Atak dronów na lotniska

Stała się rzecz bez precedensu. Flota rosyjskich bombowców strategicznych została wystrzelana na lotniskach, jak kaczki w stawie.


02-06-2025


Od dłuższego czasu siły ukraińskie prowadzą stałe naloty na terytorium Federacji Rosyjskiej. Po okresie, w którym atakowane były głównie rafinerie i składy paliw, weszliśmy w fazę bombardowań skupiających się na zakładach przemysłowych, przede wszystkim tych produkujących elektronikę i podzespoły do pocisków kierowanych, dronów, a także wytwarzających materiały wybuchowe.

W maju ataki te uległy znacznej intensyfikacji. Niemalże każdej nocy, na Federację Rosyjską wysyłanych było od około stu do nawet kilkuset bezzałogowców. Oficjalne kanały rosyjskie informowały np. o liczbie 485 przechwyconych dronów dn. 22 maja, 750 w dniu 23 maja czy 296 dnia 28 maja. Rosjanie odpowiadali własnym ostrzałem, złożonym nie tylko ze znacznie ulepszonych Szahidów, ale i pocisków kierowanych odpalanych m.in. z bombowców strategicznych. Skala tych ataków także rosła, choć inaczej niż chcą tego media, istotna część środków napadu powietrznego stanowiły tzw. wabiki, mające skupiać na sobie ogień obrony przeciwlotniczej. Niemniej, także w maju doszło do największych i najdłużej trwających nalotów na stołeczny Kijów. Nierzadko powodowały one ofiary wśród ludności cywilnej.

Poza obroną przeciwlotniczą zestrzeliwującą nadlatujące obiekty, ukraińskie lotnictwo nie ma zdolności do przechwycenia wrogich bombowców odpalających pociski 450-1000km kilometrów od ukraińskiej granicy. W trakcie prowadzonych działań wojennych wielokrotnie próbowano niszczyć rosyjskie lotnictwo na pasach startowych znajdujących się w relatywnej bliskości do granic Ukrainy. W kilku przypadkach odniesiono pożądany skutek. Największy sukces odnotowano podczas nalotów z sierpnia 2024, gdy udało się porazić cztery lotniska w zachodniej Rosji. Po tych doświadczeniach, niezwykle cenne dla Rosjan bombowce dalekiego zasięgu zostały przebazowane nawet o ponad dwa tysiące kilometrów od linii frontu, co efektywnie zabezpieczyło je przed zagrożeniem ze strony dronów startujących z Ukrainy.

Gen. W. Maluk pochylony nad mapami atakowanych lotnisk. Źródło: SBU

Ta bezkarność zakończyła się w niedzielę 1 czerwca, gdy ruszyła operacja o kryptonimie „Pajęczyna”. Według oficjalnych informacji przygotowywana była od 18 miesięcy przez agentów ukraińskiego SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy) pod kierownictwem gen. Wasyla Maluka. W tym czasie przemycono do Rosji 150 bezzałogowców FPV wraz z 300 głowicami bojowymi. Drony umieszczono w pięciu drewnianych kontenerach, przechowywanych w wynajmowanym magazynie w Czelabińsku. Przed rozpoczęciem akcji załadowano je na tiry z naczepami, o automatycznie odsuwanych dachach. Auta ruszyły w różnych kierunkach, do odległych o kilkaset (a nawet ponad tysiąc) kilometrów lotnisk, w pobliżu których parkowały na autostradach lub przydrożnych parkingach. Po wydaniu komendy następowało otwarcie wieka a drony, jeden po drugim, leciały w stronę celu sterowane z pomocą algorytmów sztucznej inteligencji przez operatora wykorzystującego połączenie sieci komórkowej. Łącznie odpalono 117 aparatów latających.

Zaatakowane zostały lotniska wojskowe Biełaja (Irkuck), Olenia (Murmańsk), Iwanowo (obwód iwanowski) i Diagilewo (Riazań). Kolejna ciężarówka prawdopodobnie zmierzała w kierunku lotniska Ukrainka, w obwodzie amurskim, jednakże z niewiadomych przyczyn spaliła się przed osiągnięciem celu. Według strony ukraińskiej, zniszczono lub poważnie uszkodzono 41 samolotów wroga, oraz infrastrukturę lotnisk. Według stanu z lipca 2024 roku (podaję za Defence24), rosyjskie lotnictwo strategiczne posiadało 59 bombowców Tu-22M3, ok. 50 Tu-95 i 17 Tu-160 (łącznie 126 maszyny). Przy czym szacuje się, że w nieustannej gotowości pozostawało ok. 80 samolotów, a pozostałe przechodziły naprawy lub remonty. Na opublikowanych nagraniach i zdjęciach satelitarnych potwierdzono dotychczas zniszczenie lub uszkodzenie 7 Tu-95MS oraz 4 Tu-22M3. Dodatkowo trafiony został prawdopodobnie jeden An-12 oraz bardzo cenny A-50U, rosyjski AWACS. Rozpoznanie radarowe pozwala na dokładniejsze naprowadzanie pocisków na cele, a tymczasem po stratach poniesionych w minionych latach, Rosjanie dysponują teraz liczbą nie większą niż 3 samolotami tego typu.

Gdyby ukraińskie dane zostały potwierdzone, rosyjskie lotnictwo utraciłoby 1/3 wszystkich posiadanych maszyn, a połowę sprawnych. Taki cios ma poważne konsekwencje. Przemysł nie jest w stanie odtworzyć strat, ponieważ Tu-95 i Tu-22M3 nie są już produkowane, a Tu-160M2 powstaje w liczbie nie więcej niż 1-2 sztuk rocznie. To nie tylko znacznie osłabi potencjał do kontynuowania nalotów na Ukrainę, ale także zagrozi jednemu z elementów tzw. nuklearnej triady, czyli środków przenoszenia głowić jądrowych, do których należą też okręty podwodne (tzw. boomery) oraz pociski balistyczne wystrzeliwane z lądu. To z kolei osłabia rosyjską politykę odstraszania i bezpośrednio wchodzi w zakres zastrzeżony w doktrynie, uprawniający do odwetowego uderzenia jądrowego. Mimo wszystko jest ona nadal bardzo mało prawdopodobna, właśnie ze względu na istotną redukcję zdolności do przenoszenia głowic. Rosjanie nie mogą też mieć pewności, czy takich magazynów z dronami nie jest więcej, co mogłoby skończyć się istnym pogromem.

A wszystko to na dzień przed spotkaniem delegacji Rosji i Ukrainy w Stambule. Pikanterii całemu wydarzeniu dodaje fakt, że Ukraińcy wykonali całą operację wyłącznie w oparciu o własne siły i rozpoznanie, a także nie uprzedzili o niej Amerykanów. Jakby tego było mało, na dwa dni przed atakiem rosyjska propaganda hucznie ogłaszała zgromadzenie strategicznego lotnictwa w bazie Olenia, mającego dokonać miażdżącego uderzenia na Ukrainę, w razie gdyby odmówiła ona spełnienia warunków postawionych w Stambule. Rosyjscy komentatorzy piszą o „Peal Harbour” oraz „czarnym dniu lotnictwa”, a władze przystąpiły do masowych kontroli firm spedycyjnych i ciężarówek poruszających się po krajowych drogach. Mimo, że operacja „Pajęczyna” miała charakter jednostkowy, udowodniła że Ukraina nadal ma karty w rozgrywce o własną przyszłość i jest w stanie zadawać bardzo bolesne straty przeciwnikowi.

Prezydent Wołodymyr Zełenski gratuluje gen. W. Malukowi sukcesu operacji „Pajęczyna”. Źródło: Prezydent Ukrainy

O ile nie zmieni to obrazu wydarzeń na froncie, o tyle przynajmniej przez pewien czas powinno doprowadzić do spadku liczby ataków na ukraińskie tyły z pomocą pocisków kierowanych. W najkorzystniejszym scenariuszu, utrata A-50U oraz dużej liczby bombowców może w ogóle zmienić proporcje w wojnie lotniczej. To kolejny tzw. „game changer” tego konfliktu, czyli wydarzenie które radykalnie zmienia obowiązujące zasady gry zmuszając strony do opracowania nowej taktyki działania. Podobnych momentów zwrotnych obserwowaliśmy już co najmniej kilka i za każdym razem strony potrzebowały 2-3 miesięcy aby zaadaptować się do nowej sytuacji. W tej chwili Ukraińcy radykalnie zwiększają zdolności swojej floty bezzałogowców i trend ten będzie utrzymany. Ostatnią nowością są drony matki, transportujące mniejsze wersje FPV 100 kilometrów wgłąb terytorium wroga, a po ich zrzuceniu powracające do bazy, co nie tylko obniża koszty, ale też zwiększa zasięg uderzeń.

Zawalony wiadukt kolejowy w obwodzie briańskim Federacji Rosyjskiej. Źródło: nagranie wideo telewizji RDK

Warto także podkreślić, że w dobie słabości ukraińskiej armii (braku zdolności ofensywnych), wzmacniane są operacje dywersyjne na bezpośrednich tyłach frontu. Do takich należało wysadzenie w nocy 31 maja dwóch przejazdów kolejowych w obwodach kurskim i briańskim, oraz składu wojskowego niedaleko okupowanego Melitopola. Nieustannej presji poddawany jest Krym, a „wilcze stada” dronów nawodnych operują w rejonie wschodniego Morza Czarnego polując na rosyjską flotę. Taka presja ma dużo większe znaczenie dla dynamiki frontowej, niż spektakularne, ale pojedyncze akcje gdzieś w rosyjskim interiorze. Niemniej ani jednych, ani drugich nie należy nie doceniać. Wieczorem tego samego dnia, gdy zaatakowano rosyjskie lotnictwo strategiczne, kolejne drony uderzyły na obiekty (w tym lotniska) położone w zachodniej części Rosji.

Bez wątpienia Rosja będzie chciała odpowiedzieć na tę potwarz. Pytanie co zrobi? Czy jak chcą apologeci Putina, zmiecie Ukrainę w uderzeniu atomowym? Czy jednak tak jak w każdym poprzednim przypadku przekroczenia „czerwonej linii”, ucieknie się raczej do demonstracji? Przy poprzedniej okazji było to uderzenie mitycznym „Oresznikiem” czyli wielogłowicowym pociskiem balistycznym średniego zasięgu, co do którego nie ma pewności czy istnieje w wariancie seryjnym, ponieważ dowody wskazują że jest to raczej jednorazowa przeróbka opracowywanego wcześniej pocisku „Rubież”.

Kontekst presji jaką zaczynają wywierać na Putina Stany Zjednoczone ma tutaj duże znaczenie. Arabia Saudyjska właśnie wbrew Rosji przeforsowała kolejne, największe w tym roku zwiększenie wydobycia ropy naftowej, co rysuje perspektywę dalszych spadków cen, a więc także zmniejszenia dochodów i tak napiętego do granic możliwości rosyjskiego budżetu. Jeśli w takiej sytuacji Władimir Putin zdecydowałby się na radykalne kroki, cała rosyjska polityka grania na wygaszanie amerykańskiej pomocy i budowanie podziałów w strukturze Zachodu ległaby w gruzach. Z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, poza faktycznym przystąpieniem do negocjacji na temat rozejmu. Być może dlatego właśnie, już po ukraińskim ataku, rosyjska delegacja jednak wyruszyła do Stambułu.


Globalna Gra jest wspierana przez Patronów.

Wsparcie łączy się z szeregiem przywilejów (zależnych od wysokości wpłaty), m.in. wieczystym dostępem do zamkniętej grupy dyskusyjnej, wglądem do sekcji premium i upominkami. Chcesz wiedzieć więcej? Sprawdź TUTAJ

Możesz też postawić mi kawę:

buycoffe.to/globalnagra/