Słowo o powstaniu
Gdy podczas kolejnej rocznicy powstania warszawskiego pochylimy się nad tą ogromną tragedią, śmiercią tętniącego życiem miasta, jego historią i dziedzictwem, pogrzebanym pod zwałami popiołów i gruzu, pamiętać powinniśmy nie tylko o heroizmie powstańców i dramacie jego mieszkańców, ale też o czymś więcej.
Nie ma chwały w daremnej śmierci.
Nie ma jej we łzach rodziców zabitych dzieci.
Wyrwa, jaką w Polsce spowodowała druga wojna światowa, w tym zniszczenie Warszawy przez okupanta, była przez następne dziesięciolecia żywą raną w tkance narodu. Dziurą ziejącą w samym sercu kraju.
Straty ludzkie, gospodarcze, infrastrukturalne i kulturalne nigdy nie zostały powetowane. A tych zabranych istnień, ich żyć, dokonań, pracy, pasji i miłości nic już nie mogło przywrócić.
I te blizny widać po dziś dzień na każdym kroku. Szczególnie w tym pięknym, dumnym mieście o tak chaotycznej architekturze. Posklejanym z okruchów naszych marzeń. Powstałym z popiołów wysiłkiem całego kraju. To, że nadal istnieje, to powód do dumy, ale też demonstracja siły woli. Tego, że można podnieść się z najgorszej tragedii. Własną, ciężką pracą i determinacją.
Ale to nie jedyna nauka.
Przeglądając kiedyś archiwalne zdjęcia z powstania, natknąłem się na jedno, na którym pozuje lekarz z sanitariuszką, stojący przed szpitalem polowym urządzonym w jednej z kamienic. Na jej ścianie powieszono plakietkę z napisem „nie ujdą kary niemieckie zbrodnie”.
Ale czy każda zbrodnia zostaje pomszczona? Czy niewinność chroni przed złem? Czy dobro zawsze zwycięża? Czy słuszność moralna bierze górę nad brutalną siłą?
Odpowiedź brzmi – nie!
Ani wtedy, ani dzisiaj.
O czym, niestety, przypominają nam wydarzenia ostatnich lat rozgrywające się tuż za naszą wschodnią granicą. Tak wtedy, jak i dzisiaj, trudno o sprawiedliwość dla ofiar zbrodniczej polityki autorytarnych reżimów.
Jeśli chcemy chronić to co dla nas najcenniejsze, musimy być do tego przygotowani. Planować, współpracować, dbać o własne bezpieczeństwo i zachowywać rozsądek. Nie ma innej drogi.
Czy tego dramatu można było uniknąć? To zawsze kwestia decyzji, niekoniecznie tej ostatniej na chwilę przed wydaniem rozkazu, ale też wielu innych wyborów, które przez lata doprowadziły nas do tak dramatycznego momentu w dziejach.
Zgrzeszyliśmy naiwnością. Zbytnią wiarą w zdolności i chęci naszych sojuszników zamiast przede wszystkim mierzyć się według własnych możliwości, własnych potrzeb, realnie oceniając okoliczności. Sojusznicy są potrzebni, ale nawet najbliżsi mogą nam jedynie pomóc, a nie nas wyręczyć.
A jednocześnie czy można winić powstańców, że wierzyli i próbowali? Historia to nie tylko układy w zaciszach politycznych gabinetów. To też emocje i pasje. A tamtego lata młodzi, wchodzący w dorosłość ludzie pragnęli kochać i być wolnymi od terroru. Decydować o sobie.
I te ich pragnienia były niepowstrzymane, tak jak złość narosła przez lata krzywd. Nie wstydźmy się ich. Tego, że mieli serca na właściwym miejscu. Wiara młodych to nie to samo co rozsądek dorosłych. Surowiej powinniśmy spoglądać na tych, którzy postawili ich przed tym beznadziejnym wyborem, czy oddać mieli dusze, czy życia?
W tym dylemacie tkwi najbardziej gorzka nauka tej historii. Niezależnie jaką decyzję podjęli i czy w ogóle, nie miało to znaczenia, ponieważ ich los przypieczętowany został przez możnych w innym miejscu i czasie. Ponieważ zawsze silni decydują o słabych, ponad ich głowami, choć usta mają pełne frazesów. A my byliśmy słabi, bo wierzyliśmy w miraże zamiast twardo stąpać po ziemi. Przedkładać działania ponad puste słowa. Planować i przewidywać.
Alianci z wielu względów nie mogli przyjść z odsieczą, a tym bardziej gdy nie chcieli do niej dopuścić Sowieci. Zryw miał niewielkie szanse na sukces, co stało się oczywiste w relatywnie krótkim czasie. Parafrazując znaną sentencję, nigdy nie powinniśmy byli strzelać do wroga brylantami.
Pamiętajmy o tej lekcji, szczególnie w chwilach jak ta. W czasach, gdy historia zatacza koło, a z narodów takich, jak nasz ponownie próbuje się robić przedmiot gry geopolitycznej.
Powinniśmy sobie przysiąc, że już nigdy nie okażemy się nieprzygotowani i niezdolni do obrony tego, co najważniejsze i już nigdy nie będziemy polegać na innych, bardziej niż polegamy sami na sobie. A ta podmiotowość stanie się też wsparciem i inspiracją dla naszych, marzących o prawdziwej wolności, sąsiadów.
Razem będziemy mogli zbudować lepszą przyszłość, ale tylko wtedy, gdy mocno staniemy na nogach zamiast bujać w obłokach, wierząc w obietnice bez pokrycia.
2 komentarze
JSC · 2021-08-01 o 20:03
(…)I te ich pragnienia były niepowstrzymane, tak jak złość narosła przez lata krzywd. Nie wstydźmy się ich. Tego, że mieli serca na właściwym miejscu. Wiara młodych to nie to samo co rozsądek dorosłych. Surowiej powinniśmy spoglądać na tych, którzy postawili ich przed tym beznadziejnym wyborem, czy oddać mieli dusze, czy życia?(…)
Sprzeciwiam się takiej narracji. Wszyscy ci młodzi zgłosili do Armii Krajowej… a w armii obowiązuje taki porządek dowódca wydaje rozkazy, a szeregowy żołnierz nie jest od wnikania tylko wykonywania.
Ponadto trzeba zauważyć, że niektóre metody usprawiedliwiania decyzji o godziny W czyni z tych młodych niesubordynowane bydło… bo jak inaczej odczytywać sugestie, że powstanie wybuchłoby wbrew rozkazom? Wspomnę, że ta haniebne sugestie padają mimo tego, że już raz doszło do odwołania wybuchu powstania i jakoś wszyscy młodzi potulnie oddali broń i całą resztę.
(…)Zryw miał niewielkie szanse na sukces, co stało się oczywiste w relatywnie krótkim czasie.(…)
Powstanie, które jedno z głównych celów uderzało w jedyną stronę, która mogła udzielić realnej pomocy? To że nie może się coś takiego udać powinno być oczywiste już na etapie planowania!
Filip Dąb-Mirowski · 2021-08-03 o 10:00
@JSC
Myślę, że tekst jest dość klarowny, nie ma co dorabiać do niego drugiego dnia. Decyzja o rozpoczęciu powstania była błędem, dodatkowo pogłębionym w toku jego trwania. Świadomość tego istniała zawczasu, naczelny wódz gen. Sosnkowski (nie on jeden) wielokrotnie sprzeciwiał się tym planom i został z premedytacją zignorowany, w czym swój udział miał także premier Mikołajczyk. Komorowski wydał ostateczną decyzję oszukany przez Chruściela, który później odmawiał ewakuacji ludności cywilnej z miasta. Ich dwóch ponosi bezpośrednią odpowiedzialność. Za ogólne położenie kraju przed 1939 r. winę ponoszą sanacyjne rządy i do tego pierwotnego błędu stawiającego kraj w jak najgorszej pozycji odnosiłem się w tekście. Co do powstańców to dzielne to były dzieciaki, ale do prawdziwego wojska było im w większości daleko. Już na kilka dni naprzód wielu chłopaków paradowało po mieście w wysokich butach, ze źle skrywaną bronią pod płaszczami. Rwali się do walki i o tym wspominam, ale żaden z nich nie miał świadomości jak to będzie wyglądać naprawdę – *żaden*. W przeciwieństwie do doświadczonych dowódców.