wymaga dostaw 11 mln pocisków rocznie. Rosyjskie zakłady produkowały przed wojną jedynie ok. 400 tys. pocisków kalibru 122 i 152mm rocznie. Obecnie, według szacunków estońskiego wywiadu, w 2024 roku produkowanych jest (łącznie z przywróconymi z magazynów) maksymalnie 4.5 mln sztuk amunicji artyleryjskiej wszystkich kalibrów, co wystarczyłoby na wykorzystanie 10.000-12.000 pocisków dziennie. Wydaje się, że jest to obecnie granica wydolności rosyjskiego przemysłu. To oznacza, że dla utrzymania intensywności ostrzału na poziomie 30.000, aż 6 mln pocisków musi pochodzić ze źródeł zewnętrznych. Pod warunkiem, że państwa te będą dysponować odpowiednimi zapasami, co wcale nie jest pewne.

Wysokość jednorazowych zachęt finansowych dla podpisujący kontrakty wojskowe z podziałem na regiony Rosji. Autor: Evgen Istrebin.

Do tego obrazu dodajmy jeszcze jedną perspektywę. Jak pokazują rosyjskie statystyki (podaję za: Evgen Istrebin), kilka miesięcy temu zaczęto radykalnie podnosić kwoty jednorazowych wypłat za podpisanie kontraktu wojskowego. Obecnie sięgają one nawet 2.5 mln rubli (ok. 26 tys. USD), przy średniej ok. 2.3 mln rubli dla wszystkich regionów. Dla porównania, jeszcze w czerwcu tego roku kwoty te oscylowały w granicach równowartości 10 tys. USD. To oznacza, że władzom coraz trudniej jest znaleźć chętnych do służby, tym bardziej że konkurencyjne stawki oferuje przemysł zbrojeniowy. Zakłady tego typu borykają się z dużym niedoborem specjalistów.

Jak podało BBC Russia, tylko między sierpniem a wrześniem przybyło 90.000 wakatów. Natomiast jeszcze w czerwcu, wicepremier Denis Manturow informował o brakach na poziomie 160.000 pracowników w przemyśle zbrojeniowym, choć jak zwraca uwagę Pavel Luzin (Jamestown Foundation) istnieją poważne przesłanki by twierdzić, że jest to liczba kilkukrotnie zaniżona. Brak ludzi przekłada się na permanentne ograniczenia w zdolnościach produkcyjnych. Nie chodzi tylko o niemożność ich zwiększenia, ale nawet utrzymania na stałym poziomie. W szerszym ujęciu, praca na trzy zmiany doprowadza do nadmiernej eksploatacji obecnie zatrudnionych specjalistów, którzy często zmuszani są do ciągłego brania nadgodzin i pracy w dni wolne. Przemęczeni, częściej popełniają błędy, obniża się ich jakość pracy.

To oczywiście i tak lepsze niż służba na froncie, stąd właśnie gwałtownie rosnące zachęty finansowe. Możemy tego nie zauważać w naszej infosferze, ale na rosyjskich forach panuje duże niezadowolenie z warunków służby, uniemożliwiania powrotu do cywila po wypełnieniu kontraktu, nieregularności wypłat, czy wreszcie zatrważającej skali strat, która przez władze maskowana jest klasyfikowaniem zabitych jako „zaginionych”, co zwalnia je z konieczności wypłaty rekompensaty rodzinie.

Skoro jest tak źle, to czemu idzie im tak dobrze?

W słowach Marka Rutte o rosyjskich trudnościach nie było przesady. Nie ulegajmy jednak widzeniu tunelowemu.

Przynajmniej od początku 2023 roku obie strony prowadzą wojnę na wyniszczenie, licząc że będą w stanie przetrzymać przeciwnika. W trzecim roku pełnowymiarowych działań ich wyczerpanie jest oczywiste, skutkujące okresowymi kryzysami. W tej chwili to Ukraina popadła w poważne tarapaty, za których główne źródło uważam zaangażowanie tzw. „czynników politycznych” w prowadzone działania wojskowe, oraz ich wcześniejsze zaniechania.

Błędna polityka kadrowa, wymuszanie decyzji decyzji na dowódcach, szukanie kozłów ofiarnych, brak koordynacji, nieumiejętne zarządzanie zasobami, wreszcie ewidentne błędy w dowodzeniu wprowadziły chaos w szeregach armii, która nadal boryka się z następstwami zbyt długo odwlekanej mobilizacji. To nie braki amunicyjne czy sprzętowe, ale błędna polityka pałacu prezydenckiego (tzw. „Bankowej”) doprowadziła do obecnego kryzysu (więcej o tym pisałem w artykule „Plan zwycięstwa”).

Niewesoła sytuacja w jakiej znajduje się Ukraina i powtarzające się codziennie informacje o kolejnych utraconych miejscowościach są do granic możliwości wykorzystywane przez rosyjską propagandę do budowy mitu niezwyciężonej armii i zbliżającego się nieuchronnie zwycięstwa. Gdyby jednak przełożyć ten obraz na konkretne liczby, wnioski nie będą już dla Kremla tak optymistyczne.

Zmiany linii frontu od 1 stycznia do 18 października 2024 roku. Opracowanie własne na mapie DeepState.

Według szacunków podawanych przez profil WarMapper, licząc od stycznia 2024 roku do początku października, wojska rosyjskie zajęły rozproszone skrawki terytorium o łącznej powierzchni 1560 km2 (w całym 2023 roku było to 518 km2). W październiku, głównie w wyniku skrócenia linii na kierunku Wuhłedaru, do tej liczby doszło jeszcze ponad 400 km2. Jednakże naniesione na mapę, zyski te są czasem trudne do zauważenia. Dla porównania, w szczytowym momencie siły ukraińskie zdobyły około 1200 km2 obwodu kurskiego, po miesiącu trwania operacji (obecnie jest to o 1/3 mniej). Tymczasem kontrolowany przez Ukrainę teren obwodu donieckiego liczy ponad 9200 km2.

Inaczej mówiąc, Rosjanie musieliby utrzymywać obserwowane obecnie tempo zdobywając minimum 500 km2 miesięcznie przez 18 kolejnych miesięcy, aby doprowadzić do zajęcia całości Donbasu. Chyba, że wcześniej doprowadzą do załamania się ukraińskiej armii i wyjdą na jej tyły, w tzw. przestrzeń operacyjną, do czego jak na razie nie doszło i na co się nie zapowiada.

Odbywający karę więzienia w kolonii karnej Igor Girkin, rosyjski nacjonalista, agent GRU oraz były minister obrony tzw. ługańskiej republiki opublikował w ostatnim czasie kilka listów, w których dzieli się refleksjami na temat stanu wojny. Myślę, że warto je pokrótce streścić.

Według niego, Rosja poniosła w tym roku strategiczną porażkę, utknęła w ofensywie na Charkowszczyźnie, a przy tym dopuściła do inwazji na obwód kurski, którego nie potrafi odzyskać mimo zaangażowania rezerw. Równolegle, Ukraińcy przetrwali najtrudniejszy okres, w którym brakowało im zarówno ludzi jak i amunicji (zima 2023/wiosna 2024 roku), udanie minimalizując straty terenowe i zachowując odwody operacyjne oraz wiarę w zwycięstwo. Rosyjskie postępy w Donbasie uznał za „całkiem spore” podkreślając jednak, że nie doszło do przerwania linii, a jedynie „odepchnięcia” przeciwnika dalej. Jego zdaniem potwierdza to tezę, że w obecnych warunkach Rosja nie jest w stanie całkowicie pokonać Ukrainy, jeśli nie zarządzi powszechnej mobilizacji i nie przystąpi tym samym do wojny totalnej.

Girkin ignoruje jednak fakt, że ogłoszenie mobilizacji oznaczałby wyrok śmierci dla rosyjskiej gospodarki. Niezależnie od jego pesymistycznych narzekań, ukraińskie deficyty są z powodzeniem wykorzystywane poprzez ustawiczny napór na wielu kierunkach równocześnie, tak aby przeciążać niewystarczająco nasyconą ludźmi obronę. Inaczej niż w przeszłości, powtarzane wciąż szturmy zaczęły przynosić efekty w postaci wypychania obrońców z pozycji. Pytanie jednak, jak długo stan ten da się utrzymać? Dla rosyjskiego dowództwa taktyka ta pozwala na wykazanie się przed przełożonymi i miarowe realizowanie nadrzędnego celu jakim jest zdobycie Donbasu. Dla żołnierzy jest to droga przez mękę, a dla przemysłu ogromne wyzwanie produkcyjno-logistyczne.

Koszt postępów

Tylko na kierunku pokrowskim, od początku szturmu na Awdijiwkę (czyli października 2023 r.), potwierdzone wizualnie straty w sprzęcie wyniosły: 1919 pojazdów po stronie rosyjskiej, wobec 393 po stronie ukraińskiej (dane za @Naalsio26 na dzień 18.10.2024). W tym po stronie Rosjan odnotowano 554 utracone czołgi i 1083 bojowe wozy piechoty. Podejrzewa się, że proporcjonalnie duże były straty ludzkie. Samo zdobycie Awdijiwki do końca lutego 2024 roku pochłonąć miało aż 15 tys. Rosjan. Po nieco mniej krwawych miesiącach letnich, straty osobowe odnotowane we wrześniu i październiku, należą do najwyższych od początku wojny.

Straty rosyjskie w sprzęcie na kierunku pokrowskim. Tabela opracowana przez użytkownika @Naalsio26. Źródło.

Szacunkowe dane dzienne podawane przez ukraiński Sztab Generalny regularnie sięgają zakresu od 1400 do 1700 zabitych i rannych Rosjan. Łącznie liczba ofiar przekroczyła już sumę 650 tys., co negatywnie przekłada się na rosyjskie społeczeństwo.

Oczywiście, można nie wierzyć tym raportom i uważać je za zawyżone. W takim przypadku z pomocą przychodzą źródła OSINT, które z wielką pieczołowitością codziennie przetwarzają terabity danych: nagrań, zdjęć, raportów, szumu informacyjnego na forach dyskusyjnych i doniesień bezpośrednio z linii frontu. Spójrzmy na niektóre z nich.

Statystyki prowadzone przez znanego z tworzenia map Andrew Perpetua na podstawie nagrań, udokumentowały 5952 zabitych Rosjan w ciągu 67 dni (do 28 października). Z kolei Jakub Janovsky (Oryx) w jednym z wpisów podsumował potwierdzone wizualnie straty w sprzęcie rosyjskim za 15 dni, które wyniosły: 54 czołgi, 57 wozów opancerzonych i 114 bojowych wozów piechoty. Nie ma w tych danych informacji o stratach eksploatacyjnych. W obu przypadkach bardzo łatwo wyciągnąć średnią dzienną, a następnie przemnożyć ją przez szacunkowe straty miesięczne lub roczne, weryfikując w ten sposób oficjalne raporty sztabu.

Straty rosyjskie potwierdzone wizualnie w ciągu 15 dni działań. Tabelka opracowana przez Jakuba Janovsky`ego. Źródło.

Bardzo interesujące są inicjatywy, które za pomocą zdjęć satelitarnych zliczają posowiecki sprzęt zgromadzony w rosyjskich bazach i niezadaszonych magazynach. Clément Molin podaje, że w stosunku do roku 2021 zostały one opróżnione ze wszystkich czołgów T-90 (wszystkie obecnie używane egzemplarze produkowane są na bieżąco). Niemalże wyczerpano też zapasy pozostałych nowocześniejszych lub dających się zmodernizować czołgów. W stanie w większości zdatnym do użycia po wykonaniu renowacji jest: 46 szt. T-80U/UD (24% stanu z 2021 r.), 183 szt. T-80B/BV (14%) oraz 418 szt. T-72B (47%). Natomiast w pozostałym zakresie, składowiska wypełniają w większości wraki czołgów T-72 Ural/A (1042 szt. – 91% ), T-64 (499 szt. – 89%), T-62 (1096 szt. – 59%) oraz T-54/55 (199 szt. – 64%).

Tylko niewielka część wymienionych maszyn starszego typu zostanie przywrócona do działania. Te będące w jako takim stanie zostały przywrócone w pierwszej kolejności. Pozostały głównie zardzewiałe skorupy, które trzeba odbudować od podstaw. Do wielu nie ma części, stąd z kilku różnych maszyn powstać może jedna, choć czasem i to nie będzie możliwe. Łącznie, w magazynach pozostaje średnio 55% stanu sprzed rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji. To ważne, ponieważ około 80% produkcji czołgów (~1000 sztuk rocznie) i transporterów opancerzonych (3000-4500 szt.) stanowi przywracanie pojazdów z magazynów głębokiego składowania. Ich wyczerpanie, gwałtownie zredukuje potencjał produkcyjny.

Stany magazynów głębokiego składowania 2021/2024 z podziałem na typ pojazdu. Tabelka opracowana przez Celementa Molin. Źrodło.

Nieco lepsza sytuacja jest w przypadku transporterów opancerzonych. Na froncie nadal dominują BMP-1/2, ale rośnie odsetek nowych BMP-3. Coraz częściej spotykane są transportery kołowe, wśród których prym wiedzie BTR-82 (za Richardem Verekerem). Nie brak jednak wyciąganych z magazynów starszych modeli, jak BTR-60/70. Ogólnie rzecz biorąc, produkcja tego typu pojazdów jest znacznie prostsza od czołgów, stąd proporcje strat, które na początku pełnoskalowej inwazji wynosiły 2 transportery na 1 czołg, obecnie urosły do 3.5 : 1.

Proporcja strat czołgów do transporterów opancerzonych/bwp. Wykres opracowany przez Richarda Verekera. Źródło.

Armia rosyjska w wymuszony sposób odchodzi od rozbudowanych jednostek pancerno-zmechanizowanych, w kierunku formacji piechoty z większym lub mniejszym komponentem zmechanizowanym (wozów bojowych). Stąd proporcjonalnie do częstotliwości użycia, coraz więcej strat notuje się w transporterach, a mniej w czołgach. Nowo formowane jednostki wyposażane są przede wszystkim w kołowe transportery opancerzone i ewentualnie niewielki komponent pancerny. Rośnie także liczba słabiej opancerzonych (lub nieopancerzonych) samochodów, busów, czy motocykli używanych jako zastępcze lub dodatkowe środki transportu.

Według danych potwierdzonych wizualnie przez serwis WarSpotter, Rosjanie utracili od początku pełnowymiarowej inwazji ponad 3000 czołgów, oraz ponad 6300 transporterów opancerzonych. Oryx podaje z kolei ponad 3500 czołgów, oraz ponad 9300 zniszczonych oraz zdobytych transporterów opancerzonych różnego typu.

Wyczerpaniu ulega też artyleria rakietowa. W stosunku do 2021 roku we wszystkich bazach pozostaje jedynie 16% wyrzutni BM-21 Grad (166 szt.), 12% BM-30 Smiercz (2 sztuki), oraz 43% BM-27 Uragan (171 szt.). Razem to 23% pierwotnego stanu (z opracowania @jonpy99).

Stany magazynów głębokiego składowania 2021/2024, artyleria rakietowa. Tabela autorstwa: @Jonpy99

Z kolei artylerią lufowa jest trudniejsza w szacowaniu jedynie na podstawie zdjęć satelitarnych. Nie pozwalają one na ocenę stanu technicznego (np. stan lufy). Według danych, w magazynach pozostaje jeszcze między 34% a 51% różnego typu armat i haubic holowanych (razem ponad 6000 szt.). Od samych Rosjan wiemy jednak, że intensywna eksploatacja (zużycie luf), czasem zła jakość amunicji i duże straty, powodują deficyty, które wypełniane są przez liczące ponad 80 lat modele D-1 czy tylko nieco młodsze D-74.

Można różnie podchodzić do interpretacji powyższych danych. Wielu komentatorów jest zdania, że rosyjskie magazyny ulegną wyczerpaniu w 2026 roku, inni sugerują wcześniejszy, lub późniejszy termin, zależnie od intensywności prowadzonych działań zbrojnych i zdolności przemysłu. Faktem jest, że wojna generuje określone koszty, które w dłuższej perspektywie zawsze okazują się trudne do utrzymania.

W miarę upływu czasu Rosjanie będą coraz bardziej uzależnieni od zewnętrznej pomocy, w tym także dostaw ciężkiej techniki wojskowej w postaci czołgów i transporterów. Te mogą się rozpocząć już w 2025 roku (od Korei Północnej i Chin).

Podsumowanie

Zacieśnianie rosyjsko-koreańskiej współpracy jest kolejnym sygnałem świadczącym o postępującej konsolidacji sojuszu: Iranu, Korei Północnej i Chin, ale jednocześnie potwierdza problemy jakie Federacja Rosyjska ma z dalszym prowadzeniem wojny (interesujący raport na ten temat opublikowało CSIS).

Oba państwa zyskują w swoich rachubach geopolitycznych. Koreańczycy z radością wychodzą z izolacji, a Rosjanie chętnie dokładają kolejny kamyczek do budowy nowego multipolarnego świata, konsolidując sojusz państw wrogich Zachodowi. To układ idealny dla obydwu stron, ale nie dla Korei Południowej i Japonii, które boją się o swoje bezpieczeństwo, ani dla Stanów Zjednoczonych i pozostałych indopacyficznych sojuszników, dla których wzmocnienie Pjongjangu może przełożyć się na układ sił w rywalizacji z Chinami.

Mimo istniejącej od dawna zależności geopolitycznej między Europą i Azją, po raz pierwszy jeden z azjatyckich przeciwników Zachodu dokonuje interwencji zbrojnej w Europie. Czy następnym krokiem będą dostawy ciężkiej techniki wojskowej? A co jeśli po północnych Koreańczykach pojawią się Chińczycy? Jaką przeciwwagę dla nich stanowić będą rozbrojone europejskie armie w grze o równowagę na kontynencie? Jak reagować będą państwa europejskie wobec potencjalnego konfliktu na Pacyfiku, jeśli północnokoreańskie wojska stacjonować będą na Ukrainie, czekając w gotowości by realizować wolę Pekinu?

Właśnie dlatego Zachód nie może sobie pozwolić na zignorowanie rosyjsko-koreańskiego sojuszu. Problem w tym, że pozostało mu niewiele narzędzi wpływu, poza względnie symetryczną reakcją militarną. Trudno mi jednak uwierzyć, że wysłanie regularnych jednostek zachodnich na Ukrainę byłoby dzisiaj politycznie możliwe. To się może zmienić w niedalekiej przyszłości, jednakże nie w trakcie powyborczej niestabilności wewnętrznej Stanów Zjednoczonych.

Co wobec tego można zrobić już teraz? Myślę, że można pokusić się przynajmniej o dwa działania.

Po pierwsze, tak jak zapowiada Waszyngton, znieść jakiekolwiek ograniczenia w używaniu zachodniego uzbrojenia przez SZU i zacieśnić egzekwowanie sankcji, szczególnie w przypadku kontroli tzw. „floty cienia”. Po drugie, zintensyfikować dostawy oraz znacząco zwiększyć liczbę zachodnich doradców i instruktorów działających na Ukrainie, po to by usprawnić ukraiński system szkoleń i dowodzenia. Podobne rozwiązania proponował kilka miesięcy temu prezydent Emmanuel Macron, co spotkało się z chłodnym przyjęciem części sojuszników. Dzisiaj mogą mieć inne zdanie.

Można jednak pójść jeszcze dalej. Za pomysł wart rozważenia uważam zorganizowanie zachodnich jednostek najemnych na wzór prywatnych „kontraktorów”, w tym szczególnie emerytowanych pilotów samolotów bojowych.

Wbrew kremlowskiej propagandzie, która aktywnie kolportowana jest także w polskiej infosferze, członkowie ukraińskich formacji międzynarodowych, jak np. Legionu Międzynarodowego, nie są najemnikami a wyłącznie ochotnikami, którzy biorą udział w wojnie na własne ryzyko, często z pobudek ideologicznych. Żołd w Legionie nie jest wysoki, stanowi równowartość ok. 1000 USD miesięcznie (dane z 2023 r.) i dla przeciętnego mieszkańca Zachodu, także Polaka, jest wręcz śmiesznie niski. Legioniści stanowią przypadkową grupę osób, cechują się zróżnicowanym poziomem przeszkolenia, oraz doświadczeniem bojowym.

Co więcej, dopiero w ostatnim czasie prezydent Zeleński podpisał nowelizację, dzięki której obcokrajowcy mogą zajmować stopnie oficerskie w Legionie. Dotąd, dowodzeniem zajmowali się wyłącznie Ukraińcy. A problem polega na tym, że w SZU brak nie tylko dobrych oficerów, ale także wysokiej klasy specjalistów. Niekoniecznie tylko w wojskach lądowych. W lotnictwie najbardziej brakuje doświadczonych pilotów dla samolotów F-16, a wkrótce dojdzie problem obsługi kolejnego typu maszyn, francuskich Mirage-2000-5.

Ukraiński samolot F-16 na płycie lotniska. Kadr z filmu opublikowanego przez President.gov.ua

Zatrudnienie lub powołanie prywatnych firm, które byłyby opłacane z zachodnich pieniędzy za pośrednictwem Kijowa, stanowi w tej sytuacji dogodne rozwiązanie. Nie będzie bezpośrednim zaangażowaniem regularnych zachodnich jednostek, nie uczyni więc z państw sponsorów strony konfliktu. Tego typu oddziały były wielokrotnie wykorzystywane w przeszłości. Nawet przez samą Rosję, za pośrednictwem tzw. grupy Wagnera i jej podobnych.

Gdyby jeszcze równolegle udało się przekonać do działania Koreę Południową, która mogłaby w istotnym stopniu doposażyć ukraińską armię (np. posiadanym posowieckim sprzętem i amunicją), wszystkie te działania mogłyby doprowadzić do znacznej poprawy położenia w jakim znajduje się Kijów.

Paradoksalnie, w opisanym powyżej kontekście, włączenie się Korei Północnej w działania zbrojne, może być dla Ukrainy zbawienne.

Materiały:

Transkrypcja wypowiedzi Marka Rutte:
https://www.nato.int/cps/en/natohq/opinions_230105.htm
Raport estońskiego wywiadu:
https://raport.valisluureamet.ee/2024/en/1-russian-armed-forces-and-the-war-in-ukraine/1-3-russian-military-industry/
Analiza rosyjskiego rynku pracy:
https://www.bbc.com/russian/articles/cd6qndy200xo
Raport na temat sojuszu Rosji, Chin, Korei Płn i Iranu
https://www.csis.org/analysis/collaboration-price-russian-military-technical-cooperation-china-iran-and-north-korea

jednorazowe wypłaty za podpisanie kontraktu:
https://x.com/evgen1232007/status/1850051848192823517
straty na kierunku pokrowskim:
https://x.com/naalsio26/status/1848523269780955537
straty ludzkie w ciągu 67 dni:
https://x.com/AndrewPerpetua/status/1850900443011887414
straty sprzętowe w ciągu 15 dni:
https://x.com/Rebel44CZ/status/1849118555737854310
stany magazynowe – czołgi i bwp:
https://x.com/clement_molin/status/1850170412623122593
stany magazynowe – artyleria:
https://x.com/Jonpy99/status/1845519871859437851
statystyki transportery opancerzone:
https://x.com/verekerrichard1/status/1850158615098786294/
lista strat potw. wizualnie – WarSpotter
https://ukr.warspotting.net/search/?belligerent=2&weapon=1
lista strat potw. wizualnie – Oryx
https://www.oryxspioenkop.com/2022/02/attack-on-europe-documenting-equipment.html


Strona Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę:

buycoffe.to/globalnagra 

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *