Chaos wyborczy

Za chwilę dowiemy się, kto zostanie kolejnym prezydentem USA. Niezależnie od wyniku wyborów, który będzie miał zasadnicze znaczenie dla kierunku w jakim podążą USA, nadchodzące tygodnie będą czasem, który może wstrząsnąć światem.


05-11-2024


Polaryzacja w Stanach Zjednoczonych Ameryki jest na tyle duża, że prowadzi do wewnętrznej destabilizacji ładu społecznego i wpływa na kondycję całego państwa. Niezależnie od tego, kto wygra, druga strona będzie miała trudności z zaakceptowaniem wyniku, co może prowadzić nie tylko do aktów przemocy, ale przede wszystkim kryzysu decyzyjnego na poziomie administracji stanowych i federalnej.

W poprzednich wyborach proces samego głosowania i liczenia głosów był ustawicznie kwestionowany przez zwolenników Trumpa. Mimo ogłoszonej pod koniec grudnia 2020 roku decyzji Sądu Najwyższego, który odrzucił republikańskie pozwy, sytuację udało się unormować dopiero po formalnym certyfikowaniu wyników przez wiceprezydenta Mike’a Pence’a i i aresztowaniu członków paramilitarnych bojówek (tzw. milicji – „Proud Boys” i „Oath Keepers”), które w towarzystwie protestujących zwolenników Trumpa wtargnęły na Kapitol (6 stycznia 2021 roku).

Amerykańskie służby są dziś mądrzejsze o tamte doświadczenia, dlatego powinny być przygotowane na każdy scenariusz. Niemniej, czas jaki dzieli dzień wyborów od ich certyfikowania w Kongresie może być wyjątkowo niespokojny. Wewnętrzne rozchwianie bardzo utrudni Amerykanom reagowanie na zagrożenia zewnętrzne i właśnie na taką ewentualność liczą wymienione poniżej państwa, które w 2021 roku jedynie przyglądały się rozwojowi wydarzeń wyciągając wnioski na przyszłość. Nie możemy liczyć, że także tym razem zachowają bierność.

To dla nich moment, w którym za pomocą faktów dokonanych będą w stanie przesunąć granicę tego, co dopuszczalne realizując przy tym swoje cele strategiczne. Co ważne, skupienie się Amerykanów na problemach wewnętrznych zwiększa szansę na to, że nie będzie ich stać na reakcję, wobec czego zaakceptują zaistniały stan rzeczy. Zwłaszcza jeśli między działaniem a reakcją Waszyngtonu upłynie dłuższa chwila – nawet nie dni, a tygodnie.

Rosnąca presja

Gdy w nocy z 25 na 26 października izraelskie siły powietrzne dokonały odwetowego uderzenia na Iran, wydawało się, że na tym zakończy się wymiana ciosów między oboma krajami. Atak okazał się dużo słabszy od spodziewanego. Spowodował minimalną liczbę ofiar (5 osób) i nie dotknął tak naprawdę ani instalacji naftowych, ani nuklearnych. Jego celem nie byli też irańscy oficjele. Zgodnie z życzeniem Waszyngtonu, który przekonywał, że w rezultacie sytuacja ulegnie deeskalacji, operacja została ograniczona do minimum, tak aby nie powodować reakcji. Uderzenie Izraela miało charakter ostrzeżenia, a zniszczenie obrony przeciwlotniczej, pustych zbiorników ropy czy opuszczonej placówki, w której kiedyś trwały prace nad irańskim programem nuklearnym, miało nie pozostawić złudzeń, co leży w zasięgu izraelskiego lotnictwa.

Ali Chamenei podczas spotkania ze studentami. 02.11.2024. Źródło: Khamenei.IR

Tymczasem po początkowo stonowanej, wręcz bagatelizującej nalot reakcji, w ostatnich dniach Teheran wyraźnie zaostrzył retorykę. Podczas wystąpienia przed studentami, ajatollah Ali Chamenei zapowiedział „druzgocącą odpowiedź”, która „wybije zęby” wrogom Iranu, czyli USA i Izraelowi. Krótko później The Wall Street Journal, opublikował artykuł, w którym powołując się na źródła w państwach arabskich i samym Iranie, zapowiedział kolejne, duże uderzenie na izraelskie cele wojskowe, tym razem z użyciem dronów oraz pocisków balistycznych o większym ładunku mocy niż poprzednio. Po raz pierwszy w ataku mają wziąć udział regularne siły zbrojne (Artesz), a nie tylko Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (IRGC).

W tym samym czasie rośnie napięcie wokół Korei Północnej, która według najnowszych doniesień przerzuciła 11.000 swoich żołnierzy do rosyjskiego obwodu kurskiego, gdzie mają wziąć udział w próbach wyparcia sił ukraińskich (więcej o tym pisałem w „Kim ratuje Putina”). Rosyjsko-ukraińska wojna może więc poszerzyć się o trzeciego uczestnika, co będzie miało istotne znaczenie nie tylko dla sytuacji na froncie, ale i dla geopolitycznego układu sił. Podczas gdy północnokoreańscy żołnierze wkraczają do Europy, Pjongjang wykonuje serię agresywnych gestów w stosunku do swojego południowego sąsiada i Japonii.

Żołnierze północnokoreańscy odbierający wyposażenie w jednej z dalekowschodnich rosyjskich baz wojskowych. Źródło: Spravdi

W ostatnich dniach (31 października i 5 listopada) doszło do dwóch wystrzeleń międzykontynentalnych pocisków balistycznych, które następnie spadły w rejonie Morza Japońskiego. Pierwszy z nich osiągnął wysokość ponad 7000 km, demonstrując tym samym zdolność do bezpośredniego ostrzału terytorium USA. Mniej więcej w tym samym czasie, oficjalnie w ramach protestu przeciwko amerykańsko-japońskim ćwiczeniom wojskowym (Keen Sword 25), północnokoreańskie wojska wystrzeliły w kierunku Japonii siedem pocisków rakietowych krótkiego zasięgu, które następnie spadły do morza. Pjongjang podtrzymuje także wojenną retorykę w stosunku do Seulu, którego wody przybrzeżne ostrzelał w minionych tygodniach.

Lotniskowce Shendong i Liaoning wraz z okrętami towarzyszącymi. Źródło: China Military

Tymczasem Rosja, która jest całkowicie zaangażowana w wojnę z Ukrainą, zmuszona jest do sięgnięcia po metody mniej bezpośrednie. Jak poinformowała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w komunikacie z dn. 25 października, działalność rosyjski służb w 2024 roku uległa poważnemu nasileniu. Coraz więcej jest działań o charakterze dywersyjnym, wymierzonych przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej oraz państwom członkowskim Unii Europejskiej i NATO. Odnotowywane są podpalenia budynków publicznych, sabotaż komunikacji kolejowej czy obiektów infrastruktury krytycznej, a nawet próby podłożenia ładunków zapalających w samolotach lecących do USA i Kanady. W chwili obecnej, większość rosyjskiego wysiłku skupia się na wszelkiego typu działaniach dezinformacyjnych mających wpłynąć na wynik amerykańskich wyborów, o czym poinformowało FBI. Jednocześnie Kreml pręży swoje nuklearne muskuły, po to by zniechęcić zaatakowane państwa do zastosowania podobnego odwetu na rosyjskim terytorium.

Do całego obrazu dodać należy Chiny, które w połowie października przeprowadziły kolejną próbną blokadę Tajwanu z morza i powietrza, co wprawiło cały Indo-Pacyfik w stan podenerwowania. Krótko później wspólne ćwiczenia odbyły po raz pierwszy dwa chińskie lotniskowce – Shandong oraz Liaoning, demonstrując powolne zwiększanie chińskich kompetencji w działaniu tego rodzaju okrętów. Wreszcie, przy okazji targów przemysłu obronnego, w ostatnich dniach zaprezentowano samolot myśliwski piątej generacji J-35A oraz przeznaczony do przechwytywania pocisków balistycznych średniego zasięgu system HQ-19. Wszystkie te działania stanowią demonstracyjne manifestowanie chińskiej potęgi. Inaczej jednak niż pozostali sojusznicy z Moskwy, Teheranu i Pjongjangu, Pekin wydaje się „siedzieć na wzgórzu, obserwując walczące tygrysy (jak mówi chińskie przysłowie). Obserwuje rozwój wydarzeń, szukając dogodnej dla siebie okazji do działania, pilnując jednocześnie by odstraszyć Amerykanów i ich sojuszników przed jakimikolwiek wrogimi działaniami.

Wielka kumulacja

Wszystkie wyżej opisane działania, wydają się skoordynowane, o czym świadczy nie tylko synchronizacja czasowa, ale także wyjątkowa aktywność dyplomatyczna pomiędzy wszystkimi czterema krajami. Co więcej, współpraca ta ma charakter długofalowy, obliczony na wzajemne wzmacnianie potencjałów i działań.

Rosja jest bardzo mocno wspierana gospodarczo i przemysłowo przez Chiny, a wojskowo przez Koreę Północną i Iran. W zamian za to, Teheran i Pjongjangu otrzymują rosyjskie technologie rakietowe i kosmiczne, a Chińczycy monopolizują rosyjski rynek, kupując przy tym przecenione rosyjskie surowce. Podczas gdy Pjongjang testuje swoje nowe pociski balistyczne, Iran wystrzeliwuje z rosyjskiego kosmodromu Wostocznyj dwa satelity, obserwacyjny i telekomunikacyjny.

Nie ma więc żadnej przesady w stwierdzeniu, że Rosję, Chiny, Iran i Koreę Północną łączy sojusz wymierzony w kolektywny Zachód. Każde z tych państw realizuje swoje własne cele strategiczne, jednak dokonując równoczesnej, skoordynowanej czasowo presji, rozpraszają potencjał i uwagę Zachodu (a szczególnie USA) gwarantując sobie tym samym względną bezkarność. Wszystkie te działania łamią przecież nie tylko reżim sankcyjny, ale także rezolucje podjęte przez ONZ. Jeśli nie zostaną natychmiast skontrowane, staną się faktami dokonanymi, które trwale zmienią rzeczywistość geopolityczną.

Władimir Putin w towarzystwie Kim Dzong Una podczas wizyty w Pjongjangu. Czerwiec 2024. Źródło: Kremlin.ru

Z ich punktu widzenia, najważniejsze jest przesunięcie granic tego, co dopuszczalne w jednym, gwałtownym ruchu. Zaangażowanie się północnych Koreańczyków w wojnę z Ukraina ustanowi precedens umożliwiający ewentualne zaangażowanie w wojnę pozostałych sojuszników (np. dostawę chińskiego uzbrojenia). Rosyjskie operacje hybrydowe, mają zmusić Zachód do wstrzymania pomocy dla Ukrainy i zgodę na korzystne dla Rosji warunki zawieszenia broni, oraz wycofanie sankcji.

Atak Iranu na Izrael doprowadzi do ponownej wymiany ciosów, ale być może już bez wsparcia USA, co powinno znacznie osłabić konfrontacyjne zapędy Jerozolimy. Jednocześnie jakikolwiek silny odwet Izraela stać się może pretekstem do pozyskania przez Teheran broni jądrowej. Wreszcie, osłabienie USA oraz zaangażowanie Zachodu w innych częściach świata, pozwoli Chinon na wymuszenie dominacji wobec Tajwanu i Morza Południowochińskiego, co odsunie Amerykanów poza tzw. pierwszy łańcuch wysp.

Podobne zależności można mnożyć, ale zasada ich działania jest dość prosta. Im więcej zmian, tym więcej otwartych drzwi, tym lepsza pozycja kontestatorów dotychczasowego porządku.

Podsumowanie

Jeśli Rosja, Chiny, Korea Północna i Iran rzeczywiście pójdą na konfrontację z Zachodem w trakcie powyborczego chaosu w USA, koordynacja stanowisk między poszczególnymi państwami Europy będzie wyjątkowo utrudniona. W takiej sytuacji zachodni politycy zostaną zmuszeni do samodzielnego decydowania o polityce bezpieczeństwa własnego kraju, często wbrew interesom pozostałych, co doprowadzi do tarć wewnętrznych grożących rozpadem dotychczasowych relacji i budowy nowych, w oparciu o kryterium tego, czy dane państwo wykaże się aktywnością, czy przeciwnie, postanowi biernie przeczekać chaos.

Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia na początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, kiedy to m.in. Polska i Litwa samodzielnie ruszyły z pomocą dla Kijowa, podczas gdy Niemcy i Amerykanie oczekiwali szybkiego upadku kraju. W miarę rozwoju wydarzeń, to wschodnia flanka, Skandynawia i Wielka Brytania stały się rdzeniem zachodniej pomocy wojskowej, podczas gdy wiele innych państw długo zachowywało bierność. Na tym właśnie polega problem podziału na „aktywnych” i „biernych”.

Rozbijanie zachodniej solidarności jest celowym zabiegiem, wzmaganym tak przez rosyjską agenturę jak i dezinformację. Konstrukt Zachodu pada ofiarą rzymskiej zasady „dziel i rządź” (divide et impera), co doprowadzić może do jego rozpadu. Szczególnie jeśli wybory zakończa się wygraną Donalda Trumpa, z którego to osobą Rosjanie łącza ogromne nadzieje, a który kilkukrotnie mówił o wyjściu USA z Sojuszu Północnoatlantyckiego, wstrzymaniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, a także wyrażał się pochlebnie o przywódcach Korei Północnej i Iranu.

Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że nawet w przypadku wygranej Kamali Harris, sytuacja wcale nie musi ulec poprawie. Dotychczasowa prezydentura Joego Bidena pokazała, że Biały Dom nie radzi sobie z wyzwaniami w polityce zagranicznej, kurczowo trzymając się koncepcji wiecznej deeskalacji, która jedynie ośmiela agresorów do dalszych ataków. Jeśli Kamala Harris zamierza kontynuować politykę swojego poprzednika, upadek Zachodu trwać może dłużej, ale pozostanie nieuchronny.

Gdyby tak się stało, marzenie Moskwy i Pekinu o nowym, multipolarnym globalnym ładzie, w którym panuje prawo silniejszego, w końcu się ziści. Najbliższe tygodnie mogą więc zdecydować o przyszłości świata. Pozostaje nam mieć nadzieję, ale przygotowywać się na najgorsze.


Strona Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę:

buycoffe.to/globalnagra 

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *