Fatalny błąd Putina

Biały Dom zmienia nastawienie wobec Rosji, porzucając nieskuteczną politykę ustępstw na rzecz wielopłaszczyznowej presji. Nowy etap otwiera okno możliwości dla Ukrainy i przywraca nadzieję na zmianę obecnej trajektorii wojny.
14-07-2025
Spis treści:
1. Kremlowskie ambicje
2. Sytuacja na froncie
3. Problemy finansowe Rosji
4. Anatomia przełomu
5. Podsumowanie
Władimir Putin z uporem odmawia przystąpienia do negocjacji pokojowych, a jego dowódcy układają plany kolejnych podbojów ukraińskiego terytorium łącznie z forsowaniem Dniepru. Rosyjskie naloty nękają mieszkańców ukraińskich miast, a koreańska i chińska pomoc utrzymuje rosyjską machinę wojenną w ruchu. Czy faktycznie Kreml ma powody do triumfalizmu, czy też kroczy ku zgubie zaślepiony arogancją?
Przekonamy się o tym w następnych dniach i tygodniach, bowiem Donald Trump postanowił o przekazaniu Ukrainie dodatkowej pomocy wojskowej. Według wstępnych informacji, mowa m.in. o systemach Patriot, amunicji oraz zaawansowanym uzbrojeniu dalekiego zasięgu (być może pociskach kierowanych JASSM). Co więcej, planowane jest także bezpośrednie uderzenie w rosyjską gospodarkę i finanse, co miałoby pozbawić Putina środków na kontynuację wojny. Skuteczniejsza obrona przeciwlotnicza, częstsze uderzenia lotnicze w cele na terytorium Federacji Rosyjskiej oraz gospodarcze załamanie, to środki które mają zagwarantować „sprawiedliwy pokój”. W chwili pisania niniejszego artykułu nie wiemy jednak na ile amerykański prezydent dotrzyma słowa i jaki ostateczny zakres będą miały amerykańskie działania.
Pora więc przyjrzeć się bliżej aktualnej sytuacji (połowa lipca 2025). W poniższej analizie spróbuję odpowiedzieć na pytanie, jaki wpływ może mieć amerykańska presja na działania wojenne, oraz samą Federację Rosyjską.
***
Nie będzie specjalną rewelacją stwierdzenie, że Rosjanie niezmiennie dążą do zajęcia całości Donbasu, oraz wejścia w kolejne obwody Ukrainy na tyle głęboko, aby móc nękać ogniem artylerii większe ośrodki miejskie jak Sumy, Charków czy Dnipro. Takie osiągnięcia zapewnią im korzystną pozycje negocjacyjną i możliwość nieustannego nakładania kosztów na ukraińską populację oraz infrastrukturę. Terror ma być drogą do głównego celu jakim jest polityczna kapitulacja Ukrainy, zrzeczenie się pięciu obszarów oraz rozbrojenie armii.
Na razie rosyjskie wojska mozolnie zdobywają kolejne tereny, których tkwiący w trybie strategicznej obrony Ukraińcy nie są w stanie odbić. Na przeszkodzie stoi przede wszystkim brak wystarczających uzupełnień osobowych, choć problemów jest cała masa, w tym niewystarczająca obrona przeciwlotnicza, niepewność co do polityki Stanów Zjednoczonych, oraz bardzo długi proces przestawiania zachodniego przemysłu zbrojeniowego na tryb wojenny. Trudne okoliczności przekładają się z kolei na obniżone morale i brak chętnych do służby w armii.
Pozornie więc może się wydawać, że wszystkie karty tkwią w rękąch Władimira Putina, a jego sukces jest nieuchronny. W rzeczywistości, sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana, a rosyjskie założenia oparte zostały na ryzykownych przesłankach. Spójrzmy na sprawy z rosyjskiej perspektywy.
Kremlowskie ambicje
Maksym Kałasznikow, rosyjski komentator znany ze współpracy z odsiadującym wyrok za ekstremizm Igorem Girkinem tzw. turbopatriota, nie pozostawia na kremlowskich zamierzeniach suchej nitki. Według niego, sztab przygotowuje nową ofensywę mającą rozpocząć się w drugiej połowie lata. Rosyjskie wojska strzegące granicy mają zostać zastąpione przez północnych Koreańczyków, co ma pozwolić armii na przeprowadzenie operacji na nowych kierunkach. Celem mają być obwody Charkowski, Sumski oraz Dnipropietrowski, gdzie stworzona zostanie strefa buforowa. W dalszym kroku planowane jest natarcie na kierunku Odessy.
Kałasznikow uważa plany te za czystą fantazję. Zwraca uwagę, że armia nie posiada rezerw wystarczających do sforsowania Dniepru. Stwierdza, że bezpośrednie ukraińskie zaplecze nie zostało sparaliżowane przez lotnictwo, a bez porażenia frontowej logistyki nie można liczyć na sukces. Mimo, że Rosjanie posiadają przewagę liczebną nad przeciwnikiem, to jednak nie jakościową. Za największy problem uważa masowe użycie różnego typu dronów, które tworzą „strefę śmierci” w promieniu 50 km od linii frontu. W tych warunkach rosyjskie natarcie zakończyłoby się ogromnymi stratami porównywalnymi z bitwami pierwszej wojny światowej.
Dywagacje podsumowuje przekonaniem, że okres letni jest ostatnią rosyjską próbą zagarnięcia kolejnych terytoriów, ponieważ kraj jest wyczerpany wojną, a szalejący kryzys gospodarczy uniemożliwi dalsze prowadzenie działań. Podobnie krytyczny jest przywołany wcześniej, piszący z więzienia Girkin, oraz kompan obydwu panów, były samozwańczy gubernator Doniecka Paweł Gubariew. Tego typu utyskiwania „turbopatriotów” nie są niczym nowym, choć różnorakie głosy krytyki z bardzo różnych środowisk pojawiają się w zasadzie nieustannie z uwagi na problemy jakie „specjalna operacja wojskowa” napotyka od samego początku. Do tej pory Rosjanie byli w stanie przetrzymywać powtarzające się kryzysy ślepym uporem (wymuszanym drakońską dyscypliną), zdolnościami adaptacyjnymi i czystą „masą”, czyli ogromnymi zasobami sprzętowymi, ludzkimi i gospodarczymi.
Najbliżej faktycznego załamania byli w czerwcu 2023 roku, kiedy to ukraińska kontrofensywa zbiegła się w czasie z buntem Jewgienija Prigożyna, co niemal doprowadziło do implozji kremlowskiej struktury władzy. Przerwanie łańcucha dowodzenia w połączeniu z frontową presją mogło spowodować kaskadowe załamanie rosyjskich pozycji. Z kilku czynników, które zaważyły w tamtych dniach nad przetrwaniem putinizmu, za kluczowy uważam amerykańską interwencję (albo inaczej – wymuszoną bierność), która z jednej strony zabroniła władzom w Kijowie wykorzystania sytuacji (poprzez atak na terytorium FR), a z drugiej zapewniła Moskwę, że nie ma się czego obawiać ze strony Zachodu i Ukrainy (telefon szefa CIA Burnsa do szefa SWR Naryszkina). To wystarczyło by Putin „wytrzymał” tę chwilę próby.
Ten fatalny błąd Amerykanów odwrócił karty, co w ciągu kolejnych dwóch lat pozwoliło Kremlowi skonsolidować władzę, zaadaptować się do reżimu sankcyjnego oraz przestawić gospodarkę i społeczeństwo na pełną wojenną mobilizację. W efekcie siły ukraińskie zepchnięte zostały do głębokiej defensywy. Kluczowym dla utrzymania zdolności do dalszego prowadzenia wojny, było wsparcie okazane przez Iran, Koreę Północną oraz Chiny, w tym zapewnienie dronów, pocisków balistycznych, a przede wszystkim ogromnych zasobów amunicji i komponentów podwójnego zastosowania (części, maszyn przemysłowych, elektroniki itp.). Dzisiaj Rosjanie po raz kolejny zbliżają się do ściany, w czym Kałasznikow ma całkowitą rację. Spójrzmy jednak na dane.
Sytuacja na froncie
W pierwszym półroczu 2025 roku wojska rosyjskie zajęły terytorium o szacunkowej pow. 1900 km2 (dla porównania w całym 2024 roku zajęto – 4168 km2). Jedynym większym sukcesem było odbicie niemal całego obwodu kurskiego na początku wiosny. W pozostałym zakresie, głównym celem operacji pozostaje Donbas, gdzie szybsze postępy nastąpiły dopiero na przełomie maja i czerwca, po zakończeniu trwającej blisko trzy miesiące pauzy operacyjnej.

Rosyjskie dowództwo stara się naciskać na całej długości frontu, tak aby wykorzystać przewagę liczebną nad obrońcami. Według najnowszych danych SBU, Rosjanie posiadają na Ukrainie 700 tys. żołnierzy, co pozwala na rotowanie wyczerpanych jednostek. Takiego komfortu nie posiada strona ukraińska, przez co powtarzają się przypadki, gdy poszczególne oddziały tracą zdolności bojowe lub działają w oparciu o 50% ukompletowanie. Lokalne włamania w liniach wykorzystywane są następnie w operacjach oskrzydlających zmuszających obrońców do zwijania danego odcinka. Przykładem takiej taktyki była obrona Bachmutu, Awdijiwki, a podobny los czeka zapewne Pokrowsk. Powolne postępy daje się zauważyć od północnego Donbasu po Zaporoże (wyjątek w rejonie m. Sumy, tam Rosjanie są wypychani z pozycji). Ma to jednak swoją określoną, wysoką cenę uwidocznioną w zatrważających stratach osobowych.
Kreml wydaje się zakładać, że wysokie koszty ludzkie są ceną wartą zapłacenia, jeśli w rezultacie dojdzie do załamania ukraińskiej armii. Według The Economist, letnia ofensywa Rosjan jest najbardziej krwawą z dotychczasowych. Tylko w czerwcu siły rosyjskie utracić miały 31 000 żołnierzy (zabitych, rannych, zaginionych), co sumuje się do łącznych strat od początku pełnoskalowej wojny szacowanych na około 900 000 do ponad 1 400 000 żołnierzy. Dla porównania, strona ukraińska w tym samym okresie utracić miała między 73 000 a 140 000 zabitych. Przy okazji rozmowy z Siergiejem Ławrowem na marginesie szczytu ASEAN w Kuala Lumpur, sekretarz stanu Marco Rubio powiedział, że w pierwszym półroczu 2025 roku Rosjanie stracili 100 tys. zabitych, bez uwzględnienia w tej liczbie rannych, zaginionych i wziętych do niewoli.
Taki bilans powoduje określone reperkusje gospodarcze. Na rosyjskim rynku brak jest rąk do pracy, coraz trudniej też o nowych ochotników. Tym bardziej, że wiele jednostek jest zdemoralizowanych, a posłuszeństwo wymusza się terrorem. Powszechne są przypadki korupcji i rabunku własnych żołnierzy przez oficerów, a niewygodnych wysyła się w samobójczych szturmach (praktyka ta nazywana jest „zerowaniem”). To dlatego do armii wcielani są imigranci z Afryki lub Azji, a o powodzeniu odbicia obwodu kurskiego zadecydował udział kilkunastotysięcznego kontyngentu północnokoreańskiego. Kim Dzong Un zapowiedział niedawno wysłanie kolejnych 30 000 żołnierzy mających dołączyć do konfliktu. Rosjanie starali się też namówić władze Laosu by postąpiły podobnie, jak na razie bez powodzenia.

Skąd tak duże straty? Razem z wyczerpywaniem się ciężkiego sprzętu (czołgi, transportery) zgromadzonego w posowieckich magazynach, pola bitwy zdominowane zostały przez poruszającą się cywilnymi pojazdami piechotę, na którą bez ustanku polują roje dronów. Ich wysoka skuteczność, a także niewystarczająca ochrona osobista żołnierzy, w połączeniu z taktyką samobójczych szturmów przyczyniają się do nieproporcjonalnie wysokich strat frontowych.

W połowie 2025 roku ukraińskie zakłady produkowały około 200 000 różnego typu bsp miesięcznie (Rosjanie: ~ 150 000), podaje portal Defense Express. Bezzałogowce są obecnie podstawowym środkiem walki zadającym największą liczbę strat. W systemie punktacyjnym przyjętym przez wojska dronowe SZU, dowodzone przez maj. Roberta „Madziara” Browdiego, na szczycie listy priorytetowych celów do ataku znajdują się wrodzy operatorzy dronów (25 pkt za zabicie / 12 pkt za zranienie), następnie piechota (12/8 pkt), a dopiero na końcu czołgi (8/6 pkt) i inny sprzęt.
Uzyskane punkty można następnie wymienić na drony FPV, części lub dodatkowe akcesoria (np. gogle). Taka hierarchia najlepiej oddaje specyfikę pola walki. Wyeliminowanie pilotów często decyduje o powodzeniu obrony lub ataku na danym odcinku frontu. Ukraińcy nadal wykazują się duża innowacyjnością, rozbudowując aparaty lądowe i morskie, wprowadzając do użycia nowe typy dronów lotniczych, ale Rosjanie nie pozostają daleko w tyle, a dysponują także bardzo istotną przewagą w postaci bomb szybujących, chociaż trend ten uległ w ostatnim czasie pewnym zmianom.
W czerwcu 2025 roku użycie bomb szybujących FAB było wyraźnie mniejsze niż w poprzednim okresie. Był to miesiąc największych strat rosyjskiego lotnictwa od początku wojny (utracono przynajmniej 20 maszyn różnego typu), co w dużej mierze udało się dzięki uderzeniu na lotniska wojskowe (więcej o tym w artykule „Atak dronów na lotniska” 02.06.2025). Liczba rosyjskich bombardowań linii frontu spadła łącznie o 25%, średnia intensywność zaś o 22% (do 107 ataków na dobę – statystyka). Zdolność do rażenia rosyjskich lotnisk w promieniu kilkuset kilometrów za pomocą amerykańskich pocisków JASSM mogłaby utrzymać ten trend.
W jakimś stopniu spadek skompensowało bardziej efektywne użycie dronów FPV, którym udaje się pokrywać teren w promieniu 15 km od linii frontu (w ubiegłym roku zasięg ten wynosił 2-3 km), co potrafi istotnie upośledzić logistykę ukraińskich wojsk. Szczególnie gdy do użycia wchodzą bezzałogowce światłowodowe, odporne na zakłócenia, a to w nich zaczęli specjalizować się Rosjanie. Poza rażeniem lotnisk, Ukraińcy starają się przeciwdziałać bombom FAB testując nowe środki zakłócania, wprowadzają także własną, skopiowaną z rosyjskiej wersję (o czym więcej w artykule The Kyiv Post). Póki co, największą skutecznością wykazują się dostarczane przez Francuzów bomby AASM Hammer, jest ich jednak zbyt mało (50 sztuk / miesięcznie).

Bombardowania są jednym z kluczowych elementów decydujących o wypychaniu sił ukraińskich z pozycji, a niewystarczająca do potrzeb obrona przeciwlotnicza pozostaje podstawową bolączką Ukrainy. Rosjanie zwiększają produkcję dronów „Szahid”, których powstaje obecnie około 2700 sztuk miesięcznie. Przy czym równolegle produkowane są też imitujące je wabiki „Gerbera” (ok. 2500 egzemplarzy na miesiąc). Ściągające na siebie uwagę środków przeciwlotniczych, umożliwiają szahidom dotarcie do celu. To pięciokrotny wzrost w stosunku do ubiegłego roku i liczba wystarczająca do przeciążenia ukraińskiej obrony.
W strącanie rosyjskich bezzałogowców zaangażowane są nie tylko systemy OPL, zakłócania elektronicznego, samoloty i śmigłowce, ale w ostatnim czasie także drony przechwytujące. Niemniej, przedarcie się nawet 10% dronów powodować musi określone zniszczenia. Prócz infrastruktury cywilnej, celem Rosjan stały się ukraińskie zakłady zbrojeniowe (np. trafiony w lipcu łucki zakład remontujący silniki samolotów MiG-29).

Reasumując. Mimo wysokich kosztów, kombinacja przewagi liczebnej personelu oraz wsparcia lotniczego pozwala Rosjanom na zdobywanie kolejnych kilometrów kwadratowych Ukrainy, ale bez zdolności do głębokich przełamań.
W normalnych warunkach takie wyczerpywanie własnych jednostek w powtarzających się krwawych szturmach groziłoby ich załamaniem, jednakże rosyjskie dowództwo świetnie zdają sobie sprawę, że Ukraińcy sami borykają się z poważnymi niedoborami kadrowymi, wobec czego nie są zdolni do większych operacji zaczepnych.
Warunkowa słabość strony ukraińskiej daje Rosjanom duży bufor bezpieczeństwa i przyzwolenie na podejmowanie ryzyka, a także pozornie zwalnia z odpowiedzialności za popełniane błędy, ponieważ Ukraińcy nie mają zdolności aby je w pełni wykorzystać. Z jednym, szalenie ważnym zastrzeżeniem. Jeśli w dowolnym momencie sytuacja ulegnie zmianie, a siły ukraińskie przejdą do silnego kontrataku, rosyjskie linie mogą się rozsypać jak domek z kart.
Filozofia ta jest widoczna nie tylko w działaniu rosyjskiego sztabu, ale także sposobie prowadzenia polityki zagranicznej przez Kreml. Wybrzmiewała ona wyraźnie w tonie negocjacji prowadzonych z Amerykanami oraz bagatelizowaniu mobilizacji Europy. Władimir Putin i jego otoczenie wydają się przekonani, że żaden zaskakując zwrot ze strony Zachodu nie nastąpi, wobec czego podejmowane przez nich ryzyko jest jedynie teoretyczne, a w końcowym rozrachunku się opłaci. Wrócę do tej myśli w dalszej części analizy.
Tymczasem świadomi własnych ograniczeń Ukraińcy skupiają się na strategicznej obronie, odskakując na kolejne rubieże. Kijów nie szczędzi wysiłków dyplomatycznych, apelując do Zachodu o dostarczenie środków obrony przeciwlotnicznej i właśnie w tym zakresie amerykańska pomoc jest niezbędna. Jednocześnie z wielką intensywnością atakowane są głębokie tyły Federacji Rosyjskiej, nie tylko w nalotach dronów ale także operacjach dywersyjnych. W ostatnich tygodniach celem tych działań stały się zakłady produkujące na potrzeby zbrojeniowe, infrastruktura przesyłowa (np. syberyjski gazociąg zasilający zakłady przemysłowe) czy wspomniane wcześniej lotniska wojskowe. Działania te stanowią poważne obciążenie dla rosyjskiego wysiłku wojennego, w tym finansów.
Problemy finansowe Rosji
Jak podają oficjalne dane ministerstwa finansów Federacji Rosyjskiej, deficyt budżetowy w pierwszym półroczu 2025 roku wyniósł około 47 mld USD (3,69 bln rubli, 1,7% PKB) osiągając tym samym założenia budżetowe na cały bieżący rok. W stosunku do roku 2024 wydatki państwa wzrosły o 20,2%, wobec dochodów rosnących jedynie o 2,8%. Przy czym średnia zysków ze sprzedaży ropy i gazu w pierwszym półroczu spadła aż o 16,9% rok do roku, czego przyczyn upatrywać należy przede wszystkim w spadających cenach surowców, choć nie bez znaczenia są przestoje i zniszczenia powodowane przez sabotaż i ataki ukraińskich dronów docierających na głębokie rosyjskie tyły.
Gwałtownie wyczerpują się też środki zgromadzone w Funduszu Dobrobytu Narodowego, z którego wypłaty pokrywały dotąd deficyt. Według danych Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej, 1 czerwca 2025 roku na kontach funduszu znajdowało się ok. 36,4 mld USD (2,8 bln rubli), w porównaniu do 113,5 mld USD zgromadzonych przed wojną (styczeń 2022). Jak łatwo obliczyć, są to środki niewystarczające do pokrycia bieżącego deficytu. Jeszcze większe ograniczenie możliwości zbytu surowców mogłoby błyskawicznie doprowadzić Rosję na skraj katastrofy finansowej, która zmusi władze do dodruku pieniądza oraz przyspieszonej nacjonalizacji. Jej kolejną fazę obserwujemy w stosunku już nie tylko do zagranicznych, ale przede wszystkim rosyjskich przedsiębiorstw.
Najnowszym przykładem jest przejęcie kontroli nad spółką wydobywczą Jużuralzołoto, trzeciej co do wielkości kopalni wydobywającej rosyjskie złoto. Dotychczasowego właściciela, Konstantina Strukowa (78 na liście najbogatszych Rosjan), zatrzymano podczas próby opuszczenia kraju prywatnym samolotem. Oskarżony został m.in. o nielegalne przejęcie kontroli nad koncernem poprzez wykorzystanie swojej pozycji w czelabińskim zgromadzeniu ustawodawczym. Podobnie postąpiono na początku roku z rolniczymi Rodnyje Pola czy Rusagro. Oczywiście, następstwem przejmowania kontroli nad przedsiębiorstwami są też przetasowania w strukturach władzy.

Mnożą się aresztowania pod zarzutami korupcyjnymi, samobójstwa, oraz niewyjaśnione zgony wśród rosyjskich elit. Szerokim echem odbiła się ostatnio samobójcza śmierć Romana Starowojta, byłego gubernatora Kurska, którego chwilę wcześniej odwołano z funkcji ministra transportu. Jego zastępca Andriej Kornejczuk, na wieść o śmierci pryncypała miał dostać ataku serca podczas zebrania.
Spekulowano, że bezpośrednim powodem odwołania ministra miała być fatalna kondycja rosyjskich lotnisk cywilnych, które zostały sparaliżowane przez aktywność ukraińskich dronów. Pechowy Starowojt podobną porażkę poniósł, gdy jako kurski gubernator odpowiedzialny był za nadzór nad budową przygranicznych umocnień, które w sierpniu 2024 zostały z marszu przełamane przez ukraińskie wojska.
Według znawców Rosji, kurczące się dochody państwa zmuszają Kreml do nowej redystrubucji zasobów, a to oznacza nasilenie się walki o wpływy pomiędzy poszczególnymi beneficjentami putinizmu. Państwo odbiera to, co kiedyś wolną ręką dało, ponieważ nie ma pieniędzy na dalsze prowadzenie wojny. Jednakże w mafijnym systemie politycznym Rosji, członkowie elit rzadko puszczani są wolno, najczęściej spotyka ich wieloletnie więzienie lub śmierć, na przykład popularne „wypadnięcie z okna”, które na początku lipca spotkało wiceprezesa „Transnieftu” Andrieja Badałowa. W przypadku Starowojta, prawdziwą przyczyną odwołania były zapewne nie drony, a oskarżenia w procesie dotyczącym kurskich fortyfikacji, oraz właśnie walka o wpływy między braćmi Rotenberg, których był protegowanym, a Jurijem Kowalczukiem, członkiem klubu „Ozera Dacza”, grupy osób bliskich Putinowi.
Z punktu widzenia trajektorii wojny, same szczegóły wewnętrznej rywalizacji w ramach putinizmu są mniej ważne niż fakt, że powstałe napięcie niesie w sobie potencjał wewnętrznej destabilizacji i zwiększa prawdopodobieństwo, że któraś z pokrzywdzonych grup w pewnym momencie może się zdecydować na zmianę przywódcy, co nie byłoby niczym nowym w historii Rosji, niezależnie od ustroju politycznego w jakim funkcjonuje. Warunkiem realizacji takiego scenariusza będzie dalsze, najlepiej dynamiczne, pogarszanie się sytuacji finansowej kraju i rozchwianie gospodarcze. Kwestia deficytu budżetowego to jedno, ale przestawienie gospodarki na tryby wojenne zrodziło galopującą inflację, znaczne spowolnienie gospodarki cywilnej, załamanie transportu i bardzo drogie kredyty, a na to wszystko nałożyła się jeszcze susza, która zredukuje tegoroczny zbiór plonów nawet o kilkadziesiąt procent.
W tym miejscu powrócę do poruszonej w poprzednim rozdziale myśli, na temat podejmowania przez Kreml nadmiernego ryzyka, które może się skończyć katastrofą. Na froncie chodzi o proporcję sił, tymczasem w ujęciu geopolitycznym, postawa ta widoczna była podczas nieudanych rozmów z Amerykanami. Putin nie wierzy w jakiekolwiek groźby kierowane w jego kierunku z Waszyngtonu. Nie obawia się ani amerykańskich sankcji, ani dozbrojenia Ukrainy, sądząc że Donald Trump nie jest zdolny do podjęcia jakichkolwiek znaczących działań w tym zakresie. Kreml żyje przekonaniem, że Zachód zmęczy się wojną dużo szybciej, niż wyczerpią się rosyjskie zasoby do jej prowadzenia. Tym bardziej, że za plecami czuje mocne wsparcie Korei Północnej i Chin.
Od tego czy ma rację, czy też fatalnie się pomylił, zależy przyszłość Federacji Rosyjskiej.
Anatomia przełomu
Donald Trump zapowiedział dozbrojenie Ukrainy oraz możliwość wprowadzenia druzgocącego pakietu sankcji na Rosję. Jeśli w następnych dniach i tygodniach dotrzyma słowa, będziemy mieć do czynienia z prawdziwym przełomem.
Biały Dom całkowicie zmienił narrację wobec wojny na Ukrainie. Amerykański prezydent otwarcie skrytykował Władimira Putina zarzucając mu brak poszanowania dla ludzkiego życia, w tym przyczynienia się do śmierci zbyt wielu ludzi oraz celowe granie na czas w negocjacjach. Otwarcie przyznał, że jego ostatnia rozmowa telefoniczna nie przyniosła żadnych efektów, a choć rosyjski rozmówca był miły, to zalewał go potokiem pozbawionych znaczenia bzdur (w oryginale „a lot of bullshit thrown at us”). Nieco później okazało się też, że Putin bez ogródek powiedział, że zamierza przez kolejne dwa miesiące podbić pozostałe regiony Ukrainy. Tego dla Trumpa było za wiele, choć bezpośrednim katalizatorem zmiany decyzji stały się dwa inne wydarzenia.
Po pierwsze, rosyjskie ataki lotnicze na ukraińskie miasta ulegają w ostatnim czasie stałemu nasileniu. Rekordowej nocy z 8 na 9 lipca, bezpośrednio po rozmowie telefonicznej Trump-Putin, ponad 700 dronów oraz kilkanaście pocisków balistycznych i kierowanych wzięło za główny cel zachodnią część kraju, w tym przede wszystkim wołyński Łuck. We wcześniejszych nalotach 26 czerwca (477 bsp, 60 pocisków) oraz 4 lipca (530 bsp, 9 pocisków), główny ciężar brał na siebie stołeczny Kijów, w którym trafiona została infrastruktura cywilna i budynki mieszkalne powodując ofiary śmiertelne wśród ludności. Trump był wyraźnie zbulwersowany doniesieniami o ofiarach cywilnych czemu publicznie dawał wyraz.
Po drugie, seria trzech rekordowych nalotów zbiegła się w czasie z informacją o wstrzymaniu amerykańskich dostaw wojskowych dla Ukrainy, jak się później okazało na polecenie sekretarza obrony Pete’a Hegseth’a oraz podsekretarza Elbridge’a Colby’ego. Powodem pauzy miała być inwentaryzacja i weryfikowanie, czy przekazywane środki nie naruszają amerykańskich rezerw (jak się okazało nie naruszały). Wśród amunicji kal. 155 mm, rakiet GMLRS do wyrzutni HIMARS i innych, znajdowało się też trzydzieści pocisków do systemów Patriot.
Jest to jedyny system mogący przechwycić rosyjskie pociski balistyczne, a wobec tego ma zasadnicze znaczenie dla sprawności obrony przeciwlotniczej, tym bardziej, że wyczerpywanie się ukraińskich zapasów nie stanowi dla nikogo żadnej tajemnicy. Masowe użycie bezzałogowców, tak bojowych jak i wabików, wyczerpuje obronę przeciwlotniczą pozwalając następnie na rażenie celów istotnych z punktu widzenia wojskowego (np. zakładów zbrojeniowych).
Zawieszenie dostaw miało odbyć się bez wiedzy prezydenta, ani konsultacji z pozostałymi członkami administracji. W późniejszych wypowiedziach, przedstawiciele Białego Domu starali się bagatelizować całe zajście tłumaczeniem, że dotyczyło ono tylko niewielkiej partii określonego sprzętu, a przyznana już przez Kongres pomoc wojskowa nie została i nie zostanie zaniechana. Na potwierdzenie tych słów Trump zapowiedział dozbrojenie Ukrainy zarówno bezpośrednio przez USA, jak też poprzez NATO. Trudno jednak uciec od wrażenia, że „audyt” nastąpił w wyjątkowo niesprzyjającym politycznie momencie, co tylko wzmogło potrzebę wykonania demonstracyjnych gestów w kontrze do Rosji.
Skąpe informacje w tej sprawie podano w poniedziałek 14 lipca, podczas spotkania z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte w Waszyngtonie. Trump powiedział, że wielomiliardowe dostawy „najlepszego na świecie uzbrojenia” zaczną się za pośrednictwem NATO w przeciągu najbliższych dni, a pierwsze trafią tam zestawy Patriot. Koszt uzbrojenia ma zostać poniesiony przez członków sojuszu. Dał także Rosji 50 dni na zawarcie porozumienia pokojowego, zanim zostaną wprowadzone wtórne cła na kraje kupujące rosyjskie surowce. W tym samym czasie z wizytą do Kijowa udał się gen. Keith Kellogg, gdzie rozmawiał na temat ukraińskich potrzeb, sankcji oraz dostaw wojskowych.

Największe nadzieje budzi ustawa sankcyjna sen. Lindsey’a Graham’a (warto zerknąć na jego wywiad w programie „Face the Nation” telewizji CBS), która w najbliższych dniach trafić ma pod obrady Kongresu. Jej przyjęcie mogłoby całkowicie zablokować handel rosyjskim gazem, ropą i uranem pozbawiając Kreml możliwości dalszego finansowania wojny. Inicjatywa cieszy się ponadpartyjnym poparciem osiemdziesięciu pięciu kongresmanów, a jej wprowadzenie pod głosowanie jeszcze w lipcu zgodnie zapowiedzieli John Thune (lider senackiej większości) i Mike Johnson (spiker Izby Reprezentantów). Pamiętajmy jednak, że Biały Dom nadal chce zmusić Rosję do ustępstw i podjęcia rozmów pokojowych, a nie doprowadzić do jej upadku.
Podczas negocjacji z Kongresem mających ustalić finalną treść dokumentu, pojawić się ma kwestia sposobu wprowadzenia sankcji. Donald Trump chciałby, aby kongresmeni przekazali mu narzędzie, którym mógłby swobodnie dysponować, tymczasem intencją autorów jest aby obowiązywały one niezależnie od prezydenckiej woli. Proponowane cła w wysokości 500% nakładane na wszystkie kraje (z wyjątkiem UE) kupujące rosyjskie surowce, równoznaczne będą z całkowitym zamrożeniem handlu i efektywnym embargo, w tym np. sojusznicze Indie, ale także Brazylię i Chiny. Ustawa prawdopodobnie zbiegnie się w czasie z kolejną serią ceł mających wejść w życie na początku sierpnia. Trump zapowiadając swoje własne cła wtórne w wysokości 100%, buduje sobie pozycję negocjacyjną w relacji do kongresmanów. Na rozstrzygnięcie tej kwestii będzie trzeba poczekać.
Wydaje się więc, że obserwujemy nową fazę amerykańskiej polityki, a nie tylko kolejny pokaz trumpowskiego pustosłowia, do którego nas już przyzwyczaił. Ostateczna ocena będzie możliwa dopiero gdy (i jeśli) pojawią się konkretne rezultaty. Przejście do wywierania bezpośredniej presji wobec Rosji jest logicznym następstwem porażki dotychczasowej taktyki ustępstw. Najwyraźniej waszyngtońska administracja uczy się na błędach i dostrzega już, że rosyjskie deklaracje dobrej woli, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jedynym językiem rozumianym przez Kreml, jest brutalna siła i to ona właśnie ma zmusić Putina do rozpoczęcia rozmów pokojowych.
Podsumowanie
Stany Zjednoczone wydają się odchodzić od stosowania marchewki, sięgając po upragniony przez europejskich polityków kij. Sednem tej zmiany jest dążenie do systematycznego osłabienia wszystkich wrogów, poczynając od tych najsłabszych. W optyce Waszyngtonu sprawa Iranu i Bliskiego Wschodu została jak na razie rozwiązana, pora więc na Rosję. Zauważmy, że Teheran równie długo nęcony był korzyściami, zanim doszło do użycia siły. Gdzieś po drodze znajdzie się Korea Północna, a wreszcie przyjdzie czas na Chiny. Schemat postępowania Białego Domu wydaje się nie tylko czytelny, ale i powtarzalny.
W każdym z wymienionych przypadków Amerykanie wykorzystują sojuszników do budowania geopolitycznej przewagi. Okazując im silne wsparcie, zmieniają regionalny układ sił (przykład Izraela). W pierwszym kroku wsparli NATO. Jeśli podobnie stanie się w przypadku Ukrainy, może ona z powrotem odzyskać grunt pod nogami. Niepewność co do amerykańskiej polityki bardzo komplikowała działania nie tylko jej, ale całej Europie. Konflikt między Waszyngtonem a resztą Zachodu rozbijał sojuszniczą jedność, co służyło Rosji i jej sojusznikom.
W sytuacji, w której Amerykanie jednak godzą się na zaostrzenie kursu wobec Kremla, Europejczycy chętniej wezmą na siebie ciężar finansowy dozbrajania Ukrainy, szczególnie że do dyspozycji mają zamrożone rosyjskie fundusze (ok. 300 mld USD). Dlatego działania Trumpa mogą być multiplikowane i wzmacnianie przez idące z nimi w parze decyzje zachodnich przywódców. Przede wszystkim jednak, ich długofalowy charakter odbierze Rosjanom nadzieję, na przeczekanie Zachodu. Dla USA jest to komfortowa sytuacja, w której z łatwością i bez własnych kosztów mogą kontrolować wydarzenia.
Stajemy przed szansą przekroczenia kolejnych barier, konfiskaty rosyjskich aktywów, nałożenia rekordowych sankcji wtórnych, oraz znacznego zwiększenia zachodnich dostaw wojskowych. Skumulowany efekt tych działań stanowić może ogromny cios dla i tak mocno osłabionej Rosji. Jej powolny upadek nie przypomina trzęsienia ziemi, a raczej topnienie góry lodowej. To jeszcze nie oznacza jej pokonania, natomiast znacznie poprawi się położenie Ukrainy. Zobaczymy czy Zachód stanie na wysokości zadania.
Naturalnie, nowe dostawy same w sobie nie rozwiążą problemów kadrowych ukraińskiej armii, natomiast bez wątpienia pozytywnie wpłyną na morale, a kształtowanie percepcji konfliktu jest bardzo ważne w budowaniu ogólnej odporności państwa biorącego udział w wojnie na wyniszczenie. Dopiero długotrwały efekt skali, w postaci pozbawienia Rosjan przewagi w powietrzu, przeniesienia kosztów wojny na terytorium Federacji, oraz zakontraktowania nowych funduszy na uczynienie służby wojskowej bardziej atrakcyjną, będą mogły ponownie nasycić szeregi ukraińskiej piechoty i poprawić sytuację na froncie.
Odrzucając amerykańską propozycję zakończenia wojny, Władimir Putin mógł popełnić drugi największy błąd w swojej karierze. Pierwszym była decyzja o jej rozpoczęciu.
Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.
Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ
Możesz też postawić mi kawę:


0 komentarzy