Bonjour Pologne!

Polska staje się środkiem ciężkości w Europe Środkowo-Wschodniej. Niezależnie od tego czy rozumiemy i dostrzegamy ten stan rzeczy. To nie nagły poryw serca przywiódł prezydenta Francji Emmanuela Macrona do Warszawy (3 i 4 lutego 2020), ale polityczna konieczność.

Podsumowanie treści:

  • Polska i Francja są na siebie skazane w polityce międzynarodowej.
  • Łączy nas wielka polityka i strategiczna konieczność, dzielą poglądy, polityka krajowa i stosunek do Rosji.
  • Zyskujemy znakomitą okazję do budowy wielowymiarowej i zdywersyfikowanej polityki bezpieczeństwa oraz wewnątrz wspólnotowego podziału sił, mimo obopólnego braku zaufania.
  • To ważny, ale zaledwie pierwszy krok. Wiele pracy przed nami.
  • Zdrowa rezerwa w ocenie francuskich gwarancji jest wskazana, ale nie powinna przesłaniać korzyści płynących z samego tylko faktu ożywienia kontaktów.

>>> PODCAST – artykuł w wersji audio dostępny jest TUTAJ <<<

Spis treści:
1. Źródła zmiany.
* Brexit
* Polityka USA
* Polska ma znaczenie
2. Macron w Warszawie.
3. Macron w Krakowie.
4. Creme de la creme.

**

Wstęp

Nie chciałbym się zbytnio pochylać nad treścią zawartych między władzami Polski i Francji porozumień. To co podpisano, to zaledwie dokumenty inicjujące cały proces strategicznego zbliżenia polsko-francuskiego, które jest takim głównie w kontekście geopolitycznego układu sił, a mniej w wymiarze praktycznym – tego ile wzajemnie od siebie uzyskamy. Przynajmniej na razie. Prognozy są dobre (bardzo ważne zaproszenie do programu budowy czołgu nowej generacji), ale wiele pracy przed nami i jeszcze nie raz będzie okazja żeby się nad tą współpracą zastanowić. W tej chwili to zaledwie pierwszy krok, po którym mogą, ale wcale nie muszą nastąpić konkretne działania. Tymczasem ciekawi mnie co innego – wspaniała lekcja geopolitycznego realizmu jaką ta wizyta nam daje.

Bo też skąd taka zmiana w chłodnych, niemal wrogich relacjach między Francją a Polską?

Oto geopolityka w czystej postaci i coś jeszcze.

Źródła zmiany

1) Brexit

Z końcem stycznia 2020 roku Wielka Brytania ostatecznie pożegnała się z Unią Europejską. Na krok ten czekaliśmy od czterech lat, choć wielu miało nadzieję, że Londyn odzyska rozsądek i zmieni decyzję. Ostatecznie, szacunek dla woli obywateli okazał się silniejszy (był to jeden z elementów decyzji). W państwie opierającym cały system polityczny na prawie zwyczajowym, dotrzymywanie umów społecznych ma olbrzymie znaczenie. Sprzeniewierzenie się tej zasadzie byłoby zaprzeczeniem wszystkiego co brytyjskie. Spowodowałoby kolaps, którego skutki mogłyby boleśnie odbić się na setkach lat demokratycznej ewolucji kraju.

O ile jeszcze mógłbym sobie wyobrazić pewne naginanie prawa na linii np.: król – parlament, to w stosunku do obywateli takie działanie byłoby politycznym samobójstwem. Nic to. Nastąpił co prawda koniec jednej historii, ale też początek nowej. Brytyjczycy będą musieli teraz poradzić sobie ze wszelkimi konsekwencjami tego znaczącego kroku, zwłaszcza w wymiarze wewnętrznym (np. grożącej secesją Szkocji). Przez pewien czas będą więc zajęci sami sobą.

Tymczasem, brytyjski „exit” zmienił układ sił nie tylko w samej Unii Europejskiej, ale też na całym kontynencie. Mimo że Wielka Brytania pozostaje członkiem NATO, to jednak projekt wspólnoty europejskiej będzie odtąd tworem zupełnie od niej niezależnym i w niedalekiej perspektywie czasowej – konkurencyjnym (gospodarczo i politycznie). Z kolei sama unia, tkwi w głębokim kryzysie, który można i trzeba przezwyciężyć wyłącznie poprzez szeroki konsensus i głęboką reformę. Bez tej zmiany, wspólnota popadnie w peryferyjność i zostanie podzielona przez trzy pozostałe mocarstwa. Dyskusję nad nowym kształtem UE opóźniano m.in. z uwagi na brexit.

Żadna sanacja w Europie nie jest dziś możliwa bez udziału Polski.

2) Polityka USA

Konflikt między Stanami Zjednoczonymi Ameryki i Chinami zakończył trwanie dotychczasowego globalnego porządku. Waszyngton od nowa układa swoje relacje tak z sojusznikami jak i wrogami.

Za każdym razem ostro renegocjuje stare umowy, które według amerykańskiej administracji są ze wszech miar niekorzystne. Dotyczy to także Europy, która budując potęgę gospodarczą do niedawna niespecjalnie dbała o własne bezpieczeństwo polityczne i wojskowe. To dlatego Donald Trump nawoływał do podnoszenia wydatków na wojsko i większego udziału w działaniach wojskowych stabilizujących europejskie sąsiedztwo. Apele te odniosły z początku ograniczony skutek, ale z biegiem czasu konieczność posiadania własnych zdolności wojskowych stawała się coraz bardziej ewidentna. Stąd tocząca się dyskusja o budowie unijnych sił szybkiego reagowania i inicjatywy w rodzaju PESCO. Poza tym, w ciągu ostatnich trzech lat USA ułożyły sobie relacje gospodarcze z najbliższymi sojusznikami (Kanada, Meksyk, Japonia, Korea Południowa, Polska, Izrael), a w tym roku zamierzają ostro wziąć się za podporządkowanie Unii Europejskiej. W Paryżu czy Berlinie o tym wiedzą, ponieważ od dawna stolice te poddawane są politycznej presji.

Wobec powyższego, polityka zagraniczna USA będzie zmierzać do rozbicia unijnej jedności w imię przekładania własnych interesów ponad konsensus kolektywu (choćby i wymuszony). Łatwiej bowiem porozumieć się z każdym państwem z osobna, niż kilkoma na raz, albo co gorsza z całym blokiem politycznym.

Nakładanie presji, straszenie sankcjami, szukanie układów w formule bilateralnej, konflikty ekonomiczne, to wszystko kładzie się długim cieniem na konstrukcji sojuszniczej Zachodu. Trudno zresztą nie odnieść wrażenia, że twarda postawa Europejczyków (czy to kolektywnie czy indywidualnie) może stanowić pretekst dla Amerykanów do redukowania swojej obecności wojskowej w tym regionie (kolejna forma nacisku), co zrodziłoby poważne reperkusje.

Emmanuel Macron pozostaje w osobistym konflikcie z prezydentem Donaldem Trumpem i to nie tylko ze względu na wzajemnie czynione złośliwości, ale na sprzeczne interesy stron i francuskie ambicje w kreowaniu polityki międzynarodowej. Różni ich podejście do Chin i Rosji, do polityki klimatycznej i konflikt handlowy. Do tej listy należy też dopisać plany Waszyngtonu zmierzające do wycofania sił wojskowych biorących udział w operacjach specjalnych w zachodniej Afryce, których głównym celem jest walka z ugrupowaniami dżihadystycznymi spod czarnego sztandaru. Francja jest tam aktywna militarnie nieprzerwanie od 2013 roku. Dla USA, które posiadają dalece niewystarczające zdolności do projekcji siły w stosunku do światowych wyzwań (kocioł Bliskiego Wschodu, starcie z Chinami, balansowanie w Europie Środkowo-Wschodniej, pilnowanie zachodniej hemisfery itp.) redukcja obecności jest uzasadniona. Donald Trump całkiem otwarcie mówi zresztą, że problem z możliwą falą migracyjną z Afryki (powodowaną wyżem demograficznym i islamistyczną wojną) czy Bliskiego Wschodu (praktycznie te same powody) jest na barkach Europy i USA nie zamierzają dłużej brać za ten stan rzeczy odpowiedzialności.

3) Polska ma znaczenie

Wreszcie, nie bez znaczenia jest polityka zagraniczna naszego kraju. Niezależnie od osobistych preferencji politycznych, jako ludzie racjonalni (za jakich biorę moich Czytelników) nie możemy zignorować faktu, że aktualny rząd oraz głowa państwa prowadzą dającą się określić politykę międzynarodową.

Mogą w tym być mniej lub bardziej sprawni i możemy osobiście nie zgadzać się co do obranego kierunku, ale przyznać trzeba, że jest on dość czytelny. Co więcej, działania te wywierają namacalne skutki na arenie międzynarodowej (o czym za chwilę). Polityką tą jest oparcie bezpieczeństwa na projekcji siły wojskowej USA, przy jednoczesnym budowaniu hard i soft power w regionie, w tym w relacjach bilateralnych z naszymi sąsiadami (z wyjątkiem Rosji), oraz animowaniu wewnętrznego sojuszu w Unii Europejskiej. Takiego mniej (np.: z Hiszpanią) lub bardziej (V4) sformalizowanego związku politycznego obliczonego na zabezpieczenie polskich interesów i reformę wspólnoty.

Foto: Jakub Szymczuk, Kancelaria Prezydenta RP

Tylko w ostatnich kilku miesiącach polskie działania pośrednio lub bezpośrednio doprowadziły do :

  • wygranej z Rosją w sprawie sporu historycznego w warstwie narracyjnej (mimo osiągnięcia przez Kreml celów krótkoterminowych),
  • skutecznego doprowadzenia do opóźnienia/zablokowania budowy rurociągu NordStream 2.

W perspektywie długofalowej odnotować trzeba też postępy w:

  • wzmocnieniu obecności NATO na wschodniej flance,
  • sukcesywnej budowie inicjatywy Trójmorza (#3Seas),
  • kreowaniu podstaw dla dostaw alternatywnych źródeł ropy i gazu dla regionu (Gazoport, BalticPipe, pływający terminal LNG),
  • konsolidacji wspólnych wartości kulturalno-historycznych z Litwą i Białorusią,
  • realizacji projektów infrastrukturalnych CPK, Via Baltica czy przekopu Mierzei Wiślanej.

Wszystkie te działania wywierają swój wpływ na nasze sąsiedztwo, czasami krzyżując plany innych państw. Nawet jeśli do ich pełnej realizacji jeszcze długa droga i nie wiadomo czy projekty te w ogóle zostaną ukończone. W tej chwili los sam daje nam do ręki całkiem niezłe karty do grania. Mimo strategicznej zależności od Republiki Federalnej Niemiec wchodzimy z nią w różnorakie konflikty, wynikające często z realizacji polskiej racji stanu. Zdecydowanie mieszamy szyki Rosji, a także stanowimy najważniejsze ogniwo w łańcuchu bezpieczeństwa dla naszych sąsiadów: Litwy (a z nią także Łotwy i Estonii) i Ukrainy oraz być może w przyszłości Białorusi. .

Dodatkowo, nasze położenie geograficzne lokuje na naszym terytorium główny szlak tranzytowy ze wschodu na zachód i z północy na południe, co budzi żywe zainteresowanie Chin w kontekście budowy Nowego Jedwabnego Szlaku i regionalnego centrum logistycznego.

Dlatego od tego co zrobimy, bardzo wiele zależy. Stąd czynione przez polityków z innych krajów gesty pojednania, propozycje współpracy i rozszerzone, wielowymiarowe kontakty.

Macron w Warszawie

Postępujący rozpad światowego porządku oznacza konieczność nakreślenia nowych zasad współpracy, interesów i sojuszy. To prawidła polityki międzynarodowej, od których nie da się uciec.

Po 'goodbye’ Brytanii jesteśmy piątym największym państwem UE, ale mniej rozchwianym niż większe od nas Hiszpania czy Włochy. W takich warunkach nie dziwi francuska chęć przywrócenia formatu Trójkąta Weimarskiego jako konstruktu mogącego decydować o kształcie całej Unii Europejskiej.

Jest to tym bardziej istotne, że Francja mierzy się z całym szeregiem wyzwań i potrzebuje sojuszników. W przeciwieństwie do Niemiec, opiera swoją energetykę o energię atomową (80% produkcji) i chętnie „podzieli się” swoimi doświadczeniami z szukającą alternatywy dla węgla Polską. W zamian przyjmie nie tylko korzyści majątkowe, ale też nasze polityczne wsparcie w wielkiej rozgrywce o ekologię. Zwłaszcza, że w irracjonalnym wzmożeniu wielu działaczy proekologicznych atakuje energetykę jądrową mimo oczywistych zalet tej technologii (zerowej emisyjności i dużej wydajności).

Podobne zapatrywania mamy też w kwestii rolnictwa (dopłaty, produkcja rolna) i w pewnym względzie – obronności (choć na przeciwnych kierunkach). Nasze podejście jest też całkowicie inne od niemieckiego, stawiającego w całości na OZE (odnawialne źródła energii) i pacyfistycznego. Mimo wielu działań integrujących oba państwa w jeden organizm (traktat z Akwizgranu), Emmanuel Macron co i rusz spotyka się z oporem Angeli Merkel. Dotyczy to tak w kwestii europejskich jak i międzynarodowych. Jednocześnie rozumie, ze RFN posiada w Europie tylko dwóch najważniejszych sojuszników. Takich, którzy są mocno wpięci w niemiecką gospodarkę i zależni od niej politycznie. Są nimi właśnie Francja i Polska. Uważa (zresztą słusznie), że razem stanowić będziemy dobrą przeciwwagę dla Berlina, choć na tym etapie trudno ocenić na ile szczera jest ta propozycja.

Stąd mimo, że francuski prezydent stanowi wobec swojego polskiego odpowiednika całkowity światopoglądowy biegun odmienności, mimo że Francja stawia się często w opozycji do naszych interesów w polityce wspólnotowej, to nasze zbliżenie wymusza dziejowa konieczność. Okazja ta rozgrywana jest na bardzo wielu polach równocześnie.

Paryż ma atom i armię, ale potrzebuje sojuszników w swoich działaniach w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Potrzebuje także dźwigni negocjacyjnej (a może listka figowego?) w relacji z Władimirem Putinem, a jest nim w jego pojęciu zawsze radykalnie antyrosyjska Polska. Przy okazji próbuje nas przekonać do rozmowy z Rosją (polski opór nadaje ton w sprawie unijnych sankcji). Bliskość relacji mogłaby też wpływać na stosunki z Amerykanami. Wreszcie, bez porozumienia z Polską wiele inicjatyw tak regionalnych jak i wspólnotowych byłoby trudne lub nawet niemożliwe do zrealizowania.

Poza tym na interesach z Polską można zarobić. Wydajemy wiele na zbrojenia i technologie (w perspektywie atom i szybka kolej), a to znakomita okazja do zarobku. Toteż osłodą kontaktów z „polskimi nacjonalistami” byłaby konkretna współpraca przemysłowa i gospodarcza. Na stole na pewno pozostaje kwestia podatku cyfrowego, którego ani Polska ani Francja nie zdołały wprowadzić samodzielnie z uwagi na ostrą reakcję USA (w obronie Google, Amazona i Facebooka). Dlatego razem z prezydentem przylecieli ministrowie obrony, gospodarki i finansów, a także minister ds. transformacji ekologicznej.

Chcąc nie chcąc Emmanuel Macron musi rozmawiać z Andrzejem Dudą,

Macron w Krakowie

W całej sytuacji tkwi jeszcze jedna nauka. Konieczność geopolityczna to jeszcze nie wszystko. Choć stanowi bardzo ważny parametr wyznaczający prawdopodobny kierunek rozwoju sytuacji, to jest jeszcze element nieoznaczoności wynikający z natury ludzkiej i uwarunkowań wewnętrznych. To te aspekty zdominowały wykład na Uniwersytecie Jagiellońskim wygłoszony przez Emmanuela Macrona w drugim dniu wizyty.

W sprawnym przemówieniu dotknięto wielu kwestii. Sporo uwagi Macron poświęcił kokieteryjnemu łechtaniu polskiego poczucia dumy narodowej. Zdobył się nawet na wyznanie miłości („Francja Was kocha”) i skruchy („nie dotrzymaliśmy wspólnej obietnicy, jesteśmy Wam winni solidarność”) by następnie nieco popsuć to wrażenie przechodząc do gry obliczonej na prywatny użytek. Mówił o europejskich wartościach przeciwstawiając je rosnącemu nacjonalizmowi, antysemityzmowi i rewizjonizmowi historycznemu. Choć w tym kontekście mówił o Rosji, to delikatnie wspominał też o „pewnych elementach” w Polsce czy Europie.

„Coś poszło nie tak, coś się zacięło w Europie” – mówił

robiąc ukłon tak do swoich wyborców (liberalny światopogląd – wspomnienie o reformie sądownictwa oraz przeciwników Marine Le Pen) jak i sojuszników (wypieranie się antysemityzmu – mrugnięcie okiem do Izraela i francuskiej diaspory). Taką bezwstydnie partykularną przygrywką służącą do podtrzymywania wizerunku samozwańczego obrońcy światowego liberalizmu, francuski prezydent rozpoczął wystąpienie ideowe. W tej części myślą przewodnią była budowa poparcia dla własnego konceptu geopolitycznego czyniącego z Unii Europejskiej mocarstwo – gospodarcze i wojskowe.

To właśnie tutaj dały o sobie znać słabości ludzkiej natury, których Macron nie uniknął, mimo iż ewidentnie poświęcił wiele czasu na próbę zrozumienia Polski i jej historii. Chcąc nas przekonać do współpracy popełnił tradycyjną już dla Francji bufonadę, chyba bezwiednie wchodząc w buty jednego ze swoich poprzedników (Jacquesa Chiraca). Tłumaczył bowiem Polakom, że Europa to nie tylko wspólnotowy rynek, do którego jesteśmy tak przywiązani (my, Polacy – tak jakby to nie nasz rynek został otwarty dla uprzywilejowanych firm „starej unii”), ale przede wszystkim projekt polityczny i Polska powinna przyłączyć się do kultywowania europejskich wartości (naturalnie, tak jak on je widzi). Następnie pouczył nas, że być może za szybko dokonaliśmy zmian żeby dołączyć do Unii Europejskiej (miał zdaje się na myśli trudne lata transformacji) i był to błąd powodujący tarcia (obawy, rozczarowanie, frustrację). Jednocześnie ze zrozumieniem zastrzegł, jakby sam siebie mitygując:

„Nie powinniśmy udzielać wam lekcji, ale martwimy się. Nie powtarzajmy naszych błędów wynikających z geografii na gruncie politycznym. Możemy być patriotami i Europejczykami, to jest do pogodzenia.”

Wierzę, że ta deklarowana chęć porozumienia była szczera, a niezręczności wynikają po prostu z dekady zaniedbań w kontaktach. Koniec końców, francuski prezydent powiedział też kilka ważnych rzeczy, będących dla nas sygnałem zmian politycznych w najbliższej przyszłości, na które musimy być szczególnie wyczuleni.

Crème de la crème

Foto: Jakub Szymczuk, Kancelaria Prezydenta RP

Chodzi o nasze bezpieczeństwo.

Emmanuel Macron podkreślał to co powtarza od kilku miesięcy. Obronność trzeba odbudować. Wraca wyścig zbrojeń i musimy zastanowić się jak sobie z tym poradzić. Powiedział, że Polska nie jest już chroniona traktatami międzynarodowymi (traktatem INF) i to przez unilateralne, nie konsultowane z sojusznikami działania USA. Musimy pamiętać o naszej lokalizacji geograficznej – musimy współpracować i budować obronność europejską jako uzupełnienie NATO.

Mimo wciąż powtarzanym zapewnieniom, że jest to inicjatywa komplementarna a nie konkurencyjna wobec istniejących sojuszy, taka narracja Macrona obliczona jest na budowę alternatywy wobec NATO. Nie ze względu na wrogość wobec Amerykanów, ale przez brak wiary w ich możliwości i intencje. Powinniśmy podzielać te obawy i umiejętnie balansować nasze relacje z sojusznikami. W szczególności, skończyć z jednokierunkową polityką bezpieczeństwa. W kuluarach pojawiają się plotki, że Francja jest gotowa rozwinąć nad Polską atomowy parasol. Taka deklaracja miałaby dla nas ogromne znaczenie, bo nie tylko byłaby odważną sygnalizacją strategiczną, ale też otwierała wiele nowych pól negocjacyjnych. Dla przykładu, być może ośmieliłaby Waszyngton do ogłoszenia podobnego stanowiska, co jest szczególnie istotne bo podobnej deklaracji jeszcze nie uczynili, a amerykańskie wojska nadal pozostają w Polsce w formie obecności rotacyjnej.

Tak jak Francja jest skazana na nas w sprawach polityki wschodniej Europy, tak i Polska zmuszona jest współpracować z Paryżem w kwestiach obronności. Nie tylko ze względu na własne bezpieczeństwo i polepszenie pozycji negocjacyjnej wobec USA czy innych partnerów, ale też z uwagi na możliwości wpływu na politykę międzynarodową jaką taka współpraca niesie. Niezależnie od tego czy w ewentualne francuskie gwarancje bezpieczeństwa skłonni bylibyśmy wbrew historii i zdrowemu rozsądkowi uwierzyć, czy nie.

Powinno nam też szczególnie zależeć na znalezieniu kompromisu i dokonaniu reformy Unii Europejskiej, która bez dogłębnych zmian nie będzie w stanie przetrwać nadchodzącej dekady. Nawet jeśli wymagać to będzie ustępstw politycznych w takiej czy innej dziedzinie polityki krajowej. Dołączając do różnorakich inicjatyw zyskujemy bowiem możliwości wpływania na ich kształt. Pozostając na zewnątrz skazujemy się na izolację. A ta, jest dla nas nie tylko niekorzystna, ale też niebezpieczna.

W jednym można się z Emmanuelem Macron zgodzić.

Europa jeszcze nie zginęła.

Data: 05-02-2020


Materiały:

https://www.premier.gov.pl/wydarzenia/aktualnosci/polsko-francuska-deklaracja-wspolpracy-w-zakresie-polityki-europejskiej.html

https://www.prezydent.pl/aktualnosci/wydarzenia/art,1664,wizyta-prezydenta-francji.html

https://www.elysee.fr/emmanuel-macron/2020/02/05/discours-du-president-emmanuel-macron-devant-les-etudiants-de-luniversite-jagellonne-de-cracovie


Jeśli powyższy artykuł ci się podobał, proszę rozważ czy nie warto mnie wesprzeć.

Zostając moim Patronem dostajesz zaproszenie na zamkniętą grupę FB, na bieżąco rozmawiamy o wydarzeniach. Masz okazję wpływać na temat jakim się zajmę w następnej kolejności i w jakim kierunku rozwija się blog, a wybrane artykuły czytasz przed wszystkimi innymi. Dostajesz też dostęp do treści niepublikowanych poza zamkniętą grupą patronów. Wszystko zależy od progów. Sprawdź:

https://patronite.pl/globalnagra

Możesz też skorzystać z możliwości przekazania jednorazowej darowizny za pośrednictwem systemu PayPal.

PayPal

PayPal



albo wpłacić dowolną sumę bezpośrednio na konto podane TUTAJ.

2 komentarze

Waltari · 2020-02-05 o 20:09

Witam.
Czy mógłby Pan wyjaśnić co w praktyce oznaczałoby ewentualne otoczenie Polski parasolem atomowym przez Francję? Byłoby to rozmieszczenie ich stacji wczesnego wykrywania (+satelity) i pocisków nuklearnych na terytorium Polski? A gdyby, tak teoretycznie, w przypadku konfliktu zbrojnego Polski z Rosją, to drugie państwo w obliczu porażki w starciu konwencjonalnym użyło broni nuklearnej niskiej mocy (np. takiej co to zniszczy kilka wiosek na mazurach, czy jakieś małe miasteczko), to Francja odpowie adekwatnie na terytorium Federacji Rosyjskiej? Francja całkowicie zniszczy swoje dobre relacje z Rosją (polityczne i biznesowe) aby dotrzymać zobowiązań sojuszniczych wobec (traktowanej z wyższością) Polski? Jeśli już musimy oprzeć swoje bezpieczeństwo na sojuszu, to może jednak z kimś bardziej wiarygodnym, z kim łączą nas wspólne długofalowe interesy strategiczne, bo czy Francuzi będą chcieli umierać za Białystok? Francję można by traktować jako kartę w grze z Amerykanami (niby mamy jakąś alternatywę)? W polityce, jak i w biznesie podstawą jest wiarygodność, a tej Francuzi za wiele nie mają ( wrzesień 1939 i różny stosunek do Rosji).
Pozdrawiam.

    Filip Dąb-Mirowski · 2020-02-06 o 10:05

    @Waltari

    W praktyce oznacza to, że Francja deklaruje się udzielić proporcjonalnej odpowiedzi na atak atomowy na terytorium Polski. To jest tak zwana sygnalizacja strategiczna. Ktokolwiek (wiadomo kto) miałby dokonać uderzenia atomowego w Polskę, ten musi się liczyć z uderzeniem na swoje terytorium.

    Naturalnie, słusznie Pan powątpiewa w jakość takiego zapewnienia, ale nie o to chodzi.

    W teorii i polityce (czyli wg deklaracji), uderzenie odwetowe musiałoby nastąpić właśnie na terytorium Rosji (albo jej wojska). Dokładnie na takiej zasadzie dowieźliśmy pokój przez wszystkie lata zimnej wojny. Była to strategia odstraszania. Teoretycznie zasada ta nadal obowiązuje, np: już z samej tylko wykładni traktatu NATO ale sęk w tym, że nigdy nie doszło do sytuacji, w której teorię można było sprawdzić. To w sumie dobrze, ale w czasach wojny hybrydowej i aktualizacji rosyjskiej doktryny wojskowej, Kreml zastrzega sobie prawo tzw. prewencyjnego uderzenia deeskalacyjnego. Czyli tak jak Pan napisał, w razie problemów w wojnie konwencjonalnej uderzają relatywnie małym ładunkiem w mazurskie wioski, albo w Zatokę Gdańską. I co wtedy?

    Tego nie wiemy. Dlatego pojawiają się coraz głośniejsze nawoływania by USA oficjalnie potwierdziły swoją wolę do stosowania odstraszania nuklearnego (właśnie zyskali takie możliwości, wprowadzając pociski o mniejszej mocy, czego wcześniej nie mieli) i tym samym wybiły głupie pomysły z kremlowskich głów. Ale USA tego nie robi i Francja idealnie wchodzi pomiędzy nas, ponieważ ma tak armię jak i atom. Macron w ten sposób dalej promuje swoją egocentryczną wizję francuskiej mocarstwowości i obrońcy Europy ale taka deklaracja zmusiłaby Waszyngton do działania. Jest to dla nas korzystna okoliczność.

    Trzeba pamiętać, że w tej chwili nie jesteśmy gotowi do wojny. Nie są do niej gotowi także Amerykanie. Gdyby Rosja zaatakowała jutro z pełną mocą (nie na nas, tylko dajmy na to Łotwę), to leżymy. Mamy drugi Donbas nad Bałtykiem i destabilizację na lata. Polska jak Finlandia z czasów zimnej wojny itp. itd. Dlatego to co możemy teraz zrobić to grać na wielu fortepianach, rozmawiać, budować siatkę sojuszy, używać wszelkich możliwości wpływu. Uwiązanie Francji na wschodniej flance oznacza także, że i Rosja dwa razy musiałaby się zastanowić czy niszczyć „przyjaźń” z Francją (przypominam, francuskie wojska już są tutaj obecne, ale chodziłoby o utrwalenie tej sytuacji).

    I kończąc już, tak naprawdę nie możemy opierać naszego bezpieczeństwa ani na Francji ani na USA. Musimy budować własną siłę bo tylko ona daje niezależność i prawdziwe bezpieczeństwo. Utrzymujmy sojusze i budujmy nowe ale koniec końców liczmy na siebie.

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *