Czarny scenariusz

Biały Dom ostrzega, jeśli impasu w Kongresie nie da się przełamać, do końca roku zabraknie środków na pomoc Ukrainie.


04-12-2023




– Nie mamy żadnego magicznego garnuszka, z którego będziemy mogli skorzystać, kiedy to się stanie – powiedziała Shalanda Young, Dyrektor Biura Zarządzania i Budżetu Stanów Zjednoczonych.

Pani Young dodaje ponadto, że nie chodzi tylko o uzbrojenie, którego mimo podwojenia wysiłków, nie są w stanie zastąpić dostawy z krajów Europy, ale także o wsparcie ukraińskiego budżetu. Bez tego, dojdzie jej zdaniem do załamania finansowego (więcej o tym w artykule The Financial Times).

Od początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji wiadomo, że podstawowym parametrem jakiegokolwiek pozytywnego scenariusza dla Ukrainy jest kontynuowanie wsparcia przez Zachód, w tym szczególnie USA (lista pakietów pomocowych Department of Defense). Na tym założeniu opierałem wszystkie analizy, jest to bowiem jeden z podstawowych wyznaczników obecnego „trendu”.



Spór w Kongresie spowodował, że cały kolektywny Zachód znalazł się w trudnym momencie. Waszyngton jest bowiem jedyną stolicą, która posiada nadal ogromne zasoby sprzętowe i amunicyjne, mogące swoją masą decydować o losach wojny. Choć spór ma charakter przejściowy, wpływa na kalkulacje wszystkich pozostałych sojuszników, jeśli bowiem nie USA, to kto da radę? Tymczasem Amerykańscy kongresmani podchodzą do tematu w sposób typowo transakcyjny, co z jednej strony zmusza do czasochłonnych negocjacji, ale z drugiej, daje dużą pewność osiągnięcia porozumienia.

Dobrze jest wykorzystać ten czas na refleksję. Warto jasno mówić czym grozi zaprzestanie amerykańskiego wsparcia i jak to rzutuje na bezpieczeństwo Polski oraz Europy Środkowo-Wschodniej.

Zanim jednak do tego przejdę, chciałbym naszkicować zarys dyskusji. Otóż, w ostatnich kilku dniach przez infosferę przetoczyła się debata (dwa odmienne stanowiska prezentowali m.in. Marek Meissner i Jarosław Wolski, ale swoje zdanie wyraził też Marek Budisz) , która ogniskowała się wokół perspektywy teoretycznej konfrontacji NATO z Federacją Rosyjską, a w węższym ujęciu, wojny w której musiałaby wziąć udział Polska.



Dotychczasowy, panujący od zeszłego roku konsensus mówił o perspektywie między 5 a 10 lat, od momentu zawieszenia działań zbrojnych. Tyle czasu potrzebowałaby Rosja na odbudowę potencjału. Szacunki te są wypadkową strat sprzętowych poniesionych przez rosyjskie siły zbrojne na Ukrainie, oraz potencjału produkcyjnego/remontowego rosyjskiego przemysłu. Do tego dochodzi szereg innych parametrów jak mobilizowanie zasobów ludzkich, amunicyjnych, rakietowych, możliwości finansowych, wpływu sankcji itd. Najnowszy raport Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (więcej w linku) określił perspektywę możliwej konfrontacji Rosja-NATO na 6-10 lat.



Istnieje jednak taka ścieżka historii, która termin ten może skrócić. Mówił o tym ostatnio szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego – Jacek Siewiera (wypowiedź w Dzienniku). Jego zdaniem Zachód powinien zakładać mniej optymistyczny scenariusz i być gotowym w 3 lata.

To czas, w którym na wschodniej flance musi powstać potencjał będący jasnym sygnałem odstraszającym przed agresją – podkreśla.

Jak rozumiem tę wypowiedź, Zachód powinien być gotowy na konfrontację *zanim* Rosja osiągnie stan pozwalający na wznowienie agresji. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie powstrzymać Kreml przed rozpoczęciem kolejnej wojny. Podobny mechanizm nie zadziałał w sprawie Ukrainy, właśnie dlatego, że Putin uznał NATO za zbyt słabe do realnego działania. Pomylił się, ale tylko trochę.

Do niedawna uznawałem szacunki 5-10 lat za miarodajne, ale historia jest jak rzeka, wiecznie płynie i nie należy tracić czujności. Porażka kontrofensywy oraz słabnące wsparcie są parametrami mogącymi zmienić te rachuby.

Więc jaki jest ten, na razie teoretyczny, czarny scenariusz gdyby wsparcia zabrakło? Poniżej przedstawię krótki, uproszczony opis służący nie detalicznej analizie, a niniejszym rozważaniom.

**

Jeśli na Ukrainie dojdzie do wymuszonego zawieszenia broni albo czegoś na wzór działań ATO (tzw. operacji antyterrorystycznej w Donbasie) lat 2014-2021, to taki stan pozwoli Rosjanom na oddelegowanie części produkcji na potrzeby odtworzenia potencjału. Słabnięcie poparcia Zachodu doprowadzi też do osłabienia woli zacieśniania sankcji. Nie wystarczy bowiem ich nałożenie, konieczna jest ciągła modyfikacja niepozwalająca na ich obchodzenie. A tak właśnie stało się po 2014 roku i tak zaczyna dziać się teraz. Brak konsekwencji doprowadzi do naturalnej erozji relacji między państwami wschodniej flanki, a tzw. starą Europą, ponieważ coraz bardziej różnić ich będzie percepcja zagrożenia.

Pauza i zmiana priorytetów, a także osłabienie woli Zachodu otworzy także okienko dla Chin, które moim zdaniem będą chciały pogłębić uzależnienie Kremla, poprzez transakcyjne (żeby nie powiedzieć ’bandyckie’) wsparcie produkcyjne i technologiczne. Już dzisiaj Rosja zmuszona jest sprzedawać Chinom surowce po bardzo zaniżonych cenach, a co więcej, ponosić pełen koszt budowy infrastruktury przesyłowej. W tym samym czasie chińskie firmy zdobywają monopol rynkowy w dostawach elektroniki czy samochodów. Ryzyko nałożenia sankcji na Pekin, tylko z uwagi na dostawy linii technologicznych albo licencji, w opisywanym scenariuszu będzie raczej maleć, niż rosnąć.

W ostatecznym rozrachunku uczynienie z Rosji chińskiego psa łańcuchowego rozbije konsolidacje Zachodu, rozciągnie amerykańskie zasoby i da możliwość rozgrywania relacji w kontaktach bilateralnych, co będzie kolejnym krokiem do realizacji budowy nowego, multipolarnego globalnego ładu. Uważam także, że Chin nie stać jest na porzucenie Rosji, z uwagi na ryzyko realizacji amerykańskiego marzenia o jej odwróceniu przeciwko Pekinowi. W obecnej chwili są to nadal odległe plany, ale jeśli Waszyngton nie pozwala na złamanie rosyjskiego kręgosłupa, to właśnie m. in. z tego powodu.

Takiemu postępującemu rozprężeniu Zachodu, może też sprzyjać ewentualna prezydentura Donalda Trumpa i dojście do głosu jego ruchu MAGA. Jak bardzo zindoktrynowani rosyjską propagandą są to ludzie, widać podczas debat w Kongresie, w których mówią jednym głosem z radykalną lewicą. Obie te grupy łączy sympatia do Rosji i zapędy izolacjonistyczne. Jakby tego było mało, Trump wielokrotnie zapowiadał, że błyskawicznie wymusi zawieszenie broni. Trudno jednak mieć nadzieję, że byłoby ono korzystne dla Ukrainy, takie można bowiem osiągnąć tylko z Rosją na kolanach.

Załóżmy więc, że zamrożenie konfliktu następuje mniej więcej na jesieni przyszłego roku (2024), choć np. sami Rosjanie oczekują, że pokonają Ukrainę w 2025 roku. Obchodzone sankcje oraz kondycja finansowa Rosji, pozwalają jej na kontynuowanie zbrojeń (choćby i na chińskich kredytach) w perspektywie następnych kilku lat. Pas jest zaciskany, Rosjanie są coraz biedniejsi, ale maszyna trzeszcząc jedzie dalej. Ziemia rodzi zboże i kartofle, płyną ropa i gaz. Jest więc co jeść, na czym jeździć i czym się ogrzać. Tak można przetrwać, nie mając wiele więcej, jeśli tylko ma się poczucie, że było warto. A zawieszenie broni w obecnym kształcie frontu uznane zostanie w Rosji za zwycięstwo i przekona ogłupione propagandą społeczeństwo do kolejnych wyrzeczeń.


Według ostatnich doniesień, Rosja w tym roku dostarczy na front maks. 2000 pojazdów. Z czego produkcja czołgów wyniesie ~600 sztuk (łącznie T90, T72B3M, T62M). Drugie tyle, powstanie różnych wariantów BWP, a kolejne 900-1000 egzemplarzy stanowić będą innego typu pojazdy (np. artyleria) lub takie, które poddane zostały „modernizacji” czyli wyciągnięte z posowieckich składów i przywrócone do służby.

Dla przypomnienia, tylko w ciągu czterech miesięcy kontrofensywy Rosjanie utracili ok. 3700 czołgów i transporterów opancerzonych, nie licząc pozostałych rodzajów ciężkiej techniki. Produkują więc mniej niż tracą, ale dzieje się tak tylko ze względu na intensywność prowadzonych działań. Dlatego tak bardzo zależy im na pauzie, o czym na wielu płaszczyznach przekonuje kremlowska machina propagandowa. W przypadku braku amerykańskiego wsparcia i niewystarczającej produkcji państw Europy (tego potencjału obecnie nie ma, jest odtwarzany ale zbyt wolno do potrzeb), Ukraina zwyczajnie nie będzie w stanie podtrzymać tempa wyniszczania rosyjskiego potencjału. Co gorsza, z trudem radzić sobie będzie z utrzymaniem obecnie kontrolowanych terenów. Formalna pauza nie jest więc konieczna, aby Kreml osiągnął oczekiwany rezultat.

Żeby mieć jakiś punkt odniesienia, przyjmijmy że rosyjskie zdolności produkcyjne sprzętu, który można przeznaczyć na odbudowę potencjału oscylować będą między 1000 a 1400 szt. wozów rocznie. Pozostała produkcja pochłaniana będzie przez działania na froncie i straty eksploatacyjne. Prosty rachunek da nam w 3 lata od 3000 do 4500 wozów. Produkcja pocisków rakietowych, znowu odliczając wydatki na „zamrożony konflikt”, który jednak powodować będzie pewne straty – wyniesie 100 miesięcznie, 1200 rocznie, 3600 w 3 lata. Prawdopodobnie zbliżona liczba dronów szahid i lancetów, choć irańska konstrukcja jest dużo prostsza, może więc być produkowana masowo.


Do tego Rosjanie na pewno rozwiną WRE (środki walki radioelektronicznej do zakłócania komunikacji i wrogich dronów), co już następuje, a gdzieś w tle toczyć się będzie powolna (tak jak teraz) rekrutacja kolejnych pokoleń. W ostatnim czasie Władimir Putin ogłosił kolejne zwiększenie liczebności armii, tym razem o 176 tys. ludzi, tak żeby dobić do zapowiadanych ponad 2.2 mln żołnierzy.

Niezależnie od obecnych problemów, powodowanych stratami wojennymi, a „zatykanych” masowo zwalnianymi z więzień skazańcami, w następnych latach w wieku poborowym będą już fanatyczni nastolatkowie „pokolenia Z”. Jeśli dostaną pożywkę w postaci „wielkiego zwycięstwa”, czyli zawieszenia broni, z korytarzem zaporoskim i Donbasem wcielonymi do Rosji, ich apetyty łaknąć będą kolejnych kęsów dla wiecznie głodnego imperium. Od małego są bowiem wychowywani w uwielbieniu wodza i nienawiści do świata zewnętrznego.

Mając powyższe na uwadze, za trzy lata Rosja może dysponować pokaźnym potencjałem, który wykorzysta dużo lepiej, niż to co zrobiła teraz. Nie musi tak naprawdę odtwarzać całego swojego potencjału sprzed 2022 roku, a jedynie mieć zdolność do utworzenie większych sił bojowych niż przeciwnik. Bo też na czym polegał strategiczny błąd w ataku na Ukrainę? Czemu ta wojna jest dla nich straconą okazją?

Dlatego, że na samym początku Kreml utracił kwiat armii i od tamtej pory jedyne co robi, to podgania z uzupełnianiami. Nie jest w stanie odbudować rezerw, które mogłyby przeważyć szalę. Zamiast tego, Rosjanie zmuszeni są do ciągłego uzupełniania bieżących strat.

Każda pauza to dla nich prezent z nieba. Rosyjski potencjał jest jedynie cieniem sowieckiego, ale mimo swojej prymitywności znajduje się już w trybie wojennym, rozpędzony jak stara Łada. Tymczasem Europa dopiero wsiada do swoich Mercedesów i Renault. Jeśli Rosjanom nie pęknie sparciała opona i nie wylądują na drzewie, to na metę dojadą pierwsi. Możemy na trasie tej rosyjskiej Łady sypać gwoździe, zamykać warsztaty samochodowe i rzucać ścięte kłody, ale do tego trzeba aktywnych działań i determinacji.

A teraz kwestia NATO.

Ilu trzeba ludzi i sprzętu żeby zagrozić państwom bałtyckim? Co gdyby pod Pskowem zgromadzono – czysto teoretycznie – 150 tys. ludzi, 1000 czołgów i 2000 bwp? Potencjał absolutnie osiągalny w perspektywie trzech lat. Zbliżony do tego, co obserwowaliśmy podczas lutowej inwazji na Ukrainę, a zgromadzony w pobliżu trzech państw o granicach wielokrotnie krótszych od ukraińskiej, praktycznie z zerową głębią strategiczną. Do tego można śmiało założyć, że aktywna byłaby też kontrolowana Białoruś. Dyskusje o obronie państw bałtyckich toczą się już od kilkunastu lat, a NATO powoli konkretyzuje plany i działania mające je zabezpieczyć (mówiono o tym m.in. na tegorocznym szczycie w Wilnie – komunikat). Nie chcę do niej w tym miejscu wracać, proszę tylko o zauważenie jednego.


Dotychczasowa polityka Waszyngtonu, polegająca na miarowym dozowaniu pomocy wojskowej Ukrainie i skalowaniu stopnia eskalacji, dobitnie pokazała Rosjanom, że pełnowymiarowy konflikt konwencjonalny bez użycia broni jądrowej jest całkowicie możliwy. Strony mogą narzucać sobie ramy konfrontacji, nie sięgając po środki ostateczne. A już szczególnie jeśli początkową agresję da się rozmyć w szarej strefie braku czytelnych definicji, kiedy możemy mówić o inwazji, a kiedy jest to tylko „operacja hybrydowa”. A przecież inaczej niż przed 2022 rokiem, Zachód nie dysponuje już pałką w postaci nałożenia sankcji, wobec tego musi być gotowy na fizyczną konfrontację. Tylko czy tak jest?

A Rosjanie są gotowi. Przekonany jestem, że z chęcią stracą choćby i kilka dywizji pancerno-zmechanizowanych, jeśli będą przekonani, że jednocześnie polegnie choćby kilka tysięcy żołnierzy NATO. Wierzą bowiem, że Zachód utracił zdolność do efektywnego prowadzenia wojny i da się złamać. Przyciśnięty do ściany zgodzi się na nowe rozdanie w Europie. W imię pokoju, a może spokoju. Powrócenie do koncertu mocarstw i ugruntowanie swojej pozycji będzie dla Kremla celem, który uświęci środki. Tak jak bez znaczenia było dla niego utracenie kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy podczas zajęcia Bachmutu.

Czujny komentator powinien zapytać, no dobrze, ale co z Ukrainą? Czy toczący się tam konflikt nie będzie, ku temu przeszkodą? Nie zwiążę Kremlowi rąk? Tak jest teraz, ale bez presji Zachodu, a przede wszystkim bez *wydatnego* wsparcia, Rosjanie są w stanie Ukrainę szachować, tak jak to robili wcześniej. Może jej nie pokonają, ale na pewno skupią się na wzmożeniu procesu „gnicia wewnętrznego”, tak żeby zniszczyć potencjał ekonomiczny, rozpalić konflikty, utrudnić reformy i osłabiać wolę oporu. Uważają, że są w stanie kontrolować konflikt o niższej intensywności, a w taki się ta wojna zamieni choćby i z tego tylko powodu, że nie będzie porządnych dostaw amunicji. A to podstawa! Kijów utraci zdolność prowadzenia działań ofensywnych. Co więcej, jego ciągłe dotowanie przez Unię Europejską i inne zachodnie stolice podnosić będzie koszty aliantom, którzy w miarę upływu czasu staną się chętniejsi do ustalenia nowego układu sił w regionie. Tak na to patrzeć może Putin.


W takiej sytuacji nic nie będzie stać na przeszkodzie, żeby zacząć wymuszać na Amerykanach i Europie nowe rozdanie, zakomunikowane przez Kreml w grudniu 2021 r. Działania hybrydowe na wschodniej flance to oczywistość, do których wykonania nie trzeba większych zasobów. Jaki był koszt uszkodzenia rurociągu między Finlandią a Estonią? Jaki będzie jeśli uszkodzony zostanie Baltic Pipe? Mam wątpliwości czy szczególnie dotkliwy. Żeby mieć pełną swobodę w nakładaniu retorsyjnych kosztów, musielibyśmy sami podjąć się działań odwetowych. Pomijając pogląd na tę sprawę sojuszników, co samo w sobie byłoby parametrem krępującym/ograniczającym nasze działania, należy zapytać czy w ogóle jesteśmy zdolni na taki ruch? Otóż nie, jeśli nie będziemy gotowi na teoretyczną konfrontację. Takiego potencjału obecnie nie posiadamy. Dopiero go budujemy.

Reasumując, nie możemy zakładać, że Rosjanie odbudują się dopiero za 10 lat. To byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. Powyższy negatywny scenariusz jest tylko jedną z ewentualności i nie jest przesądzony. Opisuję go w charakterze przestrogi.

Pozostaje mieć nadzieję, że Amerykanów, a także Zachód, stać na zrobienie ostatniego kroku, bo naprawdę niewiele brakuje aby Rosję całkowicie pokonać. To dziejowa szansa, której niewykorzystanie będzie się mścić na nas przez pokolenia. Czasami jednak, zwycięstwo od porażki dzieli bardzo cienka linia. Mam wrażenie, że właśnie na niej stoimy, a w każdym razie niebezpiecznie blisko do niej podeszliśmy.


Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę: buycoffee.to/globalnagra

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *