Doktryna Trumpa

 

W dniu wczorajszym (18 grudnia 2017), prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Donald J. Trump ogłosił Strategię Bezpieczeństwa Narodowego (National Security Strategy) USA na najbliższe lata. Było to bardzo ważne wydarzenie, nie boję się powiedzieć – historyczne.

NSS jest strategią postępowania, swoistą instrukcją dla całego aparatu państwowego, którego główne założenia przedstawił sam prezydent w przemowie skierowanej do członków Kongresu. Chodzi o to, by priorytety administracji (egzekutywy) były jasne dla kongresmenów (legislatywy), wyborców (suwerena) i urzędników, co ma konsolidować naród wokół działań administracji, ułatwiać i przyspieszać polityczne targi, alokację środków, decyzyjność itd. Ale jest to też dokument opracowany na użytek zewnętrzny – ma sugerować sojusznikom i przeciwnikom to co jest dla USA ważne. Jednym wskazywać oczekiwane kierunki współpracy, drugim rysować czerwoną linię, po której przekroczeniu Wuj Sam przyłoży kijem.

W swojej zwięzłej, acz treściwej przemowie, Donald Trump przewrócił politykę bezpieczeństwa kraju do góry nogami w stosunku do niedawno (bo w 2015 roku) opublikowanej strategii odchodzącego Barracka Obamy. Oczywiście, to co zostało powiedziane nie może być wielkim zaskoczeniem, bo działania Trumpa i jego rządu przez ostatni rok sugerowały podobny rozwój wypadków, niemniej od dzisiaj wszystkie wnioski płynące z zachowań, wypowiedzi, zagranicznych wizyt były tylko domysłami, a teraz zostały potwierdzone w jednej, skoncentrowanej formie. I więcej nawet, zostały powiedziane publicznie, do całego świata. USA podnoszą rzuconą im geopolityczną rękawicę, Ameryka będzie walczyć.

Mowa o czterech punktach:

1. Obrona ojczyzny, obywateli i amerykańskiego stylu życia,
2. Wspomaganie rozwoju USA,
3. Utrzymywanie pokoju poprzez siłę,
4. Rozszerzanie wpływów.

Darujcie zdawkowość, napiszę tylko o najważniejszym, esencji zawartej w treści bo na głęboką analizę nie mam czasu ani miejsca. Zresztą, do tematu na pewno jeszcze nie raz wrócimy. Cały dokument jest dostępny na stronach Białego Domu (link na końcu). Póki co, szybkie streszczenie.

Trump przyznał, że USA tracą status światowego hegemona (sporo miejsca poświęca temu dlaczego wg niego tak się stało). Diagnozuje, skądinąd słusznie, że aby odzyskać utraconą pozycję kraj musi w pierwszej kolejności odbudować się wewnętrznie: uzdrowić gospodarkę, obniżyć podatki (przez radykalną reformę prawa podatkowego), odbudować infrastrukturę i przemysł. Wtedy będzie w stanie przeciwstawić się zagrożeniom zewnętrznym, a także będzie mógł dominować nad resztą świata („przewodzić światu”). Projekcja siły musi więc odbywać się poprzez bogactwo, a dopiero później siłę militarną (która nie istnieje bez zdrowej i wydajnej gospodarki).

USA przyjmują do wiadomości, że mają konkurentów na arenie międzynarodowej, że ich pozycja i ich sposób życia (liberalna demokracja), wartości (rządy prawa) – są zagrożone. Tymi konkurentami są Rosja i Chiny. Cytat z dokumentu (zostało też powiedziane), str. 2:

„China and Russia challenge American power, influence, and interests, attempting to erode American security and prosperity”

(tłum. Chiny i Rosja rzucają wyzwanie amerykańskiej potędze, wpływom, interesom i próbują podkopywać amerykańskie bezpieczeństwo i dobrobyt.).

Państwom tym zarzuca się ograniczanie wolnego handlu, zbrojenia, oraz manipulację informacją w celu prześladowania ich własnych obywateli a także rozszerzania wpływów. Zresztą, informacja (w rozumieniu manipulacji prawdą, fejk newsami, mediami społecznościowymi itd.) jest opisana jako najważniejsze pole przyszłej dominacji USA – coś co musi być z całą mocą wykorzystywane. Dostaje się także Korei Północnej oraz Iranowi, jako reżimom ukierunkowanym na destabilizację regionów, w których się znajdują. Oczywiście, jednym z priorytetów USA pozostaje walka z dżihadystami (Kalifat itd.), których Amerykanie zamierzają ścigać „u źródła” (zapowiedź dalszych interwencji zbrojnych) ale zmianą jest przede wszystkim postrzeganie amerykańskiej polityki zagranicznej ostatnich dwudziestu lat (o czym napisano wprost). Przyznaje się, że traktowanie rywali jak równorzędnych partnerów (zamiast rozmów z pozycji siły) doprowadziło tylko do osłabienia amerykańskich wpływów i ogólnej destabilizacji. Dokument ostro krytykuje wykorzystywanie dobrej woli Zachodu, chcącego za wszelką cenę unikać wojen, do prowadzenia konfliktów hybrydowych przy jednoczesnym wypieraniu się faktów. Jest to oczywisty przytyk w stronę Rosji działającej w szarej strefie pomiędzy wojną a pokojem (wykorzystującej amerykańskie zero jedynkowe widzenie świata tylko w czerni lub bieli).

„Pokój poprzez siłę” to tytuł trzeciego punktu programowej podstawy bezpieczeństwa. Rozdział ten stawia zresztą sprawy zupełnie otwarcie tak w diagnozie jak i zaleceniach. Określa zagrożenia płynące z Chin i Rosji, a także pozostałych „aktorów” globalnej gry. I daje im odpowiedź. USA mają być zdolne do prowadzenia bardzo różnych w skali i charakterze konfliktów, równocześnie w wielu miejscach świata. I poza nim, bo oprócz modernizacji arsenału nuklearnego mowa także o kosmosie oraz walce w cyberprzestrzeni. Można wysnuć tezę, że odtąd Amerykanie mają synchronicznie reagować na wszelką agresję w postaci konfliktu hybrydowego. Warto przy tym nadmienić, że doktryna określa chińską ekspansję w Europie jako zagrożenie. Łatwo stąd wysnuć wniosek, że nowy Jedwabny Szlak nie będzie mile widzianym rozwiązaniem. Z drugiej strony, zapowiedziano dalsze umacnianie wschodniej flanki w Europie, tak poprzez dozbrojenie sojuszników jak i przez silniejszą obecność wojsk amerykańskich. Nie mogło też zabraknąć po raz kolejny powtórzonego wymogu, by państwa NATO (zwłaszcza te bogate – przytyk do Niemiec) wydawały wystarczająco dużo na obronność. Oczekiwaniem USA jest, że wszyscy sojusznicy dostosują się do ogłoszonej strategii.

Dlaczego to wszystko jest tak ważne? Bo to credo Trumpa. To skonkretyzowane tezy, o których mówił w Warszawie (do czego zresztą odniósł się w wystąpieniu). Więcej izolacjonizmu (w tym uszczelnienie granic -> kwestia muru) i mesjanizmu. Partnerstwo z USA może być korzystne, ale to Stany mają prymat (America First). Kto chce skorzystać na partnerskich warunkach, ten musi przyjąć zachodnią skalę wartości. Ameryka nie będzie dążyć do wojny, ale nie zawaha się do niej przystąpić w obronie sojuszników, a przede wszystkim własnych interesów. Te interesy, tak ekonomiczne, jak polityczne i wojskowe będą najważniejsze.To potwierdzenie, od jeszcze nadal najpotężniejszego państwa świata, że globalna gra już trwa. Zazwyczaj od polityków słyszymy tylko ogólniki albo frazesy. Sami musimy domyślać się reszty, wyciągać ją z tego co nie zostało powiedziane, z gestów i zakulisowych gier. Tymczasem wszystko czym żyła geopolityka przez ostatni rok – dostaliśmy właśnie na papierze. To ostateczny koniec pewnego etapu. Kości zostały rzucone, a piłka jest w grze. Ameryka podejmuje ostatnią próbę odwrócenia niekorzystnego trendu ostatnich lat i powrócenia na pozycję światowego policjanta.

Czy jednak nie jest już na to za późno?

https://www.whitehouse.gov/…/…/NSS-Final-12-18-2017-0905.pdf