Exposé ministra Raua

W dniu 13 kwietnia minister spraw zagranicznych RP Zbigniew Rau przedstawił w Sejmie informację na temat aktualnej polityki zagranicznej rządu.


14-04-2023


>> Nie masz czasu czytać? Posłuchaj nagrania! <<


To ważne exposé nie spotkało się jednak z zainteresowaniem parlamentarzystów. Przez około trzy godziny podczas których minister zdawał raport, na sali obrad znajdowało się w porywach do kilkudziesięciu osób. Faktem jest, że w tym samym czasie obradowały komisje sejmowe, które absorbowały część zasiadających w nich posłanek i posłów. Na pewno jednak nie 80% składu Sejmu, na co wskazywała transmisja. Świadczy to niestety o niedojrzałości naszej klasy politycznej w dobie naprawdę epokowych zmian w porządku światowym.

Wrażenie to pogłębiła u mnie pobieżna obserwacja debaty, która nastąpiła potem. Na palcach jednej ręki można było policzyć wystąpienia 'ad meritum’ od ludzi, którzy mają jakiekolwiek pojęcie o dyskutowanych zagadnieniach. Można to tłumaczyć bliską perspektywą wyborów, ale mimo to trzeba wymagać od naszych demokratycznych przedstawicieli większej powagi w próbie kształtowania spójnej wizji polskiej racji stanu i jej wdrażania, która ma przecież charakter długoletni, przekraczający kadencję tego czy innego rządu, a w związku z czym wymaga ogólnego konsensusu.

Tymczasem informacja na temat aktualnej polityki Rzeczypospolitej jest istotna z kilku powodów. Jej odbiór krajowy ma charakter proaktywny, choć wtórny. Siłą rzeczy, polityka zagraniczna kraju może być kształtowana przez krytykę już dokonanych działań i ewentualne precyzowanie przyszłych kierunków. Rząd i prezydent zachowują w tym zakresie wyłączną kompetencję, co oczywiście nie oznacza, że powinni narzucać swoje stanowisko „ex cathedra”. Współdziałanie z opozycją zwiększa siłę polskiej dyplomacji, a nie ją osłabia. Warto aby rządzący o tym pamiętali i także wznosili się ponad robienie z polityki zagranicznej funkcji swoich prywatnych partykularyzmów politycznych. Szczególnie, że drugi wymiar wystąpienia, czyli odbiór międzynarodowy, jest moim zdaniem nawet ważniejszy.

Minister nie występuje przecież jako indywidualny urzędnik, tylko jako pośrednik komunikujący priorytety polityki zagranicznej Rzeczypospolitej na zewnątrz, zarówno naszym sojusznikom jak i wrogom. Liczna obecność zagranicznego korpusu dyplomatycznego, którego członkowie nieustannie robili notatki, to nie tylko wyraz dyplomatycznej uprzejmości ale pragmatyczna praca na materiale, który zostanie następnie przekazany do innych stolic kształtując relacje międzynarodowe. I na tym wymiarze chciałbym się skupić w dalszej części komentarza.

Co takiego powiedział minister Rau, co zwróciło moją uwagę, a co stanowi o istocie polskiej polityki zagranicznej? Oto mój subiektywny skrót, niekoniecznie w porządku chronologicznym, a także nie zawierający wszystkich poruszonych zagadnień (np. Indii, Afryki, Bliskiego Wschodu). Całe posiedzenie można prześledzić na sejmowym nagraniu.

Naturalnie, wystąpienie zdominowały odniesienia do Rosji oraz wojny na Ukrainie, w bardzo różnych jej przejawach i aspektach. Minister nazwał agresywną rosyjską politykę, a co za tym idzie także wojnę na Ukrainie, egzystencjalnym zagrożeniem dla państwa polskiego. Trudno się z tym nie zgodzić, stąd zresztą moje niezadowolenie z zachowania posłów wyrażone powyżej.

Polska zamierza działać na rzecz ukraińskiego zwycięstwa, rozumianego jako opuszczenie przez wojska rosyjskie całości zajętych na Ukrainie terytoriów. Do tego czasu Rzeczpospolita będzie dążyć do izolacji Federacji Rosyjskiej na arenie międzynarodowej, a także zwalczać „przedwczesne” propozycje porozumienia. Minister Rau nie wykluczył powrócenia do normalnych relacji z Rosją, ale taką która szanuje zasady prawa międzynarodowego i odrzuca agresywną politykę.

„Taka Rosja w tej chwili nie istnieje” – podkreślił.

Odniósł się też do stałego zacieśniania relacji z Ukrainą. Polska będzie optować za jej przyjęciem do Unii Europejskiej i NATO. Wyraził nadzieję na zbudowanie bliskiej współpracy z Kijowem, ale w formie dwóch suwerennych państw. Ukrócił tym samym wszelkie publicystyczne spekulacje na temat federacji. Zaznaczył jednak, że zbliżenie z Ukrainą, a także Litwą i demokratyczną Białorusią odbywa się na wspólnej płaszczyźnie „republikańskiego dziedzictwa Rzeczypospolitej”. Stwierdzenie to było miłe dla moich uszu, bowiem od kilku już lat optuję za takim właśnie wykorzystaniem wspólnej historii naszego regionu, w opozycji do narracji kierowanej przez „ruski mir”. Jakby dla podkreślenia tych słów minister zaznaczył, że Polska opowiada się za powojennym przyjęciem Ukrainy do inicjatywy Trójmorza, czyli platformy regionalnej współpracy mającej za zadanie złamanie peryferyjności wschodu Europy (tzw. dualizmu gospodarczego czy też „dualizmu na Łabie” – to mój przypis FDM).

Ważnym stwierdzeniem było domaganie się odrzucenia tzw. aktu Rosja-NATO z 1997 roku (albo w pełnej nazwie: „aktu podstawowego o stosunkach dwustronnych, współpracy i bezpieczeństwie z Rosją”), która wprowadzała na Sojusz istotne ograniczenia. Co prawda już w maju 2022 roku sekretarz generalny Jens Stoltenberg uznał go za nieobowiązujący, a sojusznicy w praktyce przestali respektować przemieszczając siły na wschodnią flankę, ale formalnie nie został wypowiedziany. Jak rozumiem, Warszawa chciałaby temat ostatecznie zamknąć.

Minister wymieniał prowadzone przez rząd zbrojenia, jako element polityki zagranicznej. Jak powiedział, Polska nie tylko chce się obronić, ale także pomóc sojusznikom. Był to ogólny komunikat, który w dalszej części został doprecyzowany w ujęciu regionalnym. Pomoc sąsiadom kilkukrotnie przewijała się w wystąpieniu. Dla mniejszych państw Europy Środkowo-Wschodniej, taka informacja ma istotne znaczenie. Ich bezpieczeństwo jest zależnie od postawy i potencjału Warszawy. W tym kontekście minister Rau podkreślił współpracę z Rumunią w „polityce odstraszania” na wschodniej flance. Dawał do zrozumienia, że Polska robi wszystko by stać jeśli nie rzecznikiem, to na pewno liderem państw regionu. Spory fragment poświęcił Mołdawii, której prozachodnie przemiany Warszawa aktywnie wspiera. W podobnym kontekście wspominał o Gruzji, oraz ogólnie o woli popierania poszerzenia Unii Europejskiej o nowe państwa.

Harmonię tej regionalnej współpracy burzą dwa państwa. Po pierwsze Białoruś, z której aktualnymi władzami nie udało się znaleźć porozumienia i która odpowiedzialna jest za atak hybrydowy pod postacią sztucznie kreowanego kryzysu granicznego. Dopiero demokratyczne przemiany przywrócić mają normalne relacje między nami, dlatego Polska dalej zamiera wspierać opozycyjnych działaczy, lobbować za kolejnymi sankcjami i stosować „pełną gamę represaliów będących w naszej dyspozycji”.

Po drugie, reprymenda spadła też na Węgry. Choć może to zbyt duże słowo. Minister niepotrzebnie moim zdaniem stonował wypowiedź względem Budapesztu, który stał się niemal sojusznikiem Rosji. Podkreślił różnicę w poglądach względem rosyjskiej agresji oraz zaznaczył, że grupa V4 będzie mogła osiągnąć swój pełen potencjał w przyszłości, ale nie teraz (w domyśle, z uwagi na politykę Budapesztu).

Podobny ton wypowiedzi, zastrzeżeń obudowanych „nadzieją na współpracę” zdominował też opis relacji z Francją. Polska pozostaje sceptyczna wobec koncepcji „strategicznej autonomii”, choć Francja jest ważnym partnerem, np. w zakresie współpracy kosmicznej (satelity). Było to czytelne odwołanie do ostatnich wypowiedzi prezydenta Emmanuela Macrona.

Ocena francuskich propozycji nie mogła być inna, ponieważ minister Rau jednoznacznie wskazał za najważniejszego sojusznika Stany Zjednoczone Ameryki, a zacieśnianie relacji transatlantyckich, jako jeden z priorytetów polskiej polityki. Ba, polska polityka ma dążyć do systemowego związania obydwu państw i umocnienia amerykańskiej obecności w Rzeczpospolitej (chodzi o inwestycje, obecność wojskową itp. – przyp. FDM).

Zdaniem ministra Europa nie poradziłaby sobie z rosyjską agresją bez wsparcia Amerykanów. W tym kontekście chwalił także Wielką Brytanię (szybkość i zdecydowanie w reakcji), z którą Polską zamierza ściśle współpracować w trójkącie z Ukrainą. Kwestią, która zwróciła moją uwagę było podkreślenie charakteru relacji z Japonią, Koreą Południową i Australią. W moim odczuciu ich znaczenie wzrasta, ponieważ wszystkie te państwa widzą konfrontację z Rosją jako element szerszego starcia o porządek światowy, którego elementem jest też wyzwanie jakie stanowią Chiny. To sprzężenie zwrotne sytuacji Tajwanu i Ukrainy.

Minister Rau pozostał jednak daleki od tak dosłownych definicji. Poświęcił relacjom z Pekinem fragment wystąpienia, podkreślając wolę konstruktywnej współpracy. Chiny są jego zdaniem odpowiedzialne za światowe bezpieczeństwo, powinny więc wpływać na Rosję. Polska docenia deklaracje o respektowaniu suwerenności terytorialnej państw i potępienie użycia broni jądrowej, ale oczekuje konkretnych działań ws. Ukrainy. Podkreślił znaczenie wymiany gospodarczej, choć oceniam tę wypowiedź jako dyplomatyczną kokieterię, zważywszy że w dłuższym okresie czasu bliska współpraca z USA musi oznaczać ograniczenie jej z Pekinem.

A co z Unią Europejską zapytacie? Polska oczywiście pozostaje jej zwolennikiem, ale nadal podkreśla wizję „Europy ojczyzny narodów” w kontrze do konceptu federalizacji. Minister sporo mówił o prawie państw do indywidualnych wyborów, co należy czytać jako niezmienną postawę w sporze prawnym z Brukselą. Wyczuwalny zgrzyt pomiędzy podkreślaniem poszanowania prawa, a oskarżeniami o łamanie praworządności stanowi od dłuższego czasu smutne 'status quo’ i minister nie był w stanie w żaden sposób tego faktu przykryć.

Ciągnące się następstwa niezakończonej i nieprzemyślanej reformy wymiaru sprawiedliwości kładą się cieniem na relacje z Brukselą i podkopują polską pozycję w wymiarze polityki wspólnotowej. Choć źródło problemu jest wyłączną zasługą partii rządzącej, to z biegiem czasu spór prawny stał się osią szerszego dyskursu europejskiego, który zahacza już o próby zdefiniowania przyszłego kształtu Unii Europejskiej. W tym zwłaszcza próby sił między „starą” a „nową” Europą. W tym zakresie nie usłyszeliśmy żadnych propozycji zmian, co niezmiennie smuci, chociaż nie może dziwić.

Jeśli jednak chodzi o „starą Europę” to gwoździem tej części wystąpienia było określenie relacji z Republiką Federalną Niemiec. Minister Rau powiedział, że Polska z zadowoleniem przyjmuje zapowiedź niemieckiej polityki „Zeitenwende”, czyli zmiany swojego toksycznego podejścia do polityki względem Federacji Rosyjskiej oraz bezpieczeństwa europejskiego, ale jednocześnie uważa, że „Europa nie potrzebuje niemieckiego przywództwa”. Mamy więc dalszy kurs kolizyjny z Berlinem, a podkreślenie przy tym kwestii „odszkodowań wojennych” jest naprawdę sprawą o pomniejszym znaczeniu. Chciałbym jednak zaznaczyć, że pomimo infantylnych komentarzy jak ten red. Jędrzeja Bieleckiego w dzienniku „Rzeczpospolita”, który widzi w tym fragmencie exposé jedynie próbę zachowania władzy przez rząd, konflikt między Polską a Niemcami ma charakter systemowy i będzie trwał tak długo, jak długo Warszawa próbować będzie przejmować rolę regionalnego lidera. To dążenie stoi w sprzeczności z niemiecką polityką rozgrywania Europy Środkowej w taki sposób, by pozostawała zależna od Niemiec i zdominowana wobec ich potrzeb gospodarczych. Nie podoba mi się jednak siermiężność walenia Berlina po głowie przy byle okazji. Moim zdaniem nie tędy droga.

Podsumowując. Wystąpienie ministra Zbigniewa Raua nie należało do wybitnych (szczególnie w drugiej części) ale niosło duży ładunek wiedzy, a przede wszystim stanowiło sygnalizację strategiczną na zewnątrz. Z wieloma fragmentami w pełni się zgadzam (Rosja, Ukraina, rola Polski), a co do niektórych pozostaję nastawiony negatywnie (zbyt ostro z Niemcami, brak Skandynawii), niemniej chciałbym żebyśmy spróbowali dyskutować nad polską racją stanu i kierunkami naszej polityki, ale bez histerii i pyskówek, tylko na poważnie.

Minister zakończył bardzo trafnym stwierdzeniem, że rosyjska agresja zmieni konstelację polityczną. Mamy więc czas ambitnej polityki. Tylko ona może pozwolić na przekucie obecnie wzmocnionej pozycji Polski i regionu w status niezbędnego zwornika bezpieczeństwa, stabilności i jedności wspólnoty transatlantyckiej, co przełoży się na globalną stabilność.

Niezależnie od naszych indywidualnych poglądów, taką myśl powinniśmy wziąć sobie do serca.


Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra


2 komentarze

Joanna · 2023-04-17 o 14:12

Zgadzam się, że wystąpienie pana ministra zostało zaskakująco przemilczane. I to nie tylko przez polityków, ale również przez infosferę. Chyba jedynie p. Nowakowski u Zychowicza wyraził to samo zdanie co Pan w kwestii „walenia Niemców po głowie przy byle okazji”:). Stoi to w jaskrawej sprzeczności z nadmiarem komentarzy po wystąpieniach Zeleńskiego i Bidena i świadczy chyba o słabości naszej dyplomacji.
Dodam jeszcze, że po wybuchu wojny w Ukrainie wszyscy spodziewali się, że w końcu polityka zagraniczna stanie się ważnym tematem w Polsce ale znowu się zawiedli: temat przyszłych relacji polsko-ukraińskich funkcjonuje tylko w internecie, temat reformy Unii nie istnieje w ogóle, a głównym problemem kampanii wyborczej jest obrona papieża. Dramat…

    Filip Dąb-Mirowski · 2023-04-18 o 23:15

    Żeby nie było tak dramatycznie to podzielę się obserwacją, że zainteresowanie wśród zwykłych obywateli jest zdecydowanie na fali wznoszącej. Sprawy międzynarodowe czy geopolityka to coś czym Polacy coraz częściej się interesują, ale zgadzam się w pełni, że nasza klasa politycznie niekoniecznie dorasta do tego trendu. A każdym razie nie w takim zakresie jakiego można oczekiwać.

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *