Brak silnej reakcji strategicznym błędem

Brak demonstracyjnie silnej reakcji na śmierć polskiego żołnierza byłby strategicznym błędem Polski o dalekosiężnych i poważnych konsekwencjach.


08-06-2024


  1. Śmierć polskiego żołnierza nie była przypadkowa.

Według informacji, ś.p. szeregowy Mateusz Sitek próbował wyrwać lewarek służący do rozgięcia szczebli ogrodzenia. W momencie gdy go chwycił, został pchnięty przygotowaną dzidą (nóż, przymocowany do kija). Ostrze trafiło w klatkę piersiową, przebiło płuco. Żołnierz był opatrywany bezpośrednio pod ogrodzeniem, a w tym czasie pomagająca mu żołnierka była atakowana drągami, obrzucana przedmiotami. Pomoc i ewakuacja były tym samym utrudnione. Szczególnie, że w okolicy ranni zostali także inni.

Incydent tego typu, próba dźgnięcia strzegących granicę nie był ani pierwszy, ani ostatni. Z tego co mi wiadomo, podobnych dzid z nożami używano w tej samej okolicy także już po ranieniu szer. Sitka. Samo ostrze noża, wg niektórych informacji (podawane przez profil na X @Bechatka) było zanieczyszczone fekaliami, co spowodowało sepsę.

Można przypuszczać, że poszukiwano możliwości na doprowadzenie do śmierci jakiegokolwiek polskiego żołnierza czy funkcjonariusza. Niestety padło na szer. Sitka z nowo utworzonego, świeżego jak zielona trawa 3 batalionu, 1 Brygady Pancernej.

  1. Cała aktywność na granicy odbywa się pod kontrolą wrogich służb

Nie jest to żadna nowość. Wobec systematyczności zachowań tzw. „migrantów”, powtarzalności stosowanej taktyki, a także pojawianiu się w kluczowych momentach (podprowadzaniu, instruowaniu, nadzorowaniu) tych samych, dobrze znanych polskim służbom postaci po drugiej stronie ogrodzenia, nie ma wątpliwości że ostatnia eskalacja jest nadal operacją hybrydową białoruskich i rosyjskich służb specjalnych.

Bezpośrednim nadzorem zajmują się w ostatnim czasie osobnicy o bliskowschodniej aparycji, określani przez polskich żołnierzy mianem m. in. „syryjskich bojowników”, tak też mają o nich mówić inni migranci. Rośli mężczyźni, których zachowanie i ruchy budzą skojarzenia z wyszkoleniem wojskowym biorą także udział w bezpośrednich starciach, podczas prób przekroczenia granicy przez większe grupy. Szkolą nowo przybyłych, instruują w postępowaniu i polskich przepisach dotyczących zasad używania broni palnej. Uzasadnione jest przypuszczenie, że akurat żołnierze, jako paradoksalnie najbardziej bezbronna formacja „na pasku” (z uwagi na zaniechania proceduralne i obowiązujące prawo), są celem największej agresji.

Kto wie, czy krępujących niuansów prawnych nie przekazał wrogowi zdrajca Tomasz Szmydt, były sędzia z dostępem do informacji niejawnych nt naszych służb?

  1. Białoruś i Rosja są gotowe do eskalacji

Zabicie żołnierza stanowi poważną eskalację. Jest to przekroczenie nomen omen granicy, do którego do tej chwili żadna ze stron nie dopuszczała. Owszem, straszono, strzelano w powietrze, rzucano granaty hukowe, było namierzanie laserami, a nawet penetracja w głąb terytorium przez grupy rozpoznawcze, ale nie zabójstwo.

Skoro zabicie polskiego żołnierza nie było przypadkowe, trudno zakładać, że Białoruś i Rosja nie są przygotowane na scenariusze konfrontacji. Można założyć, że działając w ramach szerszego planu, mają rozpisanych przynajmniej kilka scenariuszy.

W przeszłości, reakcją polskich władz na eskalację były manewry, większa ilość wojska, budowa prowizorycznego, a później stałego ogrodzenia, ruchy ciężkiego sprzętu. Już po zmianie rządu mieliśmy informacje o budowie fortyfikacji, stworzeniu KOP itd., a więc postępowania idącego w podobnym kierunku.

Logicznym byłoby, gdyby białorusko-rosyjskie służby zakładały podobne, reaktywne, powolne, ale też kosztowne działania jako następstwo ostatnich wydarzeń. Dodatkowo, mamy podwójnie szczególny okres. Po pierwsze, wybory do Parlamentu Europejskiego, po drugie nowy rząd, który agresor chce przetestować.

Przekonany jestem, choć to naturalnie moje prywatne odczucie, że Rosjanie uważają Polskę za pozbawioną samodzielności, a mając pełną świadomość jakie podejście do jakiejkolwiek bezpośredniej konfrontacji mają Amerykanie, zakładają że Warszawa w żaden sposób nie odpowie ofensywnie. Nawet gdyby chciała, zostanie powstrzymana przez Waszyngton i pozostałych sojuszników o pacyfistycznym nastawieniu (jak choćby Niemcy). Temu służy też agresywna retoryka rosyjskiej propagandy, straszenie nuklearną zagładą.

  1. Skutki.

Efekty muszą być dla rosyjskich zleceniodawców zadowalające. Chaos wewnętrzny w Polsce, podgrzany do czerwoności konflikt polityczny, złamanie morale armii i służb, podkopanie wiary obywateli w instytucje i władze, frustracja społeczna. Wszystko razem przekłada się na obniżenie odporności państwa, wzmocnienie ośrodków dezinformacji i ruchów tzw. „pacyfistycznych” oraz prorosyjskiej agentury. Władze w żaden sposób nie panują nad infosferą. Nie prezentują spójnego komunikatu tak na potrzeby krajowe jak i zagraniczne. Absolutna destrukcja o dalekosiężnych skutkach.

Polska ponosi także ogromne koszty finansowe wzmacniania obecności na granicy i tworzenia narzędzi prewencyjnych (tak uzbrojenia jak i infrastruktury). Są to środki, których nie może użyć np. do pomocy Ukrainie. Tak jak w 2021 roku, tak i teraz, wyłączenie Polski z aktywnej pomocy Ukrainie jest dla Kremla warunkiem jej pokonania. Jednym ze sposobów jest związanie polskich sił na granicy. Nawet jeśli doprowadzi to do sytuacji „bliskiej otwartemu konfliktowi” (do którego wiadomo, że nie dojdzie – w domniemanej kalkulacji Kremla), gra jest warta świeczki.

W tym kontekście, poróżnienie Polski i Ukrainy jest kolejnym rosyjskim sukcesem, mimo że w tym przypadku wystarczyło tylko podsycanie istniejących fobii i nieporozumień. Uważam, że upadek pocisku w Przewodowie i późniejsze naruszenia przestrzeni powietrznej (łącznie ze „zgubą” spod Bydgoszczy) idealnie wpisały się w różnice zdań między Warszawą a Kijowem (pamiętne oskarżenia o próbę wciągnięcia do wojny). Niedojrzałość klasy politycznej obydwu państw dokończyła dzieła.

Wnioskując z rosyjskich komunikatów (interpretacja à rebours), to czego Kreml naprawdę się boi, to fizycznego zaangażowania Polski na Ukrainie, np. do ochrony jej granicy z Białorusią. Dla nas nadal fantastyka, dla nich realne zagrożenie całkowicie wywracające wszystkie kalkulacje i plany. Co więcej, prowokowanie konfliktu granicznego z Polską, może służyć za sposób doprowadzenia do zaangażowania w rozwiązanie problemu NATO, a wobec tego zmuszenia Zachodu do przystąpienia do negocjacji w sprawie nowego ładu bezpieczeństwa w Europie. To także wytrych, który mógłby posłużyć jako presja na zawarcie rozejmu na Ukrainie (przyjmując ją jako element szerszej konfrontacji z Zachodem).

Kryzys graniczny angażuje też zasoby wojska, w tym przede wszystkim ludzkie, porażając jego zdolności do rozbudowy. Konia z rzędem temu, kto w takich warunkach przekona do służby nowych ochotników. Ci już w służbie, pilnują granicy zamiast zgrywać się w swoich podstawowych działaniach. Jeśli otwarty konflikt mógłby nastąpić w najbliższych latach (co może zakładać Kreml), to dozorowanie granicy uniemożliwi WP skuteczną obronę terytorium. Po prostu nie będzie gotowe do konfrontacji z zaprawionymi w kilkuletniej wojnie oddziałami.

Demonstrowanie bezbronności Warszawy wobec operacji hybrydowych, musi także powodować szkody w wizerunku kraju, który jest liderem regionu animującym politykę wschodnią Zachodu. Siłą rzeczy, np. Litwa i Łotwa mogą mieć uzasadnione wątpliwości na ile polskie wsparcie jest wiarygodne. Nie wspominając o aktorach niepaństwowych (choćby białoruskich), dla których Polska próbuje stać się ośrodkiem działania, wspierając ich i kształtując politykę w pożądanym przez siebie kierunku.

Politycznie mogą zacząć grać na kogoś innego, a przecież dotychczas zawsze mogliśmy liczyć na ich poparcie. Dla Warszawy to szalenie trudna pozycja. Bierność to słabość, proaktywność antagonizować będzie stronnictwo pacyfistów. Nasza aktywna obrona, sprzedawana będzie jako polskie awanturnictwo i rusofobia na forach międzynarodowych. Brak odpowiedniej strategii politycznej i komunikacyjnej oznaczać będzie, że nasza globalna pozycja ulegnie osłabieniu, mimo że równolegle wzmocnimy ją w wymiarze regionalnym. To tragiczny dylemat, ale nie ma od niego ucieczki.

Wreszcie, jakiekolwiek ruchy proaktywne zawsze będą sprzedawane na rynek wewnętrzny Rosji i Białorusi jako polskie dążenie do wojny i konfrontacji umacniające konsolidację społeczną i uzasadniające wyrzeczenia poszczególnych obywateli, w imię obrony ojczyzny. Te potrzeby wewnętrzne Moskwy i Mińska są wbrew pozorom bardzo ważne. Sens prowadzenia „operacji specjalnej” jest dla wielu obywateli ruskiego miru nie do końca zrozumiały. Jednakże kolejną Wojnę Ojczyźnianą, tym razem przeciw NATO, pojmą wszyscy. A to bardzo ważne, jeśli Putin chce utrzymać wewnętrzną mobilizację.

  1. Podsumowanie.

Brak silnej odpowiedzi na śmierć polskiego żołnierza stanowić będzie przyzwolenie na dalsze ataki. Zostawienie inicjatywy w rękach Rosji, pozwala jej na dowolne wybieranie momentu i sposobu konfrontacji. W dłuższej perspektywie, czyni wybuch otwartego konfliktu zbrojnego bardziej, a nie mniej prawdopodobnym (osłabienie odstraszania, polskiego potencjału, rozbicie spójności Zachodu). Brak nałożenia odpowiednich kosztów na przeciwnika, zachęci go do pójścia dalej np. zniszczenia infrastruktury krytycznej kraju, działań utrudniających żeglugę, wyludnienia obszarów przygranicznych itd. Koszty będą zarówno wewnętrzne (polityczne, społeczne, gospodarcze), jak i międzynarodowe, nie ograniczające się tylko do terytorium Polski.

Odpowiedź Polski musi być wobec tego silna i wielowymiarowa. Nie ma innej drogi.

Uważam, że musimy w trybie ekspresowym dostosować prawodawstwo do wymogów chwili. Przygotować (co postuluje ppłk Maciej Korowaj) podstawy ustawowe pozwalające na prowadzenie operacji specjalnych zasobami wojskowymi i wywiadowczymi na kierunku przeciwnika. Wypowiedzieć konwencję ottawską zakazującą stosowania min przeciwpiechotnych. Unormować zasady działania jednostek ŻW, SG i WP na granicy. Radykalnie usprawnić sposób działania i realizowania zadań na granicy. Już sam ten fakt stanowiłby silną komunikację strategiczną.

To jednak za mało. Nie uda nam się powstrzymać dalszej agresji jeśli nie zademonstrujemy zdolności i determinacji do konfrontacji, do zastosowania symetrycznej odpowiedzi. Nie chodzi tutaj oczywiście o samych „migrantów”, będących jedynie narzędziem w rękach służb, tylko o poniesienie konkretnych kosztów przez Rosję i Białoruś w sposób, który jednoznacznie wskazywać będzie za co wystawiony został rachunek.

Musimy wykazać się w tym względzie samodzielnością w podejmowaniu decyzji, ale jednocześnie zadbać o właściwe ukształtowanie narracji na arenie międzynarodowej. Nazywajmy rzeczy po imieniu, wskazujmy sprawców, wskazujmy na jednoznaczną interpretację – agresji na nasze terytorium i ataku na żołnierzy. Zastrzeżmy prawo do odpowiedzi. Wszystkie te elementy muszą stanowić spójną całość. Potrzebna jest odwaga i determinacja, oraz współdziałanie wszystkich sił politycznych.

Czy uda nam się sprostać wymogom chwili? Czy podołamy zadaniu? Mam niestety wątpliwości, ale nie widzę innej drogi.


Niniejsza strona jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę:

buycoffe.to/globalnagra 

2 komentarze

Michał Sykutera · 2024-06-14 o 16:09

Z wszystkim się zgadzam, szkoda tylko, że wnioski te przychodzą po szkodzie – myślę, że można było przewidzieć eskalację ze strony służb specjalnych Białorusi i Rosji na naszej wschodniej granicy. W każdym razie b. dobry tekst.

Hootzool · 2024-06-11 o 20:16

A może zamiast eskalować trzeba najpierw zrobić porządek po naszej stronie?
Prewencja do pushbacków a wojsko do wojowania?

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *