Incydent
Nasilają się działania w szarej strefie konfliktu między Federacją Rosyjską, a Zachodem. To znak czasów i nowa normalność. Dramat, który w maju rozegrał się nad białoruskim niebem jest tego najlepszym przykładem.
26-05-2021
Spis treści:
Feralna podróż
To miał być zwykły lot pomiędzy Atenami a Wilnem. Boeing 737 linii lotniczych RyanAir numer RYR1TZ / FR4978 wystartował z Grecji ok. 7.30 rano (23 maja 2021 r.), by po nieco ponad dwóch godzinach dotrzeć na Litwę. W ostatniej fazie podróży, gdy samolot przelatywał nad terytorium Białorusi, z pilotami miało skontaktować się białoruskie centrum kontroli lotów, które poinformowało ich o możliwej bombie znajdującej się na pokładzie. Kontrolerzy nalegali by samolot jak najszybciej wylądował na lotnisku w Mińsku. Według doniesień, do lotu poderwano uzbrojony myśliwiec MiG-29. Rozmówcy sugerowali pilotom, iż w razie niepodporządkowania się nakazowi, Boeing może zostać zestrzelony. Mimo, że do docelowego Wilna zostało ledwie kilka minut lotu, piloci skierowali się ku odległemu o 160 km lotnisku w białoruskiej stolicy. Po lądowaniu, wszystkich pasażerów poproszono o opuszczenie pokładu. Ich bagaże szczegółowo przeszukano, a dwoje z nich zostało zatrzymanych. Po kilku godzinach, reszta pasażerów wróciła na pokład a samolot odleciał do Wilna.
Roman Protasiewicz (26 lat) jest jednym z założycieli bardzo popularnego, opozycyjnego kanału informacyjnego Nexta, który walnie przyczynił się do animowania zeszłorocznych białoruskich protestów wyborczych. Do niedawna pełnił funkcję redaktora naczelnego serwisu. Z obawy o swoje życie i zdrowie uciekł z Białorusi do Polski gdzie oczekiwał na azyl. To właśnie jego aresztowano na mińskim lotnisku. Drugą osobą była towarzysząca mu dziewczyna (Sofia Sapieha – obywatelstwa rosyjskiego). Jeszcze gdy samolot zmieniał kurs, działacz miał prosić załogę RyanAir by tego nie robiła, ponieważ na Białorusi grozić mu będzie kara śmierci. Mińsk uznał Nexta za organizację terrorystyczną, co w skrajnym przypadku pozwalałoby sądzić Protasiewicza za terroryzm. Rzeczywiście, już nazajutrz w sieci pojawiło się nagranie, na którym posiadający obrażenia twarzy zatrzymany informuję o tym, że jest w dobrym zdrowiu i współpracuje z władzami, przyznając się do organizacji protestów. Publikacja miała prawdopodobnie przeciąć spekulacje na temat samopoczucia chłopaka. Pojawiały się plotki, że znajduje się on w stanie krytycznym w jednym ze szpitali. Powodem miało być serce. Informacja ta była o tyle szokująca, że ledwie kilka dni wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach miał umrzeć inny uwięziony opozycjonista, Witold Aszurak.
Operacja służb
Wygląda na to, że cała operacja służyła wyłącznie uprowadzeniu opozycjonisty znajdującego się (jak cała Nexta) na szczycie listy wrogów białoruskiego reżimu, choć w chwili publikacji nie można było jeszcze ustalić dokładnego jej przebiegu. Zarówno służby rosyjskie jak i białoruskie kategorycznie zaprzeczają jakoby samolot wylądował w Mińsku wskutek ich działania. Mimo to, wiadomo wystarczająco wiele, by móc poczynić powyższe założenie.
Bomby oczywiście nie znaleziono i choć władze starały się zachować wszelkie pozory (na lotnisku obecna była straż pożarna i lekarze ratownicy), zadbać o odpowiednią przykrywkę (kolejnego dnia zatrzymano i przeszukano inny samolot, tym razem Lufthansy) i bezpośredni powód tej niezwykłej interwencji (wiadomość e-mail rzekomego autorstwa Hamasu), to ich narracja została całkowicie odrzucona nie tylko przez opinię publiczną i państwa Zachodu, ale nawet rosyjskie media.
Prócz dwojga zatrzymanych, według doniesień zachodnich mediów na pokład nie wróciło też czterech (lub trzech) innych pasażerów, wszyscy z obywatelstwem rosyjskim. Te same źródła twierdzą, iż mieli oni wszcząć awanturę na pokładzie, domagając się lądowania w Mińsku. Rosyjski MSZ zaprzeczył by jacykolwiek inni pasażerowie poza zatrzymanymi nie wsiedli ponownie do samolotu. Według niego samego, Protasiewicz miał być śledzony jeszcze w Atenach, gdzie nieznany mu człowiek próbował zrobić zdjęcie jego dokumentów na chwilę przed odprawą. Opozycjonista przebywał w Grecji, ponieważ ledwie tydzień wcześniej była tam Swietłana Cichanouska wraz z grupą współpracowników (na Delfickim Forum Ekonomicznym), która wróciła na Litwę tą samą trasą, tyle że wcześniej. W jej przypadku miało dojść do pomyłki z biletami i ostatecznie cała grupa poleciała innym lotem niż pierwotnie zakładano. A pomyłka polegać miała na tym, że rezerwacja została podmieniona na taką, której lotniskiem docelowym był Mińsk. Winą obarczono błąd systemu, ale w kontekście późniejszych wydarzeń należy odrzucić tutaj wszelką przypadkowość (z kolei inna wersja wspomina o awarii samolotu).
Całą operację dobrze przygotowano. Opozycjonistę obserwowano i nim wsiadł na pokład, potwierdzono jego tożsamość. Jeśli podane wyżej informacje się potwierdzą, to razem z nim poleciało zabezpieczenie ( 3-4 ludzi), dokładnie w taki sam sposób jak kiedyś w przypadku śledzenia Aleksieja Nawalnego. Samolot leciał nad terytorium Białorusi przez zaledwie kilkanaście minut. Nie zatrzymano go blisko granicy polsko-białoruskiej, prawdopodobnie dlatego, że nasz kraj posiada siły powietrzne, które mogłyby błyskawicznie (z bazy w Mińsku Maz. lub Malborku) zareagować na ewentualny, wysłany przez załogę komunikat SOS. Lot na granicę zająłby naszym myśliwcom ledwie kilka minut, w ciągu których piloci objęliby zasięgiem rakiet domniemanego białoruskiego MiGa dając już jakiś punkt oparcia cywilnej jednostce. Przepisy mówią, że w przypadku zagrożenia pilot powinien skierować samolot ku najbliższemu lotnisku. Litwa nie ma lotnictwa bojowego, a misja Baltic Air Policing pełniąca dyżur w tym regionie ochrania przestrzeń powietrzną trzech państw, w tym nie tylko nad lądem ale i morzem. Czyni to relatywnie niewielkimi siłami. Ewentualne ich użycie byłoby zaś skomplikowane. BAP nie podlega pod litewskie dowództwo, a sytuacja była na tyle niejasna, że wymagałaby wieloszczeblowego procesu decyzyjnego. Tymczasem pilot Boeinga 737 RyanAir miał najwyżej kwadrans na rozmyślania (według transkrypcji rozmowy z kontrolą lotów), przy czym znajdował się nad terytorium Białorusi, a więc w jurysdykcji jej władz. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, Mińsk mógł zmusić samolot do lądowania, gdyby informacja o bombie była prawdziwa (a nie sfabrykowana, co z kolei narusza konwencję montrealską – więcej o tym w komentarzu dr M. Piątkowskiego). Dlatego, mimo że wileńskie lotnisko było najbliższym dostępnym, poddał się presji i zawrócił w kierunku Mińska. Informacja o bombie, tak jak i domniemana groźba zestrzelenia mogła być blefem, ale pomijając już sytuację prawną, odpowiadał przecież za życie i zdrowie przeszło 130 osób, stąd nie zdecydował się na podjęcie ryzyka.
Eksperci zwracają uwagę, że białoruskie służby nie posiadają ani doświadczenia, ani faktycznych możliwości przeprowadzania takich operacji w Europie (brak ambasady w Grecji, to także brak podstawy operacyjnej). Co innego służby rosyjskie. Moskwa w dużym stopniu kontroluje wszelkie działania białoruskiego KGB, dlatego wątpliwe by Łukaszenka działał bez porozumienia z Kremlem.
Reakcje
Działania Mińska spotkały się z natychmiastowym potępieniem międzynarodowej opinii publicznej oraz władz państw europejskich. Premier Morawiecki określił incydent jako „akt państwowego terroryzmu”, takich samych słów użyła premier Litwy. Podobnie reagowali inni politycy używając miana „piractwa powietrznego” (takiego sformułowania użyła linia RyanAir). Traf chciał, że następnego dnia odbyć miał się szczyt Rady Europejskiej, po raz pierwszy od dawna w formule osobistego spotkania. Jego najważniejszymi punktami miało być omówienie relacji z Rosją i Białorusią. Jeszcze zanim politycy 27 państw skończyli obrady, pojawiły się wezwania do uniemożliwienia liniom Belavia (państwowemu przewoźnikowi) lotów do lub nad terytorium Unii Europejskiej, a kilka linii lotniczych przestało latać nad Białorusią (m.in. LOT, WizzAir, AirBaltica). W późniejszym czasie słowa potępienia wyraził też szef NATO i administracja USA. Jednakże od początku jasne było, że Europa będzie musiała poradzić sobie z tym wyzwaniem samodzielnie. A Łukaszenka nie zamierzał odpuszczać.
Na wieść o tym, że burmistrz Rygi, w której rozgrywane były hokejowe mistrzostwa świata, w geście solidarności wciągnął na maszt białoruską flagę biało-czerwono-białą zamiast państwowej zielono-czerwonej, wydalił wszystkich łotewskich dyplomatów łącznie z ambasadorem. Emocje sięgały więc zenitu, a Europa musiała pokazać jedność.
To się w zasadzie udało. Wbrew pesymistycznym przewidywaniom, 27-ka podjęła jednomyślną decyzję po kilkugodzinnych obradach, na których z obawy o możliwość wniesienia podsłuchu, wykluczono wszystkie nieautoryzowane urządzenia elektroniczne (głównie telefony). Po raz kolejny ton odpowiedzi wobec wydarzeń na wschodzie nadały Polska i Litwa. Postanowiono wstrzymać realizację specjalnego funduszu gospodarczego w wysokości 3 mld euro, przygotowywanego specjalnie dla Białorusi. Podjęto decyzję o nałożeniu kolejnych sankcji osobowych na funkcjonariuszy reżimu oraz, co stanowi novum, gospodarczych. Postanowiono zablokować możliwość lotów linii Belavia nad Unią Europejską, oraz wykluczyć latanie linii europejskich nad Białorusią (z którego to tytułu kraj pobiera profity). Wezwano także do zwolnienia więźniów politycznych i międzynarodowego śledztwa pod egidą ICAO (Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego). Podobny zakaz lotów wydała też Ukraina. To sporo, zważywszy że biurokratyczny europejski moloch znany jest ze swoich nieadekwatnych, słabych i powolnych reakcji na wszelkie naruszenia porządku międzynarodowego wyrażanych zazwyczaj w komunikatach o „poważnym zaniepokojeniu”, które dawno już przestały być śmieszne, a stały się żenujące. Tym razem, trochę z przypadku, udało się zareagować wręcz błyskawicznie. Stało się tak, ponieważ o kolejnych etapach sankcji rozmawiano już od jesieni 2020 r. i były one niejako na podorędziu. Wszyscy spodziewali się eskalacji napięć, toteż zawczasu przygotowano odpowiednie dokumenty. Naturalnie, wprowadzenie sankcji wymagać będzie jeszcze wzmożonych działań urzędniczych zarówno na poziomie europejskim jak i poszczególnych państw, a także wzajemnej koordynacji. Stąd nie podano od razu szczegółów, te mają być jeszcze dopracowane. Miejmy nadzieję, że proces ten zakończy się bez większych przeszkód w najkrótszym możliwym terminie.
Tymczasem indywidualne działania mogą podejmować poszczególne państwa. Ponieważ zatrzymana maszyna zarejestrowana była przez polską spółkę-córkę RyanAir, posiadała polski numer w rejestrze „SP”, krajowa prokuratura wszczęła śledztwo ws. „użycia podstępu i groźby w celu przejęcia kontroli nad statkiem powietrznym oraz pozbawienia wolności jego pasażerów” (czyny z art. 166 par. 1 i art. 189 par. 1 Kodeksu Karnego). Zawiadomienie z podobnego artykułu złożyła w wileńskiej prokuraturze organizacja Reporterzy Bez Granic. Dodatkowo, na mocy konwencji chicagowskiej, Polsce przysługuje prawo dochodzenia roszczeń przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. Z kolei Szwedzka Agencja Gwarancji Kredytowych (EKN) podała, że rezygnuje z udzielenia gwarancji na zakup przez Białoruś dwóch turbin gazowych, z uwagi na łamanie praw człowieka.
Spodziewam się kolejnych działań wymierzonych w białoruski reżim. Od pewnego czasu polskie służby przechwytują zwiększoną ilość nieoclonych transportów papierosów, z których produkcji Mińsk czerpie pokaźne zyski (cztery takie zakłady leżą tuż za polską granicą), ale nasze działania muszą iść dalej. Nie chodzi tylko o uderzenie w reżim. Priorytetem powinno być zapewnienie bezpieczeństwa białoruskim opozycjonistom przebywającym na terenie Rzeczypospolitej ponieważ na szali leży wiarygodność naszego kraju jako bezpiecznej przystani dla prześladowanych sąsiadów.
Szerszy kontekst
O co chodzi w tej całej aferze?
Bez wątpienia Aliksander Łukaszenka potrafi reagować bardzo emocjonalnie, co wielokrotnie udowodnił. Tak duża operacja mająca pochwycić, któregoś z jego przeciwników politycznych, będąca niczym więcej niż kosztownym aktem zemsty jest w tym kontekście prawdopodobna. To jednak na pewno ani nie jedyna, ani nie najważniejsza przesłanka.
Wyłapywanie opozycjonistów, ich zastraszanie i mordowanie, należy do standardowego zestawu działań tak władz białoruskich, jak i rosyjskich. Służy przecież nie tylko pognębieniu schwytanej jednostki, ale przede wszystkim jako przestroga dla pozostałych. Zaczyna się wiosna, a z nią rośnie prawdopodobieństwo wybuchu kolejnej fali protestów antyrządowych. Szczególnie, że sytuacja gospodarcza Białorusi ulega stałemu pogorszeniu. Rewolta białoruskiego społeczeństwa byłaby dużym zagrożeniem także dla sytuacji społecznej w Federacji Rosyjskiej (o czym pisałem w „Obywatel Nawalny”). Z tego powodu, na wiosnę tego roku reżim wprowadził prawo pozwalające na używanie ostrej amunicji wobec demonstrantów. To także dlatego aresztowano działaczy polskiej mniejszości (m.in. Olgę Borys i Andrzeja Poczobuta), dziennikarzy Biełsatu i z tej samej przyczyny wszczęto postępowanie karno-skarbowe wobec serwisu TUT.BY. Rewizje, konfiskaty i aresztowania praktycznie uniemożliwiły jego dalsze działanie.
Jednocześnie jednak, Łukaszenka jest figurą w grze pomiędzy Rosją a Zachodem. W połowie czerwca ma dojść do spotkania prezydentów Bidena i Putina w szwajcarskiej Genewie. Kilka dni przed opisywanym incydentem lotniczym amerykańska administracja ostentacyjnie zawiesiła obowiązywanie sankcji wobec inwestycji NordStream 2 umożliwiając tym samym jej rychłe dokończenie. Zrobiono to zresztą w iście ekwilibrystyczny sposób, najpierw nakładając je na konsorcjum odpowiedzialne za budowę struktury – firmę Nordstream 2 AG i jej prezesa Matthiasa Warniga, a następnie zawieszając ich stosowanie. Takie działanie było niejako wymuszone nieprzejednaną postawą Niemiec, z którymi Waszyngton chce odbudować relacje, oraz chęcią stworzenia odpowiednich warunków do wspomnianych amerykańsko-rosyjskich rozmów. W tym kontekście uprowadzenie Romana Protasiewicza należy traktować jako kremlowskie sygnalizowanie, że Białoruś ma pozostać w rosyjskiej strefie wpływów. To bardzo ryzykowna gra administracji Bidena, która naraża na szwank swoją wiarygodność. Co prawda, gazociąg jest już niemal ukończony, a jego eksploatację można z powodzeniem utrudnić na późniejszym etapie np. nie dopuszczając do certyfikacji, ale sukces od porażki dzieli w tej chwili bardzo cienka linia. Jeśli Rosja nie wycofa się ze swoich działań, a Amerykanie nie zareagują odpowiednio ostro, cały system sojuszy w Europie Środkowo-Wschodniej może się z hukiem zawalić.
Nauczeni gorzkim doświadczeniem pamiętamy przecież, że okazanie wyrozumiałości wobec rosyjskich agresji lub operacji specjalnych, zawsze kończy się kolejną eskalacją. Tylko w ostatnich tygodniach doszło do ujawnienia sabotażu składów amunicji w Czechach i Bułgarii, a także straszenia Ukrainy nową wojną i zablokowania Cieśniny Kerczeńskiej. Wcześniej mieliśmy ataki cybernetyczne, próby otrucia oraz przygotowania do przewrotu. Teraz możemy do tego zestawu dołożyć jeszcze nieformalny akt piractwa wobec cywilnego statku powietrznego, a to na pewno nie koniec. Brak wsparcia Amerykanów przy odpieraniu tej agresji, musi być uznany za ich désintéressement, brak zainteresowania regionem, a to z kolei nakaże państwom CEE poszukiwać bliższych relacji na innych kierunkach, kosztem amerykańskich interesów gospodarczych.
Marek Budzisz zwraca w swoim tekście uwagę, że mogła to być demonstracja także innego rodzaju. W sierpniu zeszłego roku głośnym echem odbiła się operacja służb specjalnych USA, Ukrainy i Turcji, której celem było schwytanie grupy rosyjskich najemników biorących udział w wojnie w Donbasie. Plan tamtej akcji był podobny. Siedzący na pokładzie cywilnego samolotu najemnicy mieli lecieć nad terytorium Ukrainy, a informacja o ładunku wybuchowym miała zmusić pilotów do lądowania na miejscowym lotnisku gdzie zostaliby aresztowani przez Ukraińców. Plan ten udaremniła prawdopodobnie zdrada w ścisłym otoczeniu prezydenta Zełenskiego, a sam Aliksander Łukaszenka natychmiast nakazał aresztowanie całej grupy jeszcze przed wylotem z Białorusi. Przekazanie tych ludzi Moskwie posłużyło później jako gest dobrej woli w relacjach z Władimirem Putinem.
Szara strefa
Niezależnie od tego, kto kogo wykiwa w Genewie i jak zakończy się ta próba nowego podziału wpływów, jedno jest pewne. Toczy się wielka, niewypowiedziana wojna gdzieś między pokojem a regularnym konfliktem zbrojnym. Na porządku dziennym są zabójstwa, porwania, podpalenia, sabotaże i ataki cybernetyczne. Celem stają się pojedynczy ludzie, instytucje, albo infrastruktura. Zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami, to starcie w szarej strefie będzie się nasilać. Zmuszenie do lądowania rejsowego samolotu i porwanie znienawidzonego opozycjonisty to tylko jego najnowszy epizod, ale nie jedyny. Pamiętajmy, że wydarzenia te będą ulegać kumulacji przynajmniej do jesieni tego roku.
Moją podejrzliwość wzbudziły ostatnio następujące po sobie awarie elektrowni Bełchatów, najpierw uszkodzenie stacji rozdzielczej, następnie pożar taśmociągu transportującego węgiel. Podobno nieszczęścia chodzą parami, a wypadki się zdarzają. Niemniej, unieruchomienie jednej z największych elektrowni w kraju, pokrywającej nawet 20% rynkowego zapotrzebowania musi zastanawiać. Wydane kilka dni później skandaliczne postanowienie zabezpieczające sędzi TSUE nakazujące natychmiastowe wstrzymanie wydobycia węgla dla elektrowni Turów, tylko pogłębiło moje obawy. Niedobory spowodowane unieruchomieniem dwóch tak dużych elektrowni naraz byłyby nie do zrekompensowania.
Tak na marginesie warto dodać, że niefrasobliwość i zaniechanie staje się równie poważnym zarzutem, co celowy sabotaż. A najgorzej gdy oba idą w parze. Czeski pozew do TSUE był bowiem całkowicie przewidywalny, szczególnie że strona polska nie wykazała wystarczającej atencji w adresowaniu obaw sąsiadów. Jednak jego nałożenie się na awarię w Bełchatowie stanowiło realne zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego państwa polskiego, na które nie możemy sobie pozwolić.
Do rozważenia pozostaje jeszcze jedna kwestia. Nawet gdyby udało nam się zbudować wysoką odporność na zagrożenia typu hybrydowego i poprawić sprawność reakcji, nadal pozostajemy bezwolnym obiektem ataku, niezdolnym do odpowiedzi. Największym dylematem pozostaje więc pytanie jak na takie sytuacje reagować? Co bowiem można zrobić by przekonać przeciwnika, że sabotaże, porwania obywateli lub samolotów są dla niego nieopłacalne?
Społeczność międzynarodowa, czy mechanizmy prawne nie dają na to pytanie wystarczającej odpowiedzi. Nie wtedy gdy kwestionowany jest globalny ład. Są potrzebne, ale konsensus rodzi się w bólach, a prawo bywa mało szczegółowe i pełne luk. Stąd każde z państw musi polegać głównie na sobie. Trudno jednak o pełną symetryczność. Nikt nie będzie przecież porywać białoruskich samolotów lub podpalać rosyjskich elektrowni. Opcji jest jednak kilka, a najciekawszą ripostą wydaje się retorsyjny atak cybernetyczny. Z natury rzeczy pozostaje on idealnym sposobem działania. Sprawców trudno jest namierzyć, a efekty ich pracy mogą powodować duże straty u przeciwnika. Nad takimi zdolnościami pracuje nie tylko NATO, ale też szereg państw członkowskich. Nie jest przecież żadną tajemnicą, iż Rosja, Chiny, Izrael czy Korea Północna od dawna używają ofensywnych środków informatycznych i pozostają w tym zakresie całkowicie bezkarne.
Tymczasem w poruszanej dzisiaj sprawie, wachlarz pozostałych Polsce indywidualnych działań nie uległ jeszcze wyczerpaniu. Z pojawiających się sugestii najlepsze wydaje się już stosowane – kontrolowanie przemytu papierosów, ale duże znaczenie miałoby też dywersyfikowanie dostaw oleju napędowego na Ukrainę, która ponad 40% zapotrzebowania pokrywa właśnie z Białorusi. Ważne jednak by równolegle z tą polityką, z odpowiednią atencją traktować białoruską diasporę, tym bardziej, że po początkowych deklaracjach nasze władze zdają się zapominać o przybywających do Polski uciekinierach z Białorusi. A ci mają duże problemy z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości. Traktowanie sprawy po macoszemu jest marnowaniem okazji do budowy polskiego soft power, o którym tyle razy już pisałem na niniejszych stronach. Dobre relacje jakie zbudowaliśmy z białoruskim społeczeństwem są w tej chwili jednym z podstawowych zasobów prowadzenia polityki wschodniej, oraz fundamentem pod przyszłe relacje, gdy nieubłagana biologia lub wiatry historii w końcu zmiotą Aliksandra Łukaszenkę z tronu.
Niniejsza strona jest utrzymywana z wpłat darczyńców i dzięki wsparciu Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ.
https://patronite.pl/globalnagra
Materiały:
http://obserwatormiedzynarodowy.pl/2021/05/26/akt-terroryzmu-panstwowego-czy-wykonywanie-suwerennych-uprawnien-panstwa-terytorium-wydarzenia-z-minska-w-swietle-prawa-miedzynarodowego-analiza/
https://naviny.online/new/20210525/1621954145-v-polshe-zaderzhali-novuyu-partiyu-kontrabandnyh-belorusskih-sigaret?utm_source=dlvr.it&utm_medium=twitter
https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-05-20/nord-stream-2-ag-wylaczone-spod-amerykanskich-sankcji
https://www.themoscowtimes.com/2021/05/24/pressure-mounts-for-action-over-belarus-forced-landing-a73985
https://energetyka24.com/ukrainie-grozi-niedobor-oleju-napedowego-winni-rosjanie-i-bialorusini
https://wpolityce.pl/swiat/552164-jak-naciskac-na-minskrefleksje-po-porwaniu-samolotu-ryanair
7 komentarzy
JSC · 2021-05-27 o 13:25
Sądzę, że na europejskim niebie będzie niezłe zamieszanie, które może mieć reperkusje takie jakie miała ostatnio blokada Kanału Sueskiego. O to moje przesłanki:
– Jeśli Belavia zbankrutuje to Rosjanie przejmą ją za bezcen i to razem z jej bazą operacyjną (to może nie od razu, ale to wydaje się nieuniknione)
– Rosjanie de facto zmonopolizują białoruskie niebo, bo Chińczycy są daleko i raczej zadowolą się jakimiś sztucznymi międzylądowaniami w białoruskich aglomeracjach
– o ile na ruchu wschód-zachód nie będzie dramatycznych zawirowań to na linii Skandynawia + Pribałtika – Ukraina i dalej w kierunku Afryki czy Bliskiego Wschodu to rosyjskie linie przechwytują konkretny kawał hubu… bo ile z loty z Finlandii i część Łotwy i Estonii mogą łatwo oblecieć Białoruś nad Rosją to loty nad Polską będą wyraźnie droższe co spowoduje przejęcie tego tranzytu przez linie rosyjskie
Suma summarum to daje Putinowi prezent jakich mało… a do tego akurat w epoce postCOVID’a.
(…)Największym dylematem pozostaje więc pytanie jak na takie sytuacje reagować? Co bowiem można zrobić by przekonać przeciwnika, że sabotaże, porwania obywateli lub samolotów są dla niego nieopłacalne?(…)
Tu pozwolę sobie wrzucić link do bloga zwolenników utworzenia polskich firm najemniczych… https://bezpieczenstwoistrategia.com/dlaczego-polska-potrzebuje-wlasnej-grupy-wagnera-i-legii-cudzoziemskiej/
Filip Dąb-Mirowski · 2021-05-27 o 14:10
Belavia nie ma specjalnej wartości dodanej dla Aeroflotu w rozumieniu połączeń. Można ją wykupić za grosze (głównie chodziłoby o samoloty), a później AF stałby się monopolistą. Ciekawsza wydaje mi się inna reakcja Moskwy. Już drugi raz (po wczorajszym przypadku) zablokowano przelot samolotu linii AirFrance relacji Paryż-Moskwa. Powodem miało być omijanie Białorusi. Taki komunikat – albo przez BY albo w ogóle 🙂
JSC · 2021-05-27 o 14:19
(…)Już drugi raz (po wczorajszym przypadku) zablokowano przelot samolotu linii AirFrance relacji Paryż-Moskwa. Powodem miało być omijanie Białorusi. Taki komunikat – albo przez BY albo w ogóle (…)
Ostro pogrywają… jak tak dalej pójdzie to lwia część ruchu Europa-Rosja będzie musiała zejść na ziemię.. strach się bać.
Filip Dąb-Mirowski · 2021-05-27 o 14:28
Ciekawe jest to, że na „ofiarę” wybrano akurat francuską linię. Co prawda wczorajsze zawrócenie Belavii, które nie wpuszczono do PL wzięło się właśnie z tego powodu, że przestrzeń pow. zamknęła Francja, ale jest tu chyba drugie dno. Moskwa zaczyna się irytować na ostatnią retorykę Macrona, nieco bardzo sceptyczną wobec Rosji.
JSC · 2021-06-01 o 19:27
Chyba faktycznie Putinowi marzy się żelazna kurtyna, dzisiaj samolot z kolejnym opozycjonistą został zmuszony zrobić roll back na lotnisku w Sankt Petersburgu.
RafalU · 2021-05-26 o 11:20
bardzo fajny artykuł – przeczytałem z uwagą…
1. bardzo mało istotny drobiazg: zarówno litwa jak i grecja należą do strefy schengen, na tym locie nie było odprawy paszportowej
2. ciekawa koncepcja polskiego ataku cybernetycznego… do tego akurat polacy byliby zdolni, i jeśli tylko odpowiednie służby zaczęłyby działać, stworzenie jednostki ofensywnej (a nie tylko defensywno-analitycznej) zajęłoby pewnie rok czy dwa… bardzo ciekawy temat… myślę, że portal niebezpiecznik pokazywał niejednokrotnie w podcastach i wywiadach, że ma kontakty w służbach… jeśli na coś takiego się zapowiada – oni na pewno wiedzą… sugeruję poszukanie kontaktów 😉
Filip Dąb-Mirowski · 2021-05-26 o 11:43
pkt 1 – faktycznie, chociaż z jakiegoś powodu miał je w ręku, zostawię „odprawy” 😉 pkt 2 – takie dyskusje już trwają, a cyber.mil.pl chyba buduje te zdolności (mam nadzieję), kwestia woli politycznej