2020: Nowa era
Zaczynamy kolejny rok. Co nam przyniesie? Czego możemy spodziewać się po tych niespokojnych czasach, jak zrozumieć toczące się wydarzenia? Pora na coroczne przewidywania. Rok 2020 jest według mnie początkiem nowej ery. A mówiąc mniej patetycznie, po prostu czasem, w którym zacznie wykształcać się nowy układ sił na świecie. To jak może wyglądać ta nowa rzeczywistość, zacznie klarować się w nadchodzących miesiącach.
31-12-2019
Najważniejsze tezy na rok 2020:
Trendy globalne:
1) GOSPODARKA (ryzyko krachu finansowego, widmo recesji)
2) KONFLIKT USA-CHINY (walka o dominację w przestrzeni, o nowy podział świata – bardziej materialna i brutalna niż wcześniej)
3) REWOLTY SPOŁECZNE (proliferacja protestów z potencjałem rewolucyjnym)
Sytuacja MOCARSTW:
USA – destabilizacja wewnętrzna (polityka, wybory), dalsza konsolidacja sojuszników (nowe umowy handlowe, zrywanie starych relacji i określanie nowych zasad współpracy), możliwa pozorna normalizacja z Chinami, konsolidacja sił zbrojnych (częściowe wycofanie, duża rotacja między teatrami działań i państwami) i własnej (bliskiej) przestrzeni.
CHINY – mętna sytuacja gospodarcza (#1 utrzymanie wzrostu za wszelką cenę), siłowe zdominowanie sąsiedztwa (Wietnam, M. Południowochińskie,Tajwan) i militaryzacja wysuniętej obecności, rozbudowa wpływów Azja Centralna, Bliski Wschód i Europa w sposób bardziej agresywny niż dotychczas (więcej kija, mniej marchewki).
ROSJA – odcięcie kraju od świata (GLONASS-K2, RuNET, SPFS), a po zakończeniu tego procesu oraz budowy NS2 i TS, agresywne interweniowanie w całym limitrofie. Priorytetem podporządkowanie Białorusi (od tego zależy los Ukrainy). Dalsze: Południowy Kaukaz, Azja Centralna, Bliski Wschód. Cisza przed burzą na początku roku, później wojna dyfuzyjna na całego.
Wydarzenia Regionalne:
M. Śródziemne i Cypr – możliwy konflikt morski wokół wyspy, efekty uboczne: wojna w Libii, problemy gospodarcze państw regionu, migracja do Europy, izolacja Turcji (zamknięcie baz NATO, ew. czasowa blokada Bosforu), wzmocnienie sojuszu turecko-rosyjskiego.
Liban, Syria, Irak – pacyfikacja p. Idlib i w efekcie napływ terrorystów do Europy (ponowny wzrost zagrożenia zamachami). Rewolta w Iraku i konflikt zastępczy tamże. Potencjał eskalacji w wielką panarabską wojnę, zupełnie nowy etap destabilizacji całego B. Wschodu z uwagi na bierną postawę USA (wycofanie).
Iran i Arabia Saudyjska – jądro wszystkich konfliktów w regionie. W razie ostatecznego zdominowania Iraku przez Teheran i porzucenia sojuszników przez USA, KSA może zostać osaczona poprzez zamknięcie dróg eksportu surowców (Ormuz, ataki na instalacje z ter. Iraku), a to doprowadzi do upokorzenia, możliwego przewrotu pałacowego (po śmierci króla Salmana). Efekt uboczny: nerwowa reakcja wojskowa Izraela, który w rezultacie sam może zostać zaatakowany.
Indie i Pakistan – potencjał eskalacji konfliktu o Kaszmir, także w wyniku pozytywnego zakończenia negocjacji pokojowych w Afganistanie. Osią rywalizacja USA z Chinami o trasy przebiegu NJS.
Sahel – dżihad w Mali, Burkina Faso, Nigrze, Nigerii i Czadzie. Lokalne armie i rządy są zbyt słabe by poradzić sobie z zagrożeniem. Duży potencjał eskalacyjny i w rezultacie ogromna fala migracyjna.
Unia Europejska – pogrążona w wewnętrznych problemach. Gospodarka, reforma wspólnoty i szukanie stabilizacji. Możliwe bankructwo południa kontynentu i alienacja Europy Centralnej i Wschodniej. Sytuację skomplikować mogą zamachy terrorystyczne, klęski żywiołowe (np: powodzie) i rewolty społeczne. Dodatkowo wszystkie mocarstwa grać będą na podział Unii poddając ją dużej presji. Efekty uboczne: zaniedbanie Bałkanów i oddanie ich w obcą strefę wpływów. Problemy związane z potencjalnym rozpadem Zjednoczonego Królestwa.
Europa Wschodnia – gra o zachowanie niezależności Białorusi, presja na państwa bałtyckie, Ukrainę i Polskę. Ta ostatnia w centrum wojny dyfuzyjnej (poniżej progu wojny kinetycznej). USA budujące przeciwwagę surowcową.
Spis treści:
- Morze Śródziemne i Cypr
- Liban, Syria i Irak
- Iran i Arabia Saudyjska
- Indie i Pakistan
- Sahel
- Unia Europejska
- Europa Wschodnia
IV. Poprzednie lata (przewidywania)
Wstęp
Do tej pory przewidywanie nadchodzących wydarzeń wymagało od obserwatora szeroko otwartych oczu. Kto chciał, ten w minionych trzech latach był w stanie sięgnąć w nieskończony strumień informacji, posłuchać lub poczytać co (także rodzimi) analitycy mieli do powiedzenia, poobserwować światową politykę, żeby ułożyć sobie w głowie w miarę spójny obraz prawdopodobnej bliskiej przyszłości. Było to o tyle łatwe, że objawiająca się na horyzoncie zmiana miała charakter fundamentalny, tak różny od wszystkiego co znaliśmy do tej pory, że aż nie do przegapienia. Używając marynistycznych metafor, kto patrzył w tę stronę dostrzegał ją niczym monstrualny korpus góry lodowej na spokojnej tafli oceanu albo kłębiące się na jej tle czarne chmurzyska sztormu. Im jednak burza stawała się bliższa, im bardziej nas otaczała, tym trudniejsza była nawigacja i stawianie hipotez co do dalszego rozwoju wypadków. Pod koniec 2019 roku żeglujemy już po całkowicie wzburzonych wodach, dookoła walą pioruny a porywisty wiatr zdaje się zaraz zerwie maszty. Liczba niebezpieczeństw z każdą minutą rośnie wykładniczo i naprawdę nie wiadomo czym zająć się najpierw. Z punktu widzenia państwa, tylko zgrana załoga i rozsądne, ale też dynamiczne reakcje kapitana mogą zapewnić przetrwanie okrętu. Kto się zawczasu nie przygotował ten już nie ma na to szans i musi radzić sobie narzędziami dostępnymi od ręki. Z punktu widzenia analizy, rozpoczyna się czas rozstrzygnięć, które zdefiniują obraz najbliższej dekady. A te, choć wyglądają całkiem zgrabnie na papierze, w ujęciu teoretycznym, to w praktyce podlegają niemożliwym do przewidzenia zmiennym, choćby tzw. czynnikowi ludzkiemu.
Zacząłem tym nieco przydługim wstępem ponieważ na koniec 2017 (Gigantomachia) i 2018 (Nadchodzi CHAOS) pozwalałem sobie przy okazji podsumowań, także na przewidywanie nadchodzących wydarzeń. Dla niezależnego publicysty (za którego lubię się uważać), to o tyle bezpieczne, że nie łączy się z dotkliwą karą. Przeciwnie, taka zabawa intelektualna jest przez Was oczekiwana i chętnie czytana niezależnie od tego na ile się sprawdzi. Publicyście wolno się do pewnego stopnia pomylić. Co innego eksperci i analitycy na etatach, Ci są ostrożni w czynieniu wyraźnych predykcji bowiem wiedzą jak bardzo trudna jest to sztuka. Podlegają też specyficznym dla całej branży rygorom. Mnie te ograniczenia nie obejmują, stąd sięgam po informacje i analizy z bardzo wielu ośrodków i twórczo je przetwarzając wysnuwam własne wnioski, które w mniej lub bardziej przetworzonej formie przekazuję Wam. Jeśli chcielibyście przekonać się jak wyglądały moje przewidywania i ile z nich się sprawdziło, przejdźcie na koniec artykułu, w którym zrobiłem małe podsumowanie.
Tymczasem pora przyjrzeć się temu co czeka nas w nadchodzącym, 2020 roku. Co nas będzie martwić, czego możemy się spodziewać?
***
Zacznijmy od spraw fundamentalnych.
Czym jest globalny ład? A raczej czym był? Zestawem norm prawnych i wartości uznawanym przez zdecydowaną większość państw świata za wspólne. Zasady te odnosiły się nie tylko do spraw politycznych czy prawa międzynarodowego, ale także systemu monetarnego i gospodarczego, w którego ramach kreowaliśmy wzajemne relacje na przestrzeni lat. Pozwalały one tonować politykę, marginalizując i penalizując użycie siły w relacjach międzypaństwowych. Preferowanym sposobem realizacji celu było poszukiwanie konsensusu.
Rozpad tego układu rozpoczął się formalnie od decyzji politycznych, choć w wymiarze praktycznym postępował już znacznie wcześniej z przyczyn wielokrotnie omawianych na niniejszym blogu. Chodzi oczywiście głównie o postępującą amerykańską słabość, którą inne państwa zaczęły sukcesywnie wykorzystywać. Taki stan rzeczy trwał aż do chwili gdy Waszyngton nie mógł dalej gwarantować istniejącego porządku, to też go bezceremonialnie porzucił. Za taką formalną cezurę można by uznać np: wystąpienie USA z porozumień paryskich, umów handlowych (NAFTA, TTIP, TPP) albo układu nuklearnego z Iranem. Podobnie kwestionowane były też relacje i sposób działania NATO, WTO czy ONZ. W efekcie obserwujemy jak świat przekształcił się z multilateralnego w policentryczny, gdzie istnieje wiele ośrodków siły i gdzie państwa zmuszone są układać wzajemne relacje bilateralnie (dwustronnie). Za odrzuceniem wartości i zasad prawnych (podpisanych umów) poszło zerwanie relacji gospodarczych (np: wojna handlowa USA – Chiny, ale też z UE). Powoli zrywane (w rozumieniu dotychczasowej formy) są relacje wojskowe (np: kwestionowanie sposobów finansowania wojsk USA w Japonii, Korei Południowej, RFN itd.). Logicznym następnym krokiem będzie też odrzucenie dotychczasowego systemu walutowego. Tym bardziej, że ruch ten wynikać może już nie tylko ze świadomej woli globalnych graczy, ale niejako nawarstwiających się czynników gospodarczych i trwającej walki o strącenie dolara amerykańskiego z piedestału światowego środka płatniczego.
Rok 2020 zdominuje powszechna, ostra walka o partykularne interesy wszystkich ze wszystkimi i tworzenie doraźnych sojuszy idących czasem w poprzek dotychczasowej logice. Na to nałożą się kwestie gospodarcze i niepokoje społeczne, destabilizujące wewnętrznie wszystkich bez wyjątku. Będzie to pierwszy rok, w którym zaczniemy poznawać nowy kształt świata.
Gdy na koniec 2018 zatytułowałem podobny artykuł wymownym „Nadchodzi CHAOS”, teraz mógłbym jedynie konstatować, że już nadszedł i trwa.
Żeby jakoś uporządkować ten rozgardiasz i ułożyć go w czytelny sposób, zacznę od tendencji globalnych, dotyczących jeśli nie całego to przynajmniej większej części świata. Następnie przejdę do omówienia spraw poszczególnych mocarstw, a wreszcie niektórych graczy regionalnych.
I. TRENDY GLOBALNE
#1 GOSPODARKA
To gospodarka stanowić będzie główne źródło obaw na wszystkich szerokościach geograficznych. Z geopolitycznego punktu widzenia, najistotniejsze będzie to jak poradzą sobie Stany Zjednoczone, a dopiero w drugiej kolejności to jak rozwijać się będą Chiny czy Unia Europejska.
Co może doprowadzić do kolejnego krachu finansowego?
O dekoniunkturze, a nawet kryzysie mówi się przynajmniej od 2016 roku, kiedy to otworzyło się „okienko” cyklu amerykańskiej gospodarki, która wyznacza światowe trendy gospodarcze. Liczony od czasów zakończenia drugiej wojny światowej, często wieńczony był recesją następująca co 7-10 lat. Tak przynajmniej uważali inwestorzy. Już w drugiej połowie 2018 roku gnane paniką wywołaną przez wojnę handlową USA-Chiny amerykańskie indeksy zaczęły mocno tracić na wartości zwiastując realizację tego scenariusza. Na dziesięć największych dziennych spadków notowań Dow Jones i S&P 500 w całej historii giełdy, aż siedem nastąpiło w latach 2018-2019.
Do tragedii jednak nie doszło, a złożyło się na to kilka czynników. Kapitał zaczął wracać do USA z uwagi na reformy podatkowe i trwające zrywanie globalnych relacji handlowo-gospodarczych. Z początku Donald Trump oskarżał finansjerę o celową grę na spadki by przymusić go do porozumienia z Chinami, ostatecznie jednak w listopadzie podpisana została umowa handlowa USMCA z Kanada i Meksykiem, a na początku grudnia Amerykanie powrócili do rozmów handlowych z Chinami co wlało nieco optymizmu w serca inwestorów. Międzynarodowy kapitał wybrał zaś lokowanie środków w najbezpieczniejszych aktywach, w papierach wartościowych największych amerykańskich spółek tzw. blue chipach (na co nałożył się jeszcze tzw. „buy back”) oraz w złocie. Nie ma się czemu dziwić, protesty w Hongkongu paraliżowały tamtejszy rynek, Brexit stawał się coraz bardziej realną przyszłością, a rachityczny wzrost gospodarczy w Unii Europejskiej nie nastrajał do inwestowania. Wbrew twierdzeniom Białego Domu, dalsze wzrosty na giełdzie (rekordowe) wcale nie stanowiły o sile amerykańskiej gospodarki. Żeby się o tym przekonać musimy sięgnąć nieco głębiej.
FED (System Rezerw Federalnych) przez całe lata od zakończenia najgorszej fazy ostatniego kryzysu w 2009 roku, pobudzał amerykańską gospodarkę zerowymi stopami procentowymi. Oznaczały one tanie kredyty, które z kolei zachęcały do konsumpcji. Taka strategia nazywana jest poluzowaniem ilościowym polityki monetarnej, czyli „Quantitative Easening”. Bank centralny kupował obligacje i inne papiery dłużne, za które banki komercyjne (albo ogólnie – podmioty finansowe) otrzymywały gotówkę, którą z kolei mogły dalej przekazać klientom biorącym pożyczki, a ci wdzięcznie wydawali tak uzyskane pieniądze na dobra konsumpcyjne pobudzając tym samym wzrost gospodarczy. Podobnie postępował Bank Anglii, Bank Japonii czy też Europejski Bank Centralny. Ponieważ proces ten trwał przez całe lata, wykształcił sobie ogromną rzeszę wychowanków. W tym czasie usamodzielnienie zawodowe osiągnęło tzw. pokolenie milenialsów, które chętniej niż poprzednie wydawało zarobione środki nie przywiązując większej wagi do oszczędzania. Stąd kredyty konsumenckie zaczęły cieszyć się dużo większą popularnością i w 2019 osiągnęły poziom znacznie wyższy niż ten z 2008 roku. Co ciekawe, o ile poziom zadłużenia kredytami hipotecznymi w USA jest podobny, o tyle długi z tytułu kart kredytowych, kupna samochodów, czy pożyczek studenckich są wielokrotnie wyższe niż w 2008 roku. Rekordowy poziom zadłużenia konsumenckiego sam w sobie nie jest jednak powodem do zmartwienia. A w każdym razie nie on jest czynnikiem inicjującym problem, który może wystąpić w sytuacji popadnięcia gospodarki w głęboką recesję. Logicznym jest, że utracenie pracy przez kredytobiorców automatycznie spowoduje ich kredytową niewypłacalność, a to zaleje rynek toksycznymi kredytami dokładnie tak jak to stało się podczas Wielkiej Recesji lat 2007-2009. Nie chodziło jednak o same kredyty, a spowodowaną machinacjami finansowymi niewypłacalność instytucji.
Z uwagi na powyższe, taka polityka monetarna nie mogła trwać wiecznie. Akcję kredytową należało spowolnić, tak by po przełamaniu recesji, korzystająca z koniunktury gospodarka pozwoliła dłużnikom spłacić zobowiązania. Dlatego od początku 2016 roku FED powoli zaczął podnosić stopy zmniejszając ilość pieniądza funkcjonującego na rynku. Politykę swoją kontynuował nawet pomimo rozpoczętej wojny handlowej. Podobnie postępował także ECB. Okazało się jednak, że wzrost gospodarczy daleki jest od oczekiwanego, a ponowna recesja już czai się za rogiem. Najgorsze miało dopiero nadejść. W USA problem pojawił się 17 września 2019 roku kiedy to bankom zabrakło pieniędzy.
O co chodziło? Wszystko sprowadza się do relacji między pożyczkodawcą a wspierającym go bankiem. W uproszczeniu można podać przykład mniejszych banków udzielających kredytów konsumenckich (czyli wydających klientom pieniądze), które dysponują tylko ograniczoną ilością fizycznych środków, zawsze dużo mniejszych niż istniejący popyt, ale mogą mieć np: papiery wartościowe. Stąd, aby utrzymać płynność finansową przy jednoczesnym kontynuowaniu udzielania kredytów klientom (na czym przecież zarabiają) muszą posiłkować się pożyczkami od swoich większych braci. Transakcje te nazywane są „repo” (od repurchase agreement) albo inaczej transakcjami warunkowego zakupu. Często odbywają się w cyklu nocnym, kiedy oddziały banków są nieczynne. Z instrumentu tego korzystają także fundusze inwestycyjne lub brokerskie i jest on też ważnym rynkiem, na którym obraca się obligacjami skarbowymi. Te krótko terminowe pożyczki (formalnie transakcje sprzedaży np: obligacji i zobowiązanie do jej odkupienia po odrobinę wyższej cenie) spłacane są w następnej dobie, lub za kilka dni, np. gdy klienci wpłacą do banku pożyczkodawcy wystarczającą ilość gotówki. Zazwyczaj oprocentowane są na ustanawianym przez FED poziomie ~1.5% , ale podczas jednej wrześniowej nocy skoczył on kilkukrotnie (do ~10%). Stało się tak ponieważ instytucje nie chciały lub nie mogły przeprowadzić transakcji i wydatkować pieniędzy dla wszystkich, a skoro tak oprocentowanie zysku z repo gwałtownie skoczyło (popyt-podaż). Dokładnie taka sytuacja była gwoździem do trumny rynków finansowych podczas poprzedniego kryzysu. Dlatego FED podjął błyskawiczne środki zaradcze, każdego dnia pompując w rynek 75 mld dolarów (łącznie 300 mld w pierwszej fazie). Później, podobne sumy wydawano „zaledwie” miesięcznie skupując z rynku obligacje, przy czym spodziewano się, iż może nastąpić konieczność wpompowania w rynek nawet 500 bilionów dolarów. Ta podbramkowa sytuacja przeszła bez większego echa wśród konsumentów, jednak dogłębnie wstrząsnęła politykami odpowiedzialnymi za politykę monetarną. Już w lipcu 2019 FED zdecydował się powrócić do obniżenia stóp procentowych, pomimo wcześniejszych zapewnień o dalszym ich podnoszeniu. Traf chciał, że nocny „repo-kryzys” nastąpił w trakcie kolejnego spotkania rady dyrektorów, przez co 18 września postanowili oni o kolejnej obniżce, a już w październiku dodali do tego jeszcze jedną sprowadzając stopy procentowe do poziomu 1.5-1.75% (na początku 2019 wynosiły 2-2.25%). Tym samym FED powrócił do polityki QE, od nowa rozpoczynając stymulację kredytową. Rosną więc nie tylko zobowiązania kredytowe konsumentów, ale też deficyt finansów państwa (w 2019 to ponad 1 bilion dolarów, 105% w relacji do PKB). Ta ucieczka do przodu może przyczynić się do pogłębienia skutków kryzysu w razie popadnięcia kraju w recesję gospodarczą co w obecnej sytuacji geopolitycznej wydaje się mocno prawdopodobne chociaż nie w 100% pewne. Niskie stopy dają też niewielki margines do kolejnych obniżek. Gdyby założyć 4 obniżki w roku, grać w ten sposób można by najwyżej przez mniej więcej sześć kwartałów (czyli mniej więcej do przełomu 2020/2021 gdyby sytuacja się stale pogarszała) nim nie stałyby się ujemne. A wtedy, jesteśmy już tylko od krok od punktu RIR (Reversal Interest Rate) czyli granicy obniżania stóp procentowych. Po jej przekroczeniu akomodacyjna polityka pieniężna daje skutek całkowicie odwrotny od zamierzonego zaczynając ograniczać akcję kredytową.
Podobnie sprawy mają się w Europie, w której Europejski Bank Centralny od kilku lat utrzymuje ujemne stopy procentowe, co i rusz pompując w rynek kolejne biliony euro. Tutaj margines praktycznie nie istnieje. Na nasze szczęście, mimo że w wielu krajach (zwłaszcza strefy euro) wzrost gospodarczy oscyluje w granicach 1-1.5%, zadłużenie gospodarstw domowych jest znacznie mniejsze (spadło do poziomu sprzed kryzysu). Przynajmniej połowa państw UE notuje też dodatni bilans wydatków budżetowych, a większość utrzymuje deficyt finansów publicznych na poziomie poniżej 70% PKB. Spodziewana recesja powinna więc mięć przynajmniej dla połowy Europy znacznie łagodniejszy przebieg niż poprzednio. W najtrudniejszej sytuacji pozostają państwa południa: Grecja (dług 181% PKB), Włochy (132%), Portugalia (121%), Cypr (102%), Hiszpania (97%) i Francja (98%) i to one pierwsze padną ofiarą ewentualnego globalnego załamania gospodarczego.
Dla nich, wiele zależeć będzie od sytuacji na Morzu Śródziemnym oraz działań Chińskiej Republiki Ludowej zmierzających do budowy elementów Nowego Jedwabnego Szlaku. To chińskie inwestycje i kapitał mogą stanowić o zbilansowaniu budżetów nadmorskich państw południa, czego świadkami byliśmy podczas odbytej przez Xi Jinpinga europejskiej podróży w roku 2019. Dopóki jednak trwa konflikt handlowy z USA (także w wymiarze europejskim), a Bliski Wschód ulega postępującej destabilizacji, perspektywa ta wydaje się niepewna przyczyniając się tym samym do dalszej nerwowości rynków, co z kolei może w którymś momencie wprawić je w wymuszoną obawami recesję. Ta z kolei, będzie powodem do dużych niepokojów społecznych, skierowanych zapewne nie tylko przeciwko lokalnym rządom, ale też Unii Europejskiej.
Gdzie dochodzimy do kolejnego punktu.
#2 KONFLIKT HEGEMONICZNY USA-CHINY
Podobnie jak w poprzednich dwóch latach, sporem definiującym relacje międzynarodowe będzie ten między Stanami Zjednoczonymi, a Chińską Republiką Ludową. Polaryzacja jest tak duża, a propozycje cywilizacyjne (stary porządek vs nowy) tak różne, że obowiązującym wymogiem wobec wielu państw stało się jasne określenie, po której stronie – Zachodu czy Wschodu, widzą swoją przyszłość. Dotyczy to nie tylko technologii (emblematyczny przykład firmy Huawei / 5G), ale też spraw gospodarczych od produkcji po handel. Balansowanie pomiędzy tymi biegunami jest nie tylko bardzo trudną sztuką, ale także łączy się ze sporym niebezpieczeństwem.
Znakomicie opowiadał o tym odwiedzający niedawno nasz kraj prof. Hugh White, którego książka „Samodzielność strategiczna. Jak bronić Australii.” doskonale opisuje ten dylemat, w kontekście granicznie położonego kraju-kontynentu. Dla wielu państw jest to bardzo trudny wybór, ponieważ Chińczycy oferują znacznie więcej pod względem finansowym, niż są w stanie (gdyby chcieli, a nie chcą) dawać Amerykanie.
Jeszcze w drugiej połowie 2019 roku wiele mówiło się o porozumieniu tzw. pierwszej fazy, w którym Pekin zobowiązywał się do zakupu dużych ilości amerykańskich płodów rolny, w zamian za co Waszyngton miał odstąpić od nałożenia kolejnych taryf celnych na chińskie produkty. Nawet jeśli jego podpisanie nastąpiłoby w pierwszych dniach nowego roku, to porozumieniu temu bliżej jest do pauzy strategicznej niż do realnego rozwiązania toczonego sporu. Kością niezgody pozostaje sprawa własności intelektualnej oraz równego dostępu do chińskiego rynku. Amerykanie są zdeterminowani by zmusić Pekin do akceptacji własnych reguł gry. Mimo opisywanych wcześniej problemów, pozostają w tym zakresie optymistami, ponieważ sytuacja gospodarcza CHRL wydaje się być znacznie gorsza niż ich.
Pekin podobnie używa kredytowania do stymulacji gospodarczej, jednakże wg Institute of International Finance już w pierwszym kwartale 2019 roku skumulowany deficyt przekroczył 304% PKB (ponad 40 bilionów dolarów). Ponad 155% to zadłużenie przedsiębiorstw niepaństwowych, 54% gospodarstwa domowe, 43% sektor finansowy, a 51% stanowi deficyt finansów publicznych. Faktycznie jednak Chiny posiadają ogromne rezerwy walutowe (3.1 bln USD w październiku 2019), a zdolności chińskiego społeczeństwa do przetrzymania długotrwałego pogorszenia się koniunktury mogą być większe niż to się amerykańskim decydentom wydaje. W tle zaś temperatura zmagań nie tylko nie spada, ale wręcz rośnie.
Dlatego nawet tak chwalona przez Donalda Trumpa umowa fazy pierwszej, może nie dojść do skutku (nawet mimo jej podpisania) i to z winy Pekinu. Jak zwraca uwagę Peter Zeihan (analityk), produkcja rolna USA skomasowana jest w rolniczych stanach, tzw. MidWest (Kukurydziany Pas – Corn Belt), które to stany są politycznymi tzw. swingerami. To znaczy, że sympatie polityczne ich mieszkańców są zmienne (głosy rozkładają się po równo, toteż łatwo o przechylenie szali na jedną ze stron), a ze względu na system elektorski potrafią zaważyć na wyniku wyborów prezydenckich. To m.in. dzięki nim Donald Trump wygrał z Hillary Clinton w roku 2016 i to do tych wyborców popłyną chińskie pieniądze dając mu reelekcję. A wybór Trumpa na drugą kadencję nie jest w interesie Chin. W chwili, w której Pekin uzna toczące się już postępowanie impeachment za nieskuteczne albo reelekcję za prawdopodobną (pamiętajmy o temperaturze politycznego sporu w USA!), może ulec pokusie sabotowania prezydenckiej kampanii wyborczej. To nieuchronnie prowadziłoby do dalszej eskalacji w wojnie handlowej, ale być może Chińczycy zakładają, że wystarczy wytrzymać presję do końca 2020 roku, do czasu zmiany lokatora Białego Domu.
Gdyby jednak polityczna niestabilność w USA pogłębiona została jeszcze przez kryzys gospodarczy/finansowy albo osiągnęła stan wrzenia bliski wojnie domowej (może nie dosłownie, ale blisko) znacznie lepszym rozwiązaniem z punktu widzenia Chin będzie poniesienie kosztów umowy pierwszej fazy, a następnie gra na czas w dalszych negocjacjach. Implozja amerykańskiej gospodarki pod wpływem kryzysu finansowego czy zupełne rozchwianie powodowane krajową polityką otworzyłyby całe spektrum możliwości. Zajęty sobą Waszyngton nie mógłby skutecznie przeciwdziałać chińskiej ekspansji ani na Pacyfiku, ani w Azji Centralnej, a co więcej znacznie ułatwiłby negocjacje z Unią Europejską. Pozbawione kapitału amerykańskie przedsiębiorstwa mogłyby stać się łakomym kąskiem do przejęcia, dokładnie tak jak to dzieje się w krajach Azji, Afryki i Europy, w których chińskie inwestycje często przeradzają się w wieczyste użytkowanie lokalnej infrastruktury i wykupywanie firm o znaczeniu strategicznym. Taka taktyka wydaje mi się bardziej prawdopodobna przynajmniej w pierwszej połowie roku. Co prawda, np: spowodowana krachem światowa recesja gospodarcza musiałaby być odczuwalna także przez Państwo Środka, ale jest to akceptowalny koszt wyeliminowania amerykańskiej opozycji wobec realizacji kolejnych etapów planów typu „Made in China 2025” czy „One Belt & One Road”. Czy którykolwiek z tych dwóch scenariuszy będzie realizowany, przekonamy się najpewniej już w pierwszej połowie 2020 roku (być może pierwszym kwartale).
Tymczasem w cieniu konfliktu handlowego USA i Chiny toczą szereg zmagań zastępczych. Ta rywalizacja będzie w nadchodzącym roku przebiegać jeszcze brutalniej. Odczujemy ją także w Europie, rozgrywanej między obiema stronami metodą kija i marchewki. Przede wszystkich chodzi o kontrolę przestrzeni i rozbudowę wpływów. Stąd najważniejsze stanie się zabezpieczenie „najbliższego sąsiedztwa”. Mam wrażenie, że Amerykanie będą chcieli doprowadzić do rozstrzygnięcia sprawy Wenezueli, skupią się także na układaniu relacji handlowych z Wielką Brytanią, Unią Europejską i sojusznikami w Azji. Z kolei Chińczycy prawdopodobnie będą eskalować presję wobec Tajwanu (zbliżające się wybory) oraz Wietnamu, zmierzając do dalszego opanowania regionu Morza Południowochińskiego, używając przy tym dźwigni Korei Północnej (eskalującej napięcia z USA).
Wiele wysiłku Pekin włożył np. w poprowadzenie jednej z odnóg Nowego Jedwabnego Szlaku przez Pakistan. Trasa ta jest o tyle istotna, że pozwala Chinom sięgać przez ląd aż po Ocean Indyjski, omijając wąskie gardła morskich cieśnin: Malakka, Sundajskiej, Lombok i Ombai. Miejsca, w których transportujące towary do Europy frachtowce mogłyby zostać zablokowane przez US Navy. Szeroki korytarz drogowy i kolejowy pozwoliłby na przewóz towarów produkowanych w Chinach bezpośrednio do pakistańskich portów w Gwadarze i Karaczi. Na przeszkodzie tym planom stoi zaostrzający się spór indyjsko-pakistański, spowodowany niedawnym odebraniem autonomii muzułmańskim regionom Dżammu i Kaszmiru przez władze centralne w New Delhi. Co nastąpiło zaraz po wyraźnym wsparciu Indii przez Waszyngton.
Tak się składa, że planowany bezpośredni korytarz drogowy z Chin biegłby właśnie przez pakistańską część Kaszmiru, niebezpiecznie blisko linii kontaktu ogniowego między dwoma zwaśnionymi państwami. Antycypując podobne niepokoje, Chińczycy rozpoczęli starania w celu poprowadzenia alternatywnych odnóg szlaku przez państwa Azji Centralnej, wliczając w to Afganistan. Z tego powodu Amerykanie bardzo wiele uwagi zaczęli w minionym roku przykładać do samopoczucia chińskich muzułmanów, turkmeńskiego ludu Ujgórów zamieszkujących zachodnią prowincję Sinciang, która graniczy nie tylko z Pakistanem, ale też całą Azją Centralną. Faktem jest, że od wielu lat ze względu na swoją działalność partyzancką (także terrorystyczna) poddawani są oni wielu represjom przez chińskie władze, w tym więzieni w obozach reedukacyjnych. Niemniej, destabilizacja Sinciangu byłaby dla Amerykanów wyjątkowo korzystną okolicznością spowalniającą budowę NJS.
Podobnie traktuję konflikt społeczno-polityczny w Hongkongu, gdzie frustracja młodego pokolenia mieszkańców doprowadziła do ogromnego przesilenia i wybuchu wielomiesięcznych, paraliżujących miasto protestów. Tu także Amerykanie wyrazili swoje poparcie, angażując się bezpośrednio w lokalny (mimo wszystko) spór polityczny, stanowiący nie tylko element rozgrywki z Chinami, ale też demonstrację polityczną dla Tajwanu.
Reasumując, regionami potencjalnej destabilizacji, która mogłaby stanowić kłody rzucane pod nogi chińskiego smoka (bo to USA stoi na pozycjach obronnych, a Chiny ekspandują) jest wiele, to nie tylko Morze Pacyfik, Azja Centralna, ale też Bliski Wschód.
W dobie wojny nowej generacji (hybrydowej/dyfuzyjnej), manipulowanie społecznymi nastrojami, wzburzanie i ukierunkowywanie obywatelskiej frustracji jest znakomitym, nisko kosztowym sposobem wpływu na przeciwnika.
#3 REWOLTY SPOŁECZNE
Jednym z wciąż trwających efektów Wielkiej Recesji są nierówności społeczne i brak poczucia sprawiedliwości, a także brak nadziei na przyszłość, które rodzą frustrację i pchają ludzi do protestów. Tym bardziej, że w wielu krajach kryzys albo nigdy się tak naprawdę nie skończył, albo w jego wyniku status obywateli trwale się pogorszył. Na tę pierwotną przyczynę nakłada się jeszcze szereg problemów lokalnych jak korupcja, niewydolność administracyjna, autorytaryzm, zagrożenie bezpieczeństwa, a także globalnych – walka z ociepleniem klimatu, rywalizacja mocarstw, ceny surowców i wojna kulturowa, które powodują ostrą polaryzację. Powodów do frustracji i niezadowolenia jest bardzo wiele, a doświadczenia wojny nowej generacji uczą, że podział społeczeństw na dwa wściekle zwalczające się obozy jest zjawiskiem pożądanym i świadomie podsycanym. Pozwala na tzw. zarządzanie kryzysem, a więc pośrednie wpływanie na kierunki polityki i decyzje podejmowane w danym państwie. To nie przypadek, że niektóre media często serwują nam informacje w taki sposób by budzić skrajne emocje.
W minionym roku masowe protesty społeczne przybierające czasami formę brutalnych rewolt objęły niemal całą Amerykę Południową i Centralną (Chile, Ekwador, Boliwia, Wenezuela, Haiti, Honduras, Argentyna, Peru, Puerto Rico, Gwatemala, Brazylia, Kolumbia, Meksyk), wiele państw Bliskiego Wschodu oraz część Maghrebu (Irak, Iran, Liban, Gaza, Egipt, Algieria) oraz niektóre państwa Europy (Hiszpania, Francja, Serbia, Rosja, Słowacja, Czechy). Do tego doszły też protesty w Hongkongu, Pakistanie i Indiach. W większości przypadków nie stanowiły zjawiska całkiem nowego, a jedynie kolejną odsłonę ruchów mających już swoją historię. Nowością była ich intensywność i gwałtowność. Liczba zabitych szła w setki, a rannych w tysiące. Zaskakujący był też stopień rozprzestrzeniania się buntu w regionie, trochę na wzór Arabskiej Wiosny 2011 roku. Był to kolejny dowód na nieprawdopodobną siłę globalnego skomunikowania za pośrednictwem sieci społecznościowych i informacyjnych. Manifestanci z różnych części świata wzajemnie kopiowali od siebie pomysły na walkę z siłami porządkowymi, twórczo rozwijali sposoby obywatelskiego nieposłuszeństwa, czy wreszcie nawet wzniecali protesty inspirując się sukcesem kolegów zza granicy. Przykładem były tu zwłaszcza znakomicie zorganizowane grupy Hongkongersów. To co pokazali światu, stanowiło zupełnie nowy poziom w stosunku do wcześniejszego stylu prowadzenia manifestacji i bardzo utrudniło pracę totalnie zaskoczonym służbom porządkowym.
Część z tych ruchów wykorzystana została przez agenturę różnorakich państw do rozgrywek geopolitycznych, można tutaj wymienić zwłaszcza: Hiszpanię, Francję, Serbię, Boliwię, Hongkong, Iran, Irak, Gazę i Wenezuelę. Część przyczyniła się do ustąpienia lub obalenia osób czy rządów aktualnie sprawujących władzę (Liban, Algieria, Boliwia, Honduras) lub trwałego rozłamu (Wenezuela, Hongkong). Jestem przekonany, że w niektórych państwach protesty będą kontynuowane w kolejnym roku z potencjałem eskalacji w rewolty. Iskrą doprowadzającą do eksplozji mogą być kataklizmy naturalne (vide zmiana klimatu) albo związane ze stanem budżetu reformy polityczne. Najgorętszymi punktami zapalnymi wydają się być w tej chwili Irak, Indie i Pakistan. Wszystkie bowiem mogą zostać wplątane w hegemoniczną próbę sił.
Istnieje także potencjał do wybuchu społecznego niezadowolenia w USA, Chinach i Rosji jeśli sytuacja gospodarcza ulegnie dalszemu pogorszeniu. Przy czym Amerykanie mogą także wyjść na ulicę przy okazji wyborów prezydenckich (bezpardonowej walki jaka toczy się między partiami, nawoływania do przemocy i nienawiści, które może skłaniać szaleńców do prób zamachu na życie i zdrowie kandydatów).
Bruno Maçães (autor książek i analityk) pisał nawet o nowej Wiośnie Ludów, tylko bardziej chaotycznej i brutalnej niż ta z 1848 roku. Dodaje też, że po raz pierwszy ludzie nie spoglądają na Zachód w poszukiwaniu wzoru i inspiracji. Przeciwnie, szukają własnej drogi i jest to dowód na głęboką zmianę globalnego porządku.
Podsumowując, społeczne niezadowolenie jest zjawiskiem powszechnym na całym świecie z uwagi na globalizację gospodarczą i negatywne skutki ostatniego kryzysu. Ten wymiar materialny nakłada się na lokalne problemy: podziały polityczne, kulturowe i religijne, korupcję, dysfunkcjonalność administracyjną, biedę itp. Ulega proliferacji (rozprzestrzenieniu) za pomocą sieci informacyjnej i mediów społecznościowych, a dodatkowo tak skomasowane niezadowolenie podsycane jest przez umiejętnie prowadzoną wojnę nowego typu obliczoną na destabilizację.
Rok 2020 zapowiada się na wyjątkowo burzliwy w wymiarze społecznym.
II. MOCARSTWA
Pora przyjrzeć się wielkiej trójce graczy. Przed jakimi wyzwaniami staną i co zdominuje ich politykę w 2020?
USA:
Amerykanie wchodzą w okres wyborczy, przez co ich uwaga musi skupić się na polityce krajowej. Nie spodziewam się skutecznego odwołania prezydenta ze stanowiska, z uwagi na pełną kontrolę Senatu przez Republikanów, ale bez wątpienia krwawa walka polityczna toczyć się będzie aż do samego dnia wyborów, a może i później co zostanie dodatkowo wzmocnione niepewnością co do gospodarki (o czym pisałem wcześniej). Problemy wewnętrzne to spore zagrożenie dla stabilności amerykańskiego rządu i krajowy numer jeden.
Na razie Donald Trump potrzebuje wymiernych sukcesów swojej polityki zagranicznej, dlatego tam gdzie nie ma nadziei na prędkie zamknięcie tematu, tam prawdopodobnie nie będzie dążyć do przełomu (a może nawet usztywnić stanowisko). Na pierwszy ogień muszą pójść wszelkie umowy handlowe. Pod koniec roku finalizowano USMCA z Kanadą i Meksykiem, porozumienie z Japonią, a w styczniu ma dojść do podpisania pierwszej fazy umowy z Chinami (lub nowych taryf). Co w kolejce? Negocjacje z Wielką Brytanią i Unią Europejską, a także kontynuacja nacisków na Chiny, także poprzez destabilizację bezpośredniego sąsiedztwa Państwa Środka. Na drugim planie są zmagania natury geopolitycznej z Rosją, Koreą Północną i Iranem. Wbrew pozorom Donald Trump pozostaje nadal otwarty na rozmowy, dlatego istnieje pewna szansa na ich rozpoczęcie, choć trzeba pamiętać, że jak na razie zarówno Pjongjang jak i Teheran raczej eskalują napięcia, a jedynie Kreml przyjmuje pozycję uprzejmego wyczekiwania na wyciągniętą rękę (o czym później). To na ile Waszyngton stać będzie na twarde demonstracje wobec tych dwóch niepokornych państw, zdeterminuje trwałość proamerykańskich sympatii w regionie. Konsolidacja sojuszy i budowa koalicji wokół koncepcji „anti-China” oraz podporządkowanie bezpośredniego sąsiedztwa będzie amerykańskim nr 2. Prawdopodobnie doprowadzi to też do utraty przez USA kilku dotychczasowych sojuszników, którzy już definitywnie zaczną grać w przeciwnej drużynie (Turcja, Irak).
Od 2020 USA powinno chętniej demonstrować swoją siłę, a to z uwagi na częściową finalizację rozpoczętego przed kilkoma laty procesu odbudowy potencjału wojskowego. Zapowiedzią tych działań są planowane od dawna ćwiczenia Defender Europe (odbędą się także w Polsce). Armia otrzymała relatywnie nowy, zmodernizowany sprzęt, uzupełniła zapasy amunicji i środków rażenia, a także z sukcesem przezbraja brygady piechoty (BCT) na brygady pancerne (ABCT). W tym roku rozpocznie się też wprowadzanie systemu plot krótkiego zasięgu MSHORAD, którego brak stanowił bardzo duży problem dla jednostek liniowych. To czego na razie nie udało się zrobić to zwiększyć liczebności armii (duże problemy z rekrutacją i utrzymaniem istniejącego ukompletowania) oraz rozpocząć wdrażania sprzętu kolejnej generacji. Sytuacja nie jest już jednak tak beznadziejna, jak jeszcze w 2015 roku.
Lepiej ma się US Navy, która skutecznie zwiększą liczbę okrętów (z 270 w 2015 do 301 w 2020) i marynarzy (o 5000 ludzi więcej niż rok wcześniej), a także utrzymuje liczną i sprawną flotę powietrzną. Niestety w stosunku do zadań, jest nadal zbyt mała by objąć wszystkie teatry działań. Stąd prócz postępujących prac technologicznych (prace nad bezzałogowcami), następuje także zmiana taktyki. Flota pływa teraz w sposób mniej przewidywalny, często niezapowiedzianie odwiedzając różne rejony świata. Oznacza to jednak, że USA boryka się z syndromem „przykrótkiej kołdry”. Okręty nie mogą być wszędzie równocześnie. W którejś chwili może ich zabraknąć gdy będą potrzebne i cały ciężar starcia spadnie wtedy na armię i lotnictwo, które także mają ograniczone siły. To automatycznie oznacza, że Amerykanie poza Pacyfikiem i własnym podwórkiem (blisko krajowych baz) nie będą podejmowali dłuższych operacji wojskowych prowadzonych z morza, tak żeby nie pozbawiać się możliwości manewru. To ruch relatywnie niewielkich grup bojowych, szybkie przerzucenie sił by kreować lokalną przewagę stanowić będzie podstawę amerykańskich operacji. A to z kolei spycha ich do defensywy lub mierzenia się tylko ze słabszymi przeciwnikami w rodzaju np: Iranu. Tym bardziej, że konkurenci będą Amerykanów testować w wielu regionach równocześnie. Jednym słowem blokowanie i prężenie muskułów tak, ale wojna już niekoniecznie. Co najwyżej szybkie, precyzyjne uderzenia. Brak wystarczającej liczebności sił zmusi ich też do dalszego zwijania wysuniętej obecności – Afganistan, Syria, Irak, Turcja. Być może zmniejszy się też liczba żołnierzy stacjonujących w Korei Południowej i Japonii, a także Niemczech i to nie z powodów politycznych, a wyraźnej potrzeby chwili (konieczności odpowiedzi na działania przeciwników). Ewentualnie, obserwować będziemy też dużą rotację i przenoszenie żołnierzy z miejsca na miejsce. Konsolidacja sił zbrojnych to amerykański numer 3 w nadchodzącym roku.
Chiny:
Pod wieloma względami Chińska Republika Ludowa mierzy się z podobnymi wyzwaniami co USA. Tak samo prowadzi reformę armii i rozbudowuje marynarkę. Boryka się problemami gospodarczymi i nadmiernym zadłużeniem. Mimo, że nie podlega reżimowi demokracji, musi liczyć się z narastaniem społecznego niezadowolenia, które w skrajnym wypadku mogłoby doprowadzić nawet do gwałtownych publicznych protestów, a do tego pilnujący swego wizerunku Xi Jinping nie będzie chciał dopuścić. Ośmieszenie „cesarza” łączyło by się z jego detronizacją. Dlatego dla Chin podstawowym zmartwieniem będzie dalsze wspieranie i reforma gospodarki. Priorytetem będzie utrzymywanie płynności finansowej i pobudzanie przedsiębiorczości. Ewentualne porażki na tym polu spowodowane np: amerykańską polityką, natychmiast będą spotykać się z agresywną odpowiedzią i wojskową demonstracją siły zmuszającą Amerykanów do reakcji.
Odwrotnie niż Waszyngton, Pekin jest nastawiony ofensywnie, stale rozszerza swoje wpływy. W minionym 2019 zwodował rekordową liczbę aż 28 nowych okrętów (10 niszczycieli, 16 korwet i 2 pomocnicze). Dla porównania Amerykanie mogą pozwolić sobie na jedynie 10 jednostek rocznie (fakt, że większych). Wliczając w to zamienione w instalacje wojskowe wyspy Morza Południowochińskiego, chińska przewaga w tym regionie jest już dzisiaj faktem. Stąd przychodzi pora na jego całkowite podporządkowanie. Na pierwszy ogień musi pójść Tajwan, w którym styczniowe wybory zadecydują o dalszym kierunku zbliżenia z Pekinem. Jeśli wygrają jego przeciwnicy, Chiny zaczną eskalować napięcia wokół wyspy, np: uniemożliwiając swobodną żeglugę przez cieśninę, prowadząc manewry itp. demonstrując swoją wolę do stosowania siły. Jeśli wygrają zwolennicy, przyspieszeniu ulegnie proces prowadzący do przyszłej integracji. Dopiero wtedy rozpocznie się rozgrywka z Wietnamem, jedynym krajem na całym Morzu Południowochińskim, który aktywnie opiera się chińskiej ekspansji. Nie wykluczam tutaj nawet lokalnych morskich starć zbrojnych, ale prawdopodobnie dopiero po politycznym wyłączeniu z gry Filipin (np: wymuszeniu neutralności). Gdzieś obok tych dwóch punktów zapalnych znajdzie się Hongkong, którego pacyfikacja nadal pozostaje opcją otwartą, choć niemile widzianą. Ekspansja militarna w najbliższym sąsiedztwie będzie drugim priorytetem Chińskiej Republiki Ludowej w nadchodzącym roku.
Przez kilka ostatnich lat, Pekin stosował narrację „win-win” mającą zachęcać wszystkich do otwartej współpracy, samemu reglamentując dostęp do chińskiego rynku. Ta taktyka powoli się wyczerpuje, toteż „partia” prawdopodobnie spróbuje nowego podejścia, poza samą marchewką użyje także kija. Będzie do tego zmuszona przez Amerykanów, nadal aktywnie (i coraz skuteczniej) zwalczających chińskie technologie (głównie 5G) i wpływy. Tam gdzie współpracę już nawiązano, a kraje przyjmujące będą chciały zmieniać brzmienie podpisanych umów, spotkają się z brutalną odmową i szantażem. W państwach jeszcze się wahających, Chińczycy iść będą na dużo większe ustępstwa, byleby tylko jak najszybciej zakorzenić się w amerykańskiej (lub jakiejkolwiek innej) strefie wpływów. Przyspieszeniu ulegnie też militaryzacja poszczególnych chińskich przyczółków w świecie (np: portów), co będzie obliczone na zabezpieczenie interesów. Ta wywierana presja i wciąż rosnący opór Amerykanów zacznie już bardzo wyraźnie dzielić państwa na dwa, przeciwne sobie obozy. Różnice polegać będą nie tylko na systemie gospodarczym (różnych ośrodkach produkcji, innych łańcuchów dostaw, innej technologii), ale też politycznym (wzajemnie się wykluczającym). Będzie to pierwszy rok tak wyraźnego podziału. Ekspansja wpływów będzie trzecim priorytetem Pekinu i objawi się także, poprzez pojawienie się chińskich wojsk w zupełnie nowych regionach (np: na Bliskim Wschodzie), a nawet – kto wie – może np: na Białorusi (wiem, brzmi jak fantastyka).
Rosja:
Federacja jest ogólnie najsłabszym z wymienionych mocarstw, a jednak w oparciu o swoją geografię i siłę wojskową, najbardziej agresywnym. W 2020 roku kończy się realizacja rosyjskiego programu zbrojeniowego z lat 2011-2020 (tzw. GPW 2020), kolejny już trwa (na lata 2018-2027). Mimo problemów z wypełnieniem wszystkich założeń modernizacja armii postępuje, choć powoli. Do linii weszły lub wejdą niewielkie ilości sprzętu nowej generacji (system laserowy Pierestwiet, T-14 Armata, pociski Awangard, Su-57 itd.), ale ważniejsze jest wprowadzenie dużej ilości starszego, już sprawdzonego i zmodernizowanego sprzętu jak czołgi T-90, czy systemy plot S-400. Uwagę zwraca zwłaszcza modernizacja blisko 1700 sztuk czołgów T-72B3. Siły absolutnie wystarczającej do mierzenia się z armiami państw sąsiedzkich (poza Chinami). Najlepiej mają się jednostki powietrzno-desantowe oraz te z Zachodniego Okręgu Wojskowego (w tym uformowana właśnie 1 GAP). Zwiększono nie tylko potencjał sprzętowy, ale też zmieniono strukturę armii z dywizyjnej na brygadową. Wymusiła to zmiana taktyki działania, oparcie się na zadaniowanych związkach taktycznych o charakterze ofensywnym. Rosyjska armia jest tym samym nastawiona nie na obronę, ale *atak*. W dodatku choć relatywnie nieliczna (jak na wielkość kraju), posiada doświadczoną w boju kadrę oficerską i żołnierzy. Analitycy spodziewają się też, że w nadchodzącym roku aktualizacji ulegnie rosyjska doktryna wojskowa, co może pójść w parze z eskalacją napięć na pograniczu. Prawdopodobnym scenariuszem jest oficjalne wprowadzenie zasady „aktywnej obrony”, czyli uprzedzających uderzeń mających wyeliminować potencjalne zagrożenia dla kraju.
Jednocześnie Moskwa zakończy proces budowania całkowitej niezależności państwa od reszty świata co będzie jej strategicznym priorytetem. Do użycia wejdą satelity GLONASS-K2 (alternatywy dla GPS) który to system już jest wspierany przez np: chińskie smartfony. Zakończono też prace pozwalające na odłączenie RuNetu (rosyjskiego Internetu), a system SPFS (alternatywa dla SWIFT) został w ubiegłym roku złączony z systemami bankowymi Iranu, Chin, Indii i Unii Euroazjatyckiej. Odłączenie się od globalnego systemu wymagać będzie podbudowy ideologicznej. Stąd rozpoczęta przez Władimira Putina w grudniu 2019 nagonka na „antysemicką” Polskę i oskarżanie nas o wywołanie drugiej wojny światowej. Poza doraźnym zwalczaniem propolskiej narracji np: na Białorusi i próbą alienowania nas od sojuszników, obliczona jest na użytek wewnętrzny, nie tyle samej Rosji, co wszystkich państw byłego ZSRS. Wojna Ojczyźniana stanowi tam bowiem świętość, a atak na mit bohaterskiego czerwonoarmisty największą obrazę. Putin, wywołując awanturę z Zachodem (głównie antyrosyjską częścią) pokazuje jednocześnie jak bardzo jesteśmy niewdzięczni i jak niewarci współczucia. Taka podbudowa ideologiczna (wokół ruskiego miru) pozwoli w przyszłości uzyskać społeczną akceptację dla rozbratu ze światem i wojen prewencyjnych. Uwieńczeniem tej narracji będą majowe obchody zakończenia drugiej wojny światowej.
Wewnętrzna konsolidacja dobiegnie tym samym końca, co odetnie rosyjskie społeczeństwo od zgubnych wpływów demokracji liberalnej (lepsza kontrola) i da większą swobodę w prowadzeniu polityki międzynarodowej (brak podatności na sankcje). A ta w moim odczuciu, sprowadzi się głównie do agresywnego interweniowania w całym limitrofie, rosyjskim pograniczu, ze szczególnym uwzględnieniem dalszych prób wcielenia Białorusi (choćby i siłowym). W strefie zainteresowania znajdzie się też Południowy Kaukaz (np: Azerbejdżan, Armenia), ponieważ Rosjanie szukać będą lądowej drogi na Bliski Wschód oraz Azja Centralna, gdzie rywalizacja między Chinami a USA zagrozi rosyjskim interesom. Mowa tutaj o wszelkich dostępnych środkach, od wojny informacyjnej, przez agenturę wpływu i surowce, po siłę wojskową (raczej już w drugiej połowie roku). W tym ujęciu, drugorzędne znaczenie będą miały działania na Bliskim Wschodzie, współpraca z Iranem i Turcją, nowy podział wpływów w Syrii, Libii, Libanie i Iraku do którego prawdopodobnie wkrótce dojdzie.
Trzecim priorytetem rosyjski polityki będzie dokończenie budowy NordStream 2 oraz rozbudowa Turkish Stream (tutaj potrzebny jest jeszcze interkonektor z Bułgarią).
Realizacja dwóch powyższych priorytetów wymaga od Kremla wzmożenia działań politycznych obliczonych na próbę rozbicia relacji wewnątrz Unii Europejskiej i poluźnienia sojuszu transatlantyckiego. Rosja potrzebuje bowiem kilku miesięcy spokoju, dlatego przyjmie pozę kraju niesprawiedliwie prześladowanego przez imperialistyczne USA i ich popleczników, co znakomicie współgra z opisaną wcześniej narracją skierowaną do obywateli dawnego ZSRS. Sygnalizowane już granie nutą antysemicką jest też próbą zbliżenia z Izraelem, którego postawa będzie decydująca dla układu sił na Bliskim Wschodzie. Rosja będzie też otwarta na wszelkie inicjatywy nawiązujące współpracę międzynarodową (także z UE czy USA), choć jedynie jako wybieg taktyczny, nie mogący trwale wpłynąć na omawiane cele strategiczne . Ta miękka polityka ma uśpić czujność Europy w stosunku do działań na Białorusi, Ukrainie i innych atakowanych państw. Zapewnienia o woli budowania unii od Lizbony po Władywostok będą dokładnie tym co niektórzy (np: francuscy czy niemieccy) politycy chcą usłyszeć. Defensywna poza przeciwstawiona zostanie „agresywnej” polityce NATO skumulowanej w wielkich ćwiczeniach wschodniej flanki – Defender Europe 2020 (pod egidą USA,a nie sojuszu). Wszelkie agresywne ruchy nastąpią prawdopodobnie dopiero po dokończeniu NS2 (albo jego ostatecznym zablokowaniu, co wydaje się zupełnie niemożliwe), a więc najwcześniej w drugiej połowie roku.
III. WYDARZENIA REGIONALNE
Gdzie jeszcze warto spoglądać, czego się spodziewać?
Morze Śródziemne i Cypr
Polityka Turcji staje się w ostatnim czasie wyjątkowo ekspansywna. Konflikt wokół złóż gazowych Cypru jest realną ewentualnością, a sytuację dodatkowo skomplikuje jeszcze turecka interwencja zbrojna w Libii. Turcja będzie w tym zakresie współdziałać z Rosja (choćby ta oficjalnie zachowywała neutralność), a nieformalny sojusz obu państw w regionie będzie trwały. Niezależnie od konfliktu o kontrolowany przez Ankarę syryjski Idlib. To rodzi szereg następstw. Dla Europy to przede wszystkim zagrożenie niesione kolejną falą migracyjną i komplikacje gospodarcze dla Grecji (cios w turystykę), Włoch (surowce) i naturalnie samego Cypru (turystyka i surowce). W związku z powyższym Unia Europejska może zostać zmuszona do kolejnych koncesji na rzecz Ankary, tj. rozpoczęcia rozmów na temat uznania części roszczeń do Cypru i Morza Egejskiego oraz zwiększonego finansowania w zamian za dalsze powstrzymywanie migracji. Spodziewam się też podniesienia się pierwszych głosów kwestionujących członkostwo Turcji w NATO aż po zamknięcie instalacji wojskowych sojuszu na jej terytorium. Całkowite zerwanie relacji nie będzie jednak możliwe (z woli Zachodu), z uwagi na kontrolę cieśniny Bosfor i jej znaczenie dla projekcji siły na Morzu Czarnym. Choć nie wykluczam, że może nastąpić jej czasowe zamknięcie dla okrętów innych niż rosyjskie i tureckie.
Liban, Syria i Irak
Lewant wchodzi w kolejną fazę destabilizacji. W tej chwili zdecydowanym wygranym tej sytuacji wydaje się być Iran. W pierwszych tygodniach nowego roku wspierana przez Rosjan i Iran syryjska armia rządowa powinna podbić ostatnią już zbuntowaną prowincję, tj. Idlib. Uchodzący z niej islamscy dżihadyści znajdą schronienie w Turcji, a z jej pomocą także nowe zajęcie (np: w Libii i Iraku). Niewykluczone, że wielu z nich zawita do Europy co po raz kolejny w ostatnich latach zwiększy zagrożenie terrorystyczne. Kolejnym krajem posiadającym duży potencjał do stoczenia się w odmęty wojny domowej jest Irak. W tej chwili walka toczy się o zachowanie w nim silnych wpływów irańskich, przy jednoczesnym usunięciu Amerykanów. Wyrzucenie USA z Iraku, zmusi też do wycofania oddziały amerykańskie przebywające we wschodniej Syrii. Teheran wydaje się to starcie wygrywać, a jeśli dodatkowo utrzyma wpływy w Libanie, wymarzony korytarz do Morza Śródziemnego stanie się faktem. Tymczasem nie jest jasne czy Amerykanie poddadzą się tej presji i jak zareagują państwa sunnickie skupione wokół Arabii Saudyjskiej. W połączeniu z zamieszaniem wokół Turcji, sytuacja może eskalować w wielką, panarabską wojnę.
Iran i Arabia Saudyjska
Osią tych bliskowschodnich konfliktów jest rywalizacja między Rijadem a Teheranem. W tym roku może dojść do znaczących rozstrzygnięć między nimi. Realną perspektywą jest wygaszenie wojny w Jemenie oraz blokada cieśniny Ormuz przez Teheran. Kontrola nad Irakiem pozwoliłaby też siłom proirańskim na atakowanie terytorium KSA od północy (głównie infrastruktury naftowej/gazowej). Przy jednoczesnym braku możliwości eksportu przez Zatokę Perską, jedynym punktem wyjścia byłby port na Morzu Czerwonym. Co jednak w przypadku gdy rozpętana przez Turcję wojna na Morzu Lewantyńskim utrudni korzystanie z kanału sueskiego? Arabia ma duże kłopoty finansowe, a swoje dochody budżetowe opiera na eksporcie surowców. W takiej sytuacji przyparty do muru książę Mohammed bin Salman może być zmuszony do upokarzających ustępstw i nie jest wiadome czy po śmierci starego i schorowanego króla Salmana utrzyma się na tronie. Bardziej realna wydaje mi się próba przewrotu pałacowego. Wbrew pozorom, krajem najbardziej zdecydowanym do powstrzymywania działań Iranu jest Izrael. Tyle, że poza atakami powietrznymi na wybrane irańskie instalacje i infrastrukturę , niewiele więcej jest w stanie zrobić dlatego sam może stać się celem. Iran mógłby w tym zakresie działać przez pośredników, dlatego nie można wykluczyć np: masowego ataku rakietowego (tak by nawet „Irone Dome” nie był w stanie powstrzymać wszystkich pocisków).
Indie i Pakistan
Choć oba kraje od wielu lat pozostają na granicy pełnoskalowej wojny, a całkiem regularnie toczą ze sobą pomniejsze bitwy, to jednak nie można lekceważyć najnowszej odsłony ich kaszmirskich zmagań. O znaczeniu Dżammu i Kaszmiru pisałem wcześniej, więc w tym miejscu chciałbym jeszcze tylko podkreślić, że w razie zawarcia porozumienia pokojowego w Afganistanie i wycofania się z niego wojsk sojuszu rośnie perspektywa przejścia tamtejszych bojowników Talibanu do działań partyzanckich w Kaszmirze. Jeśli nie w ramach decyzji politycznych (Taliban to nacjonaliści, niekoniecznie chcący się mieszać do spraw Indii i Pakistanu), to przynajmniej oddolnej inicjatywy wychowanych w pakistańskich madrasach dżihadystów. Konflikt ten może być też podsycany przez rywalizację USA (Indie) i Chin (Pakistan). Warto obserwować co tam się będzie działo.
Sahel
Ruchy dżihadystyczne w Afryce ciągle zyskują na sile. Ich działalność skupia się głównie w rejonie Sahelu: Mali, Burkina Faso, Nigru, Nigerii i Czadu, ale sięga też aż po Somalię. Lokalne armie i rządy są zbyt słabe by poradzić sobie z zagrożeniem. Do tego dochodzą konflikty religijne, plemienne i fatalna sytuacja gospodarcza. To tam ciągną dżihadyści uciekający z Lewantu i Libii. To także tam w ostatnim czasie ścierają się interesy Chin, Rosji, państw europejskich i międzynarodowych korporacji. Duży potencjał eskalacyjny, w tym Afrykańskiej Wiosny Ludów (demografia), co z kolei przełoży się na ogromną falę migracyjną.
Unia Europejska
Wspólnota będzie w tym roku zajęta głównie sobą. Ilość problemów wewnętrznych z jakimi musi się zmierzyć może przyprawić o zawrót głowy. Jedyną szansą Europy na wzięcie udziału w określaniu nowego globalnego porządku jest wzięcie odpowiedzialności za kształt wspólnoty (reforma) oraz kontrola jej bezpośredniego sąsiedztwa. Niestety, unia nie posiada do tego wystarczających zdolności wojskowych, a z drugiej strony pozostaje skrajnie podzielona wewnętrznie przez co osłabia swoją siłę polityczną. Jedynym jaśniejszym punktem jest jej potęga gospodarcza, która jednakże może ulec osłabieniu w przypadku nadejścia recesji. W związku z powyższym, Europa dalej tkwić będzie w bezwładzie i musimy raczej zastanawiać się nad sposobami w jaki możemy uniknąć jej rozpadu i przezwyciężać dzielące nas różnice. To, wraz z uniknięciem recesji będzie dla lokalnych decydentów najważniejsze. Zadania z pewnością nie ułatwi presja zewnętrzna trzech pozostałych mocarstw, które brutalnie dążyć będą do budowy swoich stref wpływu. Sądząc po klimacie panującym przez kilka ostatnich lat, dużym problemem mogą też być powtarzające się klęski żywiołowe (powodzie, susze itp.). Spodziewam się powolnego szukania pobrexitowej stabilizacji, przerywanego zamachami terrorystycznymi (nadal) i rewoltami społecznymi. Widzę też potencjał destabilizacji południa kontynentu i alienacji Europy Wschodniej i Centralnej od twardego jądra wspólnoty. Niestety, w wyniku ogólnej dezynwoltury wspólnota stoi przed ryzykiem zaniedbania relacji z państwami bałkańskimi, które w poczuciu rozczarowania mogą wpaść w obcą strefę wpływów (Rosja, Turcja, Chiny). Niewiadomą pozostaje kondycja Wielkiej Brytanii. W jaki sposób przeprowadzony zostanie brexit oraz czy uda się utrzymać jedność Zjednoczonego Królestwa (potencjalna secesja Szkocji)?
Europa Wschodnia
Numerem jeden pozostaje kwestia Białorusi i zachowania przez nią samodzielności politycznej. Wiele pracy Zachodu (USA) pójdzie w tym roku w stworzenie realnej przeciwwagi surowcowo-politycznej dla Rosji, z czego ta na pewno nie będzie zadowolona. Czy ten plan się powiedzie, czy też wkrótce rosyjskie dywizje staną na Bugu? Naprawdę trudno powiedzieć. W tej chwili większą szansę widzę w podporządkowaniu władz w Mińsku Rosji (z Aleksandrem Łukaszenką lub bez niego), ale piłka nadal jest w grze. Jeśli to by się Putinowi udało, automatycznie wzrośnie też presja na państwa bałtyckie, Ukrainę i Polskę. Nasz kraj, co już widać, niezależnie od okoliczności będzie poddawany ciągłej dezinformacji i wszelkim możliwym działaniom poniżej progu kinetycznego konfliktu (czyt. wojny starego typu). Ich nasilenie powinniśmy obserwować już od początku roku. Spodziewajmy się też różnorakich działań prewencyjnych, np: utrudnianiu przez FR realizacji przekopu Mierzei Wiślanej albo budowy Baltic Pipe. To, czy polityka ta przybierze na sile zależy też od sytuacji na Ukrainie. W tej chwili relacje z Kijowem układają się dobrze: wymieniono jeńców, podpisano umowę gazową, ale musimy pamiętać, że wszystko ma swoją cenę. Prędzej czy później Kreml wystawi rachunek. Ewentualne wchłonięcie Białorusi natychmiast doprowadziłoby do zaostrzenia retoryki w sprawie Ukrainy.
***
IV. Poprzednie lata
2018
W tym roku przewidywałem:
- wzmożenie rywalizacji o nowy globalny porządek: USA, Chiny, Rosja
- nowe konflikty zastępcze
- aktywizację działań służb obliczoną na: destabilizację państw, zabójstwa, dezinformację, wzmaganie niepokojów społecznych.
- unikanie otwartej konfrontacji wojskowej
- rozpoczęcie wojny handlowej i walutowej z Chinami
- dalsze cyberataki
- ponowne wzmożenie ataków terrorystycznych wymierzonych w cywili w Europie, USA, Rosji, ze wskazaniem działalności całych grup, a niekoniecznie tylko „samotnych wilków”
- brak rzeczywistych efektów negocjacji prowadzonych z Koreą Północną, brak realnej woli porozumienia
- oczekiwane spadki na amerykańskiej giełdzie i dekoniunktura,
- przejście wojny z Państwem Islamskim w stan walki z partyzantką na terenie Syrii i Iraku i walkę z pozostałymi dżihadystami oraz rozmycie się koalicji, która miała przejść w indywidualną walkę każdego z dawnych państw sojuszników w innych regionach świata
- zdradę Rożawy, inwazję na nią wojsk tureckich przy aprobacie Damaszku
- unikanie przez USA dużego zaangażowania militarnego w lokalne konflikty
- zamiast tego dalsze promowanie sojuszu Królestwa Arabii Saudyjskiej z Izraelem
- Chiny już zabezpieczają sobie Bab Al-Mandab i dalej będą w tym kierunku dążyć
Większość przewidywań bardzo szybko się sprawdziła i częściowo nadal pozostają one w mocy. Część, trwała także w poprzednim roku toteż stanowiła jedynie kontynuację wcześniejszych trendów. Nowością była wojna handlowa, która rozpoczęła się już 22 stycznia od nałożenia pierwszy taryf celnych na chińskie panele słoneczne, a przyspieszyła znacznie w okresie marzec-maj, gdy nałożono pierwsze, wzajemne, masowe cła na różnorakie produkty. Nowe konflikty zastępcze rodziły się nieco dłużej, dopiero w następnym roku rozpoczęła się druga wojna domowa w Libii, zawrzało w rejonie Dżammu i Kaszmir-Sinciang i Hongkongu. Rosja nie otworzyła nowego frontu na Ukrainie, a jedynie odcięła od niej Morze Azowskie co zostało przypieczętowane „kryzysem kerczeńskim”. Za to służby ruszyły do boju od razu. W marcu doszło do próby zabójstwa Sergieja Skripala, w listopadzie zamordowano Dżammala Chaszukdżiego, dezinformacja medialna (także w mediach społecznościowych) miała się znakomicie i wkrótce dała o sobie znać w protestach tzw. „żółtych kamizelek” we Francji (listopad). Protestowano też na Węgrzech, w Serbii i Albanii, a także w Rosji. Cyberwojna skupiona była z kolei na użyciu informacji, z czego najbardziej spektakularnym zdarzeniem stało się ujawnienie tożsamości agentów GRU biorących udział w zamachu na S. Skripala przez grupę Bellingcat. Aktywność terrorystów poza Bliskim Wschodem i Afryką, choć nadal odczuwalna, została jednak w znacznej mierze udaremniona przez służby, co przełożyło się też na jej mniejszą powszechność przynajmniej jeśli chodzi o Europę (wbrew przewidywaniom, przeprowadzano głównie samotne ataki, a grupy aresztowano zawczasu). Natomiast zupełnie nie sprawdziły się przewidywania co do zagrożenia migracyjnego, które skutecznie kontrolowano, mimo relatywnie nadal wysokiej liczby migrantów. Zagrały dwa czynniki, stabilizacja sytuacji w Syrii (odbicie terytorium przez Damaszek) oraz dojście do władzy populistów we Włoszech, a w następstwie blokadę migracji z Libii do Włoch poprzez 1) zapłacenie lokalnym milicjom libijskim za powstrzymanie przemytników 2) zwalczanie statków NGO przez włoski rząd. Dość dobrze sprawdziły się przewidywania co do amerykańskiej giełdy, która spadki rozpoczęła jeszcze w październiku, dochodząc do nowego dna w grudniu. Tendencja ta została jednakże odwrócona w kolejnym roku.
Wszystkie założenia co do sytuacji bliskowschodniej sprawdziły się co do joty, jednakże nie w samym 2018 roku, ale także następnym. Przy czym np: budowa sojuszu KSA-Izrael natrafiła na przeszkody w postaci najpierw niekorzystnego wizerunkowo zabójstwa Chaszukdżiego, następnie chaosowi politycznemu w Izraelu i zdecydowanie przegranej rywalizacji KSA z Iranem. Było to o tyle ciekawe, że USA oficjalnie powróciło na drogę konfrontacji z Teheranem, ale ku swojemu zaskoczeniu znalazło dla niej niewielu zwolenników.
2019
W kolejnym roku sytuacja zaczęła się klarować, dlatego przewidywałem:
USA
- popadanie w dalszy izolacjonizm
- eskalacja wojny handlowej z Chinami mimo negocjowanego porozumienia
- bessa na giełdzie, choć na razie bez głębokich skutków w postaci załamania gospodarczego
- niestabilność wewnętrzna z uwagi na wojnę polityczną, największa słabość kraju
- podporządkowanie państw zachodniej hemisfery (w tym zbrojne/siłowe demonstracje wobec Wenezueli)
- wzmacnianie Polski i Rumunii
- prowokowanie wojny z Iranem poprzez sojusz KSA i Izraela w celu zablokowania cieśnin, ewentualnie lokalną rewoltę
Rosja
- wojna hybrydowa prowadzona szeroko (dezinformacja, szantaż ekonomiczny): Niemcy, Polska, Bałkany, Ukraina
- dążenie do całkowitego podporządkowania Białorusi i destabilizacji Ukrainy (możliwie w oparciu o podział religijny – autokefalię i wybory)
- dalsze protesty społeczne
- ekspansja poza Syrię, dalej w kierunku na Egipt i Iran, sojusz z nimi i Turcją, rozbudowa wpływów na Bałkanach i Bliskim Wschodzie.
Europa
- trudny chaotyczny okres w związku z wyborami
- konflikt w ramach Unii oraz duża polaryzacja w polityce krajowej, protesty społeczne jako smutna codzienność
- początek nowej fali migracyjnej i recesji
Chiny
- polityka polegająca na graniu na czas by rozbudować wojsko, reformować gospodarkę, zdobyć przychylność Rosji, możliwy atak na dolara
- budować NJS przez Azję Centralną i Arktykę
- nie dojdzie do załamania gospodarczego
Nie sprawdziły się przewidywania co do nowego kryzysu migracyjnego w Europie. Mimo nadal istniejącego problemu, działania m.in. Włoch i Hiszpanii zniwelowały przemyt, a sama fala znacznie osłabła. Co prawda, kwestia migracyjna zaprzątała umysły Amerykanów (pochód uchodźców przez Amerykę Centralną do Meksyku i USA,) akurat tego nie przewidziałem. Rosyjska presja na Polskę i Ukrainę, była także mniejsza od oczekiwanej. Recesja zaczęła mocno straszyć, ale jeszcze nie rozkręciła się na całego. Pozostałe przypuszczenia okazały się trafne (niezależnie od tego na ile ich realizacja była skuteczna).
V. Materiały:
https://www.bankier.pl/wiadomosc/Dlug-publiczny-USA-przekroczyl-22-000-000-000-000-dolarow-7642116.html
https://www.bloomberg.com/news/articles/2019-09-19/the-repo-market-s-a-mess-what-s-the-repo-market-quicktake
https://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Government_finance_statistics/pl
https://www.ft.com/content/3cbbf5f8-1a41-11e9-9e64-d150b3105d21
https://www.bankier.pl/wiadomosc/14-krajow-UE-z-nadwyzka-w-finansach-publicznych-Polska-z-deficytem-7656018.html
https://unherd.com/2019/12/how-2019-became-the-year-of-protest/
https://www.csis.org/analysis/us-military-forces-fy-2020-army
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_largest_daily_changes_in_the_Dow_Jones_Industrial_Average
https://www.defence24.pl/zmodernizowane-t-90m-trafia-do-rosyjskiej-armii
https://warontherocks.com/2019/09/anticipating-a-new-russian-military-doctrine-in-2020-what-it-might-contain-and-why-it-matters/
https://www.csis.org/analysis/us-military-forces-fy-2020-navy
https://www.scmp.com/economy/china-economy/article/3018991/chinas-total-debt-rises-over-300-cent-gdp-beijing-loosens
https://t.co/eq9VV8R85f?amp=1
Data: 31-12-2019
Jeśli powyższy artykuł ci się podobał, proszę rozważ czy nie warto mnie wesprzeć.
Zostając moim Patronem dostajesz zaproszenie na zamkniętą grupę FB, na bieżąco rozmawiamy o wydarzeniach. Masz okazję wpływać na temat jakim się zajmę w następnej kolejności i w jakim kierunku rozwija się blog, a wybrane artykuły czytasz przed wszystkimi innymi. Dostajesz też dostęp do treści niepublikowanych poza zamkniętą grupą patronów. Wszystko zależy od progów. Sprawdź:
https://patronite.pl/globalnagra
Możesz też skorzystać z możliwości przekazania jednorazowej darowizny za pośrednictwem systemu PayPal.
albo wpłacić dowolną sumę bezpośrednio na konto podane TUTAJ.
3 komentarze
Łukasz Wrona · 2020-01-05 o 11:30
Imponujące zestawienie. Świetnie napisane i logicznie uargumentowane. Gratuluję.
Arkan · 2020-01-02 o 14:35
> izolacja Turcji (zamknięcie baz NATO, ew. czasowa blokada Bosforu), wzmocnienie sojuszu turecko-rosyjskiego.
Sojusz Turecko-Rosyjski nie będzie trwał długo, prawdopodobnie za trzy-cztery lata ich drogi się rozejdą. Oba państwa są rewizjonistyczne i mają zbyt wiele rozbieżnych interesów aby na dłuższą metę współpracować ze sobą.
> W 2020 roku kończy się realizacja rosyjskiego programu zbrojeniowego z lat 2011-2020 (tzw. GPW 2020), kolejny już trwa (na lata 2018-2027). Mimo problemów z wypełnieniem wszystkich założeń modernizacja armii postępuje, choć powoli.
Założenia modernizacyjne Rosyjskiej armii wykonano w mniej niż 50%. A jeśli weźmiemy pod uwagę ambitne cele na na rok 2025, ta modernizacja wypada dość blado. Tym bardziej, że w kolejnym roku kończy się porozumienie New START, którego amerykanie nie będą chcieli przedłużyć a na kolejny wyścig zbrojeń Rosja nie ma już pieniędzy.
> Do użycia wejdą satelity GLONASS-K2 (alternatywy dla GPS) który to system już jest wspierany przez np: chińskie smartfony. Zakończono też prace pozwalające na odłączenie RuNetu (rosyjskiego Internetu), a system SPFS (alternatywa dla SWIFT) został w ubiegłym roku złączony z systemami bankowymi Iranu, Chin, Indii i Unii Euroazjatyckiej.
Ale nie pomoże im to zmniejszyć narastającego niezadowolenia społecznego . Tym bardziej, że takie działania tylko zniechęcą do siebie zachodnie firmy a co za tym idzie ich technologię, kapitał a przede wszystkim metody zarządzania
> Wewnętrzna konsolidacja dobiegnie tym samym końca, co odetnie rosyjskie społeczeństwo od zgubnych wpływów demokracji liberalnej (lepsza kontrola) i da większą swobodę w prowadzeniu polityki międzynarodowej (brak podatności na sankcje). A ta w moim odczuciu, sprowadzi się głównie do agresywnego interweniowania w całym limitrofie, rosyjskim pograniczu, ze szczególnym uwzględnieniem dalszych prób wcielenia Białorusi (choćby i siłowym).
Nie. Doprowadzi to do przesilenia czego skutkiem będzie załamanie się Rosji pod koniec 2021 bądź na początku 2022 roku. Nie mówię tu o rozpadzie a o kryzysie społeczno-gospodarczym, po którym się już nie podniosą. Rosjanie zniosą dużo, a ich polityka imperialna w niewielkim stopniu opiera się o kapitał, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.
Filip Dąb-Mirowski · 2020-01-02 o 18:24
Dziękuję za cenne uwagi:
Moja prognoza odnosi się do tego roku, ewentualnie następnego (w rozumieniu ciągnących się wydarzeń). W zupełności zgadzam się z twierdzeniem, że w długiej perspektywie strony się rozejdą (pisałem o tym w „Upadek Saudów. Triumf Persów.”), na razie jednak nie.
Poproszę o źródła, mówimy o programie GPW 2020 z lat 2011-2020, obecnie realizowany zaczyna być program 2018-2027. W perspektywie tego starego planu (co zaznaczyłem) modernizacja rosyjskiej armii jest OGROMNA, od sprzętu po strukturę i taktykę. Śladowe ilości broni najnowszej generacji wprowadzane już w ramach nowego (bo faktycznie z uwagi na cięcia nie udało się uruchomić masowej produkcji wcześniej) nie czynią wielkiej różnicy, ponieważ jak na razie chodzi o efektywne prowadzenie konfliktu na pograniczu, z armiami typu np: Polski czy Ukrainy, do walki z którymi T-14 czy SU-57 nie są potrzebne. W sprawie zdolności do odstraszania atomowego to pardon, ale uważam że Amerykanie gonią Rosjan (mniejsze zdolności do skalowania – nie ma odpowiedników o podobnej mocy).
Tego nie rozstrzygam, bardzo możliwe, że stanie się jak piszesz co jednakże nie przeszkodzi Kremlowi realizować w/w polityki. W ogóle uważam, że źródłem ostatecznego upadku Rosji będzie jak to już w historii bywało, jej sytuacja wewnętrzna.
Tak, w dłuższej perspektywie tak może być. Prognoza obejmuje działania w roku 2020.